Długo Roch nic nie pisał, ale też nie było o czym pisać. Rower u W. został celem naprawy hamulca. Co prawda początkowo Roch nie myślał, że aż tak bardzo się skomplikuje, ale diagnoza W. nie pozostawiła cienia nadziei; to jest ostatni sezon hamulców. Co prawda W. stanął na rzęsach żeby go uruchomić i dokonał niemożliwego, ale kolejna awaria skończy się śmiercią pacjenta. I tak Roch ma nowy cel, czyli kupić nowe hamulce, ale póki te działają to Roch spokojnie gromadzi fundusz hamulcowy na poczet przyszłych inwestycji.
Rower Michaliny też przeszedł serwis u W. I od tego momentu Michalina nie schodzi z roweru. W poprzednim sezonie Młoda pod koniec lata już nie chciała jeździć na wycieczki, tylko wkoło domu i nigdzie dalej. Okazało się, że tylne koło było głównym winowajcą. Po serwisie u W. Michalina nie schodzi z roweru, a przez weekend były już dwie wycieczki i to bynajmniej nie dookoła domu. I sama wjeżdżała pod górki. Ogólnie mówi, że teraz lubi jeździć na rowerze. A wszystko dzięki zaprzyjaźnionemu W.
Skoro już Roch wspomniał o weekendzie to pogoda iście wiosenna. Do tego stopnia, że dziś i wczoraj aktywnie pedałowali na przejażdżkach. Michalina razem ze Stasiem i Żonką przejechali jakieś 8 kilometrów. Poza tym Staś intensywnie trenuje na swoim rowerze utrzymywanie równowagi. Idzie mu doskonale. Weekend należy uznać za doskonale spędzony. Co więcej na koniec dnia dzieci poszły do babci i Roch mógł popedałować wspólnie z Żonką. Przejechali razem 10 kilometrów, a z poranną wycieczką wyszło łącznie 14 kilometrów.
Oby tak dalej. Pogoda dopisuje, sprzęt naprawiony więc można pedałować. A najważniejsze jest to, że wszystkim się to podoba. Więc nie ma zmuszania kogokolwiek do wsiadania na rower. Na zakończenie prawie grupowe zdjęcie.
Roch pozdrawia Czytelników.
niedziela, 25 marca 2018
I po awarii. Z wiosną w tle
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 11 marca 2018
Inauguracja sezonu z awarią w tle
Co prawda to nie jest pierwsza inauguracja sezonu, bo pierwsza była wraz ze Stasiem kilka dni temu, ale ta miała być tą długą, wręcz epicką i po części tak się stało. Historia ta ma początek po obiedzie i po tym jak Staś poszedł na swoją popołudniową drzemkę. Roch, za namową Żonki, poszedł na rower. Michalina nawet nie zauważyła, że Roch się wybiera na rower i jedyne co od niego chciała to to żeby zrobił jej samolot z papieru. Kiedy Roch już złożył samolot (a Roch robi nie byle jakie samoloty z papieru) mógł iść na rower.
Wsiadł na rower od razu (odpadły czujniki, a słuchawki same się z telefonem łączą) i pojechał na zaplanowaną wyprawę, czyli na inaugurację sezonu. Chciał przejechać jakieś 30 kilometrów i tyle liczyła trasą którą chciał pojechać, ale wtedy sytuacja się skomplikowała. Po jakichś 10 kilometrach, które Roch pokonał w iście mistrzowskim tempie i bez większego wysiłku nagle coś odłączyło nogi od reszty Rocha.
Pedałowało się tak ciężko, że Roch musiał stać na pedałach. Jednak coś się nie zgadzało, bo droga w tym miejscu była płaska jak stół, nie było nawet krztyny górki, a pedałowało się coraz ciężej. W końcu Roch zaczął wątpić w swoją kondycję i już miał wieszać rower na haku kiedy coś go olśniło. To przecież może być awaria; ale awaria czego? Zszedł więc Roch z roweru i zaczął kręcić tylnym kołem, które ani drgnęło. Załapał więc Roch za hamulec, który był twardy jak mięśnie Schwarzeneggera. Okazało się, że hamulec zapowietrzył się i to było przyczyną nagłego spadku prędkości.
Początkowo Roch chciał upuścić trochę płynu hamulcowego, ale koreczek tak bardzo nie chciał wyjść, że Roch chyba go uszkodził. Koła nie wyjmował bo pewnie już by go nie włożył. Jedyna deska ratunku to telefon do Żonki z pytaniem, czy przyjedzie. Sytuacja się dodatkowo skomplikowała bo dzieciory chore i nie za bardzo Roch chciał je angażować w całą akcję ratunkową, ale z drugiej strony nie ma z kim ich zostawić bo zarażają, więc babcia odpada.
Koniec końców dzieciory wzięły udział w akcji ratunkowej; Stasiowi się podobało bardzo, a Michalina poszła spać, więc jej pewnie było obojętne czy i jak Roch wróci do domu bo przecież już jej zrobił samolot z papieru. Kolejną komplikacją było to, że Staś spał, więc Roch musiał poczekać aż wstanie. Jako, że to pierwsza niedziela z zakazem handlu Roch nie miał żadnego problemu żeby znaleźć otwarty sklep i kupić coś na ochłodę. Nawet udało mu się zapłacić kartą, bo gotówki oczywiście nie miał. A bankomat było znaleźć trudniej niż otwarty sklep. Po parunastu minutach zjawiła się Żonka i nastąpiła kolejna komplikacja. Klocki tak mocno trzymały koło, że Roch nie mógł go wyjąć bez używania siły, ale w końcu udało się je wyjąć i można było wkładać rower do bagażnika. Staś oczywiście zadowolony, Michalina dalej spała.
To drugi raz w całej historii rowerowej kiedy po Rocha przyjeżdżał wóz techniczny. Wracając do domu Roch popadł w refleksję nad tymi inauguracjami sezonu. Każda kończy się jakąś awarią. Nawet Żonka powiedziała, że jak szła z Rochem na rower po raz pierwszy to zawsze wracali na piechotę. W tym roku akurat wracali wozem technicznym. Kiedy dojechali do domu Roch przepakował rower z jednego bagażnika do drugiego i jutro przed pracą podjedzie do W. żeby naprawił Rochowi rower, a przy okazji zrobił przegląd rowerku Michaliny żeby nie musiała wzywać wozu technicznego podczas swojej inauguracji.
Tak więc historia okazała się całkiem ciekawa i z leniwego popołudnia zrobiła się całkiem ekscytująca akcja ratunkowa. Żeby pokazać powagę sytuacji Roch złamię zasadę i pokaże ślad GPS, bo coś go podkusiło żeby dziś go zapisać:
Wsiadł na rower od razu (odpadły czujniki, a słuchawki same się z telefonem łączą) i pojechał na zaplanowaną wyprawę, czyli na inaugurację sezonu. Chciał przejechać jakieś 30 kilometrów i tyle liczyła trasą którą chciał pojechać, ale wtedy sytuacja się skomplikowała. Po jakichś 10 kilometrach, które Roch pokonał w iście mistrzowskim tempie i bez większego wysiłku nagle coś odłączyło nogi od reszty Rocha.
Pedałowało się tak ciężko, że Roch musiał stać na pedałach. Jednak coś się nie zgadzało, bo droga w tym miejscu była płaska jak stół, nie było nawet krztyny górki, a pedałowało się coraz ciężej. W końcu Roch zaczął wątpić w swoją kondycję i już miał wieszać rower na haku kiedy coś go olśniło. To przecież może być awaria; ale awaria czego? Zszedł więc Roch z roweru i zaczął kręcić tylnym kołem, które ani drgnęło. Załapał więc Roch za hamulec, który był twardy jak mięśnie Schwarzeneggera. Okazało się, że hamulec zapowietrzył się i to było przyczyną nagłego spadku prędkości.
Początkowo Roch chciał upuścić trochę płynu hamulcowego, ale koreczek tak bardzo nie chciał wyjść, że Roch chyba go uszkodził. Koła nie wyjmował bo pewnie już by go nie włożył. Jedyna deska ratunku to telefon do Żonki z pytaniem, czy przyjedzie. Sytuacja się dodatkowo skomplikowała bo dzieciory chore i nie za bardzo Roch chciał je angażować w całą akcję ratunkową, ale z drugiej strony nie ma z kim ich zostawić bo zarażają, więc babcia odpada.
Koniec końców dzieciory wzięły udział w akcji ratunkowej; Stasiowi się podobało bardzo, a Michalina poszła spać, więc jej pewnie było obojętne czy i jak Roch wróci do domu bo przecież już jej zrobił samolot z papieru. Kolejną komplikacją było to, że Staś spał, więc Roch musiał poczekać aż wstanie. Jako, że to pierwsza niedziela z zakazem handlu Roch nie miał żadnego problemu żeby znaleźć otwarty sklep i kupić coś na ochłodę. Nawet udało mu się zapłacić kartą, bo gotówki oczywiście nie miał. A bankomat było znaleźć trudniej niż otwarty sklep. Po parunastu minutach zjawiła się Żonka i nastąpiła kolejna komplikacja. Klocki tak mocno trzymały koło, że Roch nie mógł go wyjąć bez używania siły, ale w końcu udało się je wyjąć i można było wkładać rower do bagażnika. Staś oczywiście zadowolony, Michalina dalej spała.
To drugi raz w całej historii rowerowej kiedy po Rocha przyjeżdżał wóz techniczny. Wracając do domu Roch popadł w refleksję nad tymi inauguracjami sezonu. Każda kończy się jakąś awarią. Nawet Żonka powiedziała, że jak szła z Rochem na rower po raz pierwszy to zawsze wracali na piechotę. W tym roku akurat wracali wozem technicznym. Kiedy dojechali do domu Roch przepakował rower z jednego bagażnika do drugiego i jutro przed pracą podjedzie do W. żeby naprawił Rochowi rower, a przy okazji zrobił przegląd rowerku Michaliny żeby nie musiała wzywać wozu technicznego podczas swojej inauguracji.
Tak więc historia okazała się całkiem ciekawa i z leniwego popołudnia zrobiła się całkiem ekscytująca akcja ratunkowa. Żeby pokazać powagę sytuacji Roch złamię zasadę i pokaże ślad GPS, bo coś go podkusiło żeby dziś go zapisać:
Drogi powrotnej Roch nie zapisywał. Na zakończenie pozostaje pokazać zdjęcie dwóch bagażników. Jutro rowery jadą do W. i pod koniec tygodnia Roch ma nadzieję, że przejedzie jeszcze raz tą samą trasę już tym razem bez niespodzianek.
Roch pozdrawia Czytelników.
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 10 marca 2018
Miesiąc minął na chorobach. I jednym rowerze.
Roch zaczyna bić rekordy w milczeniu, ale ostatnio nie miał głowy do pisania. Od stycznia ciągle coś się działo. A to Michalina się rozchorowała, a to Roch zaniemógł na jakąś tajemniczą infekcje, aż w końcu dzieciory zapadły na ospę. Oboje i równocześnie zostały obsypane plamkami, choć na ten czas mają ich niewiele.
I tak się u Rocha kręci. Od poniedziałku Roch zaczyna jeździć do pracy po L4, które było najdłuższe ze wszystkich, które Roch miał, a było ich całe dwa. Kiedy już mógł oficjalnie jeździć na rowerze to nie mógł nie skorzystać z pogody jaka ostatnio rozgościła się nad Rochem. Piękne słońce, ciepło i w końcu można mówić że idzie wiosna.
Pierwszy rower był ze Stasiem; Michalina poszła do przedszkola, a Roch z Żonką i Stasiem poszli na rower. Jednak Staś szybko odleciał i trzeba było im wracać do domu. Korzystając z okazji Roch pojechał umyć auto z zimowej soli.
Udało mu się uwinąć zanim Staś wstał. Może jeszcze uda się iść na rower, choć podczas choroby dzieci wymagają 200% uwagi, więc nie wiadomo czy Roch będzie mógł wyjść bez nich na rower. Jednak pogoda ma być już dobra, więc może uda się wyjść na rower po pracy. Dzień już jest na tyle długi, że tę godzinkę można spokojnie pojeździć.
W planach jest też, jak co roku oczywiście, Jura, ale to dalekie plany są. Na początek trzeba wrócić do pedałowania, nabrać kondycji i odporności żeby nie kończyć z katarem każdego miesiąca.
Udało mu się uwinąć zanim Staś wstał. Może jeszcze uda się iść na rower, choć podczas choroby dzieci wymagają 200% uwagi, więc nie wiadomo czy Roch będzie mógł wyjść bez nich na rower. Jednak pogoda ma być już dobra, więc może uda się wyjść na rower po pracy. Dzień już jest na tyle długi, że tę godzinkę można spokojnie pojeździć.
W planach jest też, jak co roku oczywiście, Jura, ale to dalekie plany są. Na początek trzeba wrócić do pedałowania, nabrać kondycji i odporności żeby nie kończyć z katarem każdego miesiąca.
Jak widać na załączonym zdjęciu Roch ze Stasiem przejechał prawie dwa kilometry, po których Staś zdecydował że pojedzie spać. Później jeszcze pojechał rowerem do przedszkola po Michalinę i razem wrócili do domu, a jakże, na rowerach
Na zakończenie przygotowania do sezonu, czyli rower stoi w garażu.
Roch pozdrawia Czytelników.
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
Subskrybuj:
Posty (Atom)