Czerwiec minął, urlop minął i pozostało tylko zebrać się w sobie i napisać parę słów o tym co działo się podczas tego urlopu, a działo się sporo. Oczywiście rowerowo się działo. Michalina załapała bakcyla rowerowego do tego stopnia, że sama się domagała wycieczek rowerowych, a jak już każdy miał kask na głowie to sama wymyślała trasę jaką chce jechać. Co prawda nie zna nazw ulic, ale wie, że chce jechać prosto, koło placu zabaw, potem chce koło szpitala i dalej polami. Roch doskonale wie gdzie ona chce wiec pozwala jej pedałować.
Staś też lubi być wożony, choć na rowerze samodzielnie jeszcze nieśmiało się porusza. Póki co liczą się dla niego traktory i pojazdy uprzywilejowane. Jednak i on się przełamuje i już zaczyna chodzić a w zasadzie się odpychać. Może nadejdzie czas, że i Staś wkręci się w rower. Jednak na chwilę obecną jest wożony i to mu się też bardzo podoba. Tak więc cała czwórka pedałuje i urlop własnie tak minął. Śladów GPS jest sporo, a nawet dużo, więc wklejenie ich na blogaska mija się z celem, ale jak ktoś jest bardzo dociekliwy to je znajdzie.
I chyba powoli te wycieczki rowerowe stają się tradycją. Czyżby Roch musiał zacząć myśleć o bagażniku rowerowym? W takim tempie to za rok Michalina spokojnie ogarnie dłuższy dystans gdzieś dalej. Na Jurze na przykład, w Bobolicach mówiąc bardziej precyzyjnie. Bo tam dobra stołówka jest, w sam raz na obiad. Tak więc Roch po raz pierwszy chyba nie będzie narzekał na to, że urlop nie był wypoczynkowym. Bo był i nawet rowerowym był. Co prawda między rowerami Roch też musiał pomalować parapet na przykład, ale nagrodą był rower, więc najpierw pędzel a potem kierownica w dłoni. Do zrobienia została jeszcze jedna rzecz, a później znowu kierownica.
Chyba powoli trzeba wrócić do regularnych (mhm, oby) wpisów, bo rowerów jest coraz więcej.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz