niedziela, 10 maja 2015

Długi weekend - nawet rowerowy

Od jakiegoś czasu Rocha ogarniało coś co można było nazwać wypaleniem, albo też ogólnym "nie chce mi się". W końcu postanowił on wziąć dwa dni urlopu. Raz, że mogli spokojnie pojechać do lekarza z Żonką, a dwa że mógł posiedzieć sobie z Rodzinką w domu, wyskoczyć na lody, piknik, rower i na co tylko chcieli. Bo Roch miał urlop.

Dzień pierwszy - czwartek

Urlop Rocha zaczynał się we czwartek, akurat w pracy skończył się sprint i mógł spokojnie wziąć dwa dni urlopu. Tego dania była też umówiona wizyta lekarska, więc Roch nie musiał kombinować z wcześniejszym wychodzeniem z pracy, pośpiechem na drodze "żeby tylko zdążyć". I swobodnie można po lekarzu zabrać Michalinkę na zajęcia z rytmiki ponieważ ostatniego maja Michasi grupa, czyli "Szkraby i Muzyka" mają zaplanowany występ kończący rok szkolny.

Tego dnia też był pierwszy rower urlopowy z Michasią. Michalinie spodobały się jazdy na rowerze, więc Roch wydłużył jej przejażdżki do godziny i nawet więcej. Dzięki temu przejeżdżają około 10 kilometrów i to bez spania. Roch tylko sprawdza, czy Michalinie nie jest zimno. I po takiej wycieczce Michasia zawsze idzie spać - najczęściej na długie spanie. Czwartkowe było tak długie, że przespała zajęcia z rytmiki, ale wyspać się musiała. Zapis GPS z czwartkowego wypadu jest dostępny poniżej.


Dzień drugi - piątek

W piątek plan był prosty; jedziemy nad Jezioro Srebrne na piknik. Czyli grillowanie (i próba rozpalenia grilla jednorazowego), zabawa na świeżym powietrzu i ogólny odpoczynek. Na miejscu okazało się, że Michalinie spodobało się takie piknikowanie. Oczywiście miała ze sobą swój rowerek na którym śmigała że ciężko było ją dogonić, ale Roch jakoś zawsze stawał na wysokości zadania. Po jeździe na rowerze Michasia szła na kocyk i tam odpoczywała w towarzystwie piłek, zabawek i ciasteczek.

Poza rowerem było też wiaderko, łopatka i grabki a także chodzenie w wodzie. Jak wiadomo Michasia jest wodniakiem, więc gdzieżby opuściła taką okazję jak chodzenie w wodzie. Jezioro Srebrne jest bardzo fajne; fakt, że daleko od Częstochowy, ale widoki i las rekompensują całą drogę, która i tak nie należy do męczących - większość trasy to obwodnica albo "ekspresówka", więc nie stoi się w korkach. Po powrocie oczywiście Michasia poszła odpocząć bo tyle wrażeń miała że ho ho. Na koniec dnia jeszcze spacer i zabawa klockami, ale już bardziej jako wyciszenie przed snem.

Weekend - czyli sobota i niedziela

W sobotę, po porannej wizycie na basenie w Tarnowskich Górach i obiedzie u baby Roch wymienił klocki w rowerze i chciał zabrać Michasię na przejażdżkę, ale ciśnienie w przewodzie hamulcowym po wymianie klocków trochę gwałtownie wzrosło i korek przy klamce wystrzelił gdzieś w trawę i zaginął, a Rochowi wyciekł prawie cały płyn hamulcowy, więc Michasia wybrała mamę i piaskownicę, a Roch 1,5 godziny na kolanach szukał korka, ale w końcu poddał się.

Jednak szybki telefon do Wojciecha i w poniedziałek będzie miał nowy korek, a może nawet naprawiony hamulec, więc będzie można ponownie jeździć z Michasią na rowerze. Kolana i plecy bolą Rocha niemiłosiernie, a korek nie znalazł się i pewnie już się nie znajdzie.

Niedziela upływa pod znakiem placów zabaw i "fabryk uśmiechu". Po objechaniu wszystkiego w okolicy Michasia poszła na obiad do drugiej baby (w weekendy Roch z Żonką i Michasią żywią się u babć). A po obiedzie obie dziewczyny poszły spać, tylko Roch został ten nieśpiący, ale jak tylko skończy pisać notkę to chyba też pójdzie spać, a może nie. To się okaże.

Podsumowując weekend, ten przedłużony, był zajebiście udany. Akumulatory Rocha chcą niemalże eksplodować z naładowania a dziś jeszcze przed Rochem wizyta z Dziewczynami na lodach, bo trzeba jakoś fajnie pożegnać przedłużony weekend. Choć nie wiadomo czy za kilka tygodni Roch nie powtórzy tego i znowu nie weźmie urlopu.

Roch pozdrawia Czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz