Odkąd Roch skompletował „Rowerowy Zestaw Wypadowy”, czyli pisząc po ludzku, kupił bagażnik rowerowy, świat tras rowerowych stanął przed nim otworem. Do tej pory jak pomyślał o tym, że musi pakować rowery do bagażnika, to dostawał białej gorączki. Inna sprawa, że zapakowanie czterech rowerów jest niemożliwe i nawet kombi nie daje rady. Trzeba by jakiegoś VAN-a mieć na boku, który jeździłby tylko z rowerami, ale taniej wyszło kupić bagażnik i wozić wszystko (no prawie, bo jeszcze jednego brakuje) na dachu. W ten sposób Roch zjeździł już Żelazny Szlak Rowerowy i kilka pomniejszych tras. I tak pedałując, wpadł na pomysł — co prawda nie jest to żadna nowość, bo takich miejsc w Internetach jest od groma — żeby stworzyć jedno miejsce dla wszystkich tras, jakie Roch przejedzie. Ze śladami, danymi i opisem. Taki prywatny „logbook” albo po naszemu „dzienniczek tras”. I to właśnie jest pierwsza trasa, która do niego trafi.
Trasę tę już kiedyś Roch przejechał, było to w okolicach roku 2017, ale ślad po tym wydarzeniu się nie zachował. Kasowanie Stravy i zakładanie konta ponownie wyrządziły spore zniszczenia w śladach GPX Rocha, ale zachowały się statystyki analogowe, zapisane w Excelu, którego Roch strzeże jak oka w głowie. To raczej sentyment i chęć odtworzenia, choć części śladów GPX, które zostały skasowane. Tak więc wybierzmy się na trasę, a zaczyna się ona w Tychach, na jeziorze Paprocańskim, które jest pełne atrakcji nie tylko dla dorosłych, ale też dla dzieciaków. Place zabaw, w tym wodne, siatki na pomoście, na które można skakać i budki z lodami, goframi i wszelkimi innymi słodkościami, z których tak pachnie, że nie chce wjeżdżać się do lasu, ale trzeba. Na nagrodę przyjdzie czas, teraz czaka nas praca.
Sama trasa przez 90% prowadzi lasem, jedynie fragmenty z Kobiórem i w Piasku są „pod gołym niebem”, ale wcale to nie oznacza, że są gorsze. Cały czas jedziemy po asfalcie, co Rocha wprawiło w osłupienie, bo w 2017 roku asfaltu tam nie było. Nie było też takich tłumów, ale trzeba wziąć pod uwagę, że Roch jechał nią w niedzielne przedpołudnie, więc ruch był większy. Tak więc całość to leśny asfalt, z delikatnym ruchem samochodów (na całym dystansie przejechał jeden samochód), ponieważ ta trasa została udostępniona dla samochodów, o czym informują znaki, ale na plus trzeba oddać, że samochód jechał bardzo wolno i ustępował rowerzystom, jeśli to nie był wyjątek, to miejsce jest symbiozą kierowców i rowerzystów.
Z lasem żegnamy się w okolicach Kobióra, ale droga jest w dalszym ciągu spokojna i równa. Do tego przez większość trasy można jechać drogami dla rowerów, które prowadzą praktycznie do Pszczyny. Jednie dojeżdżając do Parku Zamkowego, trzeba kawałek jechać chodnikiem, zanim wjedzie się znowu na ścieżki i deptaki. Będąc w Pszczynie, warto zobaczyć — tak, oczywiście — zamek i rynek, na którym można zjeść coś dobrego albo wypić bezalkoholowe piwko pszeniczne. Droga powrotna jest dokładnie taka sama, po co zmieniać kierunek skoro ten jest dobry.
Trasa idealna na wyprawy z dziećmi, nawet tymi trochę młodszymi. Praktycznie zerowy ruch samochodowy, las i drogi dla rowerów zapewniają spokój jazdy i wspaniałe widoki. Trasa jest płaska jak stół — nie licząc jakiś mikro-górek, to gdyby nie las to z Paprocan widać byłoby Pszczynę.
O czym warto pamiętać?
Jeśli jedziemy z dziećmi to obowiązkowo kask, w ogóle Roch jest zwolennikiem jeżdżenia w kasku niezależnie od wieku i płci. Fryzura, fryzurą, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze. Do tego jakieś łatki, po drodze raczej nie ma żadnego serwisu, a Roch widział kilku rowerzystów klejących dętkę. Do tego coś do jedzenia i picia, bo po drodze jest jedna Żabka. I koniecznie zapięcie (z kluczykiem), bo w Pszczynie lepiej zostawić rower na specjalnym parkingu dla rowerów i chodzić pieszo. Roch co prawda miał zapięcie, ale kluczyk do niego został w samochodzie.
Warto też pamiętać, że Paprocany to dość popularne miejsce wypoczynku, więc może być ciężko o miejsce do zaparkowania. Warto więc wyjechać wcześniej, bo popołudniem może będzie szukanie miejsca. W sumie idą krótsze dni to i jakieś lampki wypadałoby zabrać, Pszczyna naprawdę potrafi zająć czas.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz