piątek, 30 lipca 2010

Do trzech razy sztuka

Kilka dni temu Roch wspominał o tajemniczym serwisie i zdjęciu, ale nie chciał zapeszać. Dziś można odkryć tajemnicę owego serwisu i zdjęcia. Chodzi o największy i bodaj najbardziej prestiżowy serwis lotniczy na Świecie, czyli o Airliners.net. Roch dwukrotnie próbował umieścić tam zdjęcie, ale standardy jakościowe mają wyśrubowane do granic możliwości, każdy szczegół jest ważny i można odpaść za najmniejsze niedociągnięcie, o czym Roch przekonał się na własnej skórze.

Jednak po dziesięciu dniach oczekiwania, trzecie zdjęcie, zostało przyjęte i - można tak napisać - Roch zaistniał w spotterskim świecie, a to motywuje go do dalszej nauki, bo na jednym zdjęciu Roch nie planuje poprzestać. Trzeba kuć żelazo póki gorące, choć pogoda temu nie sprzyja. Leje prawie cały tydzień, Roch siedzi w domu i się nudzi. Rower oczywiście stoi i zbiera kurz.

Na zakończenie zdjęcie, które dostało się do Airliners.net:
Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 28 lipca 2010

67. Tour de Pologne na Śląsku

Długo Roch czekał z ogłoszeniem, żeby przedwcześnie nie wystrzelić, ale teraz już wszystko jest potwierdzone. Roch będzie na 67. Tour de Pologne, który tym razem jedzie przez Śląsk. Największe święto wszystkich, dla których rower jest czymś więcej niż tylko środkiem transportu. Od 1 sierpnia przez siedem kolejnych dni będzie można oglądać najlepszych na świecie zawodników, u nas, na Śląsku.

Roch pojawi się na 3. etapie, z Sosnowca do Katowic, polował będzie na bidon, autografy (i ten najcenniejszy Czesława Langa) i na zdjęcia. Poznać będzie go można po aparacie z długim obiektywem, uśmiechem od ucha do ucha i zdobycznych bidonach, na które Roch liczy. Miejscówka pewnie gdzieś w okolicy al. Korfantego, bo tam planowane są kolejne pętle i sam finisz.

W związku z tym można się spodziewać notek "tourowych", a może nawet jakichś zdjęć z trzeciego etapu. Jak Świętować to z pełnym przytupem. Na zakończenie obowiązkowy link, czyli strona domowa 67. Tour de Pologne, na której są mapki z etapami, aktualności i wiele ciekawych informacji.

wtorek, 27 lipca 2010

Buszowanie w krzakach

W końcu Roch wyszedł na rower; w domu wszystko zrobione więc nikt nie oponował specjalnie przed Rochowym jeżdżeniem, ale nie obyło się oczywiście bez sakramentalnego "uważaj na siebie". Roch, jak zawsze, uważa na siebie, ale też nie ma jakiś specjalnych hamulców i czasem lubi poszaleć, szczególnie jak wjeżdża w krzaki, a tak właśnie było dziś.

Na początek Roch wjechał w Repty i tam zrobił dwa obszerne kółka, później przejechał na Dolomity i tam zrobił kolejne trzy obszerne kółka po ścieżkach, o których już dawno zapomniał. W końcu Roch przejechał wzdłuż jakiegoś płotu i wyjechał już za Dolomitami. O dziwo nie zaliczył żadnej błotnej kałuży, choć ostatnio deszcze nie oszczędzają okolicy, w której przyszło mieszkać Rochowi.

Jutro, o ile pogoda się nie poprawi, Roch ponownie wjedzie w krzaki, bo to blisko i można szybko wrócić do domu.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Trzecie zero

Jeszcze Excel nie ostygł po tym jak Roch dopisał do statystyk trzecie zero pod rząd. O ile z weekendu jeszcze jakoś potrafi się rozliczyć, chociażby dlatego, iż przez weekend padało, o tyle z poniedziałku już będzie problem, bo w sumie nic go nie usprawiedliwia. Nawet kubek aromatycznej kawy zbożowej, która przed Rochem właśnie stoi nie wyjaśnia lenistwa, które Rocha coraz częściej dopada.

Jutro, o ile deszcz nie będzie padał, Roch musi iść pojeździć, bo smar w łożyskach stężeje i będzie problem z obracaniem się kół, a to pociągnie ze sobą większe zmęczenie, które z kolei spowoduje u Rocha marudzenie, że mu niedobrze, a to w efekcie przyczyni się do siedzenia w domu. W ten sposób koło się zamknie i Roch będzie marudził, że nie chce mu się jeździć.

Na koniec tygodnia zapowiada się ładna pogoda, więc może Roch uskuteczni jakiś spotting na lotnisku wraz ze swoim towarzyszem, który ma do Rocha sporo cierpliwości. Lecz jak to wszystko się skończy to Roch będzie na bieżąco opisywał.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 24 lipca 2010

Weekend sponsoruje literka "d" jak deszcz

Zbiorcze notki stają się powoli tradycją, ale Roch obiecuje poprawę, choć dziś jeszcze będzie zbiorcza, za wczoraj i dziś. Wczorajsze plany spottingu na lotnisku pokrzyżowała burza, a właściwie jej początki. Jednak Roch nie poddał się i - po tym jak był zmuszony zawrócić - podjął kolejną próbę, tym razem samochodem. Na miejscu okazało się, że jest pusto i na pierwszy start trzeba było czekać półtorej godziny.

- "No cóż, niektórzy cały dzień moczą kija, a ja czekam na samolot" - Usprawiedliwiał się Roch.

W końcu coś Roch przyuważył, ale nie ma czym obrobić zdjęcia, bo próbna wersją Photoshopa się skończyła, a licencję Roch kupi dopiero w sierpniu. Zatem obróbka i prezentacja zdjęć została czasowo zawieszona, bo ciut jeszcze brakuje do pełni szczęścia.

 ****
Dziś, od rana, pada, wieje i jest zimno. Bynajmniej nie przeszkadza to Rochowi, bo chłodek jest potrzebny, a i deszcz w przyrodzie jest niezbędny więc trzeba cierpliwie czekać. W związku z pogodą Roch regeneruje się, leżąc, śpiąc i nie robiąc nic ponadto, co należy do jego obowiązków.

Już na przyszły tydzień zapowiadana jest poprawa pogody, więc będzie można udać się na prawdziwy spotting taki ze skanerem nasłuchowym, aparatami i w doborowym towarzystwie.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 22 lipca 2010

Zbiorczo. Ponownie.

Lato w pełni, więc Roch zamiast pocić się przed monitorem, poci się na rowerze, bo to samo zdrowie jest. Wczoraj Roch urzędował na lotnisku, robił zdjęcia i dobrze się bawił. Wizyta odbyła się późnym popołudniem, bo i chłodniej jest i światełko jest lepsze. Zdjęć udało się kilka zrobić, ale póki co Roch nie będzie się chwalił, za osiem dni może uda dostać się na najlepszy serwis lotniczy na Świecie, ale to tylko marzenie Rocha.

Jeśli chodzi o dzisiejszy wypad to Roch został gwałtem nakłoniony do odwiedzenia Wielowsi, w której jeszcze nie był. Podjazdów zaliczył kilka, ale przecież jazda na rowerze to nie tylko zjazdy, czasem trzeba się pomęczyć. Na miejscu, czyli w Wielowsi, Roch chwilkę odpoczął w klimatyzowanym sklepie kupując kolejną porcję wody. Po odpoczynku Roch pojechał do Świniowic i już w kierunku Tarnowskich Gór.

Wyjazd odbył się, oczywiście, w zacnym towarzystwie, czyli z Lotniczym Guru, który też generuje sporą ilość kilometrów, a więc wspólne wypady nie są dla nikogo męczarnią, choć Roch nie wyraża zachwytu podczas podjazdów.

Tak w skrócie minęły dwa dni, weekend już za pasem i też pewnie pojawią się jakieś notki.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 20 lipca 2010

Popołudniowy wyjazd

Trudno było przestawić się Rochowi z porannych wypadów na te tradycyjne, czyli popołudniowe. Raz, że ruch większy, a dwa to wyższa temperatura, choć daleko jej było do ostatnich rekordów. Jednak umiarkowane ciepło rozleniwiło Rocha i postanowił, że wyłączy to diabelskie urządzenie, zwane budzikiem. Popołudniowe wyjazdy też mają to coś.

Roch pojechał do Bytomia, a stamtąd jakimś dziwnym trafem dojechał do Dolomitów. Sam nie wie jak to zrobił i zdaje się, że będzie ciężko ten wypad powtórzyć ponieważ Roch nie potrafi odtworzyć trasy. Wiadomo tylko, że był asfalt, potem jakaś ścieżka, kawałek lasu, tory i Dolomity. Ot, niespodzianka, ale miła; idąc za ciosem Roch wjechał w Dolomity, trochę pobuszował w krzakach i wrócił do domu.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 18 lipca 2010

Upragnione ochłodzenie

W końcu, po wielu dniach męczarni, nadeszło upragnione przez Rocha ochłodzenie, a wraz z nim przyszły też chmury i lekki deszcz, ale po takich upałach nie ma sensu liczyć na to, że nie będzie padało. To akurat nie przeszkadza Rochowi, bo deszcz też jest potrzebny (w rozsądnych ilościach). Korzystając z chłodniejszego dnia Roch wyskoczył na rower, ale wpierw musiał znaleźć jakąś chętną duszę, która chciałaby z Rochem pojeździć. Niezastąpiony okazał się lotniczy guru i Przyjaciel w jednej osobie.

Jako, że Roch nie podziela jego pasji do stromych podjazdów na początku trochę oponował przed wjeżdżaniem, ale w końcu zaliczył kilka podjazdów. Pierwszy z nich był za Zbrosławicami, a drugi gdzieś w okolicach Miedar. Stamtąd pojechali do Pniowca i przez las wrócili, bo zaczynało się chmurzyć, a kilkanaście minut później rozpadało się.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 17 lipca 2010

Mglisto i chłodno. Jednym słowem fajnie

Kolejny poranny wypad już za Rochem. O ile wczoraj próbował obudzić się bez dopalacza w postaci budzika, o tyle dziś już wspomógł się tym sprytnym urządzeniem, żeby nie zaspać jak wczoraj. Wczoraj też mógł iść na rower, ale godzina 900 nie jest tak atrakcyjna jak 500.Żeby nie zasnąć nad kierownicą, ale też żeby nie słyszeć skrzypiącego łańcucha Roch zabrał z sobą mp3grajka, a w nim same hity, które miały spowodować naturalny doping i orzeźwienie. Najlepiej pedałowało się przy Louis Armstrong - We Have All the Time in the World.

Dziś Roch zapragnął odwiedzić lotnisko wczesnym rankiem. W lesie mgła, wilgoć, rosa i chłód, czyli to, co Rocha kręci najbardziej szczególnie w takie upały jakie są popołudniami. Na płycie było pusto, ale za to pas startowy ładnie przykryty mgiełką, szkoda, że Roch nie jechał z aparatem, ale jutro też jest dzień, więc może będzie okazja pojawić się tam ponownie.

Droga powrotna upłynęła pod znakiem pustej, szerokiej i czarnej drogi, która Roch sunął, a łańcuch skrzypiał coraz bardziej. Po drodze spotkał grupkę pedałujących w przeciwną stronę, więc poranne wypady nie są odkryciem Rocha, ale więcej ludzi wstaje z kurami i wsiada na rower. Jutro też jest dzień, a właściwe to wczesny poranek, bo za dnia Roch już nie planuje jeździć.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 15 lipca 2010

Obejście problemu wysokich temperatur

Pewnie gdyby na Antarktydzie było dostępne jakieś tanie łącze internetowe, to Roch pisałby tę notkę otoczony pingwinami, które podpowiadałby mu co ma pisać, a i pewnie same coś by chciały przekazać Światu. Jednak takich łącz nie ma, a więc Roch musi szukać innych sposobów na walkę z upałami. Pierwszym pomysłem było zamknięcie się w lodówce, ale gabarytowo Roch jest niekompatybilny i się nie mieści; drugim pomysłem było skonstruowanie jakiejś klimatyzacji do roweru, ale ten pomysł odpadł już na etapie planowania, bo żeby coś konstruować to musi być chłodno, a bez klimatyzacji... sami widzicie, Czcigodni, jaka kwadratura - nomen omen - koła.

W końcu niezastąpiona Mama Rocha podrzuciła mu najprostszy pomysł pod słońcem:

- "Może rano byś jeździł?" - Zaproponowała.
- "Hmm..." - Zapadł w zadumę Roch.
- "Ale musiałbym wcześnie wstawać" - Szukał wymówki.

W końcu jednak Roch przemógł się i przypomniał sobie studenckie czasy, kiedy wstawał o 530 żeby zdążyć na autobus. W pobudce pomogły mu poranne TIRy, które sunęły obwodnicą jeden za drugim. Potem szybkie śniadanie, kubek herbaty i pora się pakować. Jednak jak to zrobić nie budząc reszty domowników? Jakoś się udało, gdy Roch schodził ze schodów, but się omsknął i hurtowo wstała cała klatka schodowa.

Koniec końców Roch o 553 siedział już na siodełku i pedałował w kierunku Świerklańca. Na początek Roch nie chciał się forsować, bo nie był pewien, czy nie zaśnie za - a właściwie nad - kierownicą, ale im dalej od domu tym lepiej się czuł. Poranny rower to zupełnie inna bajka; cisza i spokój na drogach, zapach rosy i chłód, którego tak bardzo Roch potrzebował. Wszystko wskazuje na to, iż Roch na stałe wprowadzi poranne wypady do swojego rowerowego dnia.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Napis na kartce zostawionej w domu, a wyjaśniającej powód nieobecności Rocha i roweru, brzmiał: "Poszedłem na rower, bo teraz jest chłodniej. Śniadanie jadłem. Wrócę o 800. Roch.". To na wypadek gdyby ktoś zaraził się od Rocha porannym rowerem.

wtorek, 13 lipca 2010

Żar leje się z nieba

Kto to widział, żeby w naszym klimacie pojawiały się tak wysokie temperatury, przecież mogłoby być 25°C i nikt by nie narzekał, a tak wody zaczyna brakować w rurach, ludzie się męczą, na rowerze nie chce się jeździć, ogólnie nic się nie chce. Roch szukał jakiegoś miejsca, w którym mógłby się ochłodzić, ale do lodówki nie mógł się zmieścić, a poza nią nie było rozsądnego i chłodnego miejsca.

W końcu jednak Roch nadymał się i poszedł pojeździć, chociaż nie było to jakieś szaleństwo. Trochę powyżej 15 km, ale w takim upale to i tak dużo. Większość trasy Roch starał się jechać w cieniu, ale były takie momenty kiedy trzeba było wystawić się na działanie promieni słonecznych. W końcu Roch dojechał do domu i tam już został, przynajmniej kilka stopni mniej.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Początek tygodnia z przytupem

EuroLOT ATR-42-500
Tradycyjnie już Roch jeden dzień poświęca na regenerację; w tym - a właściwie już minionym - tygodniu dzień regeneracyjny przypadł na niedzielę i to właśnie w niedzielę Roch byczył się, ale to wcale nie oznacza, że przeleżał cały dzień na łóżku. Jak widać na załączonym obrazku Roch wizytował lotnisko, na którym spędził trochę ponad godzinkę. Ruch wybitnie mały, ledwo dwa lądowania i jeden start. Według starych legend, po latach chudych przychodzą lata syte, oby to miało zastosowanie w amatorskim spottingu, bo Roch już planuje kolejną wizytę.

Jeśli chodzi o dzisiejszy wypad to Roch podskoczył, przez Miasteczko Śląskie, do Brynicy i dalej w kierunku lotniska, ale nie zatrzymywał się żeby samoloty mu się nie przejadły. Z powrotem Roch pojechał dokładnie taką samą trasą, a to dało kolejne 50 km zanotowane w statystykach. Za cel w tym miesiącu Roch postawił sobie wynik 1000 km i wszystko wskazuje na to, że cel ten zostanie osiągnięty, o ile pogoda i lejący się z nieba żar na to pozwoli.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 10 lipca 2010

Chorzów Stary. Rowerem.

Nastała sobota i Roch rozpoczął poszukiwania rowerowego towarzysza. Pierwsze kilka prób spełzło na niczym, ale na Koyocika można zawsze liczyć. Nie było zbędnego gadania, szybko się umówili i szybko się spotkali, choć Roch spóźnił się dziesięć minut, jak zawsze zresztą. Plan wycieczki był prosty: odwiedzić wspólnego Przyjaciela, który mieszka w Chorzowie Starym.

Jednak do tej pory Roch znał jedyną słuszną drogę, która miała dwa pasy i była strasznie ruchliwa. Koyocik jednak znał "objazd" więc nie było mowy o innej trasie jak tylko do Reeda. Roch pedałował przez Dobieszowice, Bobrowniki, Wojkowice, Michałkowice i finalnie przez Chorzów Stary. Jednak Reeda nie było w domu; nie ma w tym nic dziwnego ponieważ miała to być niespodziewajka i zainteresowany nic nie wiedział o tym, że Koyocik z Rochem planują go odwiedzić.

Po chwili odpoczynku nadeszła pora na powrót. Trasa taka sama, tylko w drugą stronę, te same podjazdy i te same zjazdy, ale w tak zacnym towarzystwie to sama przyjemność. Na końcu jeszcze odpoczynek w Świerklańcu i można było wracać do domu. Kolejny weekend upłynął pod znakiem wspólnego pedałowania wraz z Koyocikiem, a za dwa tygodnie - jak los da, a terminarz pozwoli - Wielkie Jurajskie Pedałowanie (TM), być może we trójkę, a może nawet we czwórkę. Pozostaje trzymać kciuki za powodzenie całej operacji.

Tak na marginesie Roch miał jeszcze jeden powód żeby poznać alternatywną drogę do Chorzowa Starego. Ten powód ma na imię Daria, z którą Roch lata świetlne nie widział się, ale dziś mało czasu było, żeby "obskoczyć" wszystkie miejsca jednak trasa jest znana więc można powtórzyć wypad.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 8 lipca 2010

Nadplanowa wizyta na lotnisku

Tydzień zbliża się ku końcowi, niedługo weekend i kolejne plany dotyczące wyjazdu na lotnisko. Jednak Roch miał jeszcze jedną zaległą wizytę na EPKT ponieważ w ubiegłą niedzielę Roch pedałował wraz z Koyocikiem. Bilans wizyt musi się zgadzać więc trzeba było pojechać w kierunku lotniska i zaliczyć kilka zdjęć. Wśród Wizz`ów trafił się jeden Bombardier CRJ-900, którego Roch jeszcze nie ma w swojej kolekcji. Teraz go już ma i poluje na inne maszynki, których jeszcze mu brakuje.

Później już tylko same Wizz`y operowały więc nic specjalnego, nawet dla takiego szczawika jakim jest Roch. W weekend może będzie większy ruch, bo Roch nie odpuszcza i niedziela już jest zarezerwowana dla samolotów i lotniska. Jeśli o kilometry chodzi, to licznik pokazał ich 40, a więc tyle ile ma być. Resztę zdjęć można zobaczyć na Flickr, bo Pikasa przypomina stajnię Augiasza i trzeba tam porządek zaprowadzić. Tak więc link do zdjęć to: http://www.flickr.com/photos/gusioo/.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 7 lipca 2010

Definitywny koniec regeneracji

Po dwóch dniach zaawansowanej regeneracji, czyli zwykłego byczenia się, Roch wyszedł na rower; pogoda sprzyjała, choć niebo nie było błękitne, ale w końcu raz się żyje. Smaczku całej sytuacji dodawał fakt, iż Megi znowu była u Mechanika (przez duże "M", bo to magik pierwszej klasy). Tym razem poduszka silnika zepsuła się i wszystko wibrowało, drgało i trzęsło się. Tak więc wóz serwisowy nie był dostępny i - w razie jakiegoś deszczu - Roch musiałby ratować się w inny sposób.

Wraz ze swoim "Lotniczym Guru" Roch uderzył do Miasteczka Śląskiego, a stamtąd na Chechło, czyli lokalny akwen wodny. Z Chechła Roch podskoczył do Radzionkowa i na zakończenie wyjazdu pojechał na Dolomity. W końcu trochę Roch popedałował w miłym towarzystwie, rozruszał nogi, a i statystyki nabrały rumieńców choć to tylko 43 km.

W najbliższym czasie, czyli być może jutro, Roch planuje wypad na lotnisko, bo w ostatnią niedzielę zaniedbał samoloty, choć fizycznie pojawił się pod płotem. Relacja oczywiście na blogu, bo gdzie indziej?

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 6 lipca 2010

Przymusowa regeneracja

Tak jak Roch pisał w swojej ostatniej notce nadszedł czas regenerowania się. O ile wczorajszy przestój był całkiem zamierzony, o tyle dzisiejszy był już spowodowany przelotnym deszczem, który straszył Rocha przy każdej chęci wyjścia na rower. Jednak według wszystkich prognoz od jutra będzie można poważniej myśleć o jeżdżeniu.

Jeśli pogoda dopisze to może uda się wyskoczyć na lotnisko zrobić jakieś zdjęcia, a jeśli nie to zawsze można kręcić się po okolicy, tak żeby szybko uciec przed deszczem, który ewentualnie może się pojawić. Tak, czy inaczej Roch wskoczy na rower.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 4 lipca 2010

Tradycyjny wypad prawie zrealizowany

Początkowo Roch, jak w każdą niedzielę, chciał pojechać na lotnisko robić jakieś zdjęcia, ale perspektywa wspólnego wypadu z Koyocikiem wygrała i Roch odpuścił dzisiejsze fotografowanie, na które wybierze się w środku tygodnia. Z Koyocikiem pojechali do Świerklańca, a stamtąd, przez las, na lotnisko. Lotnisko zostało objechane dookoła i już mieli wracać, kiedy padła propozycja pojechania do Mierzęcic.

W Mierzęcicach nastąpił postój w knajpce "Mr. Hamburger", w której serwowano okrągłe bułki, z czymś w środku. W sumie raz na dwa lata Roch może sobie pozwolić na "fast food" bez jakiejś szkody na zdrowiu. Po posiłku pora było wracać w okolice domu. Kierownikiem wycieczki był Koyocik, bo Roch dawno stracił orientację w terenie, a pytania typu "tu w lewo?" musiały męczyć Rochowego towarzysza.

W końcu znowu wyjechali pod lotniskiem i stamtąd tradycyjnie pojechali do Brynicy, gdzie rozjechali się każdy w swoją stronę. Rochowi zostało jeszcze piętnaście kilometrów do domu, a picia już nie było. W końcu w pierwszym sklepie Roch kupił 1,5 litra "wody źródlanej" i wypił tak, jakby była to szklanka wody. Człowiek nie wielbłąd i pić musi. Później było z górki, nie licząc bolących nóg i skrzypiącego łańcucha, który irytował Rocha przy każdym obrocie. Pora go nasmarować.

Wypad jeden z lepszych, długi, urozmaicony i w przyjacielskim towarzystwie. Czego chcieć więcej? Może tylko częstszych spotkań.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
79 kilometrów Roch przejechał. Jutro można spodziewać się regeneracji.

sobota, 3 lipca 2010

Żeby tylko zera nie było

Lejący się z nieba żar spowodował u Rocha wystąpienie zjawiska zwanego leniwcem, który to pojawia się wtedy, gdy temperatura osiąga niebezpieczną granicę 30°C. Jednak koniec końców Roch wsiadł na rower i pojechał w las, przejechać się chwilkę żeby w statystykach nie było zera na początku. Jednak wcale przyjemnie nie było; spodenki się rozgrzały, o butach nie wspominając, bo w nich nawet siateczki wentylacyjne nie dawały rady.

Z Dolomitów Roch wrócił do domu, bo gorąc był nie do wytrzymania. Jutro, jak zresztą w każdą niedzielę, Roch jedzie na lotnisko. Zabiera z sobą aparat, butelkę wodę i jakiś banknot na wypadek braku wody w butelce. Rano planowany jest wypad integracyjny z Koyocikiem, ale o tym wszystkim Roch napisze jutro (lub, znając życie, w poniedziałek).

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 2 lipca 2010

Amortyzacja pompki i łatek

Nic nie wskazywało na to, że Roch będzie miał jakąś awarię; w rowerze nic nie stuka, nie trzeszczy, a cały mechanizm jest lepszy niż w szwajcarskich zegarkach. Roch pojechał na lotnisko, bo chciał zrobić pewne 40 kilometrów, w końcu początek miesiąca i ładna pogoda zobowiązują.

W drodze powrotnej Roch wjechał w dziurę, niby nic szczególnego, dziura jak setki innych, w które Roch wjeżdżał, ale okazało się, że ta jest inna. Ta dziura przebija opony, o czym Roch przekonał się chwilę po wyjechaniu z niej. Powietrze zeszło szybko i całkowicie. Do domu było jakieś 18 kilometrów, a więc spacer w butach SPD odpadał. Wezwanie wozu serwisowego też odpadało, bo zanim Roch wytłumaczy gdzie jest to zapadnie noc.

W końcu przypomniał sobie, że w plecaku jeździ z nim pompka i łatki, który były kupione właśnie na taką okazję. Po dwudziestu minutach było po sprawie. Dwie dziurki zaklejone, koło założone i napompowane; można było jechać. W końcu, po wielu miesiącach, przydał się zestaw ratunkowy, który jeździł w plecaku. Wydatek ~50 zł zwrócił się, bo Roch nie musiał dreptać do domu.

Roch pozdrawia Czytelników.