piątek, 31 lipca 2009

Jak on to zrobił?

Ponownie Roch pojechał do Świerklańca, ale trochę dłuższą trasą, bo wybrał na Dolomity, potem Radzionków i Dobieszowice. Chciał po prostu zrobić dużo kilometrów, a przynajmniej więcej niż wczoraj, bo zeszłoroczne siedemdziesiątki i setki są tylko wspomnieniem i namacalnym dowodem w statystykach z 2008 roku.

Wjeżdżając lasem do Świerklańca Roch musiał pokonać ostatnią "przeszkodę", czy wjechać pod stromą górkę, bo z natury jest leniwy i nie chciało mu się jechać kilka metrów dalej, żeby po ludzku wyjechać z lasu.

Sam fakt, że Roch pod coś takiego wjechał wzbudził szok u postronnych obserwatorów. Roch poczuł i usłyszał zazdrość tych, którzy musieli pedałować kilka metrów dalej, żeby nie tłuc się z górki. Potem już poszło, nomen omen, z górki. Nowe Chechło i w końcu w domu.

Kilometrów wyszło 40, więc nie jest źle. A jutro będzie 40, ale zdjęć.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 30 lipca 2009

Trochę się zakorkowało

We wszystkich lokalnych mediach trąbią, że droga 78 jest remontowana, że będzie nowy asfalt, że będzie cacy, ale dopiero w listopadzie. Roch postanowił sprawdzić jak idą postępy. Pojechał więc do najbliższej miejscowości przez którą krajowa 78-a przelatuje, czyli do Świerklańca.

Korek miał nieskończoną długość, nawet rowerem było trudno się wciskać, bo auta stały w rzędach po trzy, każdy trąbił i wciskał się nie na trzeciego, ale na dwudziestego. Chcąc uniknąć rozjechania szybko odbił do parku i poczuł ulgę, bo jedyne co mogło go przestraszyć to spacerujący, który zachowuje się jak małpa w kąpieli.

Ze Świerklańca pojechał lasem na Chechło, żeby oczy trochę nacieszyć i wrócił do domu. Jutro weekend więc aparat pójdzie w ruch, rower też, ale trzeba kupić nowe klocki hamulcowe, które Roch kupuje już tydzień, a niedługo będzie musiał kupić obręcz, jak dalej będzie zapomniał.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 29 lipca 2009

Kolejna nieobecność

Ponownie Roch zaliczył blogową absencję, jednak tym razem była to nieobecność bardzo usprawiedliwiona, a to dlatego, że Roch wizytował u Koyocika, bo dawno się nie widzieli. Tak więc popołudnie Roch spędzał w bardzo miłym towarzystwie i ani myślał o Internecie.

Dziś Roch wyszedł na rower, próbował zrobić kilka kilometrów, ale jakoś niemoc - w połączeniu z leżącym w domu świeżutkim numerem "Elektroniki dla Wszystkich" - spowodowała, że Roch zaliczył tylko Repty i Dolomity, po czym skierował się do domu sprawdzić, co tam ciekawego w elektronicznym świecie słychać.

Jednak jutro Roch planuje pojeździć na rowerze tak, aby móc napisać, że w końcu trochę popedałował, a nie wymigiwać się jakimiś gazetami lub wizytami.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 27 lipca 2009

Dziury w pamięci, które trudno załatać

Nawał zajęć, z których część to mało ważne pierdółki powoli przerasta Rocha i zaczyna brakować mu czasu. Na razie doba ma jeszcze 24 godziny, ale jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie z godzinkę dołożyć, a to już może nie być takie proste.

Wczoraj Roch był na rowerze, ale notka wyleciała mu z głowy, a gdy sobie przypomniał o niej to już dawno spał. Planował pisać rano, ale to listonosz zostawił awizo, a to jeszcze coś innego, a to trzeba było iść do kiosku po gazetę i tak jakoś nie miał czasu zasiąść do komputera.

Popołudniu poszedł Roch na rower, wziął aparat i pojechał robić zdjęcia. Jako, że nie chciało mu się jechać daleko to zaszył się gdzieś nad sadzawką, która nie jest znana innym "turystom", a więc nie ma tam tłoku i nie trzeba sprawdzać, czy rower jeszcze stoi, czy zostały Rochowi tylko buty.

Później jeszcze podjechał na Dolomity, ale nie zatrzymywał się, tylko pędził do domu. Jutro aparat odpoczywa, a Roch jeździć. Może nawet zrobi jakiś dłuższy dystans bo na jutro nie ma specjalnych planów, choć na horyzoncie widać spotkanie z Koyocikiem.

Ale to wszystko okaże się jutro, a plany rowerowe można połączyć, wszak do Koyocika można jechać rowerem.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 25 lipca 2009

Dmuchanie

Pogoda, jak ma to w swoim zwyczaju, kaprysiła od rana, a to prażyła słońcem, a to polewała deszczem. W końcu przyszła burza i lunęło. Potem, znowu słońce i ten fakt wykorzystał Roch żeby znaleźć miejsce przecieku, który sprawia trochę problemów. W końcu znalazł, ale nie odetkał, bo za mocno zatkane. Trzeba dmuchnąć, jakimś kompresorem, ale to w warsztacie, czyli poniedziałek pod znakiem mechanicznym.

Poza tym Roch nie wychodzi z domu, bo pogoda nie pewna i szkoda moknąć szczególnie, że będąc mokrym lepiej przewodzi się prąd. Teraz za oknem znowu chmury i pewnie burza z deszczem i wiatrem.

Przy okazji TVP1 i ich Wiadomości twórczo odkryły, że korzystając z telefonu komórkowego można namierzyć rozmawiającego jegomościa. Źle się dzieje w państwie duńskim, cytując Marcellusa.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 24 lipca 2009

Wyż afrykański

Wczorajsze upały spowodowane były tajemniczym wyżem afrykańskim, który zaatakował w nocy. Atak był skuteczny, bo opady deszczu spowodowały lekką powódź w aucie, ale cóż poradzić. Klimat się ociepla, lodowce topnieją, woda paruje, a wyż afrykański grasuje nad Europą.

Dziś o niebo chłodniej, wiaterek powiewa, słoneczko świeci i jest tak jak być powinno, czyli chłodno i przyjemnie. W sam raz na rower, na który Roch zabrał aparat, żeby uskutecznić kilka zdjęć. Za cel wybrał Świerklaniec i tam też się udało. Wiatr, o dziwo, wiał w plecy dlatego średnia prędkość z jaką Roch pedałował wyszła 26km/h. W tym sezonie taka prędkość do rzadkość, ale jak pogoda dopisuje to Roch pedałuje, że tak nieśmiało zrymuję.

Na Świerklańcu Roch pokręcił się godzinkę i wrócił do domu. Droga powrotna też była "z wiatrem" więc nie było problemu. W domu Roch sprawdził pogodę na jutro, ale lepiej o tym nie pisać. Znowu deszcze, znowu wyż afrykański, znowu burze.

Na zakończenie skromna galeryjka:


Gdyby nie działało to link na pewno działa: Świerklaniec.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 23 lipca 2009

Kto by pomyślał, że ładna pogoda uziemi Rocha

Wczorajsza temperatura, nawet w bagażniku, była jak chłodny wiosenny poranek. Dziś od rana było nieznośnie gorąco. Później tylko gorzej, w szczycie zabrakło skali na termometrze, a ta kończy się na 50°C. Oczywiście w słońcu, ale odejmując nawet 20°C temperatura w cieniu była ogromna.

W takim upale rower nie wchodził w grę, nawet jak na Rocha było to ogromne ryzyko, nie wspominając o głupocie. Siedział w domu i pił, co tylko było pod ręką. Niby wieczorem zrobiło się chłodniej, ale i tak rower nie był możliwy.

Pierwszy raz ładna pogoda uziemiła Rocha, a jutro ma być podobnie. Jak pada to nie dobrze, jak jest gorąco też źle.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 22 lipca 2009

Parno, strasznie parno

Wczesnym porankiem Roch wlazł do bagażnika auta i zaczął szukać zwarcia, które robiło choinkę z samochodu. Po dłuższym czasie Roch czuł, że koszulka jest permanentnie mokra, ale trzeba było tą usterkę naprawić. W końcu udało się, póki co działa i świeci się to co ma się świecić, ale przy okazji Roch zepsuł żarówkę.

Potem Roch wybrał się na rower, ale na rowerze było tak samo jak w bagażniku auta, gorąco i to bardzo. Roch planował jechać do Świerklańca, ale w połowie drogi odbił na Chechło i wracał do domu lasem, w którym był cień i odrobinę chłodniej.

A jutro ma być jeszcze gorzej.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 21 lipca 2009

Udana przejażdżka

W końcu udało się bezpiecznie wyjść na rower. Choć początkowo nie było to wcale pewne, ale trochę ryzyka zawsze musi być. Początkowo chmury nie wróżyły nic dobrego, a wręcz zapowiadały nadejście deszczu. Ostatecznie pogoda dopisała i można było trochę pojeździć.

Roch wybrał się na Repty i później na Dolomity, z których dojechał aż na Suchą Górę, z której wrócił do domu. Gdyby wiedział co jego nogi planują to pewnie wziąłby aparat, ale nic straconego bo jutro może Roch popstryka jakieś zdjęcia, bo pogoda ma być jeszcze lepsza niż dzisiaj.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 20 lipca 2009

A to wszystko przez jeden mały kabelek

Poniedziałek nie należy do dni tygodnia, które są szczególnie lubiane przez Rocha, ale ktoś tak wymyślił, że będzie poniedziałek i już. Kalendarz Rocha był zapełniony, zaczynał się na 900, a kończył gdzieś na okolicach 1200, potem jeszcze tylko smaczny obiadek mamusi i można było iść na rower. Jednak plany zostało pokrzyżowane, bo okazało się, że samochód został cudownie ozdrowiony i sam Cudotwórca dzwonił, że można sobie przyjść i odebrać.

Widmo bankructwa podążało za Rochem przez całe 600 metrów, bo tyle ma od siebie do warsztatu. To jeden z niewielu atutów mieszkania w tym, a nie innym miejscu. Na miejscu trwały ostatnie prace przy samochodzie, Roch poszedł się przywitać z Cudotwórcą, z którym już jest na "ty". Okazało się, że kabelek jakiś tam od masy się poluzował i nie chciało działa. Wszystkie kabelki zostały sprawdzone, wyczyszczone i dokręcone. Koszt też niewielki, bo stałym klientom przysługuje zniżka, a ten kto jest z Cudotwórcą na "ty" to już w ogóle ma luksus.

****
Później spadł obowiązkowy deszcz, który stał się elementem krajobrazu, niczym deszcze monsunowe gdzieś tam w Azji. W międzyczasie Roch poszedł do Marketu sprawdzić, czy jest kolejny numer gazety dla elektroników, bo 20 dzień miesiąca nastał i może rzucili już prasę na półki. Wracając z Marketu Roch zapragnął wyjść na rower.

Pojechał był na Pniowiec i z powrotem, bo dzień się kończy, a wiatr wieje nie pozwalając Rochowi rozpędzić się. Po drodze spotkał jedną nieznajomą rowerzystkę i jedną znajomą nie-rowerzystkę. Jutro wtorek, czyli prawie koniec tygodnia, bo kalendarz coraz chudszy jest.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 18 lipca 2009

Ma się tego nosa

Może i pamięci Roch nie ma, bo coraz częściej zapomina o Blogu, ale ma nosa do pogody. Coś mu podpowiadało, że popołudniu będzie padać i Roch zdecydował się wyjść wcześniej, nie czekając na to, aż ktoś napisze do Rocha, bo i tak nie było na to szans. Ledwo Roch wyszedł z domu, a niebo zaczęło przybierać granatowy kolor. Roch zdążył pojechać na Repty, ale wracając słyszał jak burza powarkiwała na niego. W domu nie zdążył zdjąć butów, a szyby już były mokre.

W tym roku burza to żadna nowość, jednak Roch zastanawia się, kiedy w jego autku będzie można czuć się jak nad morzem. Póki co stoi u mechanika, a Roch umiera z ciekawości, czy już ma swoje własne przewoźne morze, czy jeszcze trochę trzeba poczekać.

Roch pozdrawia Czytelników.

Porucznik Borewicz na tropie

Tak się składa, że piątkowe wieczory Roch poświęca na przypomnienie sobie, jak to nasz dzielny i nie zastąpiony Porucznik Borewicz tropi złych i plugawych przestępców, którzy dopuszczają się niecnych występków. Porucznikowi Borewiczowi towarzyszy inny Porucznik, Zubek, nienachalnie elegancki służbista, który sypia z regulaminem. I tak, w towarzystwie dwóch Poruczników, Roch spędza ostatnie piątkowe wieczory.

Niech ten wstęp będzie kolejny usprawiedliwieniem Rocha, który znowu zapomniał zasiąść do komputera i napisać co, co można by nazwać notką gdyby nie fakt, że często bywają krótkie i lekko nudne. Jednak u Rocha nic się nie wydarzyło, nawet rower był szybki, bo w tych upałach nie da się jeździć, a Roch wieczorową porą nie potrafi jakoś jeździć.

Kończąc te wyjaśnienia Roch stwierdza, że wczorajszej cieszy winien jest Borewicz, Porucznik Borewicz.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 16 lipca 2009

A po burzy nastała ładna pogoda

Po wczorajszym polowaniu na pioruny, które jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle, Roch postanowił, że wybierze się na dzienne fotografowanie, bo musi pracować nad sobą, żeby być coraz lepszym amatorem. Pojechał nie sam, ale z Aliną, której najwyraźniej taka forma jeżdżenia na rowerze odpowiada bardziej, niż tradycyjne pedałowanie. Roch też nie miał specjalnie ochoty uskuteczniać długich dystansów więc wspólnie wybrali się na jakiś “plenerek”.

Początkowo pojechali na Dolomity, z których postanowili się nie ruszać się, bo wszędzie było błoto, po wczorajszej burzy. I tak Roch latał z aparatem, aż na koniec udało się zrobić zdjęcie kolejce wąskotorowej. Takie miał dziś szczęście.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 15 lipca 2009

Roch błaga: ciut chłodniej

Był okres, że Roch narzekał na złą pogodę, bo deszcz, bo zimno, bo nie można jeździć na rowerze. Teraz jest ciepło, słonecznie i można jeździć na rowerze, ale Rochowi nadal jest źle. Tym razem jest mu za ciepło, o jakieś 10°C. Roch pije i pije i nadal jest mu gorąco, do tego stopnia cierpi, że wczoraj znowu zapomniał napisać co się u niego działo. Może to i lepiej, bo awaria samochodu i jego holowanie do warsztatu nie były jakoś specjalnie motywujące do lekkiej i łatwej twórczości, jaką Roch z uporem maniaka stara się uprawiać.

Dziś Roch planował pojeździć na rowerze, ale był taki upał, że Roch przyssał się do butelek z wodą i ani myślał się odessać. Wieczorem zrobiło się chłodniej i Roch, wraz z Aliną, popedałowali na Świerklaniec, ale wystarczyło usiąść na ławce i znowu Roch chciał się do czegoś, lub kogoś, przyssać. W bidonie woda ciepła, co nie wpływało dobrze na Rocha. Gdy znowu pedałowali było lepiej, to znaczy chłodniej.

Jutro Roch jest umówiony się na dzień zdjęciowy, więc będzie co pooglądać, o ile nie zapadnie ciemność na zdjęciach, co jeszcze Rochowi się zdarza.

Roch chłodno pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Bo wieczorem jest dobre światło

Będzie krótko, albowiem Roch zapragnął dobrego, wieczornego, światła i czekał z rowerem, aż do wieczora. W okolicach 1900 pojechał na Pniowiec z aparatem i jego wysiłek został nagrodzony. Udało się uchwycić ważkę w locie; do tej pory nie wie jak mu się to udało. Po godzinie wśród komarów, które ucztowały na Rochu, wrócił do domu.

Zdjęć, mało, ale zawsze coś, można oglądać na Pikasie:

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 12 lipca 2009

Uciekając przed fankami

Roch popełnił kolejny falstart, ale tym razem rowerowy. Spoglądając z rana w okno stwierdził, że popołudniu może, a wręcz będzie, padać. Chcąc uniknąć przymusowego postoju Roch ubrał się i punktualnie o 1000 był już gotowy do wyjścia na rower. Nie ujechał nawet kilometra, a z nieba lunął deszcz, który doprowadził Rocha do skrajnego zdenerwowania, bo próbował obejść pogodę, a ona i tak zagrała mu na nosie. Po powrocie do domu Roch porzucił wszelkie nadzieje na to, że będzie to niedziela rowerowa.

Jednak z upływem czasu wychodziło słońce i pogoda robiła się coraz przyjemniejsza. W końcu Roch przemógł się i poszedł na rower licząc na to, że deszcz spadnie nie po kilometrze, a co najmniej po dwóch, a może po trzech. Jednak na deszcz nie zanosiło się i Roch udał się gdzieś dalej, bo taka pogoda może długo nie powrócić, choć od wtorku podobno ma być jak na Saharze.

Roch pojechał do Świerklańca, ale ilość ludzi przeraziła lubiącego samotność Rocha i szybko wjechał w las, którym dojechał do Dobieszowic. Tam jedna rowerzystka chciała się z Rochem ścigać, ale on nie miał ochoty na taką “grę wstępną” i szybko zniknął jej z pola widzenia. Jednak takie “podchody” mają zawsze skutki uboczne. W przypadku Rocha było to całkiem nie oczekiwane dojechanie do Piekar Śląskich, które nie były Rochowi po drodze, no ale chciało się uciekać przed fankami.

Z Piekar Śląskich Roch musiał wrócić w okolice Radzionkowa, z którego udał się na Dolomity, aby zakończyć dzień w kurzu i pyle. Z Dolomitów zjechał do bazy, na ciasto, które pod nie obecność Rocha zrobiło się, a które za Rochem chodziło od dawien dawna. Rekapitulując, co Roch spalił na rowerze uciekając przed fankami to wchłonął siedząc “przy korycie”.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 11 lipca 2009

Niezamierzony falstart

Roch chciał napisać notkę wcześniej, ale jakoś tak mu się kliknęło, zaznaczyło i wysłał się jakiś dziwny post, z którym Roch nie miał nic wspólnego. Jeśli komuś pojawiły się jakieś alerty, że to już i teraz, to Roch przeprasza. Szybko to usunął, ale automat i tak był szybszy.

Poza tym drobnym falstartem Roch był na rowerze, bo pogoda – choć nie pewna – to i tak była lepsza niż wczoraj. Roch wybrał się na Dolomity, tam trochę pojeździł i przeniósł się do Świerklańca, zahaczając o Radzionków i Dobieszowice. Na Świerklańcu trochę pokręcił się i wrócił do domu, jednak zahaczył jeszcze o lokalne morze, zwane Chechłem.

Chciał zabrać aparat, ale pogoda nie gwarantowała, że Roch wróci do domu suchy, a nie warto ryzykować zalania (się).

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 10 lipca 2009

Nawet trzmiel ma już dosyć deszczu

Rano pogoda zachęcała do rowerowych planów i Roch dał się porwać wyobraźni, która snuła – niczym pająk sieć – plany, gdzie Roch pojedzie i co zobaczy (lub co sfotografuje). Jednak plany zostały szybko zweryfikowane albowiem Codzienna Popołudniowa Burza™ ponownie rozszalała się nad smętnym blokowiskiem Rocha.

Po ustąpieniu burzy Roch wyjrzał za okno i zobaczył trzmiela, który schował się przed deszczem w słoneczniku, który całkiem przypadkiem wyrósł u Rocha na balkonie. Nie czekając, aż odleci Roch zrobił mu zdjęcie, a nawet kilka i wrócił do domu, bo nadchodziła nowa chmura, z której też polało.

Z roweru wyszło nic, null, void i Roch siedział w domu. Jutro, o ile nic nie stanie na przeszkodzie Roch będzie jeździł, ale znając życie to deszcz i pogoda pokrzyżują mu plany. Kończąc dzisiejszą notkę Roch dziękuję wynalazcy Nikola Tesli, który dziś obchodzi 153 urodziny.

Nikola Tesla - The Forgotten Wizard


Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 9 lipca 2009

Nieobecność usprawiedliwiona

Który to już raz Roch zapomina o popołudniowo wieczornej notce, jednak tym razem nie było to przeoczenie, inne zadania, a burza, która rozszalała się nad Rochem. Trwało to całą noc i Roch nie chciał ryzykować włożenia kabelka i pozbycia się komputera, bo akurat w tym momencie piorun wycelował w blok Rocha.

Dziś już było lepiej. O ile rano Roch jeździł samochodem w deszczu, o tyle popołudniu zaczęło się przejaśniać i zrobiło się nawet ładnie, ale Rochowi już nie chciało się wychodzić. W między czasie Roch “wykroił” kolejną obudowę, w którą włoży elektronikę, o ile ją zrobi.

Jutro zaczyna się weekend, pogoda zapowiada się zacnie i Roch planuje pojeździć na rowerze, a znając życie to na pewno będzie sam jeździł.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 7 lipca 2009

Wyższa matematyka

Wczorajsze ~70km odcisnęło na Rochu piętno zmęczenia, ale nie ma co się dziwić skoro w tym roku Roch większe dystanse uskutecznia raz w miesiącu, a nawet rzadziej. Roch wykalkulował więc, że skoro wczoraj było 70km, to dziś można sobie pofolgować, ale na rower trzeba iść. Skoro trzeba iść to Roch poszedł, ale z sobą wziął aparat, bo po co ma tak leżeć bezczynnie.

Roch wybrał się na Repty, tam oparł rower o drzewo i kręcił się w pobliżu robiąc zdjęcia, które – tu Roch wykaże się daleko idącą skromnością – wychodzą coraz lepsze, ale do poddania się ocenie jakiegoś guru fotograficznego jeszcze daleka droga.
Po kilku pstrykach Roch wsiadł na rower i pojechał w inną część parku i znowu kilka pstryków.

Z tymi pstrykami zeszło mu dobrą godzinę, ale warto było, bo przynajmniej Roch odpoczął na łonie natury. Po powrocie do domu Roch zasiadł do komputera i tak już zostanie do wieczora, a jutro – już w pełni sił – znowu wybierze się na jakąś dłuższą przejażdżkę.

Na zakończenie jeszcze jedna sprawa organizacyjna. Otóż blog Rocha pojawił się w katalogu Gwiazdora i można na niego głosować. Jaki jest cel tego głosowania sam Roch nie wie, ale napisali, że można to można. I nawet taki ładny obrazek dali:


Blog Rowerowy w katalogu Gwiazdor
Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 6 lipca 2009

W końcu jakiś wspólny wypad

W końcu można bezkarnie używać słowa lato; jest ciepło, słonecznie, aż chce się jeździć. Roch wyszedł na rower i pojechał na Dolomity, gdzie jeździł po górkach i korzeniach i było fajnie. Z Dolomitów pojechał do Radzionkowa i na Świerklaniec. Licznik wskazał 33km i Roch postanowił wrócić do domu.

Powoli wdrapywał się na czwarte piętro obijając się z rowerem po ścianach i już był na szczycie, gdy zadzwonił telefon. "Eureka" krzyknął, bo znalazł się partner, a właściwie partnerka, na dalszy wypad. Roch uzupełnił paliwo i zaczął znosić rower na dół. Podjechał znowu do Radzionkowa, gdzie już Ania czekała na Rocha. Wspólnie pojechali do Świerklańca i tam zasiedli na ławeczce, przy lokalnym wodospadzie.

Czas szybko mijał i pora było wracać do domu. Wspólnie pojechali przez Orzech do Radzionkowa, tam Roch uzupełnił paliwo i wrócił do domu. Kilometrów wyszło 69 i można powiedzieć, że Roch wraca na słuszną drogę.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 5 lipca 2009

O mały włos

Początkowo Roch planował polutować, bo dawno tego nie uprawiał, ale pogoda zadawał się mówić "idź na rower" i Roch uległ pokusom. Gdy był już prawe ubrany usłyszał znany i znienawidzony odgłos zapowiadający nadejście burzy. Kolejne pół godziny Roch przesiedział w oknie czekając, aż spadnie deszcz, ale nic takiego nie miało miejsca.

Zaryzykował więc pójście na rower; początkowo kręcił się po okolicy, aż w końcu pojechał gdzieś dalej. Nic nie wskazywało na to, że spadnie deszcz więc można było "ryzykować" takie śmiałe poczynania. Roch wybrał się na Repty i tam już został. Raz, że kręciło się tam kilka rowerzystek, a dwa, nie chciało mu się nigdzie indziej jechać.

Dziś tylko 30km, ale za to weekend zakończył się liczbą 80km, co w tym roku jest sporym wyczynem.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 4 lipca 2009

Supełek na chusteczce

Roch, kończąc poranną i zaległą notkę, zawiązał supełek na chusteczce żeby nie zapomnieć o normalnym cyklu "wykluwania" się notek. Tym razem Roch wybrał się na rower z myślą, że pojeździ trochę dłużej, bo i pogoda w końcu zadeklarowała się ze swoimi zamiarami.

Roch objechał Repty, Dolomity, Dobieszowice i zakończył na Świerklańcu. Jak zawsze jeździł sam, ale już zdążył się przyzwyczaić, a nawet polubić taki stan rzeczy. Aparat odpoczywał w domu, ale jutro znowu zostanie ostro i dokładnie wykorzystany.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
W końcu 50km.

Ty Rochu sklerotyku

Jakieś fatum nad Rochem ciąży i wcale nie chodzi o pogodę, czy chroniczny brak funduszy. Pamięć Rochowi płata coraz większe figle, a to raz chce pisać drugą notkę, a pierwsza ledwie co ostygła, a to innego razu zapomina, a był święcie przekonany, że jednak "coś tam coś tam" napisał. Niemniej śpieszy się nadrobić to ewidentne zaniedbanie.

Wczorajszego dnia Roch pojechał rowerem w las, oczywiście z aparatem żeby zrobić jakieś ładne zdjęcia. Jednak w lesie nie było zbytnio ładnych obiektów, którym można by zrobić zdjęcie. Poza tym, że motyle i inne owady szybsze od Rocha mu uciekały sprzed obiektywu, a te wolniejszy zajęły się kostkami Rocha, przez co nadal odczuwa skutki wczorajszego lasu.

Pod wieczór wybrał się na przejażdżkę, tak żeby statystyki, które leżą i kwiczą, trochę się podniosły, a przynajmniej zmieniły kolor z czerwonego na pomarańczowy, bo o zielonym w tym roku nie ma co myśleć. Roch wybrał się na Świerklaniec i z powrotem, dzięki czemu przybyło 30km w statystykach i już powoli czerwień zaczyna być przełamywana pomarańczowym kolorem.

Na zakończenie zdjęcie chmurki, a co.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 2 lipca 2009

van Gogh pełną gębą

Roch, po części z nudów, a po części z ponownego załamania się pogody siedział na balkonie z aparatem i czekał na jakąś "okazję". W końcu z nieba spadł konik polny, który Rochowi spadł z nieba.

Trochę popatrzył, trochę po brzęczał, a Roch robił mu zdjęcia. Jednak oporna masa nie chciała podskoczyć, choć migawka Rocha była przygotowana na "mgnienie oka". W końcu, gdzieś tam zeskoczył i tyle go Roch widział.

Później przyszła pora na rower, ale mocno wątpliwy bo pogoda znowu nie chciała jasno określić swoich zamiarów. Tyle co Roch dojechał do miasta, a już musiał wracać do domu bo z nieba kapało. Potem, oczywiście, było gorzej; burza, ulewa, pioruny, a później znowu słońce i ładny wieczór, ale nie nadający się na rower.

Na zakończenie Roch przedstawia smaczek, który powstał przy okazji sesji zdjęciowej konika polnego. Na pewno każdy kiedyś widział słynne Słoneczniki Vincenta van Gogha, choć nie każdy w oryginale. Natomiast Roch poszedł krok dalej i zrobił swoje własne Słoneczniki, które prezentuje poniżej.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 1 lipca 2009

Cisza na łączach

W życiu każdego bywa okres ogólnego "nie chce mi się", po którym następuje powrót do życia. I Roch zaliczył taki dzień ogólnego niechcenia i niechęci. Dodatkowo miał ochotę wyjść gdzieś z aparatem, ale pogoda miała inne plany. Miast okrasić okoliczności przyrody promieniami słonecznymi to okrasiła okoliczności deszczem i piorunami. Burza też taka nijaka, bo Roch nie ma żadnego zdjęcia pioruna, a jest ono niezbędne do powiększającej się zdjęciowej kolekcji.

Ktoś mądry powiedział, że jak fotografia wciągnie to trzeba kupić osobny dysk na zdjęcia i były to święte słowa. Roch już kombinuje fundusze na jakiś dysk, który pojemnością będzie przypominał co najmniej macierz dyskową ZUSu, a może nawet ciut większą.

Chcąc uniknąć pogodowego rozczarowania Roch wziął aparat i poszedł na balkon. Widząc, że jakiś owad wyleguje się na jego poduszce postanowił uwiecznić ten fakt.

Kilka razy pstrykną licząc, że owad poleci i Roch złapie go w locie, ale temu "owadu" nie chciało się odlatywać z Rochowej poduszki i nic dziwnego, Rochowi też nie chce się odrywać głowy od tej poduszki.

Później Roch poszedł na rower, ale bez aparatu bo chciał sobie pojeździć nie myśląc o tym, żeby upadając starał się wylądować na czterech łapach, a nie na plecach. Na rozgrzewkę pojechał do Radzionkowa, tam sprawdził jedną rzecz i pomknął do Świerklańca. Pokręcił się trochę po parku i wrócił do domu, bo grzmieć zaczynało.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Statystyki za czerwiec: