czwartek, 26 kwietnia 2012

Ustroń, Ustroń i po Ustroniu

Wiadomo, że wszystko co dobre szybko się kończy, tak też było z ostatnim -- weekendowym -- wypadem do Ustronia. Po powrocie z pracy Roch zapakował Kropka walizkami, które spakowała Żonka i po chwili jechali w kierunku Katowic żeby dojechać do Ustronia. Droga jak to w piątek wieczorem, przed Katowicami tłoczno, a później już z górki. Na miejscu byli przed godziną 2000. Pokoik już czekał i był o niebo lepszy od tego z pierwszego wyjazdu. Właściciele mili, przyjaźni, pokój fajowy. Gdyby ktoś chciał do Ustronia oto sprawdzony adres: Villa Izabela.

...a w środku pełno prąduPiątek w Ustroniu był przerażający; nie było gdzie zjeść kolacji, dobrze, że Żonka spakowała trochę wałówki. Trochę się pochodziło, fajne wspomnienia wróciły. W sobotę było dużo lepiej, przynajmniej obiad można było zjeść, a i wypić jakiegoś grzańca dało się, co też Roch z Żonką czynili, a Żonka nawet uwieczniła Rocha zanurzonego w kubku z czymś bliżej nieokreślonym. W każdym razie sok z gumijagód spełnił swoje zadanie i każdemu Roch poleca. Potem jeszcze wizyta na "Ustrońskim", czyli lokalnym piwie i można wracać do pokoju.

Zaraz, zaraz.. mam pomysł!Oczywiście między spożywaniem soku z gumijagód były też zdjęcia, bo Roch miał jakieś parcie na chodzenie z aparatem, co Żonce zupełnie nie przeszkadzało, bo i ona lubi z nim latać więc oboje robili to co lubili, a w dodatku wspólnie. Niedziela to krótki wypad w góry i powrót do domu. Po drodze podjechali jeszcze na lotnisko, ale tam tylko wiatr hulał, więc zdjęć -- poza WizzAirem -- nie ma.

Ogólnie wypad należy zaliczyć do bardzo udanych, bo w końcu udało się gdzieś z Żonką wybrać. Następny plan przewiduje Szczyrk lub Zakopane, ale kiedy to nikt nie wie. Teraz trzeba pochodzić i pozałatwiać pewne sprawy, a w międzyczasie skończyć remont. W życiu zawodowym Rocha też może zajdą zmiany, które Rochowej rodzinie wyjdą na dobre, ale o tym dopiero później. Póki co nie ma co zapeszać, a trzeba wziąć się ostro do roboty, żeby ten cholerny początek roku zaczął w końcu sprzyjać. Bo ileż można?

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Pokaz zdjęć z Ustronia jest tutaj:

piątek, 20 kwietnia 2012

Ustroń. Po raz drugi.

Od ostatniego wypadu do Ustronia minęło jakieś trzy miesiące i właśnie dziś Roch wraz z Żonką jadą na kolejną wizytę w tamte rejony. Oboje muszą odpocząć od wydarzeń ostatnich tygodni, a najlepiej jest zresetować się na obczyźnie. Notki na blogu i tak pojawiają się sporadycznie, ale w ten weekend na pewno żadnej nie będzie ponieważ Roch jedyne co zabiera -- z elektronicznych rzeczy -- to aparat. Bardzo potrzebuje, nie tylko on zresztą, spokoju i relaksu żeby wszystko jakoś przetrawić.

Tym razem wizyta w Ustroniu już prawie wiosenna, pogoda ma być całkiem niezła więc powinno dać się zrobić jakieś fajne zdjęcia. Planowany powrót nastąpi w niedzielę w godzinach popołudniowych, a więc weekend zapowiada się całkiem przyjemnie. Dłuższa relacja nastąpi po powrocie z wycieczki.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 18 kwietnia 2012

Pierwsza guma, czyli inauguracji ciąg dalszy

I doszło do kolejnego pedałowania Rocha razem z Żonką; pogoda zacna, choć zimno. Na polu walki z remontem zrobił się spokój więc można było zająć się mieszkaniem "na swoim" i wykańczaniem tego, co już jest zrobione. Po powrocie z pracy Roch poszedł na rower, a właściwie to Żonka mobilizowała Rocha żeby wskoczył w spodenki i pojeździł wraz z Nią.

Rocha nie trzeba było namawiać zbyt długo i w końcu wyprowadził rowery i pojechali przed siebie. Już na wstępie Roch wjechał na szkło, ale powietrze zostało w przednim kole, więc Roch uznał, że skoro powietrze nie zdecydowało się zejść to można jechać dalej. No i tak się pedałowało wspólnie, aż do momentu kiedy powietrze w drugim kole zapragnęło wydostać się z opony.

I tym sposobem Roch ponownie zainaugurował sezon rowerowy, przebijając oponę. Na szczęście dało się dojechać do domu, ale Rochowi nie chciało się już łatać dętki, poza tym zrobiło się zimno i razem z Żonką postanowili, że zostaną w ciepłym domu, bejcując maskownice. I to by było na tyle z ostatnich rowerowych przygód Rocha. Niestety, ale pogoda nie rozpieszcza jeszcze Rocha, który trochę zdziadział, bo kiedyś 10°C było dla niego ciepłym wyjazdem rowerowym, a teraz jest Rochowi zwyczajnie zimno.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Pompka i "zestaw ratunkowy" został w domu. A już prawie go Roch zabrał z sobą.

środa, 11 kwietnia 2012

Pierwszy rower w tym roku

No i stało się; choć jeszcze Roch nie może ogłosić pełnej inauguracji sezonu rowerowego to już jeździł na rowerze z Żonką. Trasa nie zbyt długa, ale za to poznał kawałek miasta, z którym związał się przy pomocy Żonki. Trochę było lasów, trochę piaszczystych ścieżek i trochę asfaltu, czyli w sumie wszystko Roch już zaliczył. Teraz pozostaje zainaugurować sezon z Koyotem, czy odbyć szaleńczą jazdę po wąskich ścieżkach gdzieś w okolicy.

Niestety Roch wyszedł z obiegu i zapomniał zapisać ślad GPS nowej trasy w nowym mieście, ale jutro też jest plan rowerowy więc na pewno pojawi się zapis GPS (o ile Roch nie zapomni włączyć odbiornika w telefonie). Jeśli chodzi o cyferki to prezentują się one całkiem zacnie jak na pierwszy raz. Już po kilku minutach w siodełku Rocha zaczął boleć tyłek, później doszły nadgarstki i na końcu stopy, bo odzwyczaiły się od sztywnych SIDI (tak, Roch się lansuje).

Na pierwszy raz wyszło 12 kilometrów, ale tak jak Roch pisze -- rozbolało go wszystko i pewnie kolejnych 12 by nie wytrzymał, ale jeśli zacznie jeździć regularnie to rowerem dojedzie do Koyota, a to jest w okolicach 60 kilometrów wiec dystans jak za dawnych dobrych czasów, które -- Roch ma nadzieję -- wrócą szybko.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 1 kwietnia 2012

I co dalej?

Już dawno Roch nie pisał nic na blogu, ale też wydarzenia ostatnich dni są dla niego na tyle przytłaczające, że nie ma ochoty na kontakt ze Światem. Najlepiej byłoby wystrzelić się w kosmos i tam już zostać. To, co się wydarzyło jest zbyt osobiste żeby pisać o tym publicznie, więc ta sprawa zostanie tajemnicą Rocha i jego Żonki.

Poza tym Roch walczy na polu malowanie; pomalowana jest już kuchnia i łazienka, w kolejce czeka przedpokój i sypialnia. Na rower nie ma czasu, a właściwie czas jest, ale nie ma ochoty. Tak jak na inne rzeczy, które Roch kiedyś robił z przyjemnością. Są takie sprawy, które zmieniają człowieka. Na zawsze.

Roch pozdrawia Czytelników.