wtorek, 23 sierpnia 2016

Dzień #5: za ciepło ubranym też nie warto jeździć

"Złej baletnicy nawet rąbek u spódnicy" - tako rzecze stare przysłowie ludowe, a Roch jest doskonałym tego przykładem. Jeśli prześledzić by ostatnie wpisy to Rochowi zawsze coś przeszkadzało; a to McD, frytki, a dziś za ciepło się ubrał, a wczoraj było mu zimno.

Jednak pora zacząć od początku. Jako, że Roch zaliczył obsuwę i jeden dzień wypadł mu z obiegu to musiał nadrabiać straty kilometrowe. Dziś zaplanował sobie podwojenie dystansu, czyli przejechanie kokardki dwa razy.

Bardzo spodobała mu się ta trasa, bo jest i z górki i pod górkę i trochę po prostej, czego można chcieć więcej? No może wypadu do raju, ale to powinno udać się w weekend, bo nocą Roch ma obiekcje przed wjechaniem do lasu - i nie chodzi tu o duchy, czy strachy, a o zwykłych, żuli z krwi i kości, którzy dla Rompera mogą chcieć wejść w posiadanie roweru, na którym Roch jeździ. Więc pozostało mu jeździć po oświetlonych ścieżkach rowerowych, a o bardziej terenowych ścieżkach zacznie marzyć jak nadejdzie "piątek, piąteczek, piątunio".

Drugi raz był lepszy od pierwszego, ale po dziesiątym kilometrze Roch musiał się napić wody. Tę na szczęście zabrał ze sobą, więc sięgnął do tylnej kieszeni i mógł robić drugą dziesiątkę. Jutro kokardka jeszcze dwa razy, ale Roch już myśli o tym, żeby potroić dystans, a to już będzie nie byle co. Na zakończenie oczywiście śladzik (nie śledzik, chociaż śledzić też można):

Skutkiem ubocznym tego, że Roch twardo wsiada na rower jest utrata wagi, nawet znaczna i koszulka w końcu luźno zwisa. Same plusy.

Roch pozdrawia Czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz