środa, 31 sierpnia 2016

Dzień #10: plan zrealizowany, cykloza wróciła

Z tym zrealizowanym planem to Roch trochę przesadził, bo jak pisał w pierwszej notce:
(...) Roch postanawia co następuje: do końca miesiąca, czyli do 31 sierpnia codziennie jeździć na rowerze. Zostało 15 dni. Wyjątkiem jest deszcz i to mocny.
Tak więc z tego mocnego postanowienia udało się zrealizować ⅔ postanowienia, bo zamiast 15 dni na siodełku spędził ich tylko 10, ale to i tak sukces. Jeden dzień tylko był na 100% deszczowy, później dopadała go śpiączka, obowiązki domowe, czasem nie chciało mu się tak bardzo, że zasypiał na fotelu. Jednak jak tylko miał siłę i czas to pedałował, żeby udowodnić sobie, że jednak nie jest taką dupą jak zaczął o sobie myśleć.

Efektem tego postanowienia są dwie rzeczy:
  • Lepiej się Roch czuje i ma dalszą chęć do pedałowania,
  • Spadek — całkiem znaczący — wagi.
No więc pora zakończyć cykl Dzień #n i wrócić do normalności z jednym tylko wyjątkiem. W tej normalności znalazło się miejsce dla roweru. Fakt, że Roch czasem zarwie noc, bo po skończonej jeździe ma chęć napisania notki na Blogu, ale to jest efekt uboczny, z którym da się żyć. I to jest trzecia rzecz, która skorzystała na tym, że Roch posadził swoje cztery litery na siodełku rowerowym. Ruch na Blogu. I wcale nie chodzi o reklamy, których nie ma, nie było i nie będzie, ale o sam fakt pisania. Narząd nie używany zanika, podobnie mogłoby się stać z Blogiem, który nie używany zniknął by z internetów, bo Roch w akcie buntu skasowałby go.

Dziś, na koniec dnia Roch przejechał kokardkę, ale tym razem zabrał ze sobą muzykę. I, po początkowych problemach, okazało się to całkiem fajnym pomysłem. Po zmuszeniu Spotify do działania bez Internetu Roch mógł w końcu schować telefon i zacząć pedałować. Jak zawsze Roch przejechał kokardkę, bo wieczorem w zasadzie jest to najrozsądniejsze wyjście.

Ślad na zakończenie:

Roch pozdrawia Czytelników.

Dzień #9: z samochodem do mechanika i z rodzinką dla relaksu

I ponownie zaległa notka, ale Roch jeździł na rowerze. Po części z obowiązku, a po części dla przyjemności. Jednak zaczynając od początku to Roch po przyjeździe z pracy zapakował się w drugi samochód i pojechał z nim do mechanika, bo coś (płyn chłodzący) kapał spod samochodu. Jako, że dzieciory spały to Roch nie miał transportu z powrotem, ale to nie był problem — Roch przecież ma rower. Więc zapakował go do bagażnika i pojechał zostawić samochód. Z powrotem całą drogę płakał jak pedałował, bo zabrał zwykłe buty, więc małe pedałki wżynały mu się w place.

W końcu dojechał do domu i już miał wyrobioną normę, ponieważ do domu miał około 10 kilometrów. Chwilę później wstała Michaśka i dzieciory były w komplecie gotowe do zabawy. No więc najpierw spacer, później wspólny rower, na zakończenie jeszcze granie "w gola" i już całkiem na zakończenie granie w "małpki". Potem kolacja, kompanie i spanie. Tym razem Roch poszedł spać równo z dziećmi. Skoro rower był już zaliczony to można było iść spać. I tym sposobem nie było notki na koniec dnia. Jednak ślady się zapisały.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Dzień #8: za dnia, jak człowiek

Zaległa notka, ale wczoraj rower był jak najbardziej. I udało się (w tym miejscu powinny być fanfary i wiwaty) pojeździć w dzień i pojechać w lubianym kierunku, czyli do Las(k)u Aniołowskiego. I tak się złożyło, że Roch znalazł tam całkiem niezłą dróżkę. Zdjęcie obok, a na końcu panorama i może — o ile udał się — film na Youtube. Tak więc w końcu Roch poszedł pojeździć za dnia, ale jeżdżenie w nocy ma swój ogromny plus: nie ma ruchu, nie ma ludzi chodzących gdzie tylko się da i można spokojnie przejechać się nie myśląc z innych.

Kokardki w sumie nie było, ale też Roch tylko częściowo jechał swoją stałą trasą. Później to już pedałował na zasadzie "a może tu skręcę". Zazwyczaj udawało się trafić na jakiś fajny kawałek ścieżki rowerowej aż w końcu Roch zawinął się do domu, gdzie dopadł go grill i tym samym to co spalił to z powrotem przyjął, a i pewnie nawiązka się trafiała, ale jak to mówią "karma zawsze wraca". W tym przypadku dosłownie. Karma.

Po powrocie zasiadł na fotelu i czekał aż Michalina wstanie, ale ta twardo ciągnęła ze spaniem. Wstała dopiero o 1800 i można było iść na rower. W końcu Michalina też lubi sobie pojeździć, a Staś wybrał inny środek transportu, ale o tym będzie niebawem. W sumie można już zacząć ostrożnie podsumowywać akcję SięMotywuję. O ile nie udało się zrealizować pełnych piętnastu dni pedałowania, z różnych powodów, czasem z lenistwa, a czasem pogoda nie dopisała to Roch i tak uważa to za sukces. Zrzucenie pokaźniej liczby kilogramów, poprawa kondycji (górki już nie bolą końcówek włosów) a i chęć do dalszego jeżdżenia jest. No i licznik się okazał fajną sprawą, ale o tym też może w krótce będzie. I na sam koniec, ale w cale nie jako ostatni: blogasek jakby odżył, a Rochowi zachciało się blogaskować. Na zakończenie obiecany filmik:


I dodatkowo jeszcze śladzik, bo jakoś tak Rochowi zawsze włączy się telefon:

I panorama jeszcze, ale to już koniec:


Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Dzień #7: po leczo też nie warto wsiadać na rower

Gwoli wyjaśnienia wczorajszej absencji Roch pragnie donieść, że senność i wymęczenie wygrały. Po pracy Roch musiał jeszcze podjechać do Mamy, do Tarnowskich Gór, później szybko domu bo tam już Michasia i Staś czekali na zabawę, a wiadomo, że Roch to najlepszy kompan do zabawy. Wieczorem, kiedy Roch mógł iść na rower to zamiast na siodełku usiadł na fotelu i tak już został. Jedyne miejsce do jakiego chciał dojść to łóżko. Nad ranem nie miał siły wstać do Stasia — znaczy podniósł się i zasnął na siedząco.

Jednak dziś było zupełnie inaczej; rano pojechali szukać butów i małego plecaka, bo od 1 września Michasia idzie do "małej szkoły", czyli do przedszkola, ale oficjalnie nazywa się to właśnie "małą szkołą". I musiała mieć plecak i nowe buty. No więc pół dnia chodzili po sklepach i szukali. W końcu wszystko udało się kupić, a nawet Staś załapał się na zakupy bo zimniejsze dni już za progiem. Po powrocie do domu Roch... poszedł spać razem z dziećmi. Zamiast wsiąść na rower i pojeździć jak człowiek za dnia to poszedł spać. Kiedy wstał to wstały też dzieciory no więc spacer, rower, basen z Dziadziusiem, granie w piłkę i w końcu kolacja i spać.

Placek leczo w wykonaniu Żonki.
Z tym spaniem to też nie jest tak kolorowo — Staś wspina się i zaczepia Michasię, ta zaczyna się śmiać i w końcu Michasia ląduje u Stasia w łóżeczku i razem szaleją. No ale co zrobić, trzeba przeczekać i o mały włos Roch znowu nie poszedł spać, ale tym razem wstał i poszedł trochę pojeździć. Dziś nie było kokardki; Roch chciał przejechać się dalej, ale okazało się, że to dalej to zaledwie jeden kilometr więcej, więc jutro Roch wróci do kokardki, ale postara się ją zwielokrotnić. Żeby tradycji stało się zadość to Roch napisze, że po leczo też nie warto jeździć na rowerze. Na zdjęciu leczo zapieczone w cieście francuskim. Jakby ktoś chciał spróbować to przepis znajduje się tutaj: PLACEK LECZO. Fajna sprawa, ale przed rowerem nie warto.

Tak więc Roch pojeździł, pojadł i teraz planuje pospać. Jutro kolejny dzień i o ile nie zaśnie to weźmie aparat i udokumentuje raj, bo za dania można tam się wybrać, a Roch już dawno nie jeździł w dzień. Może jutro, o ile Roch nie zaśnie. Poniżej śladzik:

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Jest też ankieta o domenę dla bloga. Głosy mile widziane.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Dzień #6: torcik

Po wczorajszych imieninach Michasi poza prezentami i wspomnieniami zostało jeszcze coś. To coś to obszerny kawałek tortu, którego nikt nie chciał zjeść. Poza Rochem oczywiście. Ale on nie mógł ponieważ ma swoje postanowienie i chce w nim wytrwać, ale ten torcik.. mmmmmm orzechowy. W końcu Roch uległ; zjadł go i nie miał wyrzutów sumienia, choć jutro jak wejdzie na wagę to się na pewno zdziwi, ale dla torcika orzechowego warto się zdziwić. Oczywiście Michasia też  wczoraj zjadła swoją porcję, choć dziś już nie dostała, bo krem, bo zapomniała, bo w końcu Roch go zeżarł. Wieczorem kiedy prawie wszyscy poszli spać Roch snuł plany jak to będzie na rowerze i ile razy przejedzie kokardkę, ale w związku z dzisiejszym szczepieniem Stasia nie nastawiał się, że wsiądzie na rower.

Szczepionka paskudna cholera, ale trzeba było — lepiej teraz zaszczepić niż później włóczyć się po szpitalach i koczować na korytarzu. Tak więc Staś po szczepieniu zrobił się bardzo towarzyski i zabawowy i nawet Michalina nie dała mu rady. W końcu, kiedy przyszła pora spania, Roch położył go do łóżeczka, ale nie chciał. Nie chciał ze smoczkiem, nie chciał bez smoczka, nie chciał na brzuchu i na plecach też nie chciał. W końcu Roch wziął go na ręce i w momencie Staś odleciał.

Najbardziej niesamowite w tym wszystkim jest to, że Staś u Rocha zasypia w momencie. Przytuli się i idzie spać. Bez gadania i bez kombinowania.. Widać potrzeba posiadania Rocha przy sobie jest równie silna u Stasia jak i u Michaliny. To chyba tłumaczy dlaczego Roch jeździ wieczorami kiedy wszyscy śpią. Chodzi o to żeby nie marnować czasu na jeżdżenie na rowerze kiedy można posiedzieć z dzieciakami i pograć w małpy, ale porobić coś innego. Wracając jednak do roweru. Dziś tylko jedna kokardka bo torcik się mścił, ale i tak Roch pojeździł. Podjazdy coraz mniej męczą, a sama Żonka zauważyła, że Roch zaczął tracić krągłości. Co prawda do ideału jeszcze mu brakuje, ale jest dużo lepiej niż było jeszcze miesiąc temu.

Roch korci też żeby zmodyfikować kokardkę — żeby odbić gdzieś albo nie skręcać akurat w tym miejscu. Może coś wymyśli, ale na chwilę obecną kokardka jest całkiem fajna. Jutro, o ile pogoda pozwoli i Staś będzie czuł się dobrze, Roch chce machnąć dwie kokardki i może coś jeszcze dodatkowego, albo w wersji "na maksa" zrobić trzy kokardki. Na zakończenie śladzik:

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 24 sierpnia 2016

Imieniny i takie tam; w każdym razie bez akcentu rowerowego

No i nastał ten dzień w którym to Michalina ma imieniny. Tak, trzeba było zorganizować prezent, tort, a w międzyczasie jeszcze wrócić z pracy o rozsądnej porze tak żeby dzieciory nie poszły jeszcze spać. Na szczęście Michalina poszła w południe na drzemkę, więc Roch miał trochę więcej czasu na to żeby wszystko zorganizować. Później oczywiście kąpanie, czytanie książki, czekanie aż zaśnie i w końcu można zacząć myśleć o rowerze.

Jednak "inne obowiązki" spowodowały to, że Roch dziś ograniczy aktywność rowerową do wyjazdu do bankomatu i z powrotem. Niestety, ale czasem trzeba sobie odpuścić, ale Roch liczy, że w weekend sobie odbije, może nawet wyjazdem do Tarnowskich Gór, a to już by było coś. W końcu pojeździ jak człowiek, za dnia, a nie jak wilkołak po nocy. Choć jeżdżenie wieczorami ma jedną ogromną zaletę — nie ma ruchu, więc nie trzeba aż tak bardzo uważać, no chyba, że ktoś łapie pokemony jadąc na rowerze bo i taki przypadek zdarzył się Rochowi.

Niemniej jednak dziś jest przerwa, jutro powrót na siodełko, chyba, że Staś będzie bardzo marudny po szczepieniu, ale takie już uroki dorosłego życia. Nie zawsze ma się to czego się chce.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 23 sierpnia 2016

Dzień #5: za ciepło ubranym też nie warto jeździć

"Złej baletnicy nawet rąbek u spódnicy" - tako rzecze stare przysłowie ludowe, a Roch jest doskonałym tego przykładem. Jeśli prześledzić by ostatnie wpisy to Rochowi zawsze coś przeszkadzało; a to McD, frytki, a dziś za ciepło się ubrał, a wczoraj było mu zimno.

Jednak pora zacząć od początku. Jako, że Roch zaliczył obsuwę i jeden dzień wypadł mu z obiegu to musiał nadrabiać straty kilometrowe. Dziś zaplanował sobie podwojenie dystansu, czyli przejechanie kokardki dwa razy.

Bardzo spodobała mu się ta trasa, bo jest i z górki i pod górkę i trochę po prostej, czego można chcieć więcej? No może wypadu do raju, ale to powinno udać się w weekend, bo nocą Roch ma obiekcje przed wjechaniem do lasu - i nie chodzi tu o duchy, czy strachy, a o zwykłych, żuli z krwi i kości, którzy dla Rompera mogą chcieć wejść w posiadanie roweru, na którym Roch jeździ. Więc pozostało mu jeździć po oświetlonych ścieżkach rowerowych, a o bardziej terenowych ścieżkach zacznie marzyć jak nadejdzie "piątek, piąteczek, piątunio".

Drugi raz był lepszy od pierwszego, ale po dziesiątym kilometrze Roch musiał się napić wody. Tę na szczęście zabrał ze sobą, więc sięgnął do tylnej kieszeni i mógł robić drugą dziesiątkę. Jutro kokardka jeszcze dwa razy, ale Roch już myśli o tym, żeby potroić dystans, a to już będzie nie byle co. Na zakończenie oczywiście śladzik (nie śledzik, chociaż śledzić też można):

Skutkiem ubocznym tego, że Roch twardo wsiada na rower jest utrata wagi, nawet znaczna i koszulka w końcu luźno zwisa. Same plusy.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Dzień #4: powrót na siodełko

Po dwóch dniach bez roweru Roch stwierdził, że pora wsiadać na siodełko i przejechać znowu parę kilometrów szczególnie, że pogoda zaczęła zachęcać do przejechania się po okolicy. Rano było jeszcze szaro i ponuro, ale popołudniu zaczęło się wypogadzać i po powrocie z pracy Roch mógł śmiało iść na rower, ale nie sam.

Najpierw Michasia powiedziała, że chce iść z Rochem na rower, ale Roch musi ubrać "te dziwne buty co robią puk puk", kask i rękawice. Bo Michasia też ma kask i rękawiczki na rower więc Roch nie może odstawać dizajnem od niej.

Było nie było Roch wziął kask, założył rękawiczki, ale od butów udało mu się wymigać. Jak jeździ z Michaliną to ewentualne kolizje łatwiej uratować nie będąc wpiętym w pedały, a poza tym jakby Michalinę poniosła ułańska fantazja przed przejściem dla pieszych to Rochowi łatwiej jest zeskoczyć z roweru i dogonić ją mając na stopach buty, w których palce się zginają.

Wspólnie przejechali się kawałek, ale oczywiście nie mogło obyć się bez wywrotki, a Roch mówił, że na "tych kamyczkach" to jest bardzo łatwo się wywrócić, ale Michasia swoje wiedziała. Płaczu było mało, potem analiza tego jak to się stało, zrywanie kwiatków dla Mamy i powrót do domu. Tam akcja "jestem zmęczona i chce spać", później jeszcze tylko godzina zasypiania i już o 2200 można było iść na rower. Ale zaraz zaraz - jeszcze trzeba znaleźć to, a później klucze, a jeszcze telefon i buty, które zawsze są w innym miejscu.

Po 22 minutach Roch już zamykał garaż i wsiadał na rower. Trasa ta sama, nie ma co ulepszać czegoś co jest dobre z natury bo wymyślone przez Rocha. Dziś planował przejechać "kokardkę" dwa razy, ale przy końcu robiło mu się zimno i chciało się pić. Chwilę stał pod bramą i dumał nad tym, czy nie iść do domu przebrać się i napić, ale perspektywa zabawy ze Stasiem o 500 rano wygrała. I zaraz, po kliknięciu "Opublikuj", Roch kładzie się spać. Ząbkowanie to straszny okres.

Na jutro plan jest konkretniejszy - zabrać butelkę wody, włożyć coś cieplejszego i spróbować przejechać kokardkę dwa razy, o ile nie będzie godzinnego zasypiania i akcji "jestem zmęczona i chcę iść spać".

Na zakończenie kokardka:

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 21 sierpnia 2016

To nie koniec motywacji!

Nie, nie, nie! To nie tak, że Roch po trzech dniach samozaparcia nagle stracił ochotę albo zasiadł w fotelu z piwem w ręku. Fakt, że pisząc tę notkę siedzi w fotelu i pije piwo, ale to inne siedzenie i inne picie piwa niż mogłoby się wydawać. Po pierwsze, Roch po trzech dniach wysiłku i samopilnowania się jedzeniowego znacznie zszedł z wagi, a po drugie Roch pije mniej piwa niż dotychczas.

Tak jak zapowiadał w sobotę miał przerwę  z powodu odczulania, a po zastrzyku nie może przez dobę spożywać alkoholu i nie może uprawiać sportu - chodzi o wysiłek fizyczny i możliwość zrobienia się "odczynu" w miejscu szczepienia. Tak przynajmniej mówił dr który Rocha odczula. Ale w piątek stała się rzecz, której Roch nie mógł przewidzieć. Po tym jak przeczytał dzieciakom kolejne dwa rozdziały Pana Samochodzika i Tajemnic Fromborka, poszedł spać razem z dziećmi. Zmęczenie wzięło górę. Wstał około 2300, ale był ledwo przytomny. Żonka coś do niego mówiła, ale Roch kompletnie nie kontaktował.

Szybki prysznic i Roch poszedł dalej spać; nie było szans żeby iść na rower. Wyjechał by za bramę i zasnąłby za kierownicą. A niedziela, czyli dziś, upływa pod znakiem deszczu. Co prawda rano pojechali do Tarnowskich Gór na basen jak to mają w zwyczaju (choć przez odczulanie Rocha zwyczaj ten co jakiś czas przenosi się na niedzielę, a nie na sobotę). Jednak na każdym kroku lał deszcz. W końcu dzieciory poszły spać, a Roch sprawdził czy pada i pada, więc ma kolejny przymusowy postój, ale jutro kolejny dzień i o ile pogoda pozwoli to Roch wsiada na rower.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Dzień #3: w końcu jazda bez obciążenia

I już trzeci dzień zmagania z samym sobą Roch ma odfajkowany, a w zasadzie odrowerowany. Dziś postanowił, że po powrocie do domu nie weźmie nic do ust i pójdzie pedałować na pusto, ale Żonka zrobiła takie pyszne leczo, że Roch ugiął się i zjadł, ale trochę. Okazuje się, że po Maku, frytkach to leczo najmniej Rocha sponiewierało jeśli chodzi o pedałowanie, ale też odcisnęło na Rochu piętno ciężkości. Niemniej jednak Roch dał radę, a nawet chciał zrobić drugą rundkę, ale zaczęło kropić, a licznik pokazał już 10 kilometrów więc Roch mógł podskoczyć jeszcze do bankomatu i z powrotem do domu.

Trasa ta sama; zaczyna się ona Rochowi podobać, a więc będzie kręcił sobie kółeczka. Na jutro planuje zrobić dodatkowe, a więc chce szarpnąć się na całe 20 kilometrów, o ile pogoda oczywiście na to pozwoli, ale według prognoz ma nie być gorzej niż jest, a to Rochowi wystarczy. Z założonych 15 dni Roch zrealizował już 3, ale to dopiero początek.

I na koniec ważna sprawa; Roch zarzekał się, że codziennie będzie jeździł na rowerze, ale sobota mu prawdopodobnie wypadnie z harmonogramu, a to dlatego, że Roch idzie na zastrzyk odczulający, a po nim ma zakaz: wysiłku i spożywania alkoholu, więc Roch podwójnie cierpi, ale kichanie ustępuje, więc warto się trochę "pomęczyć".

Na zakończenie ślad:

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 17 sierpnia 2016

Dzień #2: po frytkach też nie warto jeździć

Drugi dzień wyzwania Roch uznaje za zaliczony; był rower i były błędy z dnia pierwszego. Po powrocie z pracy Roch wraz z Rodzinką pojechał do Lidla na zakupy. Michalina upatrzyła frytki:

- "Ja to chce, ja będę jeść flytki" - Krzyczała na pół sklepu.
- "Ale na pewno będziesz jadła?" - Pytała Żonka.
- "Tak, flytki mniam, ja lubię" - Zarzekała się.

No to Żonka przezornie wzięła małe opakowanie, bo Michalinie zmienia się zdanie średnio raz na milisekundę. W drodze do kasy Michaśka wzięła jeszcze serek, parówki i zrywkę na myszkę Minnie, która była z nimi w sklepie. W samochodzie dobrała się do parówek, a w domu padło pytanie:

- "Chcesz te frytki co sobie kupiłaś?" - Zapytała Żonka.
- "Nie, ja nie lubie" - odpowiedziała - "ja selek chcem, mniam"
- "To schowam frytki do zamrażarki" - powiedział Roch.
- "Nie ma miejsca!" - Po chwili dodał.
- "No to musisz je zjeść" - Odpowiedziała Żonka.

I tak przed rowerem Roch wciągnął trochę frytek i poszedł jeździć. Ale nie było źle. Było lepiej niż pierwszego dnia, ale do pełni szczęścia brakowało tego żeby tych cholernych frytek nie jeść, ale co zrobić jak nie było co z nimi zrobić. W psychologii (chyba) panuje przekonanie, że czynność powtarzana przez dwa tygodnie wejdzie w nawyk, a zatem Rochowi zostało już 12 dni na wejście roweru (nie frytek i Big Mac'ów) w nawyk.

Dziś trochę dłuższa pętelka, ale i czasu więcej i Roch już nie musiał montować licznika. W zamian za to musiał sobie założyć lampki, ale z tym nie było tyle zabawy. Jutro już na pewno Roch nic do ust nie weźmie i na pewno do żadnego sklepu nie pojedzie.

Na zakończenie zapis:

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Dzień #1: po McDonaldzie nie powinno się jeździć

- "Jak będziesz wracał to wjedź do Maka, w końcu masz urodziny" - Powiedziała Żonka.

I tak się zaczęła pierwsza próba Rocha, który chwilę wcześniej uroczyście postanowił, że będzie codziennie jeździł na rowerze. Na początek jednak, jeszcze w Tarnowskich Górach, wjechał do zaprzyjaźnionego rowerowego żeby kupić sobie prezent na urodziny. Postanowił, że skoro od Żonki dostał zaj*ście praktyczny prezent, który zawsze chciał sobie kupić (wtedy nie byłby to prezent) to od siebie kupi sobie gadżet, który być może zmotywuje go żeby zacząć jeździć na rowerze. No więc kupił sobie nowy licznik do roweru, bo stary zgubił jeden przycisk, a poza tym stare nie motywuje tak jak nowe. W drodze powrotnej wjechał jeszcze do apteki po swoje pigułki na alergię, na końcu wjechał do McDonalds'a i kupił wymysł diabła, czyli powiększony zestaw.

Po powrocie do domu doszło do konsumpcji i po chwili odpoczynku od jedzenia Roch poszedł montować nowy licznik na kierownicy. Od czasu ostatniego zakładania licznika wiele się zmieniło.

- "Kurna, ale dziwny magnesik dali" - dziwił się Roch.

W końcu jednak po kilku chwilach z instrukcją - w której był osobny akapit na temat montażu magnesika - Roch mógł oficjalnie przykleić podstawkę do mostka i zakończyć montaż. Pozostało tylko przebrać się i można było iść pojeździć i sprawdzić jak - i czy w ogóle - działa. Okazało się, że działa nawet dobrze, więc Roch przejechał się kawałek, ale nie zabrał ze sobą lampek więc nie mógł się zbytnio oddalić od domu.

Chciał jechać do raju, ale wieczorem ów raj mógł zmienić się w piekło, więc Roch dał sobie spokój i pojeździł po okolicy. Po wszystkim okazało się, że licznik już pierwszego dnia stanął na wysokości zadania; Strava zliczyła całe 100 metrów podczas gdy licznik pokazał 5 kilometrów co było dużo bliższe prawdy. Tak więc najtrudniejszy krok został zrobiony - pierwszy dzień został zaliczony rowerowo. Jednak sama jazda upłynęła pod znakiem ociężałości po "kolacji". Tej kolacji, z której zostało:


Roch pozdrawia Czytelników.

PS.

Urodzinowa motywacja i zobowiązanie

Tym razem całkiem serio i bez zbędnych pierdół; dziś jest 16 sierpnia, czyli Rocha urodziny. W związku z tym, a może dlatego Roch postanawia co następuje: do końca miesiąca, czyli do 31 sierpnia codziennie jeździć na rowerze. Zostało 15 dni. Wyjątkiem jest deszcz i to mocny.

I z każdego wyjazdu raport na blogu.

1 dzień jazdy = 1 wpis na blogu.

Dlaczego tak? Bo 33 lata to nie w kij dmuchał i trzeba zacząć spalać. Start dziś, godziny raczej wieczorne.

PS.
Powstaje uroczyście tak: #SieMotywuje. Można śledzić.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Trochę urodzinowe, trochę podsumowujące

Czas mija i nic tego nie zmieni - nawet dla Rocha czas płynie nieubłaganie i zbliża się moment, w którym skończy on 32 lata i wkroczy w wiek jezusowy, choć on sam - Roch, a nie Jezus, jeszcze w to nie wierzy. Tak więc przyszła pora na podsumowanie tego, co się u Rocha wydarzyło przez całe 32 lata. Ale spokojnie, nie będzie analizowania rok po roku. Szkoda na to czasu, a były takie lata, że nic - poza studiami i dyplomami - nic się nie działo.

Tak więc od jakiegoś czasu u Rocha uspokoiło się, o ile można nazwać dwójkę dzieci "uspokojeniem się". W każdy razie chaos jest opanowany, a jak już wyrwie się spod kontroli to można szybko go uspokoić obiecując lody i wyjazd na basen. Oczywiście obietnic - tych złożonych dzieciakom w szczególności - należy dotrzymywać, więc Roch jeździ na lody i na basen. W tedy jest względny spokój. Poza tym, że Roch ma dwójkę dzieciorów to ma jeszcze rower, na którym rzadko jeździ, a jak już się zdarzy, że jeździ to stara się pojechać do raju.

Ma w planach też wybrać się na stare śmieci, ale jakoś nie może się zorganizować. Ale prawda jest taka, że Rochowi szkoda Michasi, która jak tylko się dowie, że Roch jeździ na rowerze była by smutna, bo ona też na pewno chciałaby jeździć, a Roch nie chce ją okłamywać. Ale może kiedyś uda się wyjechać samemu na rower i sprawdzić co tam na starych śmieciach słychać. No i to byłoby na tyle podsumowania, bo najważniejsze w życiu Rocha są dzieciory i Żonka. Rower, praca i wszystko inne są ważne, ale z tego można łatwo zrezygnować i jeszcze łatwiej znaleźć nowe. A takie dzieciory i Żonka są niepowtarzalne.

Roch pozdrawia Czytelników.