Trzeci dzień długiego weekendu był dużo lepszy niż drugi dzień; było dużo słońca i dzięki temu było dużo cieplej niż wczoraj. Roch zostawił kurtkę w domu, wskoczył w kamizelkę i pomknął przed siebie. Dziś pedałował sam, bo Koyocik nie przedłużył sobie weekendu, a już nikt inny nie jeździ na rowerze. Nie chciało się Rochowi myśleć nad trasą więc wybrał drugi wariant wczorajszego planu rowerowego.
Na początek Roch dostał się do Miasteczka Śląskiego i tam wjechał do lasu, którym dojechał do samego Pniowca, który był celem dzisiejszego wypadu. Dawno tam Rocha nie było, a przecież droga jest całkiem przyjemna. Kilometrów było mało i Roch pojechał jeszcze do Rept i skończył na Dolomitach. Zgodnie z zapowiedziami nie chce on zejść poniżej 30 kilometrów dziennie, a dziś Roch przejechał 36.67 kilometrów.
Po raz któryś Roch zabiera się za profesjonalne statystyki i może teraz w końcu mu się uda. W każdym razie do końca roku nie prowadzi ich, bo i tak nie ma to sensu. Nie sposób ustalić ile Roch przejechał kilometrów na rowerze bez licznika. W każdym razie na nowym rowerze przejechał 861 kilometrów, a celem jest okrągły tysiąc. Większe cyfry pojawią się dopiero za rok. Nawet nie cały, bo od marca lub kwietnia Roch chce już pedałować.
Na zakończenie ślad GPS dzisiejszego wyjazdu: Pniowiec.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
W najbliższym czasie Roch uruchomi bazarek, musi się trochę wyprzedać z tego co mu zalega po szufladach.
poniedziałek, 31 października 2011
Długi weekend – dzień trzeci
Labels:
Dolomity,
GPS,
Miasteczko Śląskie,
Pniowiec,
Repty
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 30 października 2011
Długi weekend – dzień drugi
Dobrej pogody ciąg dalszy. Dzisiaj była nawet lepsza niż wczoraj, więcej słońca i mniej wiatru. Roch szybko ogarnął obiad i zaczął wywoływać Koyota z lasu. Umówili się na stacji w Miasteczku Śląskim i stamtąd wyruszyli w dalszą podróż. Na początek trzeba było przedostać się w okolice Nowego Chechła bowiem plan wycieczki obejmował przejazd do Piekar Śląskich i do Świerklańca na rozgrzewającą kawę choć wcale zimno nie było, ale dobra kawa nie jest zła.
Po spożyciu kawy pojechali jeszcze raz do Nowego Chechła i tam się rozjechali. Roch chciał jeszcze dokręcić parę kilometrów, ale okazało się że wcale nie będzie to konieczne. Pod domem miał ich czterdzieści pięć; co prawda mógł dokręcić do pełnych pięćdziesięciu, ale nie chciało mu się. Koszulka zaczynała robić się mokra i mając do wyboru założenie suchej albo jeżdżenie w mokrej Roch wybrał oczywiście suchą i kolejną kawę w domu.
Robiąc kolejne kilometry Roch dochodzi do wniosku, że to już jesień jest. Wszędzie pełno spadniętych liści, a te które nie spadły to są żółte i też spadną. Ma to swój urok, bo można zrobić zdjęcie rowerowi w liściach, ale też zwiastuje nadejście zimy. Oby tylko następny długi weekend był jeszcze pogodny, rower ciągnie. Na zakończenie rower w liściach:
Roch pozdrawia Czytelników.
Po spożyciu kawy pojechali jeszcze raz do Nowego Chechła i tam się rozjechali. Roch chciał jeszcze dokręcić parę kilometrów, ale okazało się że wcale nie będzie to konieczne. Pod domem miał ich czterdzieści pięć; co prawda mógł dokręcić do pełnych pięćdziesięciu, ale nie chciało mu się. Koszulka zaczynała robić się mokra i mając do wyboru założenie suchej albo jeżdżenie w mokrej Roch wybrał oczywiście suchą i kolejną kawę w domu.
Robiąc kolejne kilometry Roch dochodzi do wniosku, że to już jesień jest. Wszędzie pełno spadniętych liści, a te które nie spadły to są żółte i też spadną. Ma to swój urok, bo można zrobić zdjęcie rowerowi w liściach, ale też zwiastuje nadejście zimy. Oby tylko następny długi weekend był jeszcze pogodny, rower ciągnie. Na zakończenie rower w liściach:
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Kopiec,
Miasteczko Śląskie,
Nowe Chechło,
Świerklaniec,
Wymysłów
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 29 października 2011
Długi weekend – dzień pierwszy
W końcu długo wyczekiwany przez Rocha długi weekend. Roch musiał odpocząć od myślenia, potrzebował dłuższej przerwy, a zwykły weekend nie wystarczał mu żeby tak całkiem się odmóżdżyć. Teraz ma na to cztery dni i Roch ani myśli zaglądać do firmowej poczty. Zajrzy dopiero w środę, a do tego czasu cieszy się w miarę dobrą pogodą, sprawnym rowerem i chęcią do jazdy, która Rocha nie opuszcza. Towarzystwo rowerowe też dopisuje. Dziś Roch pedałował z Koyotem.
Na początek wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure, ale tym razem Roch nie kupił nic, nie zaciągnął żadnego kredytu, choć było trudno, bo siodełko Cube kusi go bardzo. I chyba pójdzie w poniedziałek i pomyśli, czy kupić, czy nie. I pewnie kupi. Po wyjściu ze sklepu Roch z Koyotem pojechali na kawę, a później pomknęli do Świerklańca. Tam już żadna "kawodajnia" nie działała więc pozostało wjechać w las i wyjechać gdzieś pod lotniskiem.
Tam też zakończył się etap wspólnej wycieczki i Roch wrócił do domu przez Żyglin i Miasteczko Śląskie. Pogoda była znośna, ale pochmurno. Dopiero teraz, kiedy Roch siedzi przed monitorem i stuka w klawiaturę, wychodzi słońce, ale Roch nie będzie już jeździł. Jedna czterdziestka mu wystarczy, poza tym ma lekko kontuzjowaną rękę i nie chcę się forsować. Co prawda rower to najlepsze lekarstwo, ale przed Rochem jeszcze całe trzy dni i chciałby zrobić 3x40km (lub nawet 3x50km), a więc trzeba się oszczędzać. Śladu GPS nie ma, oprogramowanie zawodzi i rysuje głupoty.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Jeśli ktoś ćwierka to Rocha można też podejrzeć na Twitterze.
Na początek wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure, ale tym razem Roch nie kupił nic, nie zaciągnął żadnego kredytu, choć było trudno, bo siodełko Cube kusi go bardzo. I chyba pójdzie w poniedziałek i pomyśli, czy kupić, czy nie. I pewnie kupi. Po wyjściu ze sklepu Roch z Koyotem pojechali na kawę, a później pomknęli do Świerklańca. Tam już żadna "kawodajnia" nie działała więc pozostało wjechać w las i wyjechać gdzieś pod lotniskiem.
Tam też zakończył się etap wspólnej wycieczki i Roch wrócił do domu przez Żyglin i Miasteczko Śląskie. Pogoda była znośna, ale pochmurno. Dopiero teraz, kiedy Roch siedzi przed monitorem i stuka w klawiaturę, wychodzi słońce, ale Roch nie będzie już jeździł. Jedna czterdziestka mu wystarczy, poza tym ma lekko kontuzjowaną rękę i nie chcę się forsować. Co prawda rower to najlepsze lekarstwo, ale przed Rochem jeszcze całe trzy dni i chciałby zrobić 3x40km (lub nawet 3x50km), a więc trzeba się oszczędzać. Śladu GPS nie ma, oprogramowanie zawodzi i rysuje głupoty.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Jeśli ktoś ćwierka to Rocha można też podejrzeć na Twitterze.
Labels:
Miasteczko Śląskie,
Świerklaniec,
Żyglin
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
środa, 26 października 2011
Jubileuszowa notka
To jest tysięczny wpis na Rochowym blogu. Pogoda do bani, nie można świętować na rowerze, a więc trochę techniki. Jeżdżący na rowerze robot (filmik przesłany przez czujnego Czytelnika):
Roch pozdrawia Czytelników.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Multimedia
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 23 października 2011
Pożegnanie z lotniskiem
Niedziela zapowiadała się na pochmurną, ale z biegiem czasu robiło się coraz ładniej i Roch zaraz po obiedzie poszedł na rower. Musiał iść. Musiał przemyśleć kilka spraw, a najlepiej myśli się na rowerze, a jeszcze lepiej jeśli Roch pedałuje w stronę lotniska. Długa trasa pozwala na głębokie przemyślenia, a tego Rochowi było dziś potrzeba. Ciepło nie było, ale Roch ciepło się ubrał, owinął twarz i pojechał przed siebie. Chciał ostatni raz zobaczyć lotnisko, położyć się na trawie i zobaczyć jak przelatuje nad nim samolot.
Droga przyjemna, w lesie sucho i pełno rowerzystów chcących -- podobnie jak Roch -- wykorzystać do maksimum ciepłe i pogodne dni. Na miejscu Roch widział ogon CargoJeta i kilka innych stojących pod terminalem. Powstało zdjęcie dokumentujące osiągnięcie zaplanowanego celu, czyli lotniska. Nic niestety nie chciało wytoczyć się spod terminala, więc Roch szybko schował telefon, ubrał rękawiczki i ruszył w powrotną drogę. Pierwsza wersja była taka żeby jechać prosto do domu, ale wyszło słońce i Roch odbił w lesie w jakąś ścieżkę i dojechał nią do Chechła. Tam też sporo ludzi jeździło na rowerach, czyli nie tylko Rochowi chce się jeździć.
Przy czterdziestym kilometrze zaczęło mu się robić zimno i stwierdził, że to zupełnie wystarczy i pora wracać do domu. Jakby nie patrzeć to już koniec października i można szaleć, ale z umiarem. Łatwo przesadzić i złapać jakiegoś paskudnego wirusa. W domu gorąca kawa postawiła Rocha na nogi i pewnie na tych nogach dochodzi do wieczora. Z wypadu powstał ślad GPS, ale jakiś oszukany. Według telefonu Roch pojechał, ale nie wrócił, a to nie prawda. Trzeba będzie rozejrzeć się za jakimś alternatywnym oprogramowaniem zapisującym ślad GPS. Dla ciekawskich ucięty ślad GPS: Pożegnanie lotniska.
I na koniec Roch w wersji jesiennej:
Roch pozdrawia Czytelników.
Droga przyjemna, w lesie sucho i pełno rowerzystów chcących -- podobnie jak Roch -- wykorzystać do maksimum ciepłe i pogodne dni. Na miejscu Roch widział ogon CargoJeta i kilka innych stojących pod terminalem. Powstało zdjęcie dokumentujące osiągnięcie zaplanowanego celu, czyli lotniska. Nic niestety nie chciało wytoczyć się spod terminala, więc Roch szybko schował telefon, ubrał rękawiczki i ruszył w powrotną drogę. Pierwsza wersja była taka żeby jechać prosto do domu, ale wyszło słońce i Roch odbił w lesie w jakąś ścieżkę i dojechał nią do Chechła. Tam też sporo ludzi jeździło na rowerach, czyli nie tylko Rochowi chce się jeździć.
Przy czterdziestym kilometrze zaczęło mu się robić zimno i stwierdził, że to zupełnie wystarczy i pora wracać do domu. Jakby nie patrzeć to już koniec października i można szaleć, ale z umiarem. Łatwo przesadzić i złapać jakiegoś paskudnego wirusa. W domu gorąca kawa postawiła Rocha na nogi i pewnie na tych nogach dochodzi do wieczora. Z wypadu powstał ślad GPS, ale jakiś oszukany. Według telefonu Roch pojechał, ale nie wrócił, a to nie prawda. Trzeba będzie rozejrzeć się za jakimś alternatywnym oprogramowaniem zapisującym ślad GPS. Dla ciekawskich ucięty ślad GPS: Pożegnanie lotniska.
I na koniec Roch w wersji jesiennej:
Roch pozdrawia Czytelników.
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 22 października 2011
Zimne, jesienne, jeżdżenie
W tym tygodniu Rochowi nie bardzo chciało się jeździć po pracy, zresztą kończący się tydzień należał raczej do tych z grupy "znowu nie działa" i Roch nie chciał ryzykować jeszcze jakiegoś rowerowego przypadku. Wystarczy, że stał w kilometrowych korkach, że skasował sobie osiem godzin pracy i w poniedziałek musi robić to, co już w piątek miał zrobione. Roch nie może się doczekać nadchodzących dwóch długich weekendów kiedy będzie mógł odpocząć dłużej. Tyle słowem wstępu.
Dziś Roch zażył trochę relaksu, oczywiście na rowerze. Z Koyotem był umówiony w zaprzyjaźnionym Adventure. I jak przystało na zarażonego cyklozą, Roch wychodząc ze sklepu miał nowe manetki. Czasem Roch zastanawia się, czy nie ma w sobie jakiegoś "pierwiastka kobiecego", bo co jest w rowerowym to musi coś kupić. Tym razem padło na manetki. Roch boi się już tam wchodzić, bo powoli zbliża się do "cienkiej czerwonej linii" po przekroczeniu której będzie musiał inwestować w XTRa.
Już z nowymi manetkami na kierownicy Roch z Koyotem pojechali na kawę(y) do Świerklańca. Gdyby nie wiatr to byłaby całkiem przyjemna pogoda, ale jak dmuchnęło zimnem to robiło się nieprzyjemnie. Efektem tego były dwie kawy dla rozgrzania zmarzniętych kości. W drodze powrotnej zaliczyli jeszcze Chechło i każdy rozjechał się w swoją stronę. Jutro, o ile pogoda dopisze, Roch też wskoczy na rower, trzeba jeszcze korzystać póki pogoda jakoś drastycznie nie załamuje się.
Na koniec ślad GPS: Jesienne jeżdżenie. Kilometrów trochę przybyło, celem jest tysiąc na nowym rowerze. Pomimo, że jest coraz zimniej i coraz krócej jest dnia Rochowi nadal chce się jeździć. Magia nowego roweru działa nadal i oby działała cały czas. Na przyszły sezon Roch ma mnóstwo planów rowerowych. Lubliniec, Jura, Bobolice i kto wie co jeszcze.
Roch pozdrawia Czytelników.
Dziś Roch zażył trochę relaksu, oczywiście na rowerze. Z Koyotem był umówiony w zaprzyjaźnionym Adventure. I jak przystało na zarażonego cyklozą, Roch wychodząc ze sklepu miał nowe manetki. Czasem Roch zastanawia się, czy nie ma w sobie jakiegoś "pierwiastka kobiecego", bo co jest w rowerowym to musi coś kupić. Tym razem padło na manetki. Roch boi się już tam wchodzić, bo powoli zbliża się do "cienkiej czerwonej linii" po przekroczeniu której będzie musiał inwestować w XTRa.
Już z nowymi manetkami na kierownicy Roch z Koyotem pojechali na kawę(y) do Świerklańca. Gdyby nie wiatr to byłaby całkiem przyjemna pogoda, ale jak dmuchnęło zimnem to robiło się nieprzyjemnie. Efektem tego były dwie kawy dla rozgrzania zmarzniętych kości. W drodze powrotnej zaliczyli jeszcze Chechło i każdy rozjechał się w swoją stronę. Jutro, o ile pogoda dopisze, Roch też wskoczy na rower, trzeba jeszcze korzystać póki pogoda jakoś drastycznie nie załamuje się.
Na koniec ślad GPS: Jesienne jeżdżenie. Kilometrów trochę przybyło, celem jest tysiąc na nowym rowerze. Pomimo, że jest coraz zimniej i coraz krócej jest dnia Rochowi nadal chce się jeździć. Magia nowego roweru działa nadal i oby działała cały czas. Na przyszły sezon Roch ma mnóstwo planów rowerowych. Lubliniec, Jura, Bobolice i kto wie co jeszcze.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Chechło,
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
wtorek, 18 października 2011
Wieczorne jeżdżenie
Po wczorajszej regeneracji, spowodowanej domowymi obowiązkami Roch, ponownie wskoczył na rower i pojechał do Miasteczka Śląskiego. Dziś było nawet cieplej niż wczoraj, termometr w samochodzie pokazywał temperaturę w okolicach 12°C. Jedyną przeszkodą był wiatr, który od rana wieje jak szalony. W Miasteczku Śląskim Roch zawrócił i pojechał do domu. Trasa krótka, ale dzień też już nie należy do najdłuższych. Dłuższe wypady są jeszcze możliwe w weekend, kiedy Roch cały dzień siedzi w domu.
Pojawił się zapis śladu GPS wypadu; kreska jest krótka i mało ciekawa, ale skoro już Roch zaprzęgnął do pracy GPS to trzeba się nią pochwalić. Kilometrów wyszło mało, ale przejażdżka była bardziej dla przyjemności niż dla kilometrów. Wspomniany ślad: Miasteczko Śląskie.
Roch pozdrawia Czytelników.
Pojawił się zapis śladu GPS wypadu; kreska jest krótka i mało ciekawa, ale skoro już Roch zaprzęgnął do pracy GPS to trzeba się nią pochwalić. Kilometrów wyszło mało, ale przejażdżka była bardziej dla przyjemności niż dla kilometrów. Wspomniany ślad: Miasteczko Śląskie.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Miasteczko Śląskie
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 16 października 2011
Niedziela z rowerem
Niedziela zapowiadała się leniwie; początkowo Roch próbował umówić się z Koyocikiem, ale o 930 termometry wskazywały 1°C, czyli było za zimno żeby swobodnie pedałować. Roch czekał do popołudnia z rowerem. W końcu poszedł pojeździć, choć wcale cieplej nie było, ale żeby nie myśleć to musiał trochę pokręcić nogami. Założył słynne już pokrowce i ruszył przed siebie. Póki jechał to było mu ciepło, ale w końcu musiał się zatrzymać. I wtedy robiło mu się zimno, a kiedy znowu zaczynał pedałować to robiło mu się ciepło, czyli nie było wyjścia i Roch musiał kręcić.
Słońce ładnie świeciło, nawet ogrzewało trochę Rocha, ale to chyba już koniec ciepłego powietrza. Zbiornik z nim świeci pustkami i teraz pora na zimne powietrze, jednak dopóki śnieg nie spadnie to Roch będzie kręcił. Na nowym rowerze ma już przejechane 650 km, czyli jeszcze 350 i Roch poczuje się spełniony. Z kondycją też nie ma źle skoro kilometrów przybywa w takim tempie. Jutro pierwszy dzień pracy i oby ten tydzień zleciał szybko, w czym Roch pomoże "temu tygodniu" jeżdżąc po pracy na rowerze.
Roch pozdrawia Czytelników.
Słońce ładnie świeciło, nawet ogrzewało trochę Rocha, ale to chyba już koniec ciepłego powietrza. Zbiornik z nim świeci pustkami i teraz pora na zimne powietrze, jednak dopóki śnieg nie spadnie to Roch będzie kręcił. Na nowym rowerze ma już przejechane 650 km, czyli jeszcze 350 i Roch poczuje się spełniony. Z kondycją też nie ma źle skoro kilometrów przybywa w takim tempie. Jutro pierwszy dzień pracy i oby ten tydzień zleciał szybko, w czym Roch pomoże "temu tygodniu" jeżdżąc po pracy na rowerze.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Miasteczko Śląskie
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 15 października 2011
Drobne nieporozumienie
I mamy weekend, pogoda nawet nie była zła, ale było chłodno. Jednak Rochowi nie robi już to różnicy, bo jedyny element jego ciała, który do tej pory marzł teraz jest owinięty ciepłym pokrowcem i Roch może swobodnie kręcić kolejne kilometry, bo w końcu ciepło mu w... stopy. Dzisiaj rano odbyła się pierwsza jazda testowa i Roch musi powiedzieć, że jest bardzo zadowolony. Na spotkanie z Koyotem Roch był umówiony w Miasteczku Śląskim, ale wkradł mu się jakiś złośliwy chochlik i Roch czekał na towarzysza w zaprzyjaźnionym Adventure.
W końcu Koyot przyjechał i wyszło szydło z worka; Roch zwyczajnie pomylił miejsca i zamiast przyjechać do Miasteczka Ślaskiego to pojechał do Adventure. Nieścisłość szybko została wyjaśniona, Roch wykazał skruchę i przeprosił za pomyłkę. Potem już można było pedałować. Wpierw do Świerklańca, na rozgrzewającą kawę, a potem z powrotem do Tarnowskich Gór. Po 30 kilometrach Roch może powiedzieć, że ocieplacze to jedna z lepszych inwestycji. Całą drogę było Rochowi ciepło.
Jutro niedziela, jeśli pogoda dopisze (czyt. nie będzie padał deszcz) to Roch nie zamierza siedzieć w domu. Bierze rower, Koyocika i ocieplacze i jedzie gdzieś przed siebie. Nie ma co siedzieć w domu i utyskiwać jak to jest zimno, kwestia odpowiedniego ubioru i rower może sprawiać przyjemność nawet przy 5°C.
Roch pozdrawia Czytelników.
W końcu Koyot przyjechał i wyszło szydło z worka; Roch zwyczajnie pomylił miejsca i zamiast przyjechać do Miasteczka Ślaskiego to pojechał do Adventure. Nieścisłość szybko została wyjaśniona, Roch wykazał skruchę i przeprosił za pomyłkę. Potem już można było pedałować. Wpierw do Świerklańca, na rozgrzewającą kawę, a potem z powrotem do Tarnowskich Gór. Po 30 kilometrach Roch może powiedzieć, że ocieplacze to jedna z lepszych inwestycji. Całą drogę było Rochowi ciepło.
Jutro niedziela, jeśli pogoda dopisze (czyt. nie będzie padał deszcz) to Roch nie zamierza siedzieć w domu. Bierze rower, Koyocika i ocieplacze i jedzie gdzieś przed siebie. Nie ma co siedzieć w domu i utyskiwać jak to jest zimno, kwestia odpowiedniego ubioru i rower może sprawiać przyjemność nawet przy 5°C.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
piątek, 14 października 2011
Cieplej w stopy
Nadeszły zimne czasy i letnie buty SPD zaczęły przesadnie podchodzić do pojęcia wentylacji. O ile latem pożądany jest wiaterek w bucie, o tyle jesienią ów wiaterek nie jest zalecany. Wczoraj Rochowi stopy zmarzły i dziś, w zaprzyjaźnionym Adevnture, Roch kupił pokrowce na buty, żeby nie było mu zimno. Na szczęście w sklepie była jedna jedyna para ocieplaczy i w dodatku pasowały one na Rochowe buty.
Roch szybko otworzył linię kredytową i już mógł owijać buty ciepłą "skarpetą". W końcu zrobiło się Rochowi ciepło i mógł pojechać do Miasteczka Śląskiego. Jednak czasu było już mało i Roch dojechał do końca i szybko wrócił. Ocieplacze sprawdzają się i jutro z przyjemnością Roch ponownie wyjdzie na rower.
Roch pozdrawia Czytelników.
Roch szybko otworzył linię kredytową i już mógł owijać buty ciepłą "skarpetą". W końcu zrobiło się Rochowi ciepło i mógł pojechać do Miasteczka Śląskiego. Jednak czasu było już mało i Roch dojechał do końca i szybko wrócił. Ocieplacze sprawdzają się i jutro z przyjemnością Roch ponownie wyjdzie na rower.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Miasteczko Śląskie
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
środa, 12 października 2011
Mokry i zimny rower
Kolejny dzień spędzony na rowerze, tym razem wspólnie z Koyotem, który dał się wyciągnąć krótką przejażdżkę. Oczywiście trasa już sprawdzona, czyli Miasteczko Śląskie. Cały kłopot polegał na tym, że było zimno, a chwilę przed wyjazdem z domu przestał padać deszcz, czyli było też mokro. Jednak powoli Roch toczył się w kierunku stacji. Woda spod kół pryskała na nowiutką ramę, ale kiedyś w końcu musi się ubrudzić.
Z powrotem Roch wracał już sam, zrobiło się jeszcze zimniej i w dodatku trochę się ściemniło. Jednak Roch wyposażył się w lampkę która oświetla mu tyłek żeby nikt w niego nie wjechał, w końcu Roch jest w pewien sposób przyzwyczajony do tej części swojego ciała. Jak dojeżdżał do domu to jeszcze było (w miarę) jasno, ale słońce już chowało się za horyzontem.
Jutro, o ile pogoda pozwoli, Roch znowu wybywa na rower. Trzeba korzystać póki jeszcze można.
Roch pozdrawia Czytelników.
Z powrotem Roch wracał już sam, zrobiło się jeszcze zimniej i w dodatku trochę się ściemniło. Jednak Roch wyposażył się w lampkę która oświetla mu tyłek żeby nikt w niego nie wjechał, w końcu Roch jest w pewien sposób przyzwyczajony do tej części swojego ciała. Jak dojeżdżał do domu to jeszcze było (w miarę) jasno, ale słońce już chowało się za horyzontem.
Jutro, o ile pogoda pozwoli, Roch znowu wybywa na rower. Trzeba korzystać póki jeszcze można.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Miasteczko Śląskie
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
wtorek, 11 października 2011
Ponownie w siodle
Od wczoraj zmieniło się trochę; dzień dużo bardziej udany, co prawda pogoda nadal pod psem, ale popołudnia są jeszcze jako tako znośne. Roch z Katowic wraca tuż po 1600, zjada szybki obiad i wskakuje na rower. Trzeba umieć wykorzystać każdą chwilę żeby pojeździć na rowerze. Trasa już tradycyjna, czyli Miasteczko Śląskie i z powrotem. Tym razem bez pauzy na ławeczce.
Wiatr wiał niemiłosiernie, ale jakoś jechało się. Gdyby nie wiatr i chmury to byłaby całkiem ładna pogoda, termometr wskazywał 16°C, a więc tak zimno nie było. Roch pedałował w cieplejszej bluzie i kamizelce. Było w sam raz. Oby i jutro było podobnie, a nawet lepiej. Pedałowanie po pracy to fajna sprawa, można się odrobinę zrelaksować.
Roch pozdrawia Czytelników.
Wiatr wiał niemiłosiernie, ale jakoś jechało się. Gdyby nie wiatr i chmury to byłaby całkiem ładna pogoda, termometr wskazywał 16°C, a więc tak zimno nie było. Roch pedałował w cieplejszej bluzie i kamizelce. Było w sam raz. Oby i jutro było podobnie, a nawet lepiej. Pedałowanie po pracy to fajna sprawa, można się odrobinę zrelaksować.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Miasteczko Śląskie
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
poniedziałek, 10 października 2011
Długo wyczekiwany rower
Poniedziałek nie należał do udanych; awaria radia i jazda samochodem w kompletnej ciszy (nie licząc podśpiewywania pod nosem), potem kompletna pustka, która dopadła Rocha w pracy. Było jeszcze kilka epizodów, o których Roch nie będzie pisał, bo zwyczajnie nie warto. Czekał tylko do 1500 aż wyjdzie z pracy i pojedzie do domu. Na szczęście na drogach było luźno i Roch w miarę szybko pokonał trasę. W domu szybki obiad i rower.
Po czterech dniach wygłodniały Roch wskoczył na siodełko i pojechał do zaprzyjaźnionego Adventure żeby dopompować Bomberka, bo już nie chciało mu się grzać po schodach na czwarte piętro. W zaprzyjaźnionym Advenutre Roch dostał pompkę, która była dziwna. Im szybciej Roch pompował, tym powietrze szybciej uchodziło. W końcu zapytał co to za fenomen i dowiedział się, że trzeba umieć to obsłużyć. Po chwili, w wykwalifikowanych rękach, pompka pompowała aż miło było patrzeć na manometr.
W końcu Roch mógł wyruszyć przed siebie, czyli do Miasteczka Śląskiego. To już będzie standardowa trasa, którą Roch będzie uskuteczniał. Dnia ubyło już całkiem dużo i dalsze wyjazdy są możliwe w weekend i w dodatku rano, co nie zawsze jest możliwe. W drodze powrotnej złapał go deszcz. Niewielki, raczej taka mżawka, ale upierdliwa, bo zimna. Na szczęście Roch wziął kurtkę i wrócił w miarę suchy.
Rower przeszedł podwójny chrzest; po pierwsze został zmoczony przez deszcz, a po drugie Roch jeździł z "wyserwisowanym" Bomberkiem. A na koniec dojrzał do tego, żeby obciąć rurę sterową żeby mieć bardziej rajdową pozycję. Teraz tylko znaleźć chwilę, żeby zaprzyjaźniony Adventure ją skrócił.
Roch pozdrawia Czytelników.
Po czterech dniach wygłodniały Roch wskoczył na siodełko i pojechał do zaprzyjaźnionego Adventure żeby dopompować Bomberka, bo już nie chciało mu się grzać po schodach na czwarte piętro. W zaprzyjaźnionym Advenutre Roch dostał pompkę, która była dziwna. Im szybciej Roch pompował, tym powietrze szybciej uchodziło. W końcu zapytał co to za fenomen i dowiedział się, że trzeba umieć to obsłużyć. Po chwili, w wykwalifikowanych rękach, pompka pompowała aż miło było patrzeć na manometr.
W końcu Roch mógł wyruszyć przed siebie, czyli do Miasteczka Śląskiego. To już będzie standardowa trasa, którą Roch będzie uskuteczniał. Dnia ubyło już całkiem dużo i dalsze wyjazdy są możliwe w weekend i w dodatku rano, co nie zawsze jest możliwe. W drodze powrotnej złapał go deszcz. Niewielki, raczej taka mżawka, ale upierdliwa, bo zimna. Na szczęście Roch wziął kurtkę i wrócił w miarę suchy.
Rower przeszedł podwójny chrzest; po pierwsze został zmoczony przez deszcz, a po drugie Roch jeździł z "wyserwisowanym" Bomberkiem. A na koniec dojrzał do tego, żeby obciąć rurę sterową żeby mieć bardziej rajdową pozycję. Teraz tylko znaleźć chwilę, żeby zaprzyjaźniony Adventure ją skrócił.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Miasteczko Śląskie
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 9 października 2011
Rower już w domu, pogoda nie sprzyja testom
Rower stoi już w domu, z nowym olejem, napompowany i gotowy do jazdy. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że pogoda na weekend dała ciała. Jest zimno, słupek rtęci ledwo wzbija się na poziom 10°C, ale nie to jest najgorsze. Deszcz. I to nie taki ciągły, który zaczyna padać, pada i przestaje padać. Ten deszcz jest inny, on zaczyna padać, pada i przestaje padać, później wychodzi słońce, niebo robi się błękitne i znowu pada i tak cały dzień. Nawet jakby Roch chciał wstrzelić się w "okienko" pogodowe to zdąży się ubrać i znowu pada. Weekend, pod względem rowerowym, należy zaliczyć do nieudanych.
Jedyne co Roch zrobił to wytarł ramę, napompował Bomberka, zamocował kabelek z licznika i wytarł go, Bomberka, z resztek oleju. Nic nie jeździł, nie wie, czy ohydny luz nadal jest, czy już go nie ma. Poza tym Roch musi znowu dobrać odpowiednią ilość powietrza żeby amortyzator wybierał mu liście, ale nie ma kiedy, bo pada deszcz. Jesień mogła nadejść dużo później, po co ona nam teraz? Jeszcze październik nie zaczął się na dobre, a już plucha i zimno. Według prognoz deszcz jest przejściowy, ale niska temperatura może zagościć na dłużej. I niech sobie jest, najważniejsze żeby nie padało.
Roch pozdrawia Czytelników.
Jedyne co Roch zrobił to wytarł ramę, napompował Bomberka, zamocował kabelek z licznika i wytarł go, Bomberka, z resztek oleju. Nic nie jeździł, nie wie, czy ohydny luz nadal jest, czy już go nie ma. Poza tym Roch musi znowu dobrać odpowiednią ilość powietrza żeby amortyzator wybierał mu liście, ale nie ma kiedy, bo pada deszcz. Jesień mogła nadejść dużo później, po co ona nam teraz? Jeszcze październik nie zaczął się na dobre, a już plucha i zimno. Według prognoz deszcz jest przejściowy, ale niska temperatura może zagościć na dłużej. I niech sobie jest, najważniejsze żeby nie padało.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Oboczności
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
środa, 5 października 2011
Operacja się udała, pacjent żyje
- "Cześć, gusioo z tej strony, zajrzałeś do Bomberka?" -- Zapytał Roch podczas przerwy śniadaniowej.
- "No, wszystko jest ok, ma lekki luz, ale to normalne" -- Odpowiedział W.
W tym momencie Rochowi spadł kamień z serca i wszystko wróciło do normy. Amortyzator jest sprawny i konto nie zostanie opróżnione, poza tym Roch związał się emocjonalnie z Bomberkiem. Żaden inny amortyzator nie byłby w stanie zastąpić mu Bomberka, z żadnym innym Roch nie przeżył tyle co z Bomberkiem. Na całe szczęście jutro już rower będzie poskładany i można będzie jeździć, o ile pogoda na to pozwoli.
Co prawda lekki luz jest, ale po sześciu latach mały luz ma prawo się pojawić. Według zaprzyjaźnionego Adventure nie ma co tego naprawiać, luz jest minimalny, a wymiana ślizgów wiąże się z wymianą uszczelek. Roch posłucha rady Fachowców i będzie jeździł. Luz będzie monitorowany, jeśli zacznie toczyć Bomberka wtedy Roch wymieni ślizgi i uszczelki. Póki co pacjent żyje, operacja się udała.
Roch pozdrawia Czytelników.
- "No, wszystko jest ok, ma lekki luz, ale to normalne" -- Odpowiedział W.
W tym momencie Rochowi spadł kamień z serca i wszystko wróciło do normy. Amortyzator jest sprawny i konto nie zostanie opróżnione, poza tym Roch związał się emocjonalnie z Bomberkiem. Żaden inny amortyzator nie byłby w stanie zastąpić mu Bomberka, z żadnym innym Roch nie przeżył tyle co z Bomberkiem. Na całe szczęście jutro już rower będzie poskładany i można będzie jeździć, o ile pogoda na to pozwoli.
Co prawda lekki luz jest, ale po sześciu latach mały luz ma prawo się pojawić. Według zaprzyjaźnionego Adventure nie ma co tego naprawiać, luz jest minimalny, a wymiana ślizgów wiąże się z wymianą uszczelek. Roch posłucha rady Fachowców i będzie jeździł. Luz będzie monitorowany, jeśli zacznie toczyć Bomberka wtedy Roch wymieni ślizgi i uszczelki. Póki co pacjent żyje, operacja się udała.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Awaria
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
wtorek, 4 października 2011
Rokowania są dobre
Wczoraj Roch oddał rower w troskliwe ręce zaprzyjaźnionego Adventure żeby przywrócili Bomberka do stanu używalności. Jednak nie mógł się doczekać diagnozy i już w sobotę napisał do przedstawiciela Marzocchiego na Polskę, czyli do F.H. "GREGORIO" z pytaniem "czy są części zamienne". Dziś nadeszła odpowiedź:
Być może jutro będzie wiadomo co mu dolega i oby były to tuleje ślizgowe. Potem jeszcze poczekać aż towar przyjedzie i można śmigać jakiś dłuższy dystans. Teraz pozostaje trzymać kciuki za sprawną logistykę, niby do Ustronia nie jest daleko, ale różne rzeczy mogą się wydarzyć.
Na chwilę obecną nic więcej nie wiadomo. Jeśli pojawią się jakieś aktualizacje Roch natychmiast napisze notkę.
Roch pozdrawia Czytelników.
"WitamWynika z tego, że rokowania są dobre, pacjent powinien przeżyć niewielkim kosztem. Zabrzmiało jakby Roch pracował w NFZ, ale ten miesiąc miał być miesiącem oszczędzania i może uda się jeszcze odłożyć trochę środków na czarną godzinę. Od rana Roch dzwoni do chłopaków z nadzieją, że rower jest już naprawiony i dane mu będzie pojeździć przez weekend ponieważ ubiegłotygodniowy plan rowerowy jest nadal aktualny.
Kpl. tulei ślizgowych to koszt 80zł - towar jest dostępny.
Generalnie materiały eksploatacyjne (uszczelki, olej) są dostępne w ciągłej sprzedaży.
Pozdrawiam
F.H.Gregorio"
Być może jutro będzie wiadomo co mu dolega i oby były to tuleje ślizgowe. Potem jeszcze poczekać aż towar przyjedzie i można śmigać jakiś dłuższy dystans. Teraz pozostaje trzymać kciuki za sprawną logistykę, niby do Ustronia nie jest daleko, ale różne rzeczy mogą się wydarzyć.
Na chwilę obecną nic więcej nie wiadomo. Jeśli pojawią się jakieś aktualizacje Roch natychmiast napisze notkę.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Awaria
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 2 października 2011
Delikatnie i ostrożnie
Niedziela, po pochmurnym poranku, była bardzo przyjemna. Pogoda wręcz letnia, a Roch musiał powstrzymać się od rowerowania. Długo jednak nie wytrzymał i popołudniu postanowił, że trochę pojeździ. Pojechał na stację PKP i z powrotem. Omijał każdą dziurę, starał się odciążyć przód i nie hamować przednim hamulcem. Nic nie stukało, ale to nie był znak, że Bomberek cudowanie naprawił się przez noc. Na miejscu Roch posiedział, poplotkował z towarzyszem wypadu.
Na wycieczkę Roch zabrał aparat, żeby po raz drugi złapać TLK, ale tym razem na każdym zdjęciu jest słup trakcyjny i żadne z nich nie nadaje się do pokazania. Poza tym trafił się jeden samolot i to zdjęcie akurat nadaje się na pokazanie na Flickr. Po powrocie do domu Roch zasiadł przed komputerem i tak już zostanie aż do wieczora. Jutro poniedziałek, a więc pierwszy dzień kolejnego tygodnia pracy i pierwszy dzień bez roweru, który popołudniu jedzie do zaprzyjaźnionego Adventure.
Roch pozdrawia Czytelników.
Na wycieczkę Roch zabrał aparat, żeby po raz drugi złapać TLK, ale tym razem na każdym zdjęciu jest słup trakcyjny i żadne z nich nie nadaje się do pokazania. Poza tym trafił się jeden samolot i to zdjęcie akurat nadaje się na pokazanie na Flickr. Po powrocie do domu Roch zasiadł przed komputerem i tak już zostanie aż do wieczora. Jutro poniedziałek, a więc pierwszy dzień kolejnego tygodnia pracy i pierwszy dzień bez roweru, który popołudniu jedzie do zaprzyjaźnionego Adventure.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Miasteczko Śląskie
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 1 października 2011
Stukanie i pukanie
- "No masz ci los" -- mruknął Roch.
Tymi słowami zaczął sobotni poranek, kiedy o 800 wyjeżdżał z domu na spotkanie z Koyotem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że awaria dopadła Bomberka, a dokładnie -- tak orzekli spece z zaprzyjaźnionego Adventure -- ślizg. Pękł był lub jakiś inny numer wykręcił, co objawia się tym, że prawa goleń ma luz większy niż roboczy, a skutkiem tego są stuki. Stuka i puka i nie pozwala jeździć. Weekend więc zapowiada się stacjonarnie, na łóżku lub z aparatem gdzieś, ale na pewno nie na lotnisku, bo nie ma jak dojechać.
Co więcej Roch musiał odwołać jutrzejszy wypad z Koyotem, bo boi się o pogorszenie stanu pacjenta. Co prawda można jeździć, ale świadomość, że coś niedomaga w jego rowerze blokuje go. Tak już ma zakodowane, że wszystko może mieć awarię, ale rower musi działać jak najlepszy szwajcarski zegarek. Nic nie może skrzypieć, nie mówiąc już o stukaniu, czy pukaniu. Trasa do Świerklańca jest dobrze znana, ale dziś dodatkowy smaczek, GPS również doznał awarii i zarejestrował ślad cokolwiek dziwny: Świerklaniec.
Ewidentnie GPS chciał na lotnisko, ale z awarią Bomberka to nie jest możliwe, Nigdy!
Roch pozdrawia Czytelników.
Tymi słowami zaczął sobotni poranek, kiedy o 800 wyjeżdżał z domu na spotkanie z Koyotem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że awaria dopadła Bomberka, a dokładnie -- tak orzekli spece z zaprzyjaźnionego Adventure -- ślizg. Pękł był lub jakiś inny numer wykręcił, co objawia się tym, że prawa goleń ma luz większy niż roboczy, a skutkiem tego są stuki. Stuka i puka i nie pozwala jeździć. Weekend więc zapowiada się stacjonarnie, na łóżku lub z aparatem gdzieś, ale na pewno nie na lotnisku, bo nie ma jak dojechać.
Co więcej Roch musiał odwołać jutrzejszy wypad z Koyotem, bo boi się o pogorszenie stanu pacjenta. Co prawda można jeździć, ale świadomość, że coś niedomaga w jego rowerze blokuje go. Tak już ma zakodowane, że wszystko może mieć awarię, ale rower musi działać jak najlepszy szwajcarski zegarek. Nic nie może skrzypieć, nie mówiąc już o stukaniu, czy pukaniu. Trasa do Świerklańca jest dobrze znana, ale dziś dodatkowy smaczek, GPS również doznał awarii i zarejestrował ślad cokolwiek dziwny: Świerklaniec.
Ewidentnie GPS chciał na lotnisko, ale z awarią Bomberka to nie jest możliwe, Nigdy!
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Awaria,
GPS,
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
Subskrybuj:
Posty (Atom)