Trudno było przestawić się Rochowi z porannych wypadów na te tradycyjne, czyli popołudniowe. Raz, że ruch większy, a dwa to wyższa temperatura, choć daleko jej było do ostatnich rekordów. Jednak umiarkowane ciepło rozleniwiło Rocha i postanowił, że wyłączy to diabelskie urządzenie, zwane budzikiem. Popołudniowe wyjazdy też mają to coś.
Roch pojechał do Bytomia, a stamtąd jakimś dziwnym trafem dojechał do Dolomitów. Sam nie wie jak to zrobił i zdaje się, że będzie ciężko ten wypad powtórzyć ponieważ Roch nie potrafi odtworzyć trasy. Wiadomo tylko, że był asfalt, potem jakaś ścieżka, kawałek lasu, tory i Dolomity. Ot, niespodzianka, ale miła; idąc za ciosem Roch wjechał w Dolomity, trochę pobuszował w krzakach i wrócił do domu.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz