Całkiem fajnie tak wsiąść na rower i popedałować w miejscu, pod warunkiem, że akurat nie chce się spać. Poza tym dziś pasmo awarii i dzień zwany dniem świra. Najpierw w Colcie padło sprzęgło, na szczęście padło prawie pod warsztatem, w którym Roch ma zwyczaj naprawiać samochody. Obyło się bez lawety, ale trochę Roch musiał się nagimnastykować żeby wrzucić jakikolwiek bieg i ruszyć samochód z miejsca.
W drogę powrotną Roch wybrał się z Żonką, która rozpoczęła akcję ratunkową Rocha po tym jak dowiózł do mechanika. Po powrocie do domu, Roch - po raz pierwszy w swym życiu - udał się do fryzjera męskiego celem uregulowania brody, czyli dzika który wyrósł był na twarzy Rocha. Po zabiegach Roch zaczął wyglądać jak człowiek, ale żeby się pokazać na blogu musi jeszcze trochę czasu upłynąć.
I tak mniej więcej minął Rochowy dzień, w którym udało się w końcu pojeździć na rowerze.
Z rowerowymi pozdrowieniami,
Roch.
Dla mnie, póki co, jest jeszcze trochę za zimno. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń