Wszelkie normy mają to do siebie, że można je zaniżać; i tak było w przypadku Rocha, który na początku roku zakładał, że popełni kolejne 10000 km, potem już spuścił z tonu i chciał tylko 5000 km, aby w końcu zejść do 4000 km, które na szczęście osiągnął dziś i tym samym melduję wykonanie rocznego planu w 100%. Roch od dziś może spokojnie oddawać się fotografii i elektronice nie martwiąc się tym, że ma jakieś niespełnione plany, ale rower bynajmniej nie idzie w odstawkę; Roch wciąż będzie namiętnie pedałował, ale bez żadnych obciążeń, z czystym kontem i dla czystej przyjemności.
Tak się złożyło, że do pełni szczęścia zostało Rochowi tylko 28 kilometrów, w sam raz na niedzielny wypad do Świerklańca z Michałem. Oczywiście, jak to w niedzielę, ludzi pełno, ławki zajęte, ale Rochowi nigdzie nie śpieszyło się. W sumie to nawet nie wiedział ile ma przejechane, a ile jeszcze przejechać musi. Pod domem dopiero okazało się, że Roch może ogłosić victorię i udać się na zasłużony, choć krótki, odpoczynek. Teraz trzeba zacząć myśleć o kolejnej akcji "Roch remontuje rower", choć w tym roku będzie to tylko skromny lifting, a nie dogłębny peeling. Dowód przejechanych 4000 km:
Roch pozdrawia Czytelników.
W takiej sytuacji serdeczne gratulacje :)
OdpowiedzUsuńMoże Roch teraz będzie miał więcej czasu zajrzeć na inne blogi, tym bardziej że nie musi jechać na nie rowerem?
Pozdrawiam ;)