W końcu udało się wyskoczyć na lotnisko, choć Roch woził się samochodem, bo pogoda początkowo nie była zbyt pewna. Jednak wraz z upływem dnia pogoda robiła się coraz ładniejsza, aż w końcu niebo rozbłysnęło błękitem i promieniami słonecznymi. Jednak Roch dojechał już autem na lotnisko i nie było sensu rozwodzić się na temat "a co by było gdyby...".
Na lotnisku, jak to w niedziele, ludzi masa, a każdy to ekspert światowej klasy jeśli chodzi o samoloty. Co prawda Roch za takiego się nie uważa i nigdy nie zacznie się uważać. Roch zajął się sobą, a właściwie wyczekiwaniem na jakiś samolot, najlepiej taki podchodzący do lądowania, bo wtedy jest niżej i wolniej leci. Niestety, Roch załapał się tylko na jeden start i wrócił do domu, bo następny lot był za godzinę dopiero.
Może, jak pogoda się ustabilizuje, to Roch rowerem podskoczy na lotnisko i może uda się złapać coś lądującego, a nie ciągle tylko startującego.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz