Długo Roch nie dawał znaku życia, ale koniec tygodnia należał do tych spod znaku szalonych. Jak już wiadomo, Roch utracił Megi, a właściwie tylko jej tył, ale to nie zmienia faktu, że nie mógł jej zarejestrować, a tym samym nie mógł nią jeździć. Komunikacja miejsca wywoływała u niego gorączkę, a więc wbrew wszystkim zakazom jeździł Megi i szukał jakiegoś nowego samochodu.
W końcu znalazł i nawet kupił, stoi sobie cacuszko na parkingu i czeka na poniedziałek, aż Roch pojedzie nim do pracy. Jednak dziś już nie wytrzymał i pojechał na stację, którą ma pod nosem, przez centrum i zrobił dużo więcej kilometrów niż musiał. Póki co nie ma pomysłu co zrobić ze starym samochodem; zostaje albo złom albo sprzedaż na części.
Dziś Roch wyrwał się na rower, wyskoczył z Koyotem na Świerklaniec, tam szybka kawa i powrót do domu. Wieje strasznie, prawie nie da się jeździć, ale chęć przepedałowania kilku kilometrów była silniejsza i Roch walczył z wiatrem. Gdyby nie wiało to byłoby całkiem przyjemnie, temperatura oscylowała w okolicach szóstej kreski nad zerem, a więc było w miarę ciepło. Kilometrów Roch przejechał 25, więc wynik całkiem niezły jak na koniec listopada.
Roch pozdrawia Czytelników.
niedziela, 27 listopada 2011
Nie całkiem normalny koniec tygodnia
Labels:
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 20 listopada 2011
Ostatni wypad na Dolomity. Lub przedostatni
Początkowo nie chciało się Rochowi wychodzić z domu; termometr pokazywał temperaturę bliską zeru, a w takich warunkach nawet Roch odmawia pedałowania, ale im słońce wyżej wędrowało tym robiło się cieplej. Na ambicję Rochowi wszedł również Koyot, który mimo zimna poszedł na rower, Roch nie chciał wpisać kolejnego zera do swoich nowych statystyk, które cały czas doskonali. Nie wymyślił jeszcze w jaki sposób będzie je publikował, ale to kwestia czasu, poza tym oficjalny start liczenia kilometrów zacznie zaraz po tym jak Roch podsumuje rok 2011.
Początkowo Roch chciał jechać do Świerklańca, ale ostatnio boi się trochę jeździć ulicami, bo przyciąga do siebie samochody. Meganka już strzelona, a jakby strzelili Rochowy rower to on -- Roch -- chyba by się załamał. Bo jeszcze nie przestał pachnieć nowością, a już Roch musiałby napisać na nim R.I.P. Z tego wszystkiego Roch pojechał na Dolomity. Tam nic nie jeździ, choć spotkał kilka osób na MTB, więc społeczeństwo jeszcze jeździ. Fajnie jest pojeździć po górkach, ale nie fajnie jest wpadać w poślizg, bo pod warstwą spadniętych liści z drzew czai się zły lód. Roch raz zobaczył jak wyprzedza go tył, ale ustał.
Z powrotem pojechał przez Sportową Dolinę, zjechał z wieeeeelkiej górki i pojechał do domu. Tydzień Roch nie pedałował i na pierwszym podjeździe złapał zadyszkę, w dodatku jeździł w kominiarce to ciężej mu się oddychało. Potem było trochę lepiej, ale do ideału jeszcze mu brakuje. Przyszły sezon Roch zabiera się ostro za siebie, być może zacznie jeździć rowerem do pracy, wtedy przez miesiąc ma 1280 kilometrów. O ile dałby radę codzienni jeździć rowerem.
Z wypadu powstał ślad GPS, a w zasadzie 1/10 śladu, bo urwał się jakoś 2 km od domu. Roch ma pewne podejrzenia, co powoduje takie anomalie, ale musi to jeszcze dokładnie zbadać. W zamian za ślad GPS Roch oferuje autoportret:
Roch pozdrawia Czytelników.
Początkowo Roch chciał jechać do Świerklańca, ale ostatnio boi się trochę jeździć ulicami, bo przyciąga do siebie samochody. Meganka już strzelona, a jakby strzelili Rochowy rower to on -- Roch -- chyba by się załamał. Bo jeszcze nie przestał pachnieć nowością, a już Roch musiałby napisać na nim R.I.P. Z tego wszystkiego Roch pojechał na Dolomity. Tam nic nie jeździ, choć spotkał kilka osób na MTB, więc społeczeństwo jeszcze jeździ. Fajnie jest pojeździć po górkach, ale nie fajnie jest wpadać w poślizg, bo pod warstwą spadniętych liści z drzew czai się zły lód. Roch raz zobaczył jak wyprzedza go tył, ale ustał.
Z powrotem pojechał przez Sportową Dolinę, zjechał z wieeeeelkiej górki i pojechał do domu. Tydzień Roch nie pedałował i na pierwszym podjeździe złapał zadyszkę, w dodatku jeździł w kominiarce to ciężej mu się oddychało. Potem było trochę lepiej, ale do ideału jeszcze mu brakuje. Przyszły sezon Roch zabiera się ostro za siebie, być może zacznie jeździć rowerem do pracy, wtedy przez miesiąc ma 1280 kilometrów. O ile dałby radę codzienni jeździć rowerem.
Z wypadu powstał ślad GPS, a w zasadzie 1/10 śladu, bo urwał się jakoś 2 km od domu. Roch ma pewne podejrzenia, co powoduje takie anomalie, ale musi to jeszcze dokładnie zbadać. W zamian za ślad GPS Roch oferuje autoportret:
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Dolomity
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 19 listopada 2011
Zakręcony tydzień, bardzo.
Nie nie wskazywało na to, że koniec tygodnia będzie taki, a nie inny. Jeździł sobie Roch do pracy, w pracy pracował, później wracał z pracy i w domu odpoczywał. Jednak w końcu monotonny tydzień zmienił się w zakręcony tydzień. Otóż kiedy Roch wracał z pracy i stał na czerwonym świetle w tył wjechał mu Fiacik, który źle obliczył odległość i prędkość. Strzał był na tyle silny, że Roch wyjechał na skrzyżowanie i tam się zatrzymał. I od tego momentu nie było już nudno.
Papierki, oświadczenia, telefony, zgłoszenia, potwierdzenia; w końcu rzeczoznawca umówiony, będzie można samochód okleić taśmą i jeździć dalej. Miał Roch kupić nowy samochód w marcu, bo tak sobie obliczył, ale będzie musiał kupić w grudniu. Będzie to samochód pod choinkę, jako prezent i pocieszenie po odchodzącej już w niepamięć Megance. A szkoda, komfortowa bestia była.
Jeśli o rower chodzi to wszystko jest w porządku; choć nie do końca bo dziś sobota, a Roch jeździł tyle co do miasta kupić bilet na poniedziałek i z powrotem. Poza tym zrobiło się zimno i wietrznie i Rochowi odechciało się jeździć, bo normę na nowym rowerze ma wyrobioną, a wszystko ponad to to już jego kaprys jest. Może jutro uda się pojeździć, choć po mieście. Na koniec zdjęcie, w sumie już pamiątkowe:
Roch pozdrawia Czytelników.
Papierki, oświadczenia, telefony, zgłoszenia, potwierdzenia; w końcu rzeczoznawca umówiony, będzie można samochód okleić taśmą i jeździć dalej. Miał Roch kupić nowy samochód w marcu, bo tak sobie obliczył, ale będzie musiał kupić w grudniu. Będzie to samochód pod choinkę, jako prezent i pocieszenie po odchodzącej już w niepamięć Megance. A szkoda, komfortowa bestia była.
Jeśli o rower chodzi to wszystko jest w porządku; choć nie do końca bo dziś sobota, a Roch jeździł tyle co do miasta kupić bilet na poniedziałek i z powrotem. Poza tym zrobiło się zimno i wietrznie i Rochowi odechciało się jeździć, bo normę na nowym rowerze ma wyrobioną, a wszystko ponad to to już jego kaprys jest. Może jutro uda się pojeździć, choć po mieście. Na koniec zdjęcie, w sumie już pamiątkowe:
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Leniwiec,
Oboczności
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 13 listopada 2011
Dzień regeneracji
Oficjalnie, na potrzeby bloga, dziś Roch ma dzień regeneracji, ale w zaufaniu zdradzi Wam, że było za zimno na jeżdżenie. Termometr ledwo osiągnął poziom 5°C i Rochowi nie chciało się wychodzić. Wyszedł jedynie na balkon i to mu wystarczyło. Gdyby dołożyć do tego pedałowanie i napierający na Rocha wiatr to byłby naprawdę zimno. Poza tym Roch zrealizował założenie, czyli ma przejechane tysiąc kilometrów na nowym rowerze. Teraz Roch może od czasu do czasu przejechać się do zaprzyjaźnionego Adventure na jakieś zakupy.
Skoro Roch poruszył temat zakupów rowerowych to zostało mu do kupienia: kaseta, łańcuch i zębatka do korby. Ta ostatnia będzie obowiązkowo w kolorze niebieskim żeby dodać rowerowi smaczku. Każdy lubi biżuterię, a Rochowy rower na nią zasługuje. Jeśli zostaną jakieś fundusze to może i niebieskie miski supportu Roch kupi. Najbliższa okazja do zakupów to 6 grudnia, czyli Mikołaj.
Zregenerowany Roch pozdrawia Czytelników.
Skoro Roch poruszył temat zakupów rowerowych to zostało mu do kupienia: kaseta, łańcuch i zębatka do korby. Ta ostatnia będzie obowiązkowo w kolorze niebieskim żeby dodać rowerowi smaczku. Każdy lubi biżuterię, a Rochowy rower na nią zasługuje. Jeśli zostaną jakieś fundusze to może i niebieskie miski supportu Roch kupi. Najbliższa okazja do zakupów to 6 grudnia, czyli Mikołaj.
Zregenerowany Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Regeneracja
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 12 listopada 2011
Sobotnie lenistwo
Pierwszy raz zdarzyło się, że Roch nie dokręcił do 30 kilometrów. Nie wiadomo dlaczego tak się stało, ale ma to coś wspólnego z ochłodzeniem, które od wczoraj zawisło nad Rochowymi okolicami. Temperatura spadła drastycznie bowiem z 15°C zrobiło się góra 5°C. Rochowi po prostu nie chce się marznąć zbytnio, ale na rowerze jeździ dopóki nie spadnie śnieg. Potem szkoda sprzętu, sól potrafi zjeść wszystko, a Roch w końcu ma nową ramę.
Dzisiaj na tapecie Świerklaniec i relaks w knajpce. Zimno i krótki dzień powodują, że zaplanowany wypad, który miał być tajemnicą, pozostanie nią do przyszłego sezonu. Dziś powstały kolejne ustalenia odnośnie pedałowania w nowym sezonie. Nie będzie Świerklańca, będzie za to różnorodność. Roch zapragnął zaliczyć wszystkie okoliczne wioski, miasteczka i miasta. Więc, jeśli uda mu się to spełnić, każdy weekend będzie stał pod znakiem innego kierunku. Na początek jednak zaplanowany jeszcze w tym roku wypad, który nie dojdzie do skutku.
Kilometrów Roch przejechał 28, za to z Koyotem, który dziś był rozgrzany i chętny do jeżdżenia, czyli do spokojnego, jesiennego posiedzenia w knajpce. Zapisu śladu GPS nie ma, bo też nie było co zapisywać. Jutro ostatni dzień wolnego, oczywiście na rowerze.
Roch pozdrawia Czytelników.
Dzisiaj na tapecie Świerklaniec i relaks w knajpce. Zimno i krótki dzień powodują, że zaplanowany wypad, który miał być tajemnicą, pozostanie nią do przyszłego sezonu. Dziś powstały kolejne ustalenia odnośnie pedałowania w nowym sezonie. Nie będzie Świerklańca, będzie za to różnorodność. Roch zapragnął zaliczyć wszystkie okoliczne wioski, miasteczka i miasta. Więc, jeśli uda mu się to spełnić, każdy weekend będzie stał pod znakiem innego kierunku. Na początek jednak zaplanowany jeszcze w tym roku wypad, który nie dojdzie do skutku.
Kilometrów Roch przejechał 28, za to z Koyotem, który dziś był rozgrzany i chętny do jeżdżenia, czyli do spokojnego, jesiennego posiedzenia w knajpce. Zapisu śladu GPS nie ma, bo też nie było co zapisywać. Jutro ostatni dzień wolnego, oczywiście na rowerze.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Chechło,
Nowe Chechło,
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
piątek, 11 listopada 2011
Pierwszy tysiąc kilometrów
Jak Roch zapowiedział dziś przekroczył tysiąc kilometrów. Łatwo nie było, bo zimny wiatr odstraszył nawet Koyota, ale Roch nie mógł wrócić na tarczy i podjechał do Piekar Śląskich i wrócił do domu. Jak dmuchnął wiatr to robiło się zimno, jak nie dmuchał to było nawet znośnie. Roch ubrał się ciepło i ruszył w stronę Świerklańca i Piekar Śląskich. Najpierw jednak musiał zrobić sobie dobrze i ustawić odpowiednio nowe siodełko. Na początku miał je za bardzo cofnięte do tyłu i siedział na samym jego końcu.
Po drobnej regulacji Roch doszedł do odpowiedniego ustawienia i mógł bez przeszkód kontynuować pedałowanie. Nowe siodełko jest trochę wyższe od starego, a może jest proste podczas gdy stare było trochę wygięte po tym jak Roch przeleciał przez kierownicę. Po przejechaniu 36 kilometrów Roch nie czuł zmęczenia, tyłek go nie bolał więc zakup opłacił się. Poza tym to Fi`zi:k, czyli kultowość roweru znowu wzrosła. Do końca wolnego zostały jeszcze dwa dni, oby były cieplejsze niż piątek.
Na zakończenie tysięczny kilometr:
Roch pozdrawia Czytelników.
Po drobnej regulacji Roch doszedł do odpowiedniego ustawienia i mógł bez przeszkód kontynuować pedałowanie. Nowe siodełko jest trochę wyższe od starego, a może jest proste podczas gdy stare było trochę wygięte po tym jak Roch przeleciał przez kierownicę. Po przejechaniu 36 kilometrów Roch nie czuł zmęczenia, tyłek go nie bolał więc zakup opłacił się. Poza tym to Fi`zi:k, czyli kultowość roweru znowu wzrosła. Do końca wolnego zostały jeszcze dwa dni, oby były cieplejsze niż piątek.
Na zakończenie tysięczny kilometr:
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
1000km,
Nowe Chechło,
Piekary Śląskie,
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
wtorek, 8 listopada 2011
Czy istnieje zakaz wchodzenia do sklepu rowerowego?
Notka nie będzie opisywała wypadu rowerowego, ale temat będzie jak najbardziej rowerowy. Wracając z pracy Roch musiał podjechać do zaprzyjaźnionego Adventure kupić dętkę, bo w rowerze mamy się przebiła i trzeba było wymienić na nową. Po wejściu do sklepu Roch poczuł się jak alkoholik w monopolowym i jedna małpka dętka nie była w stanie zaspokoić chęci posiadania czegoś świeżego w rowerze. W końcu Roch przypomniał sobie, że potrzebuje siodełko, bo stare jest skrzywione i zaczęła z niego schodzić skóra.
Chwilę później Roch stał się posiadaczem nowego siodełka Fizik Nisene. Nie ma dziurki, ale za to jest miękkie i wygodne, o czym Roch przekona się jutro, bo dziś nie chciało mu się szukać bankomatu. Siodło zostało odłożone i Roch mógł spokojnie wyjść ze sklepu wiedząc, że zaspokoił swoje rowerowe uzależnienie. Jutro lub w najbliższym czasie będą zdjęcia nowego nabytku.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Witamy Blog rowerowy na Google+. Kto ma ten może dodać do kręgów.
Chwilę później Roch stał się posiadaczem nowego siodełka Fizik Nisene. Nie ma dziurki, ale za to jest miękkie i wygodne, o czym Roch przekona się jutro, bo dziś nie chciało mu się szukać bankomatu. Siodło zostało odłożone i Roch mógł spokojnie wyjść ze sklepu wiedząc, że zaspokoił swoje rowerowe uzależnienie. Jutro lub w najbliższym czasie będą zdjęcia nowego nabytku.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Witamy Blog rowerowy na Google+. Kto ma ten może dodać do kręgów.
Labels:
Zakupy
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 6 listopada 2011
Coraz bliżej tysiąca
Niedziela, podobnie jak sobota, należała do roweru. Roch od rana myślał gdzie tu pojedzie i ile kilometrów zrobi. W końcu słońce świeci, temperatura w okolicach 15°C, czyli nie trzeba jeździć w kurtce. Ogólnie mamy polską złotą jesień i dobrze, bo Roch musi zrobić tysiąc kilometrów na nowym rowerze. Taki postawił sobie cel i go zrealizuje (chyba, że pogoda zdecyduje inaczej). Dziś jednak Roch zbliżał się do tej granicy. Na początek chciał jechać do Świerklańca, ale co niby miał tam robić? Słoneczny dzień to musiał by lawirować między ludźmi. Postanowił, że wjedzie do lasu.
I tym lasem dojechał aż do Brynicy, potem pojechał na lotnisko (tak, Roch ogłosił już pożegnanie z lotniskiem, ale -- podobno -- tylko krowa nie zmienia zdania) i z powrotem chciał wrócić przez Bibielę i Żyglin. W międzyczasie zadzwonił Koyot, że się ubiera i można zrobić jakiś szybki rower. Roch poczekał na niego i razem pojechali na Chechło. Koyot w krótkich spodenkach. Rochowi było zimną patrząc na niego. W Chechle rozjechali się w kierunku domów. W tym punkcie wypadu Rochowi stuknęło już 40 kilometrów i w sumie mógł już nie pedałować, ale przecież musiał jakoś dojechać do domu.
Pod domem miał całe 49 kilometrów i doszedł do wniosku, że nie będzie jeździł dookoła bloku żeby dobić do pełnych pięćdziesięciu kilometrów. Takie "nie okrągłe" liczby kręcą go bardziej niż takie pełne (stąd jego sympatia do liczby Π) . Do pełni szczęścia, czyli tysiąca kilometrów na nowym rowerze* brakuje mu już 18 kilometrów. Jeśli w przyszły weekend pogoda dopisze, a dopisać ma, Roch ogłosi, że zrealizował postawiony sobie cel.
A przyszły weekend stoi pod znakiem jakiegoś dłuższego wypadu. Plany już są, dosyć klarowne, kierunek też już wybrany, ale póki co Roch nie będzie zapeszał, szczegóły pod koniec tygodnia lub po fakcie. W każdym razie całkowita odległość nie mniejsza niż pięćdziesiąt kilometrów, ale nie będzie to Lubliniec. Na niego za późno, a poza tym Roch nie ma już tam żadnego interesu. Z dzisiejszego wypadu powstał ślad GPS, ale oszukuje, bo pokazuje 45 kilometrów, a powinno być ich 49.
Roch pozdrawia Czytelników.
*Roch celowo zaznacza, że na nowym rowerze, bo przez cały rok 1 000 kilometrów to byłby wstyd dla niego.
I tym lasem dojechał aż do Brynicy, potem pojechał na lotnisko (tak, Roch ogłosił już pożegnanie z lotniskiem, ale -- podobno -- tylko krowa nie zmienia zdania) i z powrotem chciał wrócić przez Bibielę i Żyglin. W międzyczasie zadzwonił Koyot, że się ubiera i można zrobić jakiś szybki rower. Roch poczekał na niego i razem pojechali na Chechło. Koyot w krótkich spodenkach. Rochowi było zimną patrząc na niego. W Chechle rozjechali się w kierunku domów. W tym punkcie wypadu Rochowi stuknęło już 40 kilometrów i w sumie mógł już nie pedałować, ale przecież musiał jakoś dojechać do domu.
Pod domem miał całe 49 kilometrów i doszedł do wniosku, że nie będzie jeździł dookoła bloku żeby dobić do pełnych pięćdziesięciu kilometrów. Takie "nie okrągłe" liczby kręcą go bardziej niż takie pełne (stąd jego sympatia do liczby Π) . Do pełni szczęścia, czyli tysiąca kilometrów na nowym rowerze* brakuje mu już 18 kilometrów. Jeśli w przyszły weekend pogoda dopisze, a dopisać ma, Roch ogłosi, że zrealizował postawiony sobie cel.
A przyszły weekend stoi pod znakiem jakiegoś dłuższego wypadu. Plany już są, dosyć klarowne, kierunek też już wybrany, ale póki co Roch nie będzie zapeszał, szczegóły pod koniec tygodnia lub po fakcie. W każdym razie całkowita odległość nie mniejsza niż pięćdziesiąt kilometrów, ale nie będzie to Lubliniec. Na niego za późno, a poza tym Roch nie ma już tam żadnego interesu. Z dzisiejszego wypadu powstał ślad GPS, ale oszukuje, bo pokazuje 45 kilometrów, a powinno być ich 49.
Roch pozdrawia Czytelników.
*Roch celowo zaznacza, że na nowym rowerze, bo przez cały rok 1 000 kilometrów to byłby wstyd dla niego.
Labels:
Bibiela,
Chechło,
GPS,
Nowe Chechło,
Ożarowice
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 5 listopada 2011
Rowerowy początek listopada
Długi weekend przeszedł już do historii, trzy dni pracy spowodowały, że Roch czuje się jak niedopity, bo ledwie zaczął pracować to już mu się zrobił kolejny weekend i w sumie nic nie zrobił konstruktywnego, tylko siedział i dumał. W końcu jednak przyszła sobota i Roch pojechał do zaprzyjaźnionego Adventure żeby zakupić nowy komplet łatek, bo została mu tylko jedna sierotka, a Roch zwykł łapać dwie dziurki za jednym zamachem.
Popołudniu Roch był gotowy do jeżdżenia, ale nie było nikogo z kim mógłby pedałować. Więc wetknął wtyczkę słuchawek do telefonu i ustawił ulubioną muzykę. Dzięki temu miał większe szanse na to, że przejedzie więcej niż dwadzieścia kilometrów, czyli do Świerklańca i z powrotem. Dobrze mu się pedałowało, więc z rzeczonego Świerklańca Roch pojechał do Piekar Śląskich, tam wjechał na kopiec i pojechał dalej do Radzionkowa. Kilometrów było wciąż mało więc Roch uderzył jeszcze na Dolomity i w końcu czuł zadowolenie z wyniku.
Z wynikiem 37 kilometrów wrócił do domu choć chciało mu się jeszcze jeździć to zbliżał się wieczór. Taka pora roku, że o 16:00 robi się ciemno. Z wypadu powstał ślad GPS, który wygląda na poprawny. Chyba ostatnia aktualizacja poprawiła zachowanie programu, bo nie rysuje już prostych kresek, a i prędkości zazwyczaj się zgadzają. Zainteresowani mogą kliknąć: Listopadowa przejażdżka.
Roch pozdrawia Czytelników.
Popołudniu Roch był gotowy do jeżdżenia, ale nie było nikogo z kim mógłby pedałować. Więc wetknął wtyczkę słuchawek do telefonu i ustawił ulubioną muzykę. Dzięki temu miał większe szanse na to, że przejedzie więcej niż dwadzieścia kilometrów, czyli do Świerklańca i z powrotem. Dobrze mu się pedałowało, więc z rzeczonego Świerklańca Roch pojechał do Piekar Śląskich, tam wjechał na kopiec i pojechał dalej do Radzionkowa. Kilometrów było wciąż mało więc Roch uderzył jeszcze na Dolomity i w końcu czuł zadowolenie z wyniku.
Z wynikiem 37 kilometrów wrócił do domu choć chciało mu się jeszcze jeździć to zbliżał się wieczór. Taka pora roku, że o 16:00 robi się ciemno. Z wypadu powstał ślad GPS, który wygląda na poprawny. Chyba ostatnia aktualizacja poprawiła zachowanie programu, bo nie rysuje już prostych kresek, a i prędkości zazwyczaj się zgadzają. Zainteresowani mogą kliknąć: Listopadowa przejażdżka.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Dolomity,
GPS,
Kopiec,
Piekary Śląskie,
Radzionków,
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
wtorek, 1 listopada 2011
Długi weekend – dzień czwarty
Ostatni dzień długiego weekendu zrobił Rochowi dobrze. Temperatura grubo ponad 15°C, wielkie, żółte słońce i ciepło niczym wiosną. Roch nie mógł długo siedzieć w domu. Taka pogoda w listopadzie to rzadkość, a więc trzeba korzystać póki jest taka możliwość. Roch umówił się z Koyotem w Świerklańcu i chcieli jechać gdzieś do Radzionkowa, ale los chciał inaczej. Trochę pobłądzili w lesie i wyjechali z powrotem w Świerklańcu. Roch wiedział, że to znak żeby zrobić sobie trochę bardziej leniwy dzień.
Tak więc usiedli na murku i zrelaksowali się. Słońce ładnie świeciło, ciepły wiaterek powiewał, a Roch z Koyotem siedzieli i prowadzili filozoficzne dysputy na różne tematy, przeważnie o Rochowych podbojach sercowych. W końcu jednak zebrali się i pojechali w kierunku Chechła. Tam też rozjechali się. Niby taki leniwy dzień, więcej siedzenia niż jeżdżenia, a Roch zrobił 32 kilometry, czyli założenie długiego weekendu zostało spełnione. I tak w sobotę Roch przejechał 40 kilometrów, w niedzielę było ich 45, w poniedziałek wyszło 36 i dzisiaj Roch przejechał 34. W sumie Roch przez cztery dni przejechał 155 kilometrów.
Teraz trzy dni bez roweru i znowu weekend, który zapowiada się wcale nie gorzej niż ten, który już się kończy. Jeśli wszystko pójdzie po Rocha myśli to zacznie się on zbliżać do magicznej granicy tysiąca kilometrów na nowym rowerze. Jeśli to się uda to Roch zacznie świętować, bo to dobrze wróży na nowy sezon. Jeśli przejedzie kilka tysięcy na rowerze to będzie sukces, ale życie nauczyło go żeby nie deklarować konkretnych liczb. O nich Roch - i nie tylko o nich - Roch będzie pisał zbiorczo w notkach podsumowujących rok. Ta za 2011 rok już jest w przygotowaniu, w końcu trochę się działo.
Roch pozdrawia Czytelników.
Tak więc usiedli na murku i zrelaksowali się. Słońce ładnie świeciło, ciepły wiaterek powiewał, a Roch z Koyotem siedzieli i prowadzili filozoficzne dysputy na różne tematy, przeważnie o Rochowych podbojach sercowych. W końcu jednak zebrali się i pojechali w kierunku Chechła. Tam też rozjechali się. Niby taki leniwy dzień, więcej siedzenia niż jeżdżenia, a Roch zrobił 32 kilometry, czyli założenie długiego weekendu zostało spełnione. I tak w sobotę Roch przejechał 40 kilometrów, w niedzielę było ich 45, w poniedziałek wyszło 36 i dzisiaj Roch przejechał 34. W sumie Roch przez cztery dni przejechał 155 kilometrów.
Teraz trzy dni bez roweru i znowu weekend, który zapowiada się wcale nie gorzej niż ten, który już się kończy. Jeśli wszystko pójdzie po Rocha myśli to zacznie się on zbliżać do magicznej granicy tysiąca kilometrów na nowym rowerze. Jeśli to się uda to Roch zacznie świętować, bo to dobrze wróży na nowy sezon. Jeśli przejedzie kilka tysięcy na rowerze to będzie sukces, ale życie nauczyło go żeby nie deklarować konkretnych liczb. O nich Roch - i nie tylko o nich - Roch będzie pisał zbiorczo w notkach podsumowujących rok. Ta za 2011 rok już jest w przygotowaniu, w końcu trochę się działo.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Chechło,
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
Subskrybuj:
Posty (Atom)