Wczorajsze prośby zostały wysłuchane i niedziela była bez deszczu, ale pochmurna i wietrzna, a dzięki temu trochę zimna, ale lepsze to niż +30°C w cieniu. Po obiedzie Roch połączył się Koyotem i ustalili wspólnie, że spotykają się na kawie w Świerklańcu. Roch oczywiście spóźnił się, ale nie przewidział tego, że pod wiatr będzie jechał. W końcu jednak dojechał, wypił kawę, przeczekał lekki deszcz i pojechali w kierunku Chechła.
U celu chwila odpoczynku (głównie dla Rocha) i powrót do domu przez las, bo tam mniej wiało. Od teraz może padać ile chce, Roch i tak siedzi od 700 do 1500 w klimatyzowanym pomieszczeniu więc to co za oknem się dzieje mało go interesuje. Przyszły weekend prawdopodobnie będzie należał tylko do Rocha, bo Koyocik wypada z obiegu, a nikt inny nie pali się do pedałowania. Po drodze mamy jeszcze dzień wolny, a może nawet przedłużony weekend, więc notki powinny być częstsze.
Na zakończenie zapis trasy do kliknięcia i obejrzenia: Świerklaniec - Chechło. Kilometrów wyszło całkiem sporo zważywszy to, że Rocha kondycja jest daleko w lesie, ale -- z perspektywy czasu -- bez licznika jeździ się całkiem przyjemnie. Przynajmniej Roch z nikim nie porównuje długości... wypadów. Na każde takie pytanie odpowiada "nie wiem, nie mam licznika" i obserwuje zdziwienie rysujące się na twarzy pytającego.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz