To podróżowanie Rochowi tak się spodobało, że od powrotu z Tarnowskich Gór planował kolejną trasę. Zanim jednak to przystąpił do kreślenia śladu przegrzebał internety w poszukiwaniu wygodnego narzędzia do planowania trasy. Przeszedł chyba przez wszystkie możliwe narzędzia, od Stravy, przez Komoot, aż doszedł do Mapy.cz. Oczywiście zahaczył też o Locusa, ale tam planowanie czegokolwiek to jest tragedia. O ile jako nawigacja się sprawdza idealnie to planer ma do d*y. Tak więc po sprawdzeniu chyba wszystkich możliwych opcji Roch zaczął szukać gotowego śladu GPX, bo cel wypadu był raczej popularny i na pewno ktoś już dojechał.
Po podpytaniu kilku rowerowych znajomych okazało się, że istnieje taka aplikacja, która ma zebrane wszystkie ślady z okolic Jury. Aplikacja nazywa się Częstochowa – brama na Jurę. Istnieje też wersja na telefon, więc można sobie ogarnąć wycieczki, ale to nie jest notka promująca aplikację, a raczej to co zadziało się później. Owszem, interesujący Rocha ślad był dostępny do pobrania, więc Roch go pobrał, wrzucił na Garmina i Locusa no i postanowił, że sprawdzi, czy dojedzie do Kamyka.
Plan był prosty – dojechać do Kamyka, ale omijając ruch drogowy, ewentualnie go minimalizując możliwie jak najbardziej. Czyli pola, lasy jakieś lokalne drogi o nieznanej kategorii. Początkowo zapowiadało się dobrze, bo Locus prowadził właśnie przez lasy i pola. Żeby było ciekawiej to na rozpoznanie trasy Roch wziął dzieci – przecież jak się uda dojechać to Roch nie będzie się rozpisywał o poszukiwaniu trasy, tylko ogłosi, że oto odhaczył kolejny punkt wycieczkowy. Wiadomo, że sukces ma jednego ojca. Ojca Rocha.
No ale im dalej od Częstochowy tym leśne drogi pokrywały się brukiem, później asfaltem aż na końcu pojawiło się oznakowanie drogi wojewódzkiej, tak więc coś nie pykło. Albo ślad do bani, albo zdolności nawigacyjne Rocha zawiodły. Choć ciężko nazwać wykonywanie poleceń telefonu nawigacją. Tak, czy inaczej Roch z dziećmi stanął na skrzyżowaniu z drogą wojewódzką i nawet nie myślał na nią wjeżdżać. Nie z dziećmi. Nie pozostało nic innego jak zawrócić, bo pierwsza próba znalezienia drogi skończyła się niepowodzeniem. Jednak „kto nie ryzykuje ten nie pije szampana”, więc Roch spróbuje drugi raz, jednak już bez dzieci, bo nie ma co ich narażać na ruch uliczny.
Jak będzie działający GPX to wtedy Roch zorganizuje balony, fajerwerki i konfetti uroczyście inaugurując trasę rowerową Częstochowa – Kamyk. Tak, tak – przed Rochem tę trasę przejechało kilkaset osób i nie ma czym się chwalić, ale może Roch odkryje coś nowego, albo po prostu sprawdzi, czy da się dojechać z dzieciorami na lody i z powrotem nie ryzykując przy tym jakiegoś wypadku. Ogólnie to Roch ma jeszcze kilka innych planów rowerowych, ale wszystko po kolei. Do zrealizowania zostało jeszcze BikeRomantic, a wcześniej samotne pedałowanie po starych śmieciach, bo Roch planuje w najbliższą sobotę zapakować rower i odwiedzić stare ścieżki – trochę mu ich brakuje.
Tak więc plany są, chęci też i czas też jest – Roch skutecznie optymalizuje swój kalendarz wyrzucając z niego niepotrzebne zajęcia, a na ich miejsce wkłada rower. Do tego zaczyna startować z mlekowaniem kół w Cube i przegotowywaniem najmniejszego roweru do sprzedaży. W końcu udało mu się dostać brakujący element, który czyni ten projekt kompletnym. Jak już wszystko będzie gotowe to Roch zrobi fotorelację z serwisu, a może i uda się go sprzedać, bo stoi i się marnuje, a przecież można dać mu drugie życie.
Na zakończenie fotka z powrotu do domu – po drodze odkrył się całkiem fajny teren z fajnymi górkami. Tak więc wypad nie całkiem nie udany i też coś się znalazło.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz