poniedziałek, 29 czerwca 2009

Rehabilitacja pogody

Minister od pogody chyba poszedł po rozum do głowy. Drugi dzień bez deszczu, choć trochę grzmiało. Roch postanowił, że nie odpuści sobie takiej okazji i zaraz po obiedzie wyszedł na rower. Pojechał na Pniowiec i lasem wrócił, a międzyczasie zauważył, że niebo trochę chmurami zaszło. Musiał ewakuować się do domu, ale z chmur nic nie poleciało.

Drugie podejście też spaliło na panewce, bo Rochowi się odechciało. W sumie tylko 15km, ale zawsze to jakieś kilometry. Grosz do grosza, a będzie kokosza jak to mówią. Póki co w tym roku Roch przejechał niewiele ponad 2000 kilometrów. Wszystko przez pogodę i to co Roch ma już za sobą. Na jutro prognozy są jeszcze lepsze; ma być 30° i bez deszczu. Ile z tego się sprawdzi to okaże się jutro.

Roch pozdrawiam Czytelników.

niedziela, 28 czerwca 2009

A to tak wygląda słońce!?

Po tym jak zalało połowę południa, a drugą połowę podtopiło Roch stracił jakiekolwiek nadzieje na jakieś oznaki lata w tym roku. W dodatku Roch doznał osobistej powodzi, bo wewnątrz Megi można wyczuć lekko wilgotne dywaniki, a to nie wróżyło dobrze. Na szczęście są wilgotne, a nie mokre, ale jeszcze kilka takich ulew i Roch podróżowałby uzbrojony w akwalung.

Dziś diametralna zmiana, pogoda odwróciła się o 180° i świeciło żółciutkie słoneczko, latały kolorowy motylki i wszystko jakieś takie zielone i wesołe było. Roch nie chciał zmarnować takiej okazji i wybył na rower. Wraz z Rochem pojechał aparat i uśmiech na zarośniętej twarzy Rocha. Cel był mało precyzyjny, ale głównym założeniem były ładne widoczki, które można było uwiecznić na cyfrowej kliszy.

Na początek Dolomity, potem Seget i powrót do domu. W każdym z tych miejsc – poza domem – było widać skutki burz, wiatrów i deszczu. Ziemia wypłukana, czasem zaskakiwała Rocha jakimiś wyrwami lub większymi ubytkami, w które można było wjechać. Po odtransportowaniu aparatu Roch udał się na kolejną przejażdżkę, ale tym razem nie podziwiał widoczków, no może poza atrakcyjnymi rowerzystkami, tylko pedałował jak najszybciej potrafił, aby odzyskać choć promil zeszłorocznej kondycji.

Tak pedałując Roch dojechał do Świerklańca, a nawet do Dobieszowic. Wrócił przez Nowe Chechło, a pod domem stwierdził, że tego mu trzeba było.

Na koniec kilka zdjęć z dzisiejszego wypadu:

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 26 czerwca 2009

Ma się tego nosa

Pogodowych bojów ciąg dalszy; Roch wybrał się na rower, do plecaka zapakował aparat i wybył w Świat. Co chwilę spoglądał w niebo sprawdzając, czy nie chmurzy się zanadto. Roch planował odwiedzić Świerklaniec, ale dojechał tylko do pobliskiego parku i “coś” mu mówiło, żeby dalej nie jechać. Roch pstryknął kilka zdjęć i zaczął zastanawiać się, co dalej. Początkowo chciał to “coś” zignorować i pojechać na Świerklaniec, ale gdy zerwał się wiatr to Roch wiedział, że trzeba wracać.

Ledwo wszedł do domu i spadł deszcz, po którym spadł kolejny deszcz co utwierdziło Rocha w przekonaniu, że dobrze zrobił wracając do domu. W domu chciał dokończyć lutowanie, ale okazało się, że dziwnym trafem dziurki są nierówne i podstawki nie chcą pasować. Wkurzony takim obrotem spraw Roch wyrzucił płytkę do kosza. W poniedziałek trzeba na nowo drukować, co zrobić.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 25 czerwca 2009

“Przelotne” opady deszczu

Jest coraz lepiej, poranki nie są już deszczowe, choć nadal wdać kałuże po nocnych opadach, ale w nocy to Roch śpi i to, czy pada, czy nie go nie interesuje. Niemniej nadal deszcze padają, a nawet zrywają się gwałtowne burze. Roch nie chciał kisnąć w domu i – korzystając z okazji – wybrał się na rower. Pojechał na Pniowiec żeby sprawdzić, czy pączkarnia jeszcze istnieje. Po dojechaniu na miejsce okazało się, że wszystko jest na miejscu i można śmiało uderzać na pączki, pod warunkiem, że pogoda się poprawi.

Z Pniowca Roch wrócił przez las do domu, bo zaczynało robić się parno, a to oznaczało, że można spodziewać się deszczu. I nie mylił się, chwilę po tym jak wszedł do domu lunął deszcz, a przy okazji przeszła burza. Całe zamieszanie trwało piętnaście minut, a później wyszło słońce i tak już zostało. Jednak Roch nie chciał ryzykować i nie wychodził z domu. Zajął się płytkami, bo w końcu naszła go ochota na programator. Wkrótce efekty końcowe, bo Rochowi tak szybko jak się zachciało, tak się odechciało.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 24 czerwca 2009

Początki prawdziwego lata?

Początek dnia taki jak cały tydzień, deszcz, wiatr, burze. Roch miał powoli dość takiej pogody, ale miał zajęcie bo udało się wydrukować wzory płytek, a więc popołudnie było zagospodarowane. W międzyczasie jeszcze dokonał “naprawy” komputera u sąsiadki, w myśl zasady “nie da ci ojciec, nie da ci matka tego co dać ci może sąsiadka” nie wziął zapłaty, a nóż kiedyś Roch będzie w potrzebie.

Jednak popołudniu przestało padać i wyszło słońce. Roch nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń wyszedł na rower i zabrał z sobą aparat. Jednak niebo zaczęło robić się szare i Roch nie planował oddalać się od domu. Zaszył się w pobliskim parku i nie ruszał się nigdzie dalej. Okazało się, że pogoda wytrwała, ale Roch nie narzeka, bo siedział w krzakach i pstrykał.

Jeśli pogoda i jutro dopisze to Roch zabiera aparat i jedzie gdzieś dalej. Chyba znalazł nowego towarzysza wypadów.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 23 czerwca 2009

Wspaniała jesień tego lata

Wszyscy powtarzają, że mamy astronomiczne lato. Gdyby powtórzyć to jeszcze 999 razy to i Roch uwierzyłby w to, że za oknem jest ciepło, słonecznie, motylki latają, pszczółki zapylają i tak dalej. Rzeczywistość jest inna; za oknem deszcz leje się ciągłym strumieniem, jedna burza się kończy, to już zaczyna się druga. Ogólnie jest idealna jesień i to nie astronomiczna.

Roch siedzi w domu, miał trawić płytki, ale w taką pogodę to trudno przejść te kilkaset metrów do zaprzyjaźnionego PWiK żeby wydrukować wzory płytek. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to, że burze i deszcze szybko nie ustąpią, a więc pozostaje nadrukować wzorów płytek i zamknąć się z lutownicą na cały dzień.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Pogoda jaka jest każdy widzi

Roch zmobilizował się i postanowił nie marnować czasu, który spędza w domu. Aby zagospodarować sobie wolny czas postanowił zrobić jakąś płytkę, a może nawet polutować coś. Rano skierował się do zaprzyjaźnionego PWiK, w którym ma drukareczkę laserową idealną do drukowania wzorów płytek. Jednak przyszedł tam w porze największego ruchu i pocałował klamkę. Chciał zrobić wydruk “na mieście”, ale jak pomyślał ile to kosztuje to włos na nodze mu się zjeżył.

Szkoda wielka, bo drugi dzień astronomicznego lata jest wypisz wymaluj tak sam jak pierwszy, a niektórzy coś przebąkują, że to już jesień jest, a nie lato. Roch w to nie wierzy i nadal ma nadzieję, że pojedzie na lotnisko do Pyrzowic robić zdjęcia samolotom, albo z Koyocikiem wyskoczą na Jurę, jak co roku. Pierogi z Mirowa chodzą za Rochem, tak jak pączki z Pniowca, ale co poradzić jak pogoda jest taka, a nie inna.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 21 czerwca 2009

Pogoda psuje palny

Plany na niedzielę Roch miał proste i – dla niektórych – zaskakujące, ponieważ Roch planował jeździć na rolkach i to nie sam, a z Koyotem, czyli dwóch zapalonych rowerzystów z czym dziwnym na nogach podążałoby po Świerklanieckich ścieżkach. Jednak pogoda szybko zweryfikowała rolkowe plany. Niebo zaszło chmurami i tak już zostało do wieczora, choć nie padało.

Jak przystało nie pierwszy dzień astronomicznego lata było zimno i pochmurno, ale Roch nie mógł się powstrzymać i poszedł na rower. Lato, jakie by nie było, trzeba przywitać w siodle. Roch pojechał na Dolomity i korzystał z faktu, że nie było turystów okupujących ścieżki. Z Dolomitów pojechał na Repty, które też świeciły pustkami. Z jednej strony Roch narzeka, że pogoda jest taka, a nie inna, a z drugiej cieszy się, bo nikt nie włazi mu pod koła.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 20 czerwca 2009

W plenerku

Zamiast roweru Roch wziął buty i aparat i wybrał się na jakieś polowanie. Zdjęcia wychodzą coraz jaśniejsze, a jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Roch poszedł na Dolomity, tam gdzie normalnie jeździ rowerem, i pstryknął kilka fotek, a z Dolomitów wybrał się na Repty. Jak łatwo policzyć Roch przeszedł jakieś 10 kilometrów, co odczuł w nogach.

Pogoda znowu poprawiła się, ale taki huśtawki nie wróżą dobrze, nawet sprawdzona pogoda numeryczna na stronie ICM zaczyna się gubić. Jutro mamy pierwszy dzień lata, a pewnie pogoda przywita Rocha deszczem i szarością. W taką pogodę nawet nie chce się pisać. Poniżej najlepsze zdjęcia z dzisiejszego wypadu:

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 19 czerwca 2009

Dawno deszczu nie było

Pogoda zapowiadała się całkiem znośnie, nawet wychodziło słońce, ale wraz z upływem dnia przybywało chmur, aż w końcu rozpadało się na dobre. Zarówno rower, jak i aparat stały w domu, a Roch nie bardzo wiedział co zrobić z nadmiarem czasu. Pewnie gdyby miał jakieś płytki do zrobienia to siedziałby z żelazkiem i grzał miedź, potem moczył się w nadsiarczanie, aż w końcu wierciłby dziurki.

Jednak brak podstawowego materiału, jakim jest papier kredowy, spowodował, że Roch i tego nie mógł robić. Siedział więc biedaczysko i patrzył się w okno, które było mokre od deszczu. Czynność monotonna strasznie, ale na bezrybiu i rak rybą. Na zakończenie dnia rozpogodziło się na chwilę, ale znowu zaczęło padać. Prognoza pogody na jutro jest bardziej optymistyczna, ale do jutra pewnie wszystko się zmieni.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 18 czerwca 2009

Początki są zawsze trudne

Pierwszy wypad z nowym nabytkiem. Roch postanowił, że pojedzie na Repty i tam sprawdzi, po co te wszystkie przełączniki, opcje, pokrętła, guziczki. Odstawił rower i zabrał się z pstrykanie. Początkowo widział ciemność, ale z czasem robiło się coraz jaśniej i jaśniej, aż wychodziło za jasno. Jednak Roch nie poddawał się i cały czas próbował coś podkręcić.

Nawet wiewiórka mu uciekła, ale i na nią przyjdzie czas. Pech chciał, że padł akumulator, który nie był ładowany od nowości, i na tym Roch skończył zabawę. Wrócił do domu, odpoczął trochę i poszedł ponownie na rower, tym razem bez aparatu. Pojechał do Świerklańca i wrócił lasem, zahaczając o Chechło. Za Rochem zaczęły ciągnąc ciemne chmury, ale szczęśliwie dojechał do domu.

Efekty pstrykania można zobaczyć na Pikasie:

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 17 czerwca 2009

Idzie lato. W końcu

W końcu można wyjść na rower nie patrząc w niebo, nie wychodząc na balkon i nie martwiąc się, że zaraz spadnie deszcz, a tu nie ma gdzie się schować. Pogoda poszła po rozum do głowy, spojrzała w kalendarz i stwierdziła, że pora dać taką pogodę jaka w czerwcu być powinna, czyli ciepło, słonecznie, prawie bezwietrznie, z niewielką ilością chmurek, aż chciał się Rochowi wyjść na rower. I wyszedł.

Roch pojechał na Dolomity i tam jeździł po górkach. Z racji swojej “zniknionej” kondycji częściej wjeżdżał pod górkę, a zjeżdżał tylko z konieczności żeby móc znowu wjechać. To najlepszy sposób na odzyskanie kondycji i zrzucenie paru, zupełnie zbędnych, kilogramów. Potem przeniósł się na Repty i tam też atakował wszystkie górki. Efekt tych ataków Roch odczuwa w nogach, ale to “plus dodatni” wjeżdżania pod górki.

Jutro kolejny dzień “pod górkę” i wcale nie chodzi, o przeciwności losu.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 16 czerwca 2009

Lustereczko, lustereczko powiedz..

Pogoda znowu szalała, od rana deszcz, ziąb, wiatr i ogólna ponurość połączona z niemocą umysłową i fizyczną. Z rana wypłynął temat niedawno obronionego dyplomu, o którym sam Roch zapomniał. Okazało się, że Roch zapracował tą obroną na prezent, który miał sam sobie wybrać i sam sobie kupić. Początkowo Roch nie wiedział co wybrać, ale jego głęboko ukryta pasja podpowiadała “wybierz mnie, wybierz mnie”. I tak też uczynił. Po krótkich poszukiwaniach znalazł miejsce, w którym znajdowała się jego nagroda.

W sklepie fotograficznym Roch wybrał sobie aparacik, który był jego marzeniem bo pociąg do fotografii jakoś nie chciał przestać być pociągiem. Po chwili spędzonej na grymaszeniu Roch był szczęśliwym posiadaczem lusterka, które chciał od dawna kupić, ale liczył na to, że przestanie mu się chcieć. Po powrocie do domu Roch zabrał się za lekturę opasłej instrukcji obsługi, zaczynającej się od słów “Dziękujemy za zakup..”. Później rozdział o zakładaniu obiektywu, włączaniu, ładowaniu, a na końcu dopiero był rozdział o czymś, co przypominało fotografowanie.

Tak więc Roch ma fajny aparacik, który może nie jest najlepszy, ale dla Rocha jest szyty na miarę i “żadne krzyki i płacze i nie przekonają go, że..”. Oczywiście Roch pochwali się swoim pierwszym zdjęciem, na którym coś widać, ale wymaga to skupienia i solidnego wytężenia wzroku:
Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Być może, a wręcz na pewno, na Blogu pojawi się więcej zdjęć.

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Uff, jak gorąco

Strasznie gorąco, parno i duszno, do tego brak wiatru. Tak, tak Roch najpierw narzeka, że wieje, a “chwilę” później narzeka, że wiatru nie ma. Takie wahania pogody wpływają niekorzystnie na Rocha. Dzisiejsza pogoda spowodował, że z Rocha lało się jak z wodospadu i nawet Isostar nie wyrabiał z nawadnianiem wysuszonego Rocha. Jednak ta okrutna pogoda nie zmusiła Rocha do odpuszczenia roweru szczególnie, że pedałował nie sam, a z Aliną.

Taka “zaduszna” pogoda zwiastowała nadejście burzy i opadów deszczu dlatego trasa nie była daleka, ale dosyć terenowa. Na początek wypad w Dolomity, a później poszukiwanie wyjazdu z wyrobiska, w którym oboje wylądowali. Orientacja w terenie nie należy do najmocniejszych stron Rocha, dzięki czemu nie udało mi się znaleźć wyjazdu i trzeba było wrócić “kawałek” i podjechać pod górkę, na szczycie której Roch wypluł płuca.

Po powrocie z Dolomitów Roch zasiadł z Aliną na ławce i ogłosił, że nie chce mu się wracać do domu, bo jest zmęczony.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 14 czerwca 2009

Powrót do formy

W końcu wiosna przypomina wiosnę, a nie jesień, w końcu jest ciepło, w końcu chce się jeździć; łyżką dziegciu w tej przepastnej beczce miodu okazał się wiatr, który zadomowił się u Rocha i nie chce przestać wiać. Gdyby jeszcze wiał w tym samym kierunku, w którym Roch pedałuje to dałoby się przeżyć, ale on zawsze wieje w kierunku przeciwnym, przez co Roch cierpi strasznie szczególne, że jego powierzchnia jeszcze nie powróciła do normalnych wymiarów.

W związku z tym, że Roch sam jeździł nie przejmował się gdzie tu pojechać. Jak wypalił z domu tak zatrzymał się na Dolomitach, z których pojechał do Radzionkowa i Dobieszowic. Wiatr stawiał czynny opór, ale Roch nie poddawał się. Parł do przodu niczym lokomotywa; porównanie o tyle trafne, że gabarytowo oba te pojazdy są do siebie podobne z tą różnicą, że u Rocha nie leci dym z komina.

Z Dobieszowic pojechał lasem do Świerklańca i tam wzdłuż tamy do parku. W międzyczasie jakiś rowerzysta chciał się ścigać, ale nie wytrzymał tempa i odpadł. Kondycja tak do końca nie siadła, ale zadyszka była. Jednak teraz pan absolwent ma nieskończoną ilość czasu, więc może jeździć gdzie i ile chce. Ze Świerklańca pojechał do domu.

Kilometrów udało się zrobić 40, co w połączeniu ze wczorajszymi 55 daje zacny wynik 95km w weekend. Roch wraca do formy.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 13 czerwca 2009

“Tylko ubierz się ciepło”

Początkowo Roch nie chciał iść na rower bo pogoda nie wróżyła nic dobrego, a może dlatego, że Roch chciał tak myśleć. Jednak nadarzyła się okazja i Roch mógł pojeździć z Aliną, co w ostatnim czasie było znacząco utrudnione. Szybkie sprawdzenie pogody i Roch nie wiedział, czy ubierać się jesiennie, czy wiosennie. W końcu ubrał kurtkę licząc na to, że “jakoś to będzie”.

Chwilę później stwierdził, że “jakoś to będzie” oznacza, że będzie gorąco i to nie tylko na zewnątrz. Gdy Roch spotkał się z Aliną był już podduszony, pozostało tylko ugotować się, co nie było trudne, ale do domu daleko. Roch z Aliną pojechali do Świerklańca, gdzie pojeździli po ścieżkach, a w tym czasie pogoda znacząco się poprawiła, co Roch odczuł.

Sauna, przy Rochu to pikuś, pryszcz, zero, null, void i tak dalej, ale Roch nie poddawał się. Byłoby dużo lepiej gdyby było coś do picia, ale i tu Roch dał ciała, bo bidon został w domu. Tak więc mokry Roch miał Saharę w ustach, a język zdawał się wołać “pić, pić, pić”. Ze Świerklańca pojechali na Chechło, a ładna pogoda razem z nimi. Z Chechła już tylko do Miasteczka Śląskiego i powrót do domu.

Roch schudł jakieś 10 kilogramów przez “ubierz się ciepło”, ale było warto. Wypad z Aliną to jest coś fajnego.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 11 czerwca 2009

Wygrać z deszczem

Dzień zaczął się pechowo. Roch wyszedł na rower i po chwili czuł na plecach oddech chmury deszczowej, a po kolejnej chwili oddech przerodził się w zimny deszcz. Roch, nie mając ochoty na deszczową kąpiel, schował się pod drzewem licząc na to, że szybko przejdzie. Po jakimś czasie pod drzewem zrobiło się tłoczno, a deszcz nie chciał przestać.

W końcu, korzystając z chwili przerwy, Roch wskoczył na rower i pognał do domu. Z góry nie padało, ale z dołu pryskało i to solidnie. Pod domem Roch był mokry i czekanie, aż przestanie padać straciło jakikolwiek sens. W domu szybkie suszenie i można było ponownie iść na rower.

Drugie starcie z deszczem Roch toczył z Koyocikiem i jego szanowną Małżonką. Spotkanie nastąpiło na Chechle, a z Rochem przyjechały czarne chmury, które nie chciały dać za wygraną. Z Chechła pojechali do Świerklańca, a chmury za nimi. Ze Świerklańca na Orzech, a chmury za nimi. Roch czekał kiedy spadnie deszcz, ale o dziwo pogoda wytrzymała, a nawet poprawiła się.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 10 czerwca 2009

Coraz więcej ruchu

Roch, po tym jak rano zesztywniało mu kolano, postanowił, że będzie się ruszał. Niby jeździ na rowerze, ale ten sezon jest wyjątkowo ubogi, niczym portfel Rocha przez ostatnie miesiące. Jakby tego było mało, to pogoda wcale nie zachęca do uprawiania kolarstwa, a jak już słońce wyjdzie to Roch traci ochotę na jeżdżenie.

Ogólnie potrzebna jest Rochowi mobilizacja, najlepiej jakby to była jakaś rowerzystka, ale jakoś żadna nie chce się ujawnić. Inne formy mobilizacji też skutecznie zawodzą i koniec końców Roch dłużej się ubiera niż jeździ. Dziś też wyszedł na rower i nawet chciał jechać gdzieś dalej, ale pogoda znowu odstraszyła Rocha.

Później okazało się, że Roch mógł jechać gdzieś dalej bo pogoda, z godziny na godzinę, się poprawiała. Jednak przed Rochem dłuuuugi weekend i trzeba go jakoś zagospodarować. O ile na jutro są jakieś interesujące plany, o tyle na pozostałe dni Rocha kalendarz jest pusty.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 9 czerwca 2009

Emocje opadły, powrót do normalności

Wczorajszy wieczór i noc zapadną na długo w pamięci Rocha; jednak nie ma co oglądać się za siebie, trzeba iść za ciosem. Od października, na 99,9%, Roch stanie się dumnym studentem Politechniki Śląskiej na wydziale Automatyki, Elektroniki i Informatyki, kierunek Automatyka i Robotyka, ale na to jest jeszcze czas. Póki co Roch odpoczywa, relaksuje się i w końcu czuje, że ma wakacje.

Korzystając z wolnego czasu postanowił, że nadrobi zaległości rowerowe, ale pogoda temu postanowieniu nie sprzyja. Początkowo spadł deszcz, potem znowu spadł deszcz, aż w końcu wyszło słońce. Korzystając z tego Roch wyszedł na rower i trochę pojeździł. Co prawda tylko Repty i Dolomity, ale biorąc pod uwagę kondycję Rocha to i tak dobrze.

Kończąc rowerową przygodę Roch wstąpił do zaprzyjaźnionego Adventure, żeby kupić jakieś rękawiczki, bo obecne, mające w nazwie Lite nie wytrzymały roku. Widać wersje Lite, choć bajerancko wyglądają, to nie wytrzymują zbyt długo. Ty razem Roch kupił rękawiczki mniej Lite, a bardziej wytrzymałe, a jeszcze znalazł swój ulubiony kolor, czyli niebieski.

Jakie to miłe uczucie, kiedy nad głową nic nie wisi.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Wyróżniony i przeszczęśliwy

Nadszedł ten dzień, w którym Roch przyodział garnitur, lakierki, szczęśliwy krawat i do kieszeni włożył guzik. Nadszedł czas obrony dyplomu, który w pocie czoła Roch tworzył, a dzięki któremu zaraził się elektroniką. Na miejscu Roch spojrzał na “wokandę”, aby sprawdzić który jest do stracenia.

- Ku*a mać, pierwszy jestem – syknął Roch przez zęby i oparł się o ścianę.

Jednak rozpoczęcie przeciągnęło się i Roch dostał gratis godzinę stresu ekstra, a dodatkowo nie mógł się ruszyć z miejsca, bo nie wiadomo kiedy komisja się zbierze, a pęcherz rósł. W końcu wszystko było gotowe i Roch wkroczył do sali, gdzie czekało dwóch gniewnych i Promotor.

Prezentacja, przemowa i w końcu trzy pytania, ale bez kół ratunkowych. Roch był wolny, stres odszedł, pęcherz zmalał, dłonie zrobiły się suche, Rochowi zrobiło się wszystko jedno. Po nim jeszcze dwie osoby i można było przyjąć z godnością decyzję dwóch gniewnych i Promotora.

- Mam zaszczyt ogłosić, że wszyscy Panowie zdali – Powiedział pierwszy gniewny.

Przyszła pora na ogłoszenie ocen. Pan gniewny czyta:

- Pan X otrzymał ocenę dobry – Pierwszy uśmiech.
- Pan Y otrzymał ocenę dostateczny – Drugi uśmiech.
- Kurna, idzie w dół. To nie wróży dobrze – Pomyślał Roch.
- Przy panu Bradzie zatrzymamy się chwilę – Powiedział Pan Gniewny.
- No tak, kopcie leżącego – Myślał Roch.
- Pan Brada ocena bardzo dobry – Powiedział Pan Gniewny – zgodnie z regulaminem komisja postanowiła wyróżnić Pana Bradę za pracę i za średnią ocen ze studiów. Gratulujemy Panu – Roch stanął jak wryty, nie chcąc uwierzyć w to co usłyszał.

Później standardowe gratulacje uściski i wymiana zdań z Promotorem, a także – co Rocha zdziwiło – z profesorem, który zapamiętał Rocha z zajęć elektroniki.

Cóż tu dużo pisać – Roch jest inżynierem, w dodatku wyróżnionym i przeszczęśliwym.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 6 czerwca 2009

Całkiem spontaniczny rower

Stało się, to na co Roch od dawna miał ochotę. Wyszedł na rower i to nie sam, a z Koyocikiem. Plano wypadu powstał całkiem spontanicznie, w ciągu kilku linijek rozmowy na najpopularniejszym komunikatorze internetowym.

Spotkanie nastąpiło w samo południe na Świerklańcu na ławeczce, na której takie spotkania się odbywają. Pogoda pod psem, niebo zachmurzone, szare, wiatr wiał i było zimno. Chciałoby się powiedzieć, że mamy piękną jesień tego lata, gdyby nie to, że kalendarz wskazuje na czerwiec, czy na “prawie lato”.

Robiło się zimno, więc trzeba było się poruszać. Koyocik z Rochem pojechali do Tarnowskich Gór, skąd rozjechali się, a właściwie to Koyocik rozjechał się do domu. Roch wjechał do klatki i w tym momencie szyby zaczynały być mokre, co oznaczało, że Roch i Koyocik maksymalnie wykorzystali czas dany im na spotkanie.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 5 czerwca 2009

W wolnej chwili Roch trochę popracował

Mając znowu nadmiar wolnego czasu – cóż to za wspaniałe uczucie – Roch postanowił, że skończy programator, a o którym trochę na blogu pisał. Leżał na biurku, w jakimś woreczku, zbierając kurz, a wystarczyło tylko włożyć go do obudowy i mieć całkiem ładny programator do procesorów AVR. Początkowo Roch chciał wiercić otwory, ale ostatecznie zdecydował się na przyklejenie słupków.

Po wklejeniu słupków do obudowy Roch odstawił na bok obudowę, żeby klej dobrze złapał. Zabrał się za drugą połowę obudowy, z której musiał wyciąć przeszkadzający słupek. I na tym zakończył zabawę z obudową bo klej ma schnąć 24H więc jeszcze trochę zostało.

Pogoda, chciałoby się napisać, bardzo jesienna, temperatura spadła do 10°C i jakoś Rochowi odechciało się wychodzić na rower. Być może popełnił błąd logiczny ponieważ na jutro zapowiedziano deszcz i burzę więc może się okazać, że jedyna szansa na jakąś przejażdżkę została bezpowrotnie zaprzepaszczona.

Jeśli jutro pogoda dopisze Roch zobowiązuje się, że wybierze się na jakąś dłuższą przejażdżkę, być może nie sam, ale to wszystko zależy od pogody.

Roch wraca do żywych i pozdrawia Czytelników.

środa, 3 czerwca 2009

Trochę wyjaśnień Wam się należy

Roch, kilka dni temu, powziął odważną decyzję o wzięciu blogowego urlopu i zniknął bez słowa wyjaśnień. Sumienie, które zazwyczaj nie jest używane, zaczęło męczyć Rocha, bo postąpił trochę nie fair ze swoimi wiernymi czytelnikami. Więc trochę wyjaśnień się należy.

Otóż Roch potrzebował chwilę czasu na uporządkowanie swojego życia, a przede wszystkim na skończenie swojej pracy dyplomowej, która w ostatnim czasie znacząco się rozrosła, w czym ogromną zasługę miał promotor co rusz podrzucający nowe książki, tematy, rozdziały i pomysły. Potem trzeba było poszukać introligatora, zawieźć pracę.

Wczoraj Roch spędził cały dzień w samochodzie, Chorzów odwiedził dwa razy i raz Katowice. Urwanie głowy to mało powiedziane, ale już jest z głowy. Praca definitywnie oddana, na co są stosowne dokumenty; Roch ma trochę wolnego.

Przez to wszystko Roch zaniedbał rower i swoich Przyjaciół, a szczególnie jednego, któremu obiecał zrobić schemat i płytkę i słowa, póki co, nie dotrzymał, ale u Rocha słowo droższe pieniędzy i jak powiedział, że będzie to będzie.

Roch pozdrawia Czytelników i wraca do blogowania.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Roch ogłasza urlop

Nawał zajęć, a także okoliczności, które sprzysięgły się przeciwko Rochowi, zmusiły Rocha do poproszenia o tygodniowy urlop. Roch nie wie w co włożyć ręce, a będzie jeszcze gorzej. Ostatnio Roch zapomina nawet o blogu, a to już źle o nim świadczy.

Roch ogłasza urlop do 8 czerwca 2008, czyli tydzień. Szybko zleci.

Roch pozdrawia Czytelników.