A wszystko zaczęło się od przedwczorajszej awarii, czyli wypadniętej zaślepki. Dziś Roch po pracy pojechał do zaprzyjaźnionego Adventure żeby kupić ostatnią sztukę zaślepki i móc jeszcze dziś pojeździć na rowerze z Michaśką. Kiedy włożył zaślepkę na swoje miejsce i nacisnął klamkę doznał spokoju. Okazało się, że klamka nie jest gąbczasta, czyli hamulec się nie zapowietrzył, ale "trochę ocierał".
- "W końcu nowe klocki to trochę muszą się dotrzeć" - Pomyślał po raz kolejny Roch.
Jednak kiedy tarcza zrobiła się gorąca Roch doszedł do wniosku, że za chwilę mogą się dotrzeć aż za bardzo, więc postanowił, że zmniejszy ciśnienie w przewodzie i upuści trochę płynu hamulcowego. Niczym znachor przykładający swojemu pacjentowi pijawki Roch po raz kolejny odchylił zaślepkę - tym razie wiedział, że łatwo wyskakuje, trudno się jej szuka i jeszcze trudniej się ją kupuje. Więc z ginekologiczną precyzją odchylił trochę i nacisnął klamkę.
- "Jedna kropla, druga i trzecia" - liczył.
Po trzeciej kropli klamka wzięła głęboki oddech i wciągnęła powietrze. Hamulec puścił, tarcza ostygła, ale próba hamowania kończyła się ściskaniem gąbki. Więc do domu Roch wrócił na jednym hamulcu - droga prosta więc nie musiał zbytnio hamować. I tak oto Roch z pozornie prostej czynności jaką jest wymiana klocków w hamulcu zrobił tygodniową akcję serwisową.
Na szczęście jutro rower jedzie w silne, dobre i fachowe ręce Wojciecha, który odpowietrzy hamulec, doleje płynu i sprawdzi co Roch jeszcze zepsuł, bo przecież jazda na rowerze to ma być prosta czynność, ale nie dla Rocha.
Na zakończenie ślad GPS:
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz