niedziela, 30 kwietnia 2017

Majówkowy rower z zapaleniem ucha w tle

Po tygodniach deszczu, śniegu, zimna i pluchy w końcu nastały czasy tłuste w słońce, temperaturę i witaminę D. Roch postanowił to wykorzystać na wypad na lotnisko pod Częstochową. Dawno już nie był na żadnym lotnisku, a wypadałoby od czasu do czasu coś porobić w kierunku samolotów. Tak więc Roch zapakował się z Rodzinką do samochodu i pojechali parę kilometrów za Częstochowę, czyli do Rudnik. Tam ruch zawsze jest, więc nie ma problemu z bezczynnym staniem pod płotem. Tam nawet nie ma płotu, więc można - za pozwoleniem oczywiście - podejść do hangaru. A dla dzieci przewidziano plac zabaw co dla Rocha biegającego z aparatem było wybawieniem. Dzieciory nie nudziły się, a Roch mógł spokojnie trzymać aparat w obu rękach. Oczywiście nie było tak, że dzieci były same. Była z nimi Żonka, a od czasu do czasu przychodzili i wspólnie oglądali jak jakiś szybowiec albo inny samolot ląduje. Tak więc przedpołudnie było całkiem udane i przede wszystkim rodzinne, a taka właśnie majówka być powinna. Roch jak zawsze poszedł ze Stasiem oglądać samoloty, bo Stasia interesuje wszystko co jest duże i hałaśliwe.

Z całego zajścia powstało zdjęcie, które pokazuje kto tak naprawdę przyjechał oglądać samoloty, a kto tylko na lans wśród spadochroniarzy. Koniec końców Staś chciał już jechać do domu bo zmęczony był, mało spał i w ogóle chciał już w foteliku zasnąć. Michalina podobnie choć jej było ciężej się do tego przyznać, ale jak tylko Roch wyjechał na drogę 91 do Częstochowy to i ona zasnęła. I w takich warunkach, bardzo spokojnych warunkach dojechali do domu. W domu cała dwójka spała, więc Roch pomyślał, że wykorzysta moment na to żeby przejechać się kawałek na rowerze. Żonka sama go zachęcała więc wskoczył w obcisłe i poszedł trochę popedałować. Plan był prosty, pojeździć trochę tak żeby wrócić przed obudzeniem się dzieci, bo przecież reszta dnia powinna należeć do całej czwórki. Roch pojechał w kierunku Północy; chciał pojechać do Lasku Aniołowskiego, a w drodze powrotnej przejechać chciał jeszcze przez Lisiniec.

Jednak zadzwonił telefon i okazało się, że Michalinę boli ucho. Ból ucha ma tylko jedną przyczynę: przedszkole i infekcję, która jest spowodowana alergią. Tak więc przez 4 dni idzie do przedszkola, w piątym dniu jest już chora, później katar, czasem gorączka i na pewno zapalenie ucha. Jutro jadą do lekarza, więc pewnie jakieś krople wpadną do ucha. I przerwa w przedszkolu. A później znowu historia się powtórzy. Po tym jak Roch dowiedział się, co całej sytuacji z uchem zawrócił on do domu, a w międzyczasie jeszcze zadzwonił do "Złotej Pani Pediatrki" żeby zapytać czy jutro będzie można podjechać. Bo z uchem nie ma żartów.

Po wizycie może się uda wyskoczyć na jakiś rower, w końcu majówka nie musi upływać pod znakiem grillowania. Można też pedałować (a później grillować). Tak więc może jutro będzie kolejna notka, o ile Rochowi uda się wyjść na rower.

Na zakończenie oczywiście zapis śladu GPS:

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Po pracy na rowerze

Tak się złożyło, że po ostatnich Świętach Roch wszedł na wagę i się złapał za głowę. Co prawda Roch nigdy nie wchodził na wagę po świętach i teraz też nie miał zamiaru, ale Staś wygrzebał wagę, wszedł na nią i kazał wejść Rochowi. To co zobaczył utwierdziło go w przekonaniu, że trzeba zacząć jeździć na rowerze, albo w ogóle zacząć się ruszać więcej niż tylko z samochodu do pracy i z pracy do samochodu.

No i dziś Roch miał okazję bowiem Miśka podjęła kolejną próbę pójścia do przedszkola i nie zarażenia się niczym, a Staś bez Michasi nie mógł się odnaleźć więc razem z Żonką siedział na podwórku. Koniec końców jak Roch wrócił to oboje już spali, a Żonka wysłała go na rower bo też chciała posiedzieć sama. Więc Roch ubrał się, uruchomił "Centrum Telemetryczne" i poszedł trochę pojeździć na rowerze.

Co prawda nie miał zamontowanych lampek więc czas go mocno ograniczał, ale i tak udało mu się przejechać całe 10 kilometrów, więc wynik porównywalny do tego z trenażera, a jednak widok zmieniał się co Rocha bardzo cieszyło. Na koniec porwał się on na Kordeckiego Rondo, czyli na całkiem stromy podjazd, po którym Roch widział swoje płuca upadające gdzieś pod koła roweru. Normalnie czuł się jak palacz (Roch nie palił, nie pali i nie pochwala palenia), który nie potrafi wziąć głębokiego wdechu, ale może się uda z tym skończyć.

Roch ma silną potrzebę zrzucenia "paru" kilogramów, więc i płuca powiększą swoją pojemność, a on będzie mógł wjeżdżać na ronda i inne podjazdy.

Na zakończenie oczywiście zapis GPS:

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Zachód słońca:


czwartek, 20 kwietnia 2017

Piękna zima tej wiosny

Zima nadeszła tak niespodziewanie, że Roch aż wziął urlop bo raczej z dojazdem do pracy miałby spory problem. Tak naprawdę to urlop był wzięty dlatego, że Miśka miała umówioną wizytę u Alergologa, a wiadomo, że dwójkę rozłażących się dzieciorów jest łatwiej spacyfikować we dwie osoby niż w pojedynkę. Wróćmy jednak do zimy. Po Świętach Roch pojechał do pracy jak w każdy inny dzień.

Kiedy wracał padał już deszcz ze śniegiem, a wieczorem sam śnieg. Jednak nic nie zapowiadało tego, co miało się stać w nocy i nazajutrz. Zbieg okoliczności i łut szczęścia spowodował to, że Roch nie musiał się przedzierać przez 60-o centymetrowe zaspy, omijać połamanych drzew i martwić się czy będzie miał gdzie naładować telefon bo wszystko dookoła było bez prądu. Jednak śnieg poleżał do południa, a od południa przyszło słońce i stopniało 75% śniegu przez co dziś Roch miał bardzo ułatwiony dojazd do pracy.

Rower z wiadomych przyczyn zmienił miejsce postoju i awansował z chłodnego garażu do ciepłej piwnicy, ale może niedługo trafi on z powrotem do garażu po to żeby Roch na nim mógł pojeździć. Na zakończenie zdjęcie śniegu.


Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 13 kwietnia 2017

Na rowerze. Krótko i po zmroku.

Nie tak dawno, bo w niedzielę, Roch jeździł na rowerze, a już śpieszy z kolejną notką. Bo wczoraj ponownie jeździł na rowerze. Co prawda z Michaliną robił kółka pod domem, ale nie zmienia to faktu, że było ich tyle, ze licznik zarejestrował ruch. Z racji tego, że Michalina wyspała się w południe miała dość siły żeby bąblować do 2100 więc też wpadła na pomysł pojeżdżenia na rowerze.

Najpierw Roch biegał za rowerem, ale później Michalina zapragnęła żeby i Roch jeździł na rowerze bo jak biega to się męczy (jakby na rowerze się nie męczył). No jeździli tak jakiś czas aż Michalina stwierdziła, że już chce do domu. W domu szybka kolacja, leki i szybkie kapanie bo zmęczenie osiągnęło poziom zero. Tak więc wczoraj Roch odrobinę popedałował. Hamulec dalej działa idealnie, czyli nic tylko jeździć i jeździć.

Na zakończenie odczyt z licznika:


Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 11 kwietnia 2017

Obleśnie długi ślad; mhm jasne.

Zacznijmy od tego, że w piątek Roch miał przejechać:
"PS.
Jak dobrze pójdzie i Bóg Rowerowy da to jutro będzie obleśnie długi ślad GPS i obłędnie dużo zdjęć."
Ale jak to zawsze bywa z obleśnie długiego śladu GPS i obłędnie dużej ilości zdjęć wyszło nic. Może poza tym, że Roch jednak zwolnił się z pracy o godz. 1500 i pojechał do Gliwic po łóżko dla Stasia. Ten kilka godzin wcześniej postanowił, że wyjdzie z łóżka górą i tak się mocował, że w końcu mu się to udało. Tak więc Roch miał rower w bagażniku i perspektywę tego, że niedługo poza rowerem będzie także wiózł łóżko.

A skoro już Roch przy rowerze jest to ten został naprawiony idealnie. W. jak zawsze stanął na wysokości zadania i hamulec działa jak nowy. Zatem Roch mógł wyjść na rower, ale to też nie było możliwe bo akurat jak Roch miał dostępne dwie najpotrzebniejsze rzeczy do jazdy na rowerze, czyli rower i czas to padał deszcz.

Więc Roch nie miał zbytnich wyrzutów, że zamiast jeździć po Reptach, czy Dolomitach jechał do Gliwic po łóżko dla Stasia. Ale wraz z pojawieniem się dzieci zmieniają się też priorytety i łóżko było ważniejsze niż rower choć to rower jechał na łóżku. Tak więc z hucznych zapowiedzi Rocha został tylko doskonale naprawiony rower i łóżko z koparką, w którym teraz śpi Stasiu, ale to nie tak, że Roch odkąd ma sprawny rower nie jeździ. Tak się złożyło, że wyżej wymienione atrybuty jeżdżenia, czyli rower i wolny czas Roch miał w niedzielę. A zatem przejdźmy do niedzieli.

Niedziela


W niedzielę Roch z Żonką i dzieciorami postanowili, że pojadą na rybkę do Złotego Potoku. Zarówno Staś i Michalina są znani z tego, że są fanatykami ryb. Łosoś, dorsz czy pstrąg znikają z talerza w mgnieniu oka. I tak też było w niedzielę, kiedy na rybkę pojechali też dziadkowie. Po zjedzeniu rybek i kurczaka (Roch jest przeciwieństwem swoich dzieci i ryby tylko w formie paluszków uznaje) Roch i cała reszt poszli jeszcze na spacer. Roch pokazywał kaczki, szyszki i próbował ogarnąć uciekające dzieci. W końcu tak się wymęczyli, że wrócili do domu. W drodze powrotnej jeszcze wjechali na lody i kawę.

I tak kiedy już wrócili do domu dzieci padły, a Roch miał okazję iść na rower, ale trochę się krygował. W końcu jednak Roch dał się namówić, że może pojeździć bezkarnie bo dzieci przecież śpią i nie mają potrzeby tego, żeby Roch z nimi się bawił, zmieniał pampersa czy leciał bo "siku! siku!". Tak więc wsiadł i pojechał na inaugurację sezonu w Lasku Aniołowskim, a później przewiózł się jeszcze po Częstochowie. "Centrum Telemetryczne" działa doskonale, Roch zarejestrował puls, kadencję, a nawet prędkość (choć ta finalnie została wzięta z GPSu). Tak więc rower przetestowany i działa doskonale, a W. wychuchał tak hamulec, że ten prawie sam hamuje.

Po powrocie do domu zastał dzieci w pełnej gotowości bojowej zabawowej.

"Gdzie byłeś?" – Zapytała Miśka.
"Na rower trochę poszedłem" – Odpowiedział Roch.

W Rochu obudziły się pewne wyrzuty sumienia bo przecież Roch mógł jeździć z Michaliną, ale z drugiej strony jak wrócił z roweru to też może się bawić z dzieciorami, bo przecież do wieczora jest jeszcze sporo czasu.

I tak to z hurr-durr zapowiedzi został h*j, ale w niedzielę Roch sobie odbił. Wprawne oko Czytelników pewnie zauważyło, że zmienił się też adres bloga. Tak, promocja była i Roch zmienił adres, w tak zwanym międzyczasie blog "pojawiał się i znikał" za sprawą aktualizacji DNSów, ale teraz już być powinien na stałe dostępny.

I na zakończenie inauguracyjny ślad GPS:

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Piątkowy widok zza kierownicy nie zachęcał do jeżdżenia na rowerze:


czwartek, 6 kwietnia 2017

Sposób na awarię

Jak ostatnio Roch donosił stała się awaria w jego rowerze. Hamulec się zapowietrzył bo miał taki kaprys, że leżąc na boku dostaje się do przewodu powietrze i wycisnąć się go nie da. Jedynie można to zrobić przelewając płyn hamulcowy do momentu aż bąbel sam ucieknie i układ na powrót będzie szczelny. Jednak Roch w rowerze nie ogarnia dwóch rzeczy: amortyzatora i własnie hamulców (odkąd ma te super-duper hydrauliczne).

Jednak jest ktoś kto to ogarnia; czyli W. Do W. Roch miał jechać już w poniedziałek, ale wstało mu się za późno żeby się nie spóźnić do pracy, a co dopiero jeszcze jechać do W. Więc Roch dopiero wczoraj do niego dotarł z rowerem. W. stanął na wysokości zadania (jak zawsze zresztą) i rower dziś był do odbioru, ale Roch zignorował budzik (po co funkcja drzemki w budziku!?) i wstał jeszcze później niż w poniedziałek i jeszcze bardziej spóźnił się do pracy.

Rower zatem jest do odbioru jutro rano, a to zwiastuje całkiem dobry plan. Rano po rower, później do pracy, a później... NA ROWER! O ile pogoda oczywiście pozwoli. Ale jak nie będzie deszczu to Roch zabiera kurtkę, spodenki, buty i całe "Centrum Telemetryczne" do torby, w pracy ładuje gadżety i później idzie pojeździć. Choć troszkę, choć deczko, choć tylko kilometerek. Taki mały kiloemeterek. Według prognoz ma być znośnie, a to już Rochowi wystarczy. Najwyżej będzie się suszył w samochodzie.

A propos samochodu. Transport roweru:


Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Jak dobrze pójdzie i Bóg Rowerowy da to jutro będzie obleśnie długi ślad GPS i obłędnie dużo zdjęć.

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Nowy sezon, nowy start i awaria oczywiście

Zaległa notka, a w zasadzie zestaw notek albowiem weekend był bardzo rowerowy, a nawet lekko awaryjny. Weekend ogólnie bardzo pogodny, słoneczny i ciepły więc nic tylko wsiąść na rower i przejechać się kawałek. Żonka wiozła Stasia, a Roch ogarniał Michalinę tak żeby gdzieś w ferworze walki nie wyjechała drogę albo do rowu. Kierunek bardzo oczywisty, czyli plac zabaw, ale całkiem daleko od domu więc na rowerze można było spokojnie jechać. Na miejscu Michalina zaliczyła OTB, czyli lot przez kierownice, ale wstała otrzepała się i pojechała dalej.

Na miejscu Roch położył rower bo nie ma żadnej stopki, podpórki albo czegokolwiek o co mógłby oprzeć rower. I okazało się, że w tym momencie doszło do awarii, o której dowiedział się później w rozmowie z Wojciechem bo musiał się umówić na odpowietrzanie hamulca, bo to właśnie jest ta awaria. Dziś już Roch miał rower w bagażniku, ale okazało się, że zaspał do pracy, więc wożenie jeszcze roweru zaowocowałoby tym, że Roch do pracy dojechałby grubo po godzinie dziewiątej a więc wyjął rower z bagażnika i zostawił w garażu. Kolejna próba w środę i Roch już ustawił sobie budzik żeby nie zaspać jak ostatnio. I już Roch miał rezygnować z dalszego rowerowania, ale niedziela była taka pogodna, że po basenie Roch poszedł z Żonką pojeździć.

Co prawda działał jeden hamulec, ale prędkość też nie była taka żeby hamować dwoma. Była rekreacja i jeden sprawny hamulec zupełnie wystarczał. Można powiedzieć, że Roch prawie nie czuł zahamowań i był bez hamulców.  Ogólnie dało się pedałować i Roch z Żonką popedałowali ciut. Dzieci zostały z dziadkami i też nieźle się bawiły bo jak wiadomo dziadkowie też nie mają zahamowań w rozpieszczaniu dzieciaków.

We środę Roch jest umówiony z Wojciechem, a jak tylko odbierze rower i pogoda dopisze to pojeździ po Tarnowskich Górach i nawet wcześniej wyjdzie z pracy żeby mieć więcej czasu na pedałowanie. I tak ślady z weekendu poniżej:

I na zakończenie zapowietrzony hamulec:


Roch pozdrawia Czytelników.