Druga notka tego dnia, ale Roch postanowił nie zaburzać więcej czasoprzestrzeni i spróbować uzupełniać blog tego samego dnia. Tak będzie mniej zamieszania, a i więcej czasu na pracę w pracy. Powrót z Katowic odbył się sprawnie i już o 1600 ciało Rocha siedziało nad talerzem, a umysł był ho ho daleko na rowerze. Szybko zjadł i poszedł jeździć, bo pogoda wciąż przypomina polską złotą jesień. Dnia nie starcza na dłuższe pedałowanie, ale do Miasteczka Śląskiego popatrzeć na pociągi Roch jeszcze dojeżdża za dnia.
Jutro jeszcze Roch posiedzi nad delegatami i od 1500 myśli tylko o rowerze i wypadzie na lotnisko. Być może uda się zrobić więcej zdjęć niż ostatnio. Poza tym z mgły wyłaniają się kolejne plany na dłuższe pedałowanie. Na pewno będzie to niedziela, bo wtedy Koyot jest osiągalny, ale jak zsynchronizować się? Tego jeszcze Roch nie wymyślił, ale do niedzieli długa droga, a jak wiadomo "myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli".
Według pogodowych szamanów ma być ładnie. Nawet bardzo ładnie. Nie pozostaje nic innego jak nasmarować łańcuch, nalać wody do plecaka i można ruszać. Nowy rower ma przejechane już 400 kilometrów, a dziś Roch zauważył że Bomberek złapał jakiś dziwny luz. Jutro trzeba jechać do zaprzyjaźnionego Adventure, żeby fachowcy zobaczyli co mu dolega.
Śladu GPS nie ma, kierunek Miasteczko Śląskie jest również oklepany.
Roch pozdrawia Czytelników.
Można powiedzieć, że już przywykłem do weekendowych wpisów, a tu proszę - nowy rower czyni cuda i bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńNowy rower powinien być przepisywany przez lekarzy - do lek na wszystko, tak jak kiedyś penicylina tak teraz rower ;-)
OdpowiedzUsuńHehe, gdyby jeszcze rowery były refundowane... ;)
OdpowiedzUsuńDobre, refundacja roweru z NFZ :D :D
OdpowiedzUsuń