niedziela, 31 lipca 2011

68. Tour de Pologne wystartował!

Z racji tego, że pogoda nie pozawala amatorom jeździć na rowerze Roch leżał przed telewizorem i oglądał zawodowców, którzy rozpoczęli zmagania w Tour de Pologne. Dziś rozgrzewka, jedyne 101 kilometrów z Pruszkowa do Warszawy. Dla kolarzy to tylko prolog, większość pewnie na ostatniej pętli poczuła, że w ogóle pedałuje. Jeśli pogoda dalej będzie taka jaka jest to Rochowi pozostanie oglądanie kolarstwa w TV, a przecież są jeszcze wakacje i można czynnie pojeździć na rowerze.

W planach nadal jest kierunek Lubliniec, o czym Koyocik przypomniał dziś Rochowi. Jednak do tego potrzeba jednego dnia pogodnego, bezdeszczowego i w miarę słonecznego. W tym tygodniu jeszcze zapowiada się akcja "Roch kupuje ramę" i w końcu pozna jej kolor. O wszystkim Roch będzie informował na bieżąco, o ile będzie jakiś Cube dostępny (i za rozsądne pieniądze).

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 30 lipca 2011

Czy to już jesień?

Cały tydzień lało, było pochmurno i zimno; takie objawy daje tylko jesień, ale przecież mamy jeszcze lipiec i powinno być w miarę ciepło (za ciepło też jest źle). Skoro nadszedł już weekend to Roch postanowił, że mimo pogody pod psem pójdzie trochę pojeździć na rowerze, w końcu ten rower ma jeszcze tylko parę tygodni, a potem zmiana ramy i całkiem nowiutki rowerek, ale po kolei. Rano Roch pojechał do zaprzyjaźnionego Adventure żeby zamówić ramę, bo przecież były dostępne "od ręki". Okazało się, że już nie ma, bo się rowery sprzedały, ale w poniedziałek chłopaki sprawdzą co jest i co można kupić, a może nawet coś przywiozą. Wychodzi na to, że kolor roweru będzie niespodzianką nawet dla Rocha.

Po obiedzie Roch poszedł przewieźć się kilka kilometrów. Dojechał do Świerklańca i wrócił leśnymi ścieżkami. W krótkich spodenkach nie było za ciepło, ale póki Roch pedałował, póty "centralne ogrzewanie" działało. Najgorzej było w momencie postoju dlatego Roch ich unikał. W końcu dojechał do domu i tak zakończyła się rowerowa sobota. Trzeba liczyć na to, że niedziela będzie ładniejsza i dzięki temu bardziej rowerowa.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Jaskółki odpoczywały: flickr.

niedziela, 24 lipca 2011

A po rowerze czas na deszcz

Wczoraj było ładnie, chciało się jeździć i było z kim uprawiać rower, a dziś jest brzydko i choć było by z kim jeździć to nie ma jak, bo co chwilę z nieba spada deszcz. Nawet gdyby przestało padać to i tak asfalt byłby mokry i też nie dałby się jeździć (niby dla chcącego nic trudnego, ale Roch jest niechcący). Pozostaje więc siedzieć w domu i przeglądać serwis aukcyjny w poszukiwaniu tego, co do nowej ramy by się założyło korzystając z zimowej przerwy, tak aby w sezonie 2012 wyjechać na całkiem lanserskiej maszynce.

Jutro początek nowego tygodnia i rower znowu będzie miał odpoczynek, a Roch będzie musiał chciał iść do pracy żeby móc realizować swoje zachcianki. Teraz ma się fajnie, bo na biurku leży mu jakiś sterownik i cały czas mruga diodami więc jest kolorowo i żywo. Trzeba jeszcze podjechać do zaprzyjaźnionego Adeventure po niebieskie śrubki, które zostaną wkręcone w piasty i nadadzą smaczku rowerowi.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 23 lipca 2011

A po burzy czas na rower

- "Kolejny tydzień z głowy" -- Pomyślał Roch wstając o 700 rano.

I tak też rozpoczęła się leniwa sobota, która przyniosła ładną pogodę, choć wietrzną, i pewne ustalenia odnośnie składania roweru, o których Roch już wspominał był, ale wtedy to jeszcze nic pewnego. Teraz natomiast Roch jest zdecydowany i zmotywowany by zacząć składać nowy rowerek. Na początek trzeba kupić jakąś ramę i właśnie w tym celu Roch odwiedził zaprzyjaźniony Adventure. Po przejrzeniu parunastu marek Roch stwierdził, że nie ma nic -- na tyle oryginalnego i unikalnego -- co mógłby kupić, a jeśli jest to kosztuje górę pieniędzy jak na przykład Specialized S-Works.

W końcu niezastąpiony Koyocik podrzucił Rochowi kilka propozycji i Roch zdecydował się na całkiem ładną ramę, za rozsądne pieniądze i dostępną w zaprzyjaźnionym Adventure. Kolor "anodized black" dopełnia całości, a fakt, że jest dostępna od ręki powoduje to, że po wypłacie Roch dokonuje zakupów. Jeszcze może w tym sezonie Roch pokaże się na nowym-starym rowerze, a przez zimę złoży ładną maszynkę do cross country.

Dziś natomiast Roch jeździł w okolicach Świerklańca, a w zasadzie siedział i spożywał kawę z Koyocikiem. W dalszym ciągu planowany jest wypad do Lublińca, ale ostatnio pogoda nie dopisuje i strach ryzykować jakiejś ulewy. Dopiero dziś zrobiło się znośnie i można było rozprostować kości. Jutro, o ile pogoda pozwoli, ponowne pedałowanie.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Niedziela z przebojami

Co prawda już poniedziałek, w dodatku pora drugiego śniadania, ale Roch czuje się w obowiązku nadrobić zaległości, bowiem niedziela była rowerowa, a notki wciąż brak. Od samego początku Roch planował odwiedzić lotnisko i nawet rozpoczął przygotowania, które skończyły się gdzieś w okolicach Nowego Chechła ponieważ wtedy zadzwonił Koyocik z propozycją wspólnej kawy w Świerklańcu. Roch lubi kawę, szczególnie w dobry towarzystwie więc zboczył z wytyczonej drogi po spotkał się z Przyjacielem.

Po kawie Roch kontynuował pedałowanie na lotnisko licząc, że spotka tam CargoJeta, ale nic takiego tam nie stało. W dodatku ktoś zajął jego ulubione podkłady i Roch musiał się wpychać "na siłę" bo w końcu to jego miejscówka i nikt nie może go stamtąd wyrugować. Było kilka startów, na szczęście tylko jeden WizzAir więc dało się wytrzymać. Kilka nowych zdjęć można znaleźć na Flickr.

Po powrocie Roch musiał znaleźć jakiego dyżurującego lekarza; potem zastrzyk, maść i po dwukrotnym ukąszeniu trzmiela (czy innego drapieżcy) nie ma prawie śladu.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Teraz Roch idzie podrywać panią z LIDLa.

sobota, 16 lipca 2011

Spokojna przejażdżka

W końcu nastał weekend i Roch mógł zacząć regenerować się po całym tygodniu większego (lub mniejszego) wysiłku związanego z wymyślaniem coraz to nowych rozwiązań, a także uczeniem się, bo do doskonałości jeszcze mu daleko. W dodatku przyszło mu poprawiać po kimś kod, co nie jest łatwym zadaniem szczególnie kiedy komentarz brzmi mniej więcej tak: "przypisanie do zmiennej". W tym momencie nasuwają się setki pytań, na które nie ma kto odpowiedzieć, ale nie o tym miało być, w końcu jest sobota.

Jak w prawie każdy weekend Roch starał się jeździć na rowerze. Dziś na szczęście pogoda dopisała więc można było organizować jakieś rowerowe towarzystwo, ale ostatecznie Roch jeździł sam, bo rano nie mógł, a popołudniu nie było chętnych. Skoro Roch jeździł sam to wybrał się na Dolomity na szybką przejażdżkę i powrót do domu. Samemu jeździ się nudno i nawet nie pomogła nawet muzyka.

Po raz kolejny Roch musi przesunąć zapowiadany wypad  do Lublińca, tym razem z powodu niepewnej pogody czyli burz, które rozszalały się nad Rochową okolicą. Jeśli tylko pogoda dojdzie do siebie wtedy Roch zrealizuje zapowiadaną wycieczkę choćby tylko w jedną stronę. W każdym razie plan już jest, droga mniej więcej znana, chęci też są. Brakuje tylko jakiejś stabilnej pogody.

Na koniec mapka z GPSu, kilometrów mało (o ile GPS dobrze je zliczył), ale za to rower zaliczony: Dolomity.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 10 lipca 2011

Świętowanie i uzgadnianie

Zapowiadane niedzielne burze okazały się kolejnym wymysłem niektórych szamanów pogodowych, choć trzeba im oddać to, że rano dwa razy zagrzmiało, ale nie padało pomimo, że na mapach były chmurki nad Katowicami. Była więc okazja pojeździć w przyjacielskim gronie i poczynić pierwsze ustalenia co do atakowania Lublińca. Wyjazd planowany jest na przyszły weekend, a powrót -- całkiem możliwe -- będzie za pomocą PKP. O szczegółach będzie na bieżąco.

Jeśli chodzi o dzisiejsze pedałowanie to na początek Roch odwiedził Koyota, a później wspólnie popedałowali przez las w stronę Tarnowskich Gór. Na koniec wypadu jeszcze świętowanie u "Szwejka". Są zdjęcia, ale mogą się trafić nieletni czytelnicy i Roch nie chce ich demoralizować, a poza tym reklama piwa jest możliwa bodaj po 23 więc ni jak nie można pokazać zdjęć.

Pozostaje zamówić dobrą pogodę na weekend, żeby planowany wypad odbył się (i zakończył) bezdeszczowo.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 9 lipca 2011

Różowe popołudnie

Korzystając z dobrej pogody Roch postanowił pojeździć na rowerze; nie miał jakiegoś sprecyzowanego celu, choć Lubliniec czeka na zdobycie, więc pojechał na lotnisko. Sobota zazwyczaj była bardziej ruchliwa niż niedziela, a poza tym na jutro zapowiadane są burze, więc lepiej było dziś posiedzieć pod płotem, a jutro -- ewentualnie -- pójść pojeździć rekreacyjnie w przyjacielskim gronie.

Pod płotem jak zawsze, czyli gorąco, ale Roch zaopatrzył się w butelczynę wody i co chwilę popijał żeby się zbytnio nie odwodnić, a przy okazji zabić pragnienie. Pod terminalem było pusto, ale przez 40 min wylądowały trzy WizzAir'y, a po kolejnych czterdziestu minutach cała ta trójka wystartowała. Na Rochowym Flickr zrobiło się różowo, ale na szczęście trafił się jeden prywatny samolot, który ten trend przełamał. Warto się nim pochwalić:

Cessna T182T

Jutro, o ile pogoda pozwoli, ostatni dzień jeżdżenia.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 6 lipca 2011

Pierwsze wdrożenie Roch ma za sobą

Dawno Roch nic nie pisał, ale też okazji nie było, bo musiał przygotować się do wyjazdu i pierwszego wdrożenia  na kopalni. Początkowo miało to być w poniedziałek, ale wpadł prezes z niezapowiedzianą wizytą i trzeba było przełożyć wyjazd na wtorek. Kiedy wtorek nastał Roch musiał załatwić papierki, czyli delegację, zabrać co potrzeba i można było jechać. Oczywiście sam Roch nie jechał, bo miał towarzysza bardziej doświadczonego, który był mentorem dla Rocha.

Na miejscu, czyli na KWK Sośnica-Makoszowy pierwszym problemem okazała się ochrona, które nie za bardzo chciała uwierzyć w to, że nic nie jest wnoszone, potem nie było nikogo kompetentnego, który mógłby otworzyć biuro, w końcu okazało się, że komputer nie ma internetu, a próba "włamania" się do sieci skończyła się niepowodzeniem. Ostatecznie udało się wszystko wdrożyć, Internet też się znalazł, ale w delegacji Roch spędził prawie osiem godzin.

Teraz pozostało rozliczyć się z papierków, oddać jakieś protokoły i spokojnie doczekać do weekendu, czyli do rowerowania.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 2 lipca 2011

Poranne jeżdżenie

Pogoda ostatnio nie była łaskawa dla Rocha; ciągle padało, a w Katowicach dochodziło do tego, że pokonanie 20 metrów z firmy do samochodu kończyło się mokrą koszulką i zalanymi butami. Dziś, chcąc pokonać wredną pogodę, umówił się z Koyocikiem na poranne jeżdżenie. Co prawda to Koyocik wyciągnął Rocha na rower, ale koniec końców Roch też był zadowolony z tego, że jeździł rano, bo popołudniu może zająć się pisaniem notki i zabawą wyświetlaczem LCD.

Rowerowanie było tradycyjne, czyli kawa w Świerklańcu i powrót do Tarnowskich Gór. Po powrocie jeszcze wizyta w zaprzyjaźnionym Adventure ponieważ Roch ma chrapkę na nową ramę. Póki co jeszcze nic nie pisze, bo dystrybucja tej firmy w Polsce leży i kwiczy i trzeba będzie uruchomić kontakty żeby "znajomy znajomego, który ma znajomego i ten znajomy ma znajomego, który pracuje w sklepie, w którym wszyscy się znają i kochają" mógł zorganizować jedną sztukę ramy za rozsądne pieniądze. Okazuje się, że aby teraz kupić samą ramę, bez reszty roweru, trzeba się nieźle nagimnastykować, ale od czego ma się zaprzyjaźniony Adventure.

Jeśli wszystko pójdzie dobrze to już na przyszły sezon Roch powinien mieć "nowy stary" rower, koniecznie w czerwonym kolorze, bo jeśli kupować Ferrari wśród rowerów to musi mieć klasyczny, czerwony, kolor i równie klasyczny żółty napis choć o taki zestaw jest coraz trudniej. Na zakończenie mapka z trasą: Poranne jeżdżenie.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Wyświetlacza działa. Pora na komunikację z komputerem.