środa, 16 marca 2016

Zapiski rowerowe, dzień 0: o planach i pomysłach

Jest późny wieczór, Roch gdzieś samotnie przemyka przez kolejne lasy i wsie dążąc do celu. Celem owym jest dom. Na mostu kapitańskim, w okręcie zwanym Colt jest tylko Roch. Dzierży on koło sterowe pilnując aby U.S.S Colt nie zszedł z kursu. Wtem rozlega się donośny dzwonek kapitańskiego telefonu.; Roch podnosi słuchawkę i widzi na ekranie "incoming call".

- "Hello, captain Roch speaking" - Odpowiada.

Wtem w słuchawce rozbrzmiewa znajomy głos. To Koyot dzwoni. Sądząc po odgłosach w tle przebywa on na lądzie, gdzieś w spokojnej przystani. Rozmowa trwała kilka chwil, w końcu pojawiła się propozycja wypłynięcia na szerokie wody rowerowe w postaci wyjazdy na Jurę. Okazuje się bowiem, że Koyot powraca do korzeni, z których wyrósł, a więc składa kolejny rower. A że tradycji musi stać się zadość to rower trzeba ochrzcić, czyli pojechać nim na Jurę, jak to dawniej mieli w zwyczaju.

Problem jest tylko jeden. Roch zaniedbał się to i kondycji nie ma na pedałowanie, ale to nic. Trenażer w domu stoi i się nudzi, podobnie jak wpięty weń rower. A skoro Jura, to kondycję trzeba wyrobić. Trzeba więc wziąć się w garść i zacząć trenować. Niechże ten zerowy post będzie przyczynkiem do codziennego blogowania pod szyldem zapisków rowerowych. Pora się zmotywować i znaleźć te 20 minut. Może na przykład zamiast komputera.

Z kapitańskim pozdrowieniem,
Roch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz