Dziś od rana pogoda była zachęcająca, a Rocha aż nosiło żeby popedałować. Korzystając z tego, że Żonka zaniemogła spaniowo, Roch przejął dzieci, porobił im łódki, poukładał klocki i ogólnie zajął im czas tak żeby Żonka mogła się wyspać (To oczywiście fikcja literacka. Roch po prostu się z nimi bawił bo lubi to robić, a na rower i tak by poszedł.). Po tym jak wstała Roch przeszedł do ataku:
– "Sprawa jest" - zarzucił temat.
– "No jaka?" - Zapytała Żonka.
– "Nie chcesz wiedzieć ile można stracić?" - Budował napięcie Roch.
– "I tak już straciłam..." - Odparła atak Żonka.
– "Na rower bym poszedł" - Wystrzelił Roch.
Oczywiście nie było problemu, zresztą nigdy nie ma problemu, więc Roch już w wyobraźni wciskał w obcisłe. I koniec końców Żonka też była w obcisłym i razem poszli pedałować. I było fajnie, choć zimno i jak na luty przystało gdzieniegdzie leżał śnieg. Co wcale nie powinno dziwić ponieważ to środek zimy powinien być, ale oby to już jej schyłek był. Bo Rochowi chce się pedałować. Temperatura wahała się w okolicach +2.5°C więc wcale tak zimno nie było, choć Żonka w palce zmarzła.
Na koniec zaczął padać deszcz więc powrót do domu był mokry i wkurzający, bo krople deszczu wpadały do oczu. Jednak pomimo deszczu, obiektywnie na to patrząc, było to całkiem fajny i całkiem spontaniczny wypad rowerowy. No i całkiem długi, bo kilometrów wyszło 10. I wieczór Roch ma wolny. Choć nie do końca, bo musi z powrotem zmienić oponę na tę trenażerową, bo od jutro znowu pedałowanie w miejscu.
Na zakończenie oczywiście zapis dzisiejszego wypadu:
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz