środa, 26 lipca 2017

Upalny weekend z lodami w tle

Zanim Roch się obejrzał nastał wtorek, i musiał jechać do pracy w dodatku pogoda się zepsuła, ale tym razem to dobrze, że jest chłodno. A dlaczego to zaraz się wyjaśni. Otóż wszystko zaczęło się od tego, że w niedzielę Roch z Żonką i dzieciorami pojechali na lody. Był to pierwszy raz, kiedy Michalina na rowerze wypuściła się dalej niż zazwyczaj. Na wycieczkę wybrali się z rana tak żeby nie było gorąco.

Na lodach jak to na lodach, każdy coś zamówił, a to bezalkoholowe piwo, a to kawa a skończyło się na pucharkach w kształcie myszki z lodami, M&M'sami i innymi brokatami. Kiedy już każdy zaspokoił swoje potrzeby lodowe pora było wracać. Jeszcze tylko obowiązkowa wizyta na stoisku z balonami i można było pedałować w stronę domu. Do wycieczki dołączyły się gigantyczna biedronka i nie mniejszy delfinek, które uwiązane do Stasiowego fotelika podążały niczym krowy za swym gospodarzem.

Oczywiście najbardziej podekscytowana była Michalina, która z każdym metrem przypominała żeby tylko nie wciągnąć delfinka albo żeby go nie przebić. Koniec końców dojechała do domu zmęczona, ale nie było to zwykłe zmęczenie..

Staś i jego biedronka
To było zmęczenie oznaczające chorobę. Z początku Roch z Żonką myśleli, że przegrzali dziecko, bo pojawiła się gorączka i to znacząca bo przekroczyła 39°C, więc trzeba było działać. Chłodny prysznic, chłodna kąpiel i przeciwgorączkowe środki. Staś załapał się na letnią kąpiel. W końcu wieczorem wizyta na pogotowiu i potwierdzenie, że to nie przegrzanie, a angina. Jednak to Rocha nigdy nie zadowala i dopiero konsultacja z "Złotą Panią Pediatrką" uspokoiła Rocha i Żonkę. Faktycznie nie było to z przegrzania, ale też nie była to angina. Zwykła infekcja, która zakończyła się gorączką. Dziś Staś też gorączkował, więc zaraził się od Michaliny.

Tak więc na szczęście nie przegrzały się dzieci. Jednak Michalina to demon roweru jest; Roch myślał, że nie da rady, a On dojechała i wróciła. Kilka razy Roch ją holował, ale sam też chciał żeby i jego poholować, ale nie można mieć wszystkiego przecież. Pogoda na szczęście dla dzieciorów wyhamowała z temperaturą więc gorączka im tak bardzo nie przeszkadza.

I tak oto ze zwykłego wypadu na lody zrobił się kolejny odcinek "Szpitala na Peryferiach". Na zakończenie - nie, nie ślad, a zdjęcie.


Roch wciągnął się w takie graficzki bardziej niż we wgrywanie śladu GPS na Stravę.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Spodenki rowerowe są wyprane. Można myśleć o kolejnym mega wypadzie.

czwartek, 20 lipca 2017

Rycząca czterdziestka

I to dosłownie; kiedy Roch kończył czterdziesty kilometr to i on i jego dystans ryczały. Ale zaraz zaraz Roch i czterdzieści kilometrów?! A tak, bo dziś Roch odebrał wychodne za naprawienie ostatniej rzeczy, która niedomagała była i tak właśnie znalazł się w Tarnowskich Górach z rowerem w bagażniku. Początkowo trochę przestraszyła go pogoda "bo przecież zaraz spadnie deszcz" ale z drugiej strony skoro już Roch tłukł się taki kawał drogi z rowerem, skoro rower stał osiem godzin w bagażniku to Roch nie mógł zmarnować takiej okazji.

Początkowo chciał jechać tylko na Chechło, ale na miejscu umówiony był z towarzyszem od pedałowania i kiedy już się odnaleźli to zrobili rundkę dookoła zalewu, a później Roch odwiózł kawałek Towarzysza. Ten kawałek to był Świerklaniec i ze Świerklańca Roch wracał już sam, ale za to przez Nowe Chechło. Pedałuje mu się tam równie dobrze co kiedyś. Co prawda przez krótką chwilę jechał w mżawce, ale całokształt wypadu był bardzo fajny. No i fakt, że Roch w jeden dzień przejechał więcej niż przez ostatni czas też jest motywujący.

Co do kondycji to aż takiej tragedii nie ma; jest zadyszka, czasem nogi bolą, ale Roch prze do przodu. Na zakończenie kwestia GPSu. Fajny jest, można mieć trasy, nie trzeba później opisywać gdzie się było, ale do licha - Rochowi z 40 kilometrów zapisał jedynie 28. W dodatku zjadł środkowe dwanaście kilometrów. Na szczęście honor i godność Rocha ratuje poczciwa Sigma, zamontowana na kierownicy, która do działania potrzebuje obracającego się koła i sprawnej baterii. Urodzinowy prezent, który Roch sobie sprawił okazał się strzałem w dziesiątkę. Niech się te GPSy schowają.

Na zakończenie - nie, nie ślad GPS, ale zdjęcie:


Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 18 lipca 2017

Co tam w trawie piszczy?

No własnie co w trawie piszczy? Ano sporo się dzieje w rowerowym świecie Rocha. Przede wszystkim codzienne wycieczki rowerowe z dzieciorami i Żonką, które już stały się tradycją. Roch nawet nie wchodzi do domu. Zostawia rzeczy w samochodzie, w garażu zmienia buty, zakłada - obowiązkowo - kask i idzie na wycieczkę rowerową. Dystanse są w okolicach 4 kilometrów, ale biorąc pod uwagę ich regularność Roch w ciągu tygodnia potrafi nawet przejechać 20 kilometrów co z perspektywy czasu jest niezłym osiągnięciem.

Tak więc Michalina i jej nowy rower zmobilizował Rocha do jeżdżenia na swoim rowerze, a dodatkowo Roch ma w planach zacząć jeździć z Rodzinką po Jurze. Na początek oczywiście oswajanie się z nowym terenem, ale może w końcu uda się trochę pojeździć. Staś jeszcze jest zafascynowany wszystkim tylko nie rowerem, ale wszystko na spokojnie i On się zarazi cyklozą. To tylko kwestia czasu.

Poza tym po staremu, Roch po pracy i wycieczce rowerowej robi inne rzeczy i w ostatnim czasie naprawił ostatnią zaległą rzecz i ma do odbioru jeden dzień rowerowy jako nagrodę. Więc może któregoś dnia zapakuje rower do samochodu i przejedzie się kawałek po okolicy, a jak nie to pojeździ sobie po Częstochowie. Tam też jest gdzie jeździć choć trzeba się trochę namęczyć żeby wymyślić jakąś sensowną trasę.

I na koniec Roch chyba zakończy, a w zasadzie zakończył już, przygodę z "społecznościowym" trenowaniem. Teraz wszystko przetrzymuje lokalnie w doskonałym programie myWorkouts.

Źródło: http://myworkouts.org/
Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 4 lipca 2017

Podsumowanie ostatniego urlopu. I całego tygodnia

Czerwiec minął, urlop minął i pozostało tylko zebrać się w sobie i napisać parę słów o tym co działo się podczas tego urlopu, a działo się sporo. Oczywiście rowerowo się działo. Michalina załapała bakcyla rowerowego do tego stopnia, że sama się domagała wycieczek rowerowych, a jak już każdy miał kask na głowie to sama wymyślała trasę jaką chce jechać. Co prawda nie zna nazw ulic, ale wie, że chce jechać prosto, koło placu zabaw, potem chce koło szpitala i dalej polami. Roch doskonale wie gdzie ona chce wiec pozwala jej pedałować.

Staś też lubi być wożony, choć na rowerze samodzielnie jeszcze nieśmiało się porusza. Póki co liczą się dla niego traktory i pojazdy uprzywilejowane. Jednak i on się przełamuje i już zaczyna chodzić a w zasadzie się odpychać. Może nadejdzie czas, że i Staś wkręci się w rower. Jednak na chwilę obecną jest wożony i to mu się też bardzo podoba. Tak więc cała czwórka pedałuje i urlop własnie tak minął. Śladów GPS jest sporo, a nawet dużo, więc wklejenie ich na blogaska mija się z celem, ale jak ktoś jest bardzo dociekliwy to je znajdzie.

I chyba powoli te wycieczki rowerowe stają się tradycją. Czyżby Roch musiał zacząć myśleć o bagażniku rowerowym? W takim tempie to za rok Michalina spokojnie ogarnie dłuższy dystans gdzieś dalej. Na Jurze na przykład, w Bobolicach mówiąc bardziej precyzyjnie. Bo tam dobra stołówka jest, w sam raz na obiad. Tak więc Roch po raz pierwszy chyba nie będzie narzekał na to, że urlop nie był wypoczynkowym. Bo był i nawet rowerowym był. Co prawda między rowerami Roch też musiał pomalować parapet na przykład, ale nagrodą był rower, więc najpierw pędzel a potem kierownica w dłoni. Do zrobienia została jeszcze jedna rzecz, a później znowu kierownica.

Chyba powoli trzeba wrócić do regularnych (mhm, oby) wpisów, bo rowerów jest coraz więcej.


Roch pozdrawia Czytelników.