Pogoda znowu pokrzyżowała plany Rocha i przez kilka dni nie jeździł na rowerze, ale dziś udało się w końcu wsiąść na siodełko i przejechać się kawałek. Jeżdżenie po nocy ma wiele zalet; człowiek nie opali się w dziwny -- "kolarski" -- sposób, nie musi walczyć z samochodami, a i innych rowerzystów jest mniej, ale też ma swoje minusy; jest ciemno i czasem nie widać dokąd się jedzie, a jak chce się wjechać w jakiś ciemniejszy rejon* to trochę strach, bo nie wiadomo ile tam nocuje bezpańskich i głodnych psów.
Jednak to Rocha aż tak bardzo nie zniechęca do nocnej jazdy i do przygotowywania się do pokonania "ryczącej 40ki", bo tak Roch nazwał trasę, którą sobie wymyślił i którą chce się przejechać, ale za dnia, żeby widzieć gdzie się jedzie i jak ta jego trasa wygląda. To jednak jeszcze trochę czasu zajmie, bo wpierw Roch musi rozjeździć nogi (dziś zaczynały łapać go skurcze) a dopiero potem szarpać się na jakieś większe dystanse.
Dziś trochę wiało, więc ciężej się pedałowało, ale zdrowa dieta jaką Roch sobie wprowadził w ostatnim czasie pomaga mu odzyskiwać spokój ducha (i wagi). Na wakacje co prawda Roch nie będzie miał kaloryfera, ale za rok kto wie. Masa już jest, teraz pora na rzeźbę. Ostatecznie Roch wrócił do domu około 2300, zrobił sobie twarożek z rzodkiewką, który zabierze do pracy i powoli kładzie się spać, bo jutro ostatni dzień do pracy, a w weekend ponownie basen i na pewno rower.
Roch pozdrawia Czytelników.
*Informacja dla Policji: Roch posiada oświetlenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz