Od dawien dawna Roch powtarzał, że roweru nie spuści z oka więc wszystko co miał załatwić w centrum czy to Tarnowskich Gór, czy Częstochowy załatwiał jadąc tam samochodem. Szukał miejsca do zaparkowania, potem szedł, wracał, stał w korkach i tak dalej. Odkąd jednak kupił
zapięcie to coraz częściej zapuszcza się do miasta rowerem. Jedynie musi znaleźć solidny kawał czegoś do czego może przypiąć rower. Odpada stanie w korkach, płatne strefy a plusem jest zdrowie, kondycja i ruch.
W weekend też musiał podskoczyć do sklepu, więc zamiast samochodu zabrał rower, zapięcie i plecak na zakupy. Samo zdrowie, no może poza tym co kupił i w plecaku wiózł, ale różnica w kaloriach powinna wyjść na zero. Od ostatniej notki nie minęło dużo czasu, a zguba już się znalazła. Staś położył go w swoim sklepie i zapomniał o nim, ale Żonka go znalazła. Zatem nagroda należy się Żonce.
Na zakończenie zdjęcie cudownie odnalezionego:
Roch pozdrawia Czytelników.
Zgubić i znaleźć, to tak jakby podwójne szczęście :D :)
OdpowiedzUsuńMiło, że takie sytuacje także się zdarzają. Mój rower również zmienił posiadacza i niestety do mnie nie wrócił.
OdpowiedzUsuńMam taki sam licznik :) Zawrotnych prędkości nie rozwijam, bo z tyłu przyczepiona jest przyczepka rowerowa mojego pierworodnego, który od pewnego czasu razem ze mną jeździ na wyprawy rowerowe, ale wspólne wyprawy ojca z synem rekompensują wszystko.
OdpowiedzUsuń