- "Będzie lało" -- pomyślał Roch jadąc na umówione spotkanie z Koyocikiem.
I od tego wszystko się zaczęło. Plan na sobotę był prosty -- dojechać do Lublińca, ale od początku Roch krakał, że będzie burza. Z Miasteczka Śląskiego, gdzie był umówiony z Koyotem pojechali lasem w kierunku Pniowca, aby stamtąd uderzyć do Tworoga i tam zacząć się martwić jak jechać dalej, ale Roch nie mógł wytrzymać bez gadania.
- "O tam" -- pokazywał palcem Roch na chmurę -- "będzie lało, widzisz jaka chmura" -- kontynuował.
- "Nie będzie, a najwyżej nas zmoczy" -- uspokajał Koyot.
Ujechali kawałek, a Roch dalej swoje.
- "A tam to już w ogóle, patrz jak granatowo, zmoczy nas" -- Utyskiwał na trudy jazdy w urojonym deszczu.
- "Bokiem przejdzie" -- Odpierał Koyot.
- "Ale to już bokiem nie przejdzie, będzie padać" -- Nie poddawał się Roch.
I w takiej atmosferze dojechali do Pniowca. Na miejscu zaczęło lekko kropić, ale Roch nawet chciał dalej jechać, jednak po chwili zagrzmiało i to spowodowało wylanie się z Rocha strachu.
- "O zagrzmiało, że nie dość, że nas zmoczy, to jeszcze zabije" -- narzekał Roch.
W końcu zamiast zaatakować Lubliniec zaatakowali Tarnowskie Góry i "U Szwejka" żeby przeczekać. Faktem jest, że grzmiało, a nawet padało, ale nie było jakiegoś gigantycznego oberwania chmury, a i nikogo nie zabiło. W końcu przyszedł solidniejszy opad, zmoczyło Rocha, Koyocik przeczekał i popedałował w swoją stronę.
Tradycyjnie już wypad nie doszedł do skutku przez zbytnią bojaźń Rocha, który w lekkim deszczu widzi ulewę, a w jednym grzmocie koniec swojego żywota. Następnym razem się uda. Na zakończenie zapis szczątkowej trasy: Prawie Lubliniec.
Roch pozdrawia Czytelników.
Ulewa to nic, ale wobec burzy z piorunami warto czuć respekt. Tego lata trzeba trochę lawirowac między burzami, bo inaczej człowiek nie mógłby się z domu ruszyć.
OdpowiedzUsuńO 18:00 miała być kawa i nic z tego - znowu burza nadeszła. Za często są one ;-)
OdpowiedzUsuń