czwartek, 30 kwietnia 2009

Ciężkie chwile

Kwiecień, może poza jego końcówką, nie był zbyt dobry. Po pierwsze perypetie z amortyzatorem, po drugie oporność elektroniki, która nie chciała się uruchomić, nie wspominając już o jakichś wizualnych oznakach życia. Dopiero z końcem miesiąca wszystko zaczęło się udawać, ale to i tak nie zatrze smutnego wrażenia, że kwiecień nie należy do udanych.

Początek maja też nie wróży nic specjalnego, ale jego druga połowa powinna być już znośna, na co Roch bardzo liczy. Jednak koniec zrzędzenia, bo to tylko odstrasza Czytelników, a i zaniża poziom bloga, który z założenia miał być odskocznią od szarej codzienności.

Ostatni dzień kwietnia zaskoczył Rocha deszczem, ale dobrze, że spadł bo nie dało się jeździć, po jednym wypadzie cały rower pokryty był pyłem, o kultowych butach Rocha nie wspominając. Pierwszy raz próbował wyjść na rower to zawrócił zaraz po wyjechaniu, bo niebo w mgnieniu oka zrobiło się granatowe. Jednak to, co z niego spadło nie przypominało deszczu, raptem kilka kropel i koniec.

Roch zajął się elektroniką i skończył ją męczyć. Wszystko działa, komunikacja działa, mruga, buczy i co tylko użytkownik zapragnie. Teraz tylko dokończyć program obsługujący całą elektronikę, a po skończeniu Roch usiądzie, założy nogę na nogę i pęknie z dumy.

Kiedy już elektronika została skończona, a przy okazji Roch został “kopnięty” przez prąd, mógł znowu próbować wyjść na rower. Próba zakończyła się sukcesem, Roch objechał Dolomity i Repty, ale chmury nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Zaraz po powrocie do domu spadło kilka kropel i zrobiło się cudowanie chłodno, rześko, aż chce się wskoczyć na rower i pojechać na pączki do Pniowca.

Tylko z kim na te pączki można pojechać? Jakoś nikogo jeżdżącego nie ma “pod ręką”, a delektować się w samotności tym cymesem to Roch nie planuje. To tak jakby pić do lustra, a Roch tak nisko jeszcze nie upadł.

I na koniec statystyki za kwiecień, bo za kilka godzin koniec miesiąca, więc można ten fakt uprzedzić i już opublikować pliczek PDF. W kwietniu, pod względem rowerowym, nie było źle, pojawiło się nawet 70km, kilka razy średnia była powyżej 23km/h ogólnie było dobrze.

Kwiecień 2009

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 28 kwietnia 2009

Potok wody, potok danych

Wiatr ustał, powrócił ład i porządek w pogodzie, a więc Roch poszedł na rower. Jako, że harmonogram dnia był bardzo napięty i do południa można było tylko chwilkę poświęcić na pedałowanie, ale Roch postanowił, że nawet chwilka na rowerze to jest to, czego Roch potrzebuje, aby szara komórka odpoczęła, a Roch przestał myśleć o tych wszystkich zerach logicznych, jedynkach logicznych, slotach, oknach zapisu, do których trzeba dostosowywać się z dokładnością do mikrosekundy. :) :-)

Roch pojechał na Repty, aby tam odpocząć, zaczerpnąć świeżego powietrza, jednym słowem zrelaksować się. Razem z Rochem, na Repty, pojechał aparat, którym Roch zrobił kilka zdjęć. Po wjechaniu w krzaki Roch poczuł się jak nowo narodzony, co prawda poczucie to przerywał stukot sterów, które nie zostały dokręcone po ostatniej przygodzie z Bomberkiem, ale i tak było warto.

Roch zatrzymał się nad bajorkiem, chwilę pochodził z aparatem, aż wypatrzył zakochanych biwakujących na trawce i postanowił, że da im spokój, niech się cieszą sobą, a Roch popedałował przed siebie bo chciał jeszcze zaliczyć Dolomity, żeby przyjemności stało się zadość. Jak Roch postanowił tak zrobił i po chwili widział już początek Dolomitów na horyzoncie. Wjechał w las i wyjechał na końcu, wjechał z powrotem w las i wyjechał na początku, takie to cuda są na Dolomitach.

Po powrocie do domu Roch rozłożył się z gratami i dalej działał z pastylką, udało się uruchomić komunikację z komputerem, udał się odczytać numer, ale nie udało się wyeliminować “śmieci”, które pojawiły się przy okazji, ale i to Roch rozgryzie, bo łebski z niego chłopak, a przy tym skromny.

Roch chyba odnalazł swoje powołanie, które łączy dwie jego pasje, elektronikę i informatykę. Teraz tylko połączyć to wszystko z jego największą miłością, czyli rowerem i Roch będzie najszczęśliwszym chłopakiem na Świecie, a przy tym nadal pozostanie skromny.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Głowę chce urwać

Z okazji porywistego wiatru, który zaatakował już w nocy i nie odpuścił przez cały dzień. Roch stwierdził, że w taką pogodę nie ma co jeździć, bo wysiłek nie pokryje ilości przejechanych kilometrów. W związku z tym Roch okupował stół kuchenny, bo to największa płaska powierzchnia dostępna od reki.

Roch zaczął programować i po niedługim czasie urządzenie ożyło, choć nie do końca. Pozostaje uruchomić transmisję pomiędzy komputerem, a urządzeniem, ale dziś Roch tego nie robił bo duma go rozpierała i jeszcze coś by popsuł.

Jak zawsze powstało coś na wzór filmu, który jakością nie zachwyca, ale z plastikowego obiektywu nigdy ładny film nie wyjdzie. Wersja, jak zawsze, reżyserska co można poznać po odbiciu Rocha w matrycy pod koniec filmu. Dobrze, że się ogolił, przynajmniej mniejszy wstyd.


Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Objazd włości

Jako, że Rochowi przyszło jeździć w samotności postanowił objechać swoje włości, po których jeździ żeby zobaczyć, czy wszystko jest po staremu. Jako, że wyjechał wcześnie, bo o 1300 już był na rowerze, żaden samochód mu nie przeszkadzał, poza kilkoma maruderami zabłąkanymi gdzieś pomiędzy Nowym Chechłem, a Świerklańcem.

Na Świerklańcu robiło się tłoczno, ale wczesna pora, wręcz obiadowa, uchroniła nieużywane sumienie Rocha przed przekleństwami, który pojawiłby się gdyby ludzi była masa. Ze Świerklańca Roch pojechał w kierunku Piekar Śląskich, ale porzucił pomysł pchania się w miasto i w Dobieszowicach wyjechał z lasu kierując się na Kozłową Górę.

Droga z Dobieszowic pusta jak portfel Rocha, który dumnie jechał środkiem bo pobocze przypomina poligon wojskowy. Jak do tej pory wszystko po staremu, nigdzie nie położyli asfaltu, a tam gdzie jest to tylko dziur przybyło. Zgodnie z postanowieniem, że Roch zrzuci zimowy tłuszczyk, wybierał drogę cały czas pod górkę, co w połączeniu z “pod wiatr” dawało doskonały efekt odchudzający.

Gdy Roch wdrapał się pod górę zobaczył Radzionków, na którym był festyn, balony, dmuchany zamek, a nawet petardy i kapiszony, jednym słowem prawdziwy festyn, ale Roch nie zatrzymywał się. Kolejna górka czekała na Rocha przed Dolomitami, na które pojechał, kierując się ku domowi. Na Dolomitach pusto, żadnego spacerowicza, ale nie ma co się dziwić, jak zegarek wskazywał godzinę 1400 więc wszyscy wisieli nad talerzami, a Roch pedałował.

Z Dolomitów pojechał na Repty i tam zakończył wypad. Przejechał krzakami, żeby nie psuć sobie dobrego nastroju i wyjechał prawie pod domem. W dwie godziny Roch objechał całe włości, po których już od kilku lat pomyka, a – o ile zdrowie pozwoli – to jeszcze kilka(naście) lat przed nim.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 25 kwietnia 2009

Chcesz festyn? Oto festyn

Początkowo Roch, z Michałem, rozpatrywali możliwe miejsca, do których można by jechać, ale skończyło się na Chechle i Świerklańcu. Tam po krótkim odpoczynku i kilku sposobów na przygotowanie mięsa, dochodzących z sąsiedniej ławeczki, a także o tym, że inny spacerowicz pije jedno piwo na dzień ruszyli dalej. Jakoś ludzie nie potrafią rozmawiać tak, aby przypadkowi słuchacze nie opisywali przepisów na mięso, czy słabej głowy “sąsiada”.

Ze Świerklańca Michał i Roch pojechali na bunkier, a stamtąd postanowili objechać Świerklaniec dookoła. Po przeprawie przez wertepy i dziury dojechali do miejscowości zwanej Ossy, gdzieś między Świerklańcem, a Pyrzowicami. W tychże Ossach był festyn, pierwszy w tym roku, napisać by można, że inauguracja choć nie do końca, bo jakiś tak dziwny był.

Ni to zlot samochodów, ni to wiejska zabawa, choć zaraz przy remizie całość się odbywała. Krótki postój i dalej trzeba było jechać, bo kawałek do przejechania został, a Rochowi chciało się na stronę iść, bo za dużo wypił w domu i teraz pęcherz zaczął się mścić.

Majówka za pasem to i znajdzie się więcej okazji do świętowania na wszelkich “wiejskich” festynach, gdzie piwo jest zmieszane z wodą, a lokalni tubylcy krzywo patrzą się na przyjezdnych. Jednym słowem: idzie lato.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Roch oznajmia wszem i wobec, że pierwszy tysiąc kilometrów pęknął. Trochę późno, ale jest.

piątek, 24 kwietnia 2009

Inauguracja weekendu

W końcu udało się pojeździć z kimś żywym, a nie tylko wymyślonym przez Rocha towarzyszem, z którym zdarzało mu się rozmawiać. Celem wypadu były Dolomity, ale wcześniej Roch zaliczył był Świerklaniec, bo trzeba było się rozgrzać, a że początek weekendu to i trzeba było się najeździć.

Po przerwie, na sprawdzenie poczty i zjedzenie jakiegoś lunchu Roch wybrał się z Michałem na Dolomity. Tam oczywiście ludzi pełno, jakby był to jakiś nadmorski kurort, w którym turyści zażywają odpoczynku, spacerują i odpoczywają. Urok Dolomitów, jako miejsca “dzikiego” i przez turystów nie odkrytego już dawno się skończyła, teraz królują tam ludzie na quadach i bezmyślni ludzie, którzy zostawiają po sobie tony śmieci, robią tyle hałasu, że nawet wiewiórki uciekły.

Coraz mniej jest miejsc, w których można spokojnie pojeździć na rowerze, nie martwiąc się, że jakiś ćwierć mózg na quadzie spróbuje zmierzyć się z rowerzystą, albo jakiś turysta nie zostawi roweru na środku ścieżki, bo taki akurat ma kaprys.

Rowerzysta to gatunek na wyginięciu, musi – w poszukiwaniu bezpiecznych tras – jeździć coraz dalej, a nawet na Jurze, o której Roch marzy, pojawiają się spacerowicze. Tak więc niedługo Roch – i inni rowerzyści – będą gatunkiem na wyginięciu, znanym tylko z opowieści lub z Bloga Rowerowego.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Diody, diody, diody

Jedną z największych zalet zgłębiania tajników elektroniki jest satysfakcja, jaką odczuwamy gdy jakiś prosty układ zapali diodę. Niby nic takiego, ale radochy mnóstwo. Tak też było dziś, gdy Roch poskładał prosty układzik, który miał dokładnie odmierzać czas, po którym zapał diodę.

Po uruchomieniu układu, zamruganiu diodą Roch poszedł na rower. Pogoda lekko się popsuła, zrobiło się chłodniej, a lekko ubrany Roch mocno się zdziwił, gdy okazało się, że wcale nie jest tak ciepło. Pojechał tylko na Repty pojeździć po krzakach i wrócił do domu.

Weekendowy wypad na lotnisko do Pyrzowic jest nadal aktualny i jest kilka miejsc wolnych, a jedynym warunkiem uczestnictwa jest posiadanie roweru i chęci.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 22 kwietnia 2009

Pochłonięty kodowaniem

Roch tak bardzo wczuł się rolę hackera, że zapomniał o całym świecie. Wstaje i już zasiada do pisania lepszej wersji programatora, która – z założenia – ma działać lepiej niż oryginał. Póki co Roch nie utknął, nie napotkał większych trudności, ale też nie doszedł do najtrudniejszego, czyli do programowania procesora.

Jeśli chodzi o rower to nie jest źle, po poprawieniu uszczelki nic się nie leje i można śmigać szczególnie, że pogoda na to pozwala. Roch planuje na weekend wziąć aparat i wybrać się na lotnisko do Pyrzowic zapolować na jakiś samolot. Pewnie skończy się na podziwianiu pasa startowego zza ogrodzenia bo akurat nic nie będzie chciało wystartować, a samoloty będące w powietrzu nie będą lądować.

Rozkład lotów jest dla Rocha czarną magią i nawet nie próbuje go zrozumieć żeby określić godzinę jakiegoś startu, czy lądowania. Pogoda powinna dopisać i Roch powinien zrealizować swój plan, o ile znajdzie się jakiś towarzysz, bo słuchawki wykazują się nieposłuszeństwem i nie chcą działać, a nowych Roch nie kupi bo zwyczajnie szkoda mu kasy, którą może przeznaczyć na inne, bardziej pożyteczne rzeczy.

Poza tym Roch zakończył czytanie nowo zakupionej książki, teraz pora przejść od teorii do praktyki. Na początek wyświetlacz LCD i wyświetlanie informacji, a potem kto wie – może Roch złoży jakiegoś robota, sprzeda go, zarobi mnóstwo pieniędzy, wejdzie na giełdę i nie będzie musiał robić już nic, poza jeżdżeniem na rowerze.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Pech jakiś, czy inne fatum?

Kurna, kwiecień to miesiąc awarii, usterek, pęknięć, zwarć i wszystkiego co najgorsze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Roch nie może oddać się swojemu ulubionemu zajęciu jakim jest pedałowanie przez lasy i wsie, czując wiatr pod kaskiem i szum w uszach.

Najpierw padły słuchawki z mp3grajka, ale Roch je naprawił, potem amortyzator razem ze słuchawkami, wczoraj amortyzator, a dziś licznik. Jeśli już jesteśmy przy amortyzatorze to winowajcą słusznego wycieku oleju była uszczelka, która podwinęła się podczas wkręcania i niedostatecznie uszczelniała wnętrze.

Wojciech poprawił, dokręcił i Bomberek jest jak nowonarodzony. Pozostało naprawić słuchawki i licznik. Ten drugi już polutowany, ale jeszcze schnie bo Roch opaćkał go solidną porcją żywicy epoksydowej, żeby całość zgrabnie się trzymała.

Jako, że licznik, a właściwie podstawka uległa uszkodzeniu Roch jeździł bez licznika i zaczął się zastanawiać, czy nie pozbyć się go całkowicie. Człowiek jakiś taki spokojniejszy jest jak nie widzi ile już przejechał, jaką ma średnią i w ogóle jakiś taki spokojniejszy jest, zrelaksowany.

Oby pech się skończył bo tyle awarii to Roch w zeszłym – całym – roku nie zaliczył.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 19 kwietnia 2009

No i się wylało

Krakał Roch, krakał i wykrakał. Dziś oficjalnie Bomberek wziął i wydalił z siebie kilka mililitrów oleju. Żeby było ciekawie to nie spod uszczelki, jak to było kiedyś, ale z wentyla, co jest twardym orzechem do zgryzienia bo jak olej przedostał się do powietrza?

Poza tym, że Roch walczył z wyciekającym olejem to zrobił 70km, co jest nowym rekordem. Roch pojechał do Świerklańca, a stamtąd do Żyglina i, docelowo, na Bibielę najechać Koyocika, bo ten nie może na rowerze jeździć, a jak nie przyjechał Koyocik do Rocha, to Roch przyjechał do Koyocika.

Po kilkudziesięciu minutach Bomberek był mokry, a olej kapał z goleni. Taka karma.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 18 kwietnia 2009

Poczuć się jak hacker

Zaciemnione pomieszczenie, jedyne źródło światła to lekko przygaszona matryca, przed którą siedzi jakaś postać bliżej nieokreślona, przeszywająca cisza, którą przerywa stukanie klawiszy. Postać wpatruje się w ekran, szukając jakieś prawidłowości, która na pewno występuje. Siedząc bez ruchu w wygodnym fotelu przegląda przelatujące linijki tekstu w nadziei, że zaraz pojawi się ta, na którą od pięciu godzin czeka.

Kolejne analizy logów nic nie dają, postać zaczyna się nerwowo wiercić na fotelu, który coraz bardziej przeszkadza, pęcherz zaraz pęknie, ale tajemnicza postać nie może odejść od monitora, szuka jakiejś butelki, ale dookoła tylko kable i przeszywająca pokój ciemność. Pojawia się pot na skroni, krople spływają po czole, ręce drżą, oczy bolą jakby ktoś pod powieki wsypał wiadro piasku.

W końcu pojawia się prawidłowość, która umożliwia dalsze działanie. Chwila przerwy, odpoczynek, dotlenienie mózgu, odpoczynek dla oczu, na który była najwyższa pora. Log poległ, poddał się i przegrał starcie z tajemniczą postacią, która czuła słodki smak zwycięstwa.

Tak mógłby wyglądać pierwszy rozdział książki, którą Roch kiedyś napisze o tym jak, cegiełka po cegiełce, rozkłada transmisję danych pomiędzy urządzeniem, a komputerem żeby napisać swój własny program obsługujący to urządzenie. Fragment tajemniczego logu można zobaczyć poniżej:

32 16:25:31 IRP_MJ_WRITE Serial2 SUCCESS Length 4: 0F 00 00 00
33 16:25:31 IOCTL_SERIAL_WAIT_ON_MASK Serial2 SUCCESS
34 16:25:31 IRP_MJ_READ Serial2 SUCCESS Length 1: FF
35 16:25:31 IRP_MJ_WRITE Serial2 SUCCESS Length 4: 12 00 00 00
36 16:25:31 IOCTL_SERIAL_WAIT_ON_MASK Serial2 SUCCESS
37 16:25:31 IRP_MJ_READ Serial2 SUCCESS Length 1: 12
38 16:25:31 IRP_MJ_WRITE Serial2 SUCCESS Length 4: 0F 00 00 00
39 16:25:31 IOCTL_SERIAL_WAIT_ON_MASK Serial2 SUCCESS
40 16:25:31 IRP_MJ_READ Serial2 SUCCESS Length 1: FF
41 16:25:31 IRP_MJ_WRITE Serial2 SUCCESS Length 4: 12 00 00 00
42 16:25:31 IOCTL_SERIAL_WAIT_ON_MASK Serial2 SUCCESS
43 16:25:31 IRP_MJ_READ Serial2 SUCCESS Length 1: 12
44 16:25:31 IRP_MJ_WRITE Serial2 SUCCESS Length 4: 0F 00 00 00
45 16:25:31 IOCTL_SERIAL_WAIT_ON_MASK Serial2 SUCCESS
46 16:25:31 IRP_MJ_READ Serial2 SUCCESS Length 1: FF
47 16:25:31 IRP_MJ_WRITE Serial2 SUCCESS Length 4: 12 00 00 00
Poza tym, że Roch oglądał jakieś cyferki i literki to jeszcze jeździł na rowerze. Pojechał, razem z Michałem, do Miasteczka Śląskiego, a stamtąd przez las do Pniowca. Ciągłe jeżdżenie w kierunku Świerklańca staje się nudne i trzeba, od czasu do czasu, urozmaicić wypady, tak żeby rowerowanie sprawiało taką samą, a nawet większą, przyjemność.

Udało się zrobić 25 kilometrów z niezłą średnią szczególnie, że wiatr nie odpuszczał i stale utrudniał pedałowanie. Jutro obowiązkowy lans na Świerklańcu, a co.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 17 kwietnia 2009

Samochód Poczty Polskiej jedzie z punktu A do punktu B

Zmora każdego ucznia, któremu przyszło rozwiązywać zadanie z matematyki zaczynające się od słów “Pociąg jedzie z prędkością 60km/h. Ile zajmie mu przejechanie z punktu A do punktu B”. Roch zadał sobie to samo pytanie, ale w kontekście tego, co znalazł w skrzynce, a znalazł tam awizo co oznaczało, że listonoszowi nie chciało się sprawdzić, czy ktokolwiek podniesie słuchawkę domofonu i, co ważniejsze, paczka jest, ale nie u Rocha.

Pytanie, które Roch zadał sobie brzmiało: “Ile może jechać samochód z Warszawy do Tarnowskich Gór” i sam sobie odpowiedział, że nie długo, może 9, a może 10 godzin. Biorąc poprawkę na to, że paczka musi zaliczyć kilka sortowni to jakieś 2 – 3 dni. Jednak paczka do Rocha jechała – uwaga – dziewięć dni (nie licząc weekendu i Świąt po drodze).

Żeby było weselej paczka została nadana jako priorytet, który według zapewnień Poczty dostarczany jest szybciej.

Dla porównania kurier firmy GLS jechał z Łodzi do TG cały dzień, dziś zadzwonił, że ma awarię samochodu i będzie później, ale będzie. I przyjechał, i zadzwonił i nawet wszedł na czwarte piętro. Dlaczego jedni mogą, a drudzy mają klienta w głębokim poważaniu? Tyle nerwów bo Roch połakomił się na 9 złotych, tyle wynosiła dopłata do przesyłki kurierskiej.

Jednak książka już jest u Rocha, nawet pierwszy rozdział został przeczytany i wszystko wskazuje na to, że Roch skończy książkę w dwa, trzy dni. Bardzo fajnie napisana, mnóstwo przykładów, wyjaśnień i podpowiedzi Autora. Pewnie robot będzie gotował, prał i odkurzał jak Roch zastosuje się do tego, co Autor napisał.

Rower stał w domu, pogoda jakoś się popsuła, nie wiadomo, czy to dlatego, że Roch dostał książkę, czy dlatego, że Michał odebrał rower z serwisu. Weekend ma być ładny, bo trzeba jakiś wypad uskutecznić dlatego Roch już dziś zamawia słońce i ciepło.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Czyżby pierwszy wyciek?

Nadszedł czas testowania świeżo założonego amortyzatora. Po przejechaniu pierwszych kilku metrów Roch stwierdził, że mostek ma krzywo i dlatego ściąga go na lewo. Po wyprostowaniu i przejechaniu kolejnych kilku metrów Roch stwierdził, że mostek ma krzywo i dlatego ściąga go na prawo. Po wyprostowaniu i przejechaniu kilku metrów Roch stwierdził, że ma mało powietrza w amortyzatorze. Pojechał więc był do Adventure żeby napompować Bomberka.

Po kilku kilometrach, mniej więcej w połowie Nowego Chechła, Roch zauważył, że na goleni pojawił się ślad oleju. Trochę zaniepokoił się, ale uszczelki zostały przesmarowane smarem, więc może to być przyczyna niepokojących śladów na goleniach.

Na miejscu, czyli na Świerklańcu, Roch odpoczął, posiedział na ławeczce i wytarł resztki smaru żeby mieć jasność, czy to resztki smaru, czy jednak uszczelki wyzionęły ducha i trzeba kupić nowe. Póki co Roch obserwuje, jak ślady będą się pojawiały to trzeba jechać do Adventure i zamówić nowe uszczelki.

Poza tym, że Roch obserwuje tajemnicze wycieki nie robi praktycznie nic – lutownica odpoczywa, jedyne co Roch zrobił to zamówił zapas części elektronicznych bo, z okazji kryzysu, niektóre rzeczy potrafiły podskoczyć o dwa złote do góry i tym samym osiągnąć pułap 5.50 PLN, podczas gdy “u źródła” cena jest niezmienna, czyli 2.40 PLN.

Poczta “olewamy klienta” Polska nadal nie dowiozła prezentu, a pewnie skończy się tym, że Roch w skrzynce znajdzie awizo, bo listonoszowi nie będzie się chciało ryzykować zastania Rocha w domu.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 15 kwietnia 2009

Rower stoi na własnych kołach

Był słoneczny poranek, Roch niecierpliwie wypatrywał, aż wskazówki zegarka wskażą godzinę 1000 i Roch będzie mógł dzwonić do zaprzyjaźnionego Adventure z pytaniem, czy amortyzator jest gotowy do odbioru. Jednak, z powodu rowerowego zasypania Wojciecha, Bomberek był nieruszony, co było normalne i Roch całkowicie to rozumiał.

Miał dzwonić w okolicach 1500 bo była szansa, że jeszcze dziś najbardziej kultowa część Rochowego roweru będzie gotowa. Aby zabić czas Roch zajął się programowaniem i, w przerwach, psioczeniem na Narodowego Monopolistę, czyli Pocztę Polską, która tradycyjnie daje ciała i paczki dostarcza z gigantycznym opóźnieniem.

Gdy nastała godzina zero Roch złapał za telefon i wybrał “Adventure”. Głos po drugiej stronie stacji bazowej oznajmił, że Bomberek jest gotowy i czeka na Rocha. Roch wsiadł w samochód i pojechał odebrać amortyzator, który po serwisie wygląda jak nowy i – według zapewnień Wojciecha – w środku też wygląda jak nowy, co Rocha cieszy niezmiernie.

Po złożeniu roweru Roch chciał dokonać testu, ale rozłożył się z gratami elektronicznymi i nie chciało mu się tego sprzątać, więc rower stał, ale jutro Roch nie odmówi sobie przejażdżki, może nawet dłuższej i ciekawszej.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Bo pisanie ma sprawiać przyjemność

Roch popadł w monotonię blogową, ani się obejrzał, a pisanie traktował jako czynność konieczną, nawet gdy nie ma zbytnio o czym pisać. Jednak, po przeczytaniu pewnego wywiadu, szybko opamiętał się i stwierdził, że prowadzenie bloga ma mu sprawiać przyjemność, bo i wtedy Czytelnikom będzie przyjemnie i wszystkim będzie przyjemnie i Świat będzie lepszy.

Od rana rower stał rozłożony bo Roch w końcu uzbierał trochę pieniędzy i zaniósł Bomberka, do zaprzyjaźnionego Adventure, żeby wlać do niego nowy olej i sprawdzić, czy w środku nic się nie dzieje bo drugie takiego Bomberka to ze świecą szukać.

Ma być gotowy na jutro, a więc Roch długo bez roweru nie będzie, ale i tak jeden dzień to dużo, nawet gdy wziąć pod uwagę, że Roch siedział z lutownicą i tworzył “uniwersalny sterownik do wyświetlaczy”, który posłuży Rochowi jako przedłużenie komputera lub wprawka, ale to – jak zawsze – okaże się w praniu.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Święta

Święta – najgorszy okres w życiu Rocha nie dlatego, że Roch nie lubi Świąt, ale dlatego, że trzeba jeść. Tak, trzeba jeść bo jedzą wszyscy i wszędzie, jedzą dzieci, jedzą dorośli i Roch też je, a jak Roch je to przybiera na wadze, a jak przybiera na wadze to jego chytry plan zaczyna się sypać.

Roch myślał, że na rowerze będzie inaczej, ale na Reptach ludzi masa, a gdy podskoczył, z Michałem, do Leśniczówki na piwko to wszyscy jedli. Gdzie nie spojrzeć to chleb z tłustym, jakieś inne kaloryczne potrawy. Żywot chcącego schudnąć Rocha jest makabrycznie ciężki bo gdzie nie spojrzeć to wszyscy jedzą

Po powrocie do domu, Roch poddał się i zeżarł sernik, bo jak wszyscy to i Roch, a serniczka nie podaruje, bo to przysmak Rocha, coś jak gołąbki, ale tych nie ma, nie wiedzieć dlaczego. Jutro kolejny dzień Świąt i kolejny dzień kuszenia Rocha, ale on nie podda się.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Oczywiście wszystkiego najlepszego dla Czytelników.

sobota, 11 kwietnia 2009

Wchodzimy pod górę

Pogoda super, ciepło, ale wietrznie. Tuż po spełnieniu domowych obowiązków Roch, z Michałem, pojechali się przewieźć na Chechło, ale celem był Świerklaniec. Gdy byli już w Świerklańcu padł pomysł żeby pojechać do Piekar Śląskich, bo jazda dobrze żre i szkoda zmarnować taką okazję.

Do Piekar Śląskich dojechali przez las. Ponętne rowerzystki, których po drodze było sporo, jechały w przeciwnym kierunku (SIC!) i Roch jedynie mógł narzekać, na pecha, który tak ukarał Rocha. W Piekarach nastąpił odpoczynek, konsumpcja i całkiem niespodziewane spotkanie.

Dalszy plan to Radzionków, przez Księży Las, bo trzeba było kierować się do domu. Z Radzionkowa Roch z Michałem pojechali na Dolomity, bo dobrze żarło i można było uskutecznić kilkadziesiąt kilometrów. Na Dolomitach czekała na Rocha niespodzianka.

Otóż dwie dziewczyny próbowały wejść pod górkę. Niby nic specjalnego, ale tak piszczały, że zwróciły uwagę Rochowego aparatu, który nieustannie czekał na to, aż jednej z nich powinie się noga, a Rocha przesłona uchwyci ten moment. Jednak nic takiego nie stało się, i dobrze, ale i tak aparat nie nudził się. Stosowną galerię można zobaczyć na Picasie.


Po powrocie do domu Roch zaległ na krześle i ani myśli ruszać się sprzed komputera. Nawet sernik go nie odciągnie.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 10 kwietnia 2009

Czerwień Ferrari

Jako, że Święta się zbliżają i wypadałoby wykonać jakiś świąteczny gest, Roch postanowił umyć swój bolid. Niektóre osoby pytały się, czy Roch przemalował samochód bo jakiś taki szary jest. To nie była nowa warstwa lakieru, a warstwa pozimowego brudu.

Roch mógł iść na łatwiznę i pojechać na myjnie, ale stwierdził, że zrobi to ręcznie, bo lubi to robić, a i każdy zakamarek zostanie umyty. Zabrał odkurzacz, wiaderko, gąbkę i pojechał do znajomego na działkę, gdzie wodę ma nielimitowaną, ah ta studnia głębinowa, i mógł się taplać ile chciał.

Po skończonej pracy Roch popadł w zadumę nad kolorem lakieru. Faktycznie, jest to “czerwień Ferrari”, a nie jakieś tam szare.

Z racji tego, że Roch moczył się, nie mógł iść na rower, ale jeden dzień można sobie odpuścić szczególnie, że jutro Roch planuje jeździć cały dzień.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 9 kwietnia 2009

Zajączek złapany za uszy

Roch, jeżdżąc codziennie, rozglądał się za Zajączkiem, który przynosi prezenty, ale jakoś nie udało się go znaleźć. Dziś Roch podjął kolejną próbę znalezienia Szaraka. W tym celu udał się na Repty i Dolomity, ale w krzakach nic, poza pierwszymi torebkami po chipsach zostawionymi przez “Prawdziwych Turystów”, nie znalazł.

Z Dolomitów pojechał do Świerklańca, ale i tam nie znalazł Zajączka, który przed Rochem widocznie ucieka. Na Świerklańcu pokręcił kilka kółek i skierował się do domu. Jadąc przez Nowe Chechło spoglądał na licznik, który nie chciał pokazać jakiegoś sensownego dystansu.

Roch postanowił, że na zakończenie pojedzie na Pniowiec i wróci przez las. W lesie też nie było Zajączka, ale może jutro uda się złapać Szaraka za uszy. Na zakończenie ładny kawałek, który ostatnio gości w Rocha głowie:

Robert Miles - Children (Orchestral Version)

Roch pozdawia Czytelników.

środa, 8 kwietnia 2009

Będzie zmiana pogody

I nie dlatego, że Rocha coś kręci, rwie, strzyka, czy boli, ale dlatego, że zerwał się wiaterek, który “coś” przywieje. W dodatku niebo było zachmurzone i jakoś ogólnie było inaczej niż – na przykład – wczoraj, kiedy pogoda była super.

Bojąc się, że spadnie deszcz Roch pojechał, a właściwie próbował dojechać, do Świerklańca, ale pod parkiem zawrócił bo niebo zaczynało robić się granatowe i Roch nie chciał ryzykować powrotu w deszczu. Szybko zawrócił i pojechał do domu, co chwilę spoglądając w niebo, czy czasem nie jedzie za wolno.

Prognozy też nie są optymistyczne, ale i tak Roch najeździł się za wszystkie czasy więc jeden dzień deszczu jakoś przetrwa, szczególnie, ze lutownica już nie może się doczekać następnego lutowania, więc nudno nie będzie.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Pojeździł

Roch dał czadu, poszedł na całość i pojechał na dłuższą przejażdżkę. Zaczął od Radzionkowa, z którego pojechał do Świerklańca. Nie wjeżdżał do parku, tylko pomknął bokiem i wyjechał w okolicach Nowego Chechła. Jako, że mp3grajek miał w sobie sporo energii to Roch pojechał jeszcze na Repty pojeździć po krzakach.

Z Rept Roch pojechał na Dolomity, na których też spenetrował krzaki i wrócił do domu. W domu wytrawił sobie płytkę i zaczął szukać jakiegoś prezentu na Zajączka, dla siebie oczywiście. W tym roku Roch postanowił zainwestować w siebie i postanowił, że kupi sobie książkę, a nawet dwie.

Oczywiście książki o programowaniu procesorów, żeby tworzenie robot szło sprawniej i szybciej, a – przy okazji – Roch liźnie trochę wiedzy.

Ostatnio Rochowi nie chce się robić zdjęć, ale wkrótce to się zmieni, oby.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Bujaj się

Takie słowa Roch usłyszał od spotkanej na mieście pewnej dziewczyny, o imieniu zaczynającym się na E. Bynajmniej nie było to pejoratywne określenie braku chęci rozmowy z Rochem, a raczej jedyne w swoim rodzaju “miłej jazdy” wypowiedziane z uśmiechem na twarzy.

Roch postanowił, że będzie się bujał, ale późno wyszedł na rower i jego plan dnia mógłby spalić na panewce, gdyby Roch faktycznie bujał się. Opóźnienie było spowodowane grymasami pralki, ale Roch o tym nie będzie pisał. Wystarczy, że znosicie – o Czcigodni – marudzenie Rocha o elektronice, która wciągnęła go do tego stopnia, że na Zajączka zażyczył sobie zestaw książek, żeby horyzonty swoje poszerzyć.

Jednak nie o tym Roch chciał pisać; wycieczka, z przyczyn obiektywnych, zakończyła się szybko, ale Roch zdołał zrobić 20km bujając się po samym mieście i jego okolicach. Jutro wycieczka będzie dłuższa, bo nic nie zakłóci planu dnia, który Roch ułożył żeby pogodzić rower i elektronikę (nadal rower jest na pierwszym miejscu).

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 5 kwietnia 2009

W końcu udało się zlecieć

W końcu, po wielu tygodniach, udało się spotkać z Koyotem, ale oboje byli wykończeni zimą i dłuższe wojaże nie wchodziły w grę. Po odpoczynku na Świerklańcu ruszyli, przez las, do Chechła. Prędkość raczej spacerowa, ale też nie chodziło, o jakieś wyścigi, tylko spędzenie kilku wspólnych chwil.

Na Chechle nastąpił kolejny odpoczynek, połączony z podziwianiem okoliczności towarzyszących odpoczynkowi. Jednak Roch czuł się, jakby stado bizonów po nim przebiegło. Może to wina tego, że pogoda troszkę się pogorszyła, a może to wina kondycji, która miała wrócić, ale czy wróciła to jeszcze się okaże, a może to wina tego, że mp3grajek wziął był się zepsuł i Roch nie mógł się odpowiednio “nakręcić”.

Tak, czy inaczej Roch przed pierwszym zjazdem pożegnał się z Koyotem, bo gdyby zjechał to już by nie podjechał. Roch nie trafił z formą, na zlot, ale takich zlotów będzie jeszcze mnóstwo, a najbliższy zlot zakończy się konsumpcją pączków na Pniowcu.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 4 kwietnia 2009

Bunkier

Roch wybrał się z Michałem na przejażdżkę do Świerklańca. Celem jednak był bunkier położony niedaleko Świerklańca. Jednak dojazd do bunkra był niemożliwy, bo dookoła były jakieś mokradła, bagna, a w każdym razie było mokro i ślisko. Zima, która już odeszła w niebyt, pozostawiła po sobie niespodziankę, która czasem bywa wkurzająca.

Jednak piknik i odpoczynek odbyły się nieopodal bunkra, na boisku w Wymysłowie. Z tego pikniku powstało zdjęcie, Rocha stającego na pniu drzewa, ale po dokładniejszych oględzinach nie nadaje się do opublikowania. Rubensowskie kształty Rocha powodują u niego zakłopotanie, ale to wszystko wina zimy, która nieoczekiwanie zaatakowała i nie chciała odpuścić, ale Roch pracuje nad figurą i niedługo będzie mógł się pochwalić efektami.

Ze Świerklańca Roch, z Michałem, pojechali na Chechło, odpocząć chwilę, posiedzieć nad wodą, sprawdzić, czy już są jakieś plażowiczki i odpocząć, bo droga była długa i ciężka. Wypad był bardzo udany, kilometrów wyszło 35, a więc norma została zachowana.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 3 kwietnia 2009

Się Roch sponiewierał

Roch wyszedł na rower, ale jak wiedziałby co się za kilkanaście minut stanie, to nie ruszałby się z domu, a tym bardziej nie wyszedł by na rower. Tradycyjnie Roch pojechał do Świerklańca, ale w Nowym Chechle Roch się zagapił, skończył się asfalt, a pojawiło się grząskie pobocze. Połączenie tego wszystkiego zaowocowało koncertowym upadkiem Rocha, na miękkie pobocze, a roweru na granicę asfaltu i pobocza, dzięki czemu uległa zniszczeniu klamka hamulcowa.

Roch też trochę się poobijał, ale ogólnie jest w porządku, trochę bólu, trochę wody utlenionej i Roch wrócił do zdrowia. Jednak klamka zmarła i Roch musiał awaryjnie naruszyć swoją żelazną rezerwę budżetową, która przeznaczona jest na “czarną godzinę”. Szybka wymiana i już są nowe, lśniące klameczki.

Trzeba było przetestować nowy nabytek. Roch umówił się z Aliną, która kiedyś była częstym gościem na blogu. Jednak dziura w oponie Aliny uniemożliwiła trwałe napompowanie opony i kolejny wypad prawie udany. Roch wrócił do domu przez Dolomity. Nowe klameczki działają, hamują i są fajne.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 2 kwietnia 2009

Świętowanie drugiego dnia kwietnia

Okazja do świętowania zawsze się znajdzie, a to imieniny cioci, a to rocznica ślubu, a to urodziny. Świętować można też jakiś dzień, nie związany z jakąś szczególną rocznicą. Tak też zrobił Roch z Michałem, ale wcześniej Roch wybrał się na przejażdżkę sam. Jednak mp3grajek szybko wyzionął ducha i Rochowi odechciało się jeździć. Wrócił do domu i zajął się programowaniem robota.

Po pomyślnym zaprogramowaniu robota, Roch wybył na rower z Michałem. Celem były Repty ponieważ dzień jest jeszcze za krótki na dłuższe wojaże. Na Reptach Roch prawie rozjechał dziewczynę, która uprawia jogging, ale przytomność i trzeźwość umysłu zapobiegły rozjechaniu dziewczyny. Została także pstryknięta fotka Rochowi, ukazująca jego słuszną wagę, ale to tymczasowa waga, bo Roch już zaczyna zrzucać zbędne kilogramy.

W drodze powrotnej nastąpiło skromne świętowanie drugie dnia kwietnia, bez specjalnej okazji, ot tak, spontanicznie. Po powrocie do domu Roch zajął się uruchamianiem robota, ale to póki co jest tajemnica.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 1 kwietnia 2009

Prima aprilis

Dzień, w którym każdy każdemu robi jakiś żart, dla Rocha był łaskawy. Nikt nie zrobił mu psikusa, co Rocha ucieszyło, ale i Roch nie robił żartów. Na przekór wszystkim i wszystkiemu Roch był poważny, jak na dojrzałego, młodego człowieka przystało. To był taki prima aprilis dla wszystkich. Bycie poważnym w tym dniu wcale nie jest łatwe, ale Roch dał radę i wytrzymał, co nie było trudne z racji tego, że sam na rowerze jeździ więc nawet nie było komu spuścić powietrza z koła, albo wrzucić kilka kamyków do kierownicy.

Nie mniej jednak Roch pojechał do Radzionkowa i stamtąd, przez Dobieszowice i Wymysłów, do Świerklańca. Będąc na miejscu podziwiał coraz skąpiej ubrane rolkarki (rolki?) i inne spacerowiczki, które wyległy na ścieżki, łapiąc pierwsze promienie wiosennego słońca. Roch pokręcił się chwilę po parku i wrócił do domu. Tak się złożyło, że podczas powrotu w mp3grajku pojawiło się “Hurroo Hurroo!” i od razu nogi same poniosły.

Jako, że marzec to już przeszłość, wypada pochwalić się tym mizernym dystansem, który Roch popełnił. Jak zawsze można sobie obejrzeć pliczek z cyferkami: Marzec 2009. W skrócie wygląda to tak: 204km w czasie 9 godz. 51 min, czyli nie ma się czym chwalić.

Roch pozdrawia Czytelników.