wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie 2013 roku

Za parę godzin skończy nam się rok 2013, a zatem to najlepszy czas na podsumowanie tego, co za Rochem. Wydarzeniem roku dla Rocha są oczywiście narodziny córeczki, przy których dzielnie był i nawet przeciął pępowinę. To wydarzenie przyćmiło wszystko inne. Zresztą w 2013 niewiele się działo; dalej praca w Open-E, rower na dobre zadomowił się w garażu, pierwsza rocznica ślubu i pierwsze imieniny córeczki.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wspólne świętowanie Bożego Narodzenia i choinka, w której Michasia się zakochała. W międzyczasie zaplanowanie wakacji 2014 i wpłacenie zaliczki. A Sylwester i Nowy Rok upływa pod znakiem wspólnych spacerów w górach.

****
A z okazji nadchodzącego 2014 roku Roch życzy wszystkim czytelnikom wszystkiego najlepszego. Krótko i na temat.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 24 grudnia 2013

Świątecznie

Szczęścia, zdrowia, spełnienia marzeń, realizacji postanowień noworocznych, dostatku, wymarzonych wakacji, zadowolenia z bliskich. Pachnącej choinki, prezentów pod nią, pełnych brzuchów, smacznych potraw i wszystkiego najlepszego.

Roch.

wtorek, 17 grudnia 2013

Co nowego u Rocha?

U Rocha wszystko toczy się wokół dziecka i cały plan dnia jest podporządkowany pod małego brzdąca, który spać pójdzie tylko jak Roch jest w domu. Roch celowo nie zaczynał nowej notki od słów "dawno już Roch nie pisał" bo to jest oczywiste. Z komputera Roch korzysta jak potrzebuje, a w zasadzie jak naprawdę nie ma nic innego do roboty, a że robota zawsze jakaś jest to komputer odszedł na daleki plan.

Już niedługo Święta i Nowy Rok, a to oznacza kolejne podsumowanie obecnego - jeszcze - roku. Roch powoli układa sobie plan w głowie, a działo się bardzo dużo i dzieje się dalej. Jedno jest pewne, rok 2014 to pierwszy raz z córką z granicą. Roch postanowił, że Miśka będzie dużo jeździła po świecie. Oboje z Żonką nie chcą aby Miśka była typowym "cebularzem", czyli zaściankowym polaczkiem, który myśli tylko jak sąsiadowi uprzykrzyć życie.

Poza tym Roch dalej pracuje w Bytomiu, ale nie zamierza zmieniać - to chyba praca, z której Roch czerpie sporo przyjemności i planuje z Open-E związać się na dłużej. No i na koniec trochę o rowerze - jednym z postanowień noworocznych będzie to, że Roch odda w styczniu rower do zaprzyjaźnionego Adventure aby tchnąć w niego nowe życie. A w  najbliższym czasie, czyli w sobotę, Roch pojedzie do Chłopaków aby życzyć im tego co życzy się na Święta.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 24 listopada 2013

Z życia wzięte

Od jakiegoś czasu Roch na mnóstwo zajęć, ostatnio w garażu wymieniał żarówki w samochodzie i kątem oka spoglądał na stojący rower. Tak, nadal go ma, to jedyna rzecz, której nie sprzeda choćby miało się walić i palić. No i jak tak wymieniał te żarówki to myślał co to zrobić z tym fantem. W końcu za rok Michalinka będzie miała rok i będzie można ją wozić w przyczepce. Dzięki temu będzie można jeździć rodzinnie na dłuższe wypady.

W roli tatuśka Roch sprawdza się całkiem nieźle, a przynajmniej tak twierdzi Żonka; jest jeszcze wiele spraw, których Roch boi się zrobić, takie jak zakładanie skarpetek, czy nurkowanie z Michalinką na basenie, ale wiele się nauczył. Śniadanka, zabawa, ubieranie i długie spacery. Weekendy należą do Rocha - w tygodniu Roch mało co ma okazje bawić się z dzieckiem, ale kiedy ma wolne to nic innego się nie liczy. Michasia i Żonka. Tylko babiniec jest dla Rocha ważny.

Sobota rano to czas basenowy - Michalinka bardzo lubi wodę i Roch z Żonka zapisali ją do szkoły pływania w Tarnowskich Górach. Co sobotę Michalina przez 40 minut jest w swoim żywiole - uwielbia wodę, pluskać się i nurkować - choć z tym dawaniem nura to różnie bywa, ale nic na siłę. Niechętnie się zanurza, ale ważne, że w ogóle chce.

Zima już puka do okien, więc rower siłą rzeczy nie jest możliwy, ale przyszły sezon należy do Młodej Adeptki Sztuki Pedałowania. Na razie za pedalarza będzie robił Roch, ale rowerek dla Małej jest już w planach.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.

piątek, 20 września 2013

Dawno Roch nic nie pisał

Czołem,

dawno Roch już nic nie pisał, ale zajęć ma od groma; najprzyjemniejsze z nich śpi właśnie obok Rocha siedzącego w ciemnym pokoju gdzie jedynym źródłem światła jest matryca laptopa. Niczym haker włamujący się Emacsem przez Sendmaila siedzi i stuka w klawisze. Jedyna różnica to taka, że Roch dobrał się na sekundę do klawiatury i próbuje zaktualizować swój dawno zapomniany blog. Nawet nie wie od czego zacząć swoją opowieść.

Pracuje tam gdzie pracował, robi to co robił, jedynym znakiem, że czas nieustannie posuwa Rocha jest jego córka, która rośnie jak na drożdżach. Co chwilę Żonka wynosi ubranka, które już są za małe na Michalinkę. To jednak prawda, że widzimy jak starzejemy się po naszych dorastających dzieciach. Zakres obowiązków znacząco Rochowi się powiększył jednak ogarnia to i Misia nagradza go uśmiechem i buziakami, a jak Roch zacznie ją masować po pleckach to już w ogóle dzidzia się rozpływa.

Rower stoi w garażu, czasem Roch zagada do niego, zapyta co tam, ale nie jeździ na nim. Nawet nie to, że nie ma czasu, ale po prostu woli spędzić go z dzieckiem, bo i tak mają go mało dla siebie. Za rok, jak Misia już będzie mogła to Roch będzie jeździł z nią na rowerze. Póki co główka jeszcze nie jest stabilna i czasem jeszcze lubi uciec.

A zatem najbliższy rower za jakiś rok, oby notki były ciut częściej.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 7 lipca 2013

Rower idzie w odstawkę

Dawno Roch nie pisał nic na blogu, ostatnio coś przebąkiwał, że wraca do pedałowania, ale koniec końców rower Rocha idzie w odstawkę do czasu kiedy Michalinka będzie mogła towarzyszyć Rochowi i Żonce we wspólnych wypadach.

A oto śliczna Michalinka:


I dla niej Roch rezygnuje z roweru (do czas aż sama zacznie jeździć).

PS.
Z bloga ciągle nie rezygnuje, od czasu do czasu notki będą, ale bardziej wózkowe niż rowerowe ;-)

wtorek, 14 maja 2013

Hat-trick. Rowerowy

Weekend, jak wiadomo, upłynął pod chmurką. Bo kiedy Roch ma wolne wtedy pogoda się pier...dzieli i trzeba siedzieć w domu. Od jakiegoś roku Roch ma dużo innych zajęć w domu niż komputer, bo się ożenił no i nieść musi kaganek małżeński. Jemu się to nawet podoba, chyba, że akurat spadają kartofle i takie tam historie epizodyczne. Ale wracając do meritum; po deszczowym weekendzie Roch postanowił skorzystać z okazji i dziś zabrał z sobą rower do Tarnowskich Gór.

Z Tarnowskich Gór Roch pojechał do pracy* na rowerze. Z pracy wybrał się no rowerze z kolegą z pokoju i razem pojechali gdzieś na Seget. Tam się rozjechali każdy w swoją stronę, czyli Roch uderzył na Suchą Górę, w okolice Radzionkowa i w końcu do Tarnowskich Gór. Tam odpoczął trochę i wrócił do Częstochowy samochodem (kondycja jeszcze nie pozwala Rochowi na 60 kilometrowy wypad rowerowy). Jako, że Żonka jeszcze odbywała "Babski wieczór" to Roch wykorzystał okazję i zrobił jeszcze 10 kilometrów.

Łącznie wyszło ich 40. Od roku, albo i dłużej, Roch nie zrobił takiego dystansu. Ale w końcu udało mu się i dziś ciachnął czterdziestkę. Na dowód tego trzy wykresy z pedałowania.




Roch pozdrawia Czytelników. PS. *Jedyna reklama na blogu.

czwartek, 9 maja 2013

Wieczorna przebieżka

Po dwóch dniach przerwy rowerowej spowodowanej "przelotnymi" opadami deszczu Roch znowu wsiadł na rower. W końcu zaczął pracować nad swoją kondycją; w ostatnim czasie zapuścił się, ale kondycyjnie jeszcze daje radę. Roch ma zamiar wyrobić kondycję na tyle żeby móc z Koyotem pojechać na Jurę. Po dzisiejszym spotkaniu z nim powzięte zostały pewne ustalenia. Pierwsze z nich to wspólne pedałowanie po pracy, a drugie to wypad na jakąś Jurę.

W sumie to dawno się nie widzieli, a jeszcze dawniej nie pedałowali, ale w sumie nic dziwnego skoro Roch wybył za siedem gór, siedem lasów i za siedem rzek. Ale w nieprzeniknionej Rochowej podświadomości zrodził się plan. Skoro i tak Roch jeździ na "czarny Śląsk" do pracy* to może zabrać z sobą rower i zostawić samochód w Tarnowskich Górach, a do Bytomia dojechać już przywiezionym rowerem. W drodze powrotnej skoczy sobie na Suchą Górę i dalej na Seget i może nawet do Rept Śląskich, o ile kondycja w początkowej fazie rozjeżdżenia się na to Rochowi pozwoli.

Ogólnie rzecz biorąc Roch reaktywuje się zarówno na polu rowerowym jak i blogowym. Założenie jest takie, że rower zostanie zintensyfikowany, a co za tym idzie także notki na blogu będą się pojawiały częściej niż jedna na kwartał, a w sumie kilka(naście) w roku. I oby Roch w tym postanowieniu wytrwał jak najdłużej.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Wszelakiej maści reklamodawcom, ogłoszeniodawcom i innym dawcom Roch nieustannie dziękuje, ale nie skorzysta. Wciąż, mimo grubej pajęczyny na blogu, przychodzą do Rocha maile z ofertą zarobku, reklamowania i ogłaszania.

*Jedyna reklama na blogu. Zamierzona w dodatku.


wtorek, 7 maja 2013

Początki dobrego

No i Roch wziął się w końcu w garść i wsiadł na rower. Notka będzie krótka, bo Roch już w pracy siedzi, ale w telegraficznym skrócie Roch skoczył na objazd Częstochowy. Wersja asfaltowa, bo kręcił się w okolicy centrum, ale dziś ma śmiały plan wypuścić się w jakieś pola. Jak się zgubi to Żonka go znajdzie (albo i nie -- to zależy jak bardzo się zgubi).

Rowerowanie jest fajne, nawet tyłek go nie boli, a i szczątkowa kondycja jest zachowana. To na tyle, Roch zabiera się za pracę.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Relacja z bytomskiego rowerowania

Nie żeby Roch dopiero co do siebie doszedł po ostatniej wyprawie rowerowe. Po prostu znowu mu się zapomniało, ale już nadrabia swoje przeoczenie. Otóż Rochowi, jak już wcześniej wspominał, przyszło jechać na rowerze do pracy, ale nie z Częstochowy, a z Tarnowskich Gór, bo samochód miał umówiony na wizytę naprawczą no i musiał jakoś dostać się do pracy, która jest w Bytomiu. Wybór padł na rower; był jeszcze autobus, ale Roch z racji wrodzonego lenistwa nie chciał iść na przystanek, jechać do dworca i później jeszcze jechać do Bytomia.

Na rowerze było łatwiej. O dziwo nawet się nie zmęczył, nie łapały go skurcze i nawet dobrze mu szło. Zadyszka była, ale kondycja Rocha zastała dawno w tyle. Zaniedbał się i to mocno, ale pisząc tę notkę ma na ustach wyraźne i głośne postanowienie, że w tym sezonie nie będzie dupą i będzie jeździł. Wstępne postanowienie to dwie godziny dzienni na rowerze. Na początku będzie raczej trudno wysiedzieć, ale koniec końców uda się spełnić normę.

Żeby bardziej się zmotywować, Roch napisze sobie nowe statystyki a i serwis, który obsługuje jego ślady GPS zostanie zmieniony. Wszystko zacznie się od początku, nawet ból dupy będzie nowy, ale to już dla Rocha nie jest obce. Pora zacząć uzupełniać magnez (magnes?) bo kawa jedna go wypłukuje.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Tylko blog zostanie stary, ale to chyba dobrze.

środa, 17 kwietnia 2013

Wielkie przygotowania do rowerowania

Blog wbrew pozorom nadal jest indeksowany przez Google, a Roch ciągle chce coś na nim napisać, ale koniec końców nie ma siły / czasu / chce mu się spać. W ostatniej notce, a kiedy to było, pisał, że dzidzia będzie chłopcem, a później okazało się, że to dziewczynka. Dziewczynka tatusia. I tak Roch jest ojcem dziewczynki o słodkim imieniu Michalina. Przygotowania do powitania Michasi idą pełną parą. Pierwszy urlop został spożytkowany na załatwienie papierków i urzędów, teraz Roch skrobie łóżeczko i pomaga Żonce w codziennych czynnościach, które dla niej są coraz trudniejsze.

Dużo by pisać, ale komentarz Żonki jest jednoznaczny: "to będzie reaktywacja roku". I chyba taka będzie. Otóż jutro Roch musi zostawić samochód u mechanika, a do pracy jakoś musi dojechać. No i przypomniał sobie, że w garażu ma rower. To urządzenie, na którym jeździł, ale przestało bo jakoś przestało mu się chcieć. Jutro jednak znowu wsiądzie na rower i zastanawia się co poczuje. Może znowu zakocha się w rowerze? Przed Rochem zakup dwóch rowerów; jeden dla Michasi i drugi dla Żonki, bo po porodzie chce jeździć na rowerze. Z Michasią i pewnie z Rochem.

Zatem jutro pierwszy od bardzo długiego czasu wypad rowerowy; w końcu Roch pochwali się swoim rowerem, który wciąż jest dla niego ważny, choć Roch już nie jeździ tyle ile kiedyś, ale rezygnując z roweru zyskał coś równie ważnego. Rodzinę.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 9 lutego 2013

Jak to jest kiedy Roszek kopnie Rocha ?

I kto by pomyślał, że Rochowi przyjdzie na blogu pisać o piłce nożnej. A właśnie wczoraj wieczorem z Rochowej głowy Franek lub Michalina (płeć okazała się jeszcze nie wiadomą) zrobił lub zrobiła piłkę w którą kopał / kopała. Na początku Roch próbował wyczuć ruchy, ale nic i nic.

- "Teraz" - mówiła Żonka
- "Nic nie czuję.." - Odpowiadał zawiedziony swoją znieczulicą Roch.
- "O i teraz... " - mówiła dalej - "czułeś?"
- "No nie, nic nie czułem" - Odpowiadał Roch.

Aż w końcu przyłożył ucho do okolic pępka i słuchał.

- "Nie czuję, ale słyszę" - mówił uradowany - "takie bulgotanie słyszę"

Aż w pewnym momencie owo tajemnicze bulgotanie ucichło, a po chwili "łup", "łup". Roch zebrał dwa siarczyste kopniaki prosto w ucho. Pierwszy raz poczuł to czym wszyscy inni się tak podniecają. To były ruchy ich dziecka. Żonka czuła je dużo wcześniej, a Rochowi dopiero teraz dane zostało poczuć co to znaczy kop małej osoby w brzuszku Żonki.

Co tu dużo pisać, uczucie zajebiste, nie ma porównania i nie można tego opisać. Po prostu trzeba położyć głowę na okrąglutkim brzuszku Żonki i chwilę poczekać. Na pewno dostanie się kopniaczka. Słodkiego kopniaczka w ucho.

czwartek, 31 stycznia 2013

Odwilż idzie. Pora myśleć o rowerach.

Wiadomo, każda notka musiała by zaczynać się tak samo, od słów "dawno już Roch nie pisał...". Jednak tak to już bywa; Rochowi czas zaczął się kurczyć, ale to akurat dobrze -- czas poświęca dla Żonki i małego Frania, który co prawda jeszcze okupuje brzuszek Żonki, ale reaguje na głos, a i dzwoneczek zrobiony z Żonkowego pępka działa na niego pobudzająco. Każde wyjście do sklepu kończy się ze śpioszkami, pajacykami, ramperkami i innymi kombinezonami w koszyku.

Jeszcze nie dawno Roch każdą złotówkę wydawał na rower, wtedy nazywało się to cyklozą. Teraz Roch z dziką przyjemnością chodzi do sklepów "dzieciaczkowych" i wydaje pieniądze na Frania i to nazywa się... tatusiostwem. Ale to nie tak, że Roch nie myśli o rowerku dla małego Franka, pierwszy (a i drugi) jest już wybrany. Pierwszy to oczywiście bardziej "chodak" niż rowerek. To będą początki syna "cudownego dziecka dwóch pedałów", ale na tym nie koniec.
Roch ma w planach zrealizowanie swojego niezrealizowanego marzenia i drugim rowerkiem będzie, oczywiście, Cannondale. Roch zawsze chciał, a Franek będzie miał. Rochowy Cube jest dla niego idealny, a Franek zacznie od razu z wysokiego "C". A później to już wiadomo, cała trójka na rowerach, więc i notki będą potrójnie rowerowe. Trzeba też będzie pomyśleć o dwóch psach, którym też trzeba zapewnić transport. Więc jakaś przyczepka będzie musiała znaleźć swoje miejsce w garażu. Już teraz Roch i Żonka myślą o zmianie samochodu na jakiś autobus, a później trzeba będzie myśleć o psiej przyczepce.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 13 stycznia 2013

Podsumowanie roku 2012

Z lekką obsuwą, ale u Rocha już tak jest, że czasem mu się zapomina o różnych sprawach. Mamy już rok 2013, jaki on będzie to okaże się za jakiś czas, kiedy to będziemy świętowali nadejście roku 2014. Teraz to jedna wielka niewiadoma. Jednak na blogu zrodziła się "nowa świecka tradycja", czyli coś w rodzaju rachunku sumienia. Idąc tropem za latami 2007, 2008, 2010, 2011 pora podsumować rok 2012, a się działo.

Zaczęło się jeszcze w grudniu roku poprzedzającego 2012, a jeśli chodzi o ścisłość to należy celować w okolice października. Wtedy to Roch poznał swoją przyszłą żonę. Spotykali się nie bacząc na odległość, która ich dzieliła. W końcu nie każdy jest w stanie dojeżdżać 60 km, ale Roch jakoś tak czuł, że odległość w tym wypadku nic nie znaczy. Pracował już wtedy, miał własne pieniądze i samochód.

W styczniu Roch, w romantycznej scenerii kabiny samochodowej na środku skrzyżowania, oświadczył się swojej dziewczynie, a teraz już narzeczonej, a w niedalekiej przyszłości Żonie. Padło TAK i już wyjścia nie było, trzeba było się żenić, co Rocha cieszyło i radowało. Jednak -- jak to u Rocha bywa -- życie dało mu kopniaka, żeby nie było zbyt kolorowo.

W lutym zmarło się Rocha tacie; diagnoza - sepsa. Nie było ratunku, wtedy Roch po raz pierwszy -- choć nie ostatni -- sprawdził możliwości samochodu. Wsparcie ze strony Narzeczonej było ogromne, do tego stopnia, że wypuściła się w śnieżycę do Tarnowskich Gór żeby pomóc Rochowi załatwić wszystko co było do załatwienia. Trzeba było żyć dalej.

W marcu potwierdziły się przypuszczenia, że przyszła Żonka Rocha jest w ciąży. Radość, gratulacje i wspólne plany. Życie nabrało tempa, jakiegoś większego i głębszego sensu, ale -- jak to u Rocha bywa -- życie dało mu i im obojgu kopa żeby nie było zbyt kolorowo. Wtedy Roch po raz drugi i ostatni sprawdził możliwości samochodu. Nie wyszło, niestety. Trzeba żyć dalej, ale było bardzo ch*wo, bo inaczej nie można napisać.

Kwiecień -- przeprowadzka, wspólne mieszkanie i wspólny remont. Wizyty w marketach budowlanych, wybieranie kolorów farb, meble i inne pierdółki. Kasa szła jak szalona, ale wspólne mieszkanie było coraz bliżej. Plan był prosty; jeśli uruchomią kuchnię i łazienkę to się wprowadzą. I tak się stało przed samymi Świętami Wielkanocnymi. W sypialni stało tylko łóżko, salon był składem budowlanym zakrytym szmatą na dwóch patykach, bo nie było drzwi (i nadal nie ma). To właśnie są wspomnienia dla których warto żyć.

Maj upłynął na planowaniu ślubu; Roch nie chciał przekładać tego po raz drugi. Jednak ze strony przyszłej Żony padł jeden warunek:

- "Jak będzie podłoga w salonie to będzie ślub" - Powiedziała i pojechała do pracy.

To była sobota. Roch z dużą pomocą przyszłego Teścia położył podłogę w salonie i już nie było wyjścia. Wtedy też został ustalony termin ślubu na lipiec. I zaczął się szał ślubny. Oboje chcieli skromną uroczystość, bez pompy, bez przepychu i bez tego fałszywego blichtru, który zazwyczaj towarzyszy takim uroczystością, Miał być skromny ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego i później obiad dla rodziny.

Czerwiec to załatwianie sukienki ślubnej, obrączek, garnituru, zaproszeń i jeżdżenie z radosną nowiną, że oto dwoje ludzi chce związać się węzłem małżeńskim. W tle kończenie remontu i perspektywa zmiany pracy. Roch poczuł, że w obecnym miejscu pracy nie osiągnie nic więcej, ale z drugiej strony jakąś prace miał, ale z trzeciej strony to był ostatni dobry moment na jej zmianę. W tym miesiącu była także podróż przed ślubna. Tydzień w górskiej ciszy, brak zasięgu i możliwe wilki pod drzwiami. Egipty i Cypry wymiękają.

Lipiec to miesiąc kluczowy; ktoś powiedziałby, że to koniec wolności, a Roch mówił, że to początek czegoś nowego. Dopełnienie i osiągnięcie kolejnego levelu. Ślub. Data idealna: 28 lipiec 2012, godzina 12:00. Samo południe. To musiało się udać. I się udało. Choć urzędniczka myliła Rocha nazwisko, ale w papierach się zgadza. Od tego dnia jest mąż i żona. Lipiec to także nowa praca. Open-E. Nowy etap i ostatni gwizdek na zmianę pracy. Dla ciekawskich - nocy poślubnej nie było, za dużo wina dostali od gości, a w nocy na balkonie było jakieś 30 stopni ciepła.

Sierpień, wrzesień i październik to miesiące kiedy to Żona siłą i gwałtem zmusiła Rocha do złożenia (w końcu) obiecanego w maju roweru. Później wycieczki rowerowe, przejażdżki i aktywne spędzanie czasu. Jak się później okaże to ostatnie rowerowe przejażdżki, a dlaczego to okaże się pod koniec roku. Na ten czas rower królował, a Roch dostał stałą umowę w Open-E i awansował. Byli bezpieczni, a to było kluczowe. Dlaczego to okaże się pod koniec roku.

W listopadzie test ciążowy pokazał dwie kreski. Teraz znowu życie Rocha nabrało tej głębi, którą kiedyś stracił. Znowu na lusterku z dumą powiesił małe buciki, które cały czas z nim były. Od razu pojechali do lekarza, ten zajął się Żoną i dzieckiem i zajmuje się nimi do dziś. Teraz musiało się udać -- życie nie może w końcu być tylko złe. Każde wyjście do sklepu kończyło się jakimś miniaturowym ciuszkiem, który na metce miał magiczne cyfry 58 - 62 cm.

Grudzień to przygotowania do wspólnych Świąt, choinka i kolędy. Pierwsze Święta, w których Roch widział sens. On, Żona, dzidziuś, labradorzyca Tekila i ktoś jeszcze. Mały labrador. Drugi labrador, który zamieszkał z nimi. Płeć dzidziusia też jest znana. To chłopak. Na imię ma Franek. Najlepszy prezent na Mikołaja.

Taki, mniej więcej, był rok 2012 u Rocha. Ktoś powie, że było źle. Bo było, ale też było dobrze. Trzeba pamiętać, żeby plusy ujemne nie przesłoniły nam plusów dodatnich. W 2012 podziało się wiele, ale widocznie tak musiało być. Teraz mamy 2013, na pewno będzie inny, a czy zły czy dobry? Na pewno będzie dobry, szczególnie czerwiec, ale o tym na bieżąco i w podsumowaniu.

Blog trochę przymarł, ale też Roch ma więcej zajęć niż kiedyś. Wcześniej był komputer i rower, teraz Roch ma rodzinę, której chce poświęcić każdą sekundę swojego życia, więc blog siłą rzeczy musiał dostać mniejszy priorytet, ale to nie znaczy, że Roch o nim zapomniał. Blog jest częścią jego życia i jako taki istaniał będzie, a przecież niedługo znowu będzie miał o czym pisać. Rowerek dla syna już jest wybrany ;-)

Roch pozdrawia Czytelników.