niedziela, 27 marca 2011

Z MD-11F nic nie wyszło

Boeing 767-223(SF)Tradycją stało się już, że samoloty, na które Roch czeka przylatują z opóźnieniem; tak też stało się z opisywanym wczoraj MD-11F, który miał być o 1700 na lotnisku, a dopiero startował z Maastricht. Teraz, gdy Roch pisze tę notkę MD-11F wleciał nad Polskę, a w okolicach godziny 1900 pojawi się nad lotniskiem, ale Rocha już tam nie będzie, bo był wcześniej i z dwóch ptaszków złapał tylko jednego, czyli CargoJet'a. Wiatr dopisał i lądowania były z ulubionego kierunku Rocha, ale za to na Cargo trzeba było jechać pod bramę. Z rowerem to żaden problem.

I na Cargo się skończyło, bo była późna godzina i trzeba było jechać do domu. Przed CargoJet'em pojawiło się jeszcze kilka fajnych maszynek i -- oczywiście -- Airbus A320, czyli WizzAir, ale w ramach rozgrzewki i jego Roch złapał. Wszystkie zdjęcia oczywiście można zobaczyć na Flickr. Pewnym rarytasem jest Diamond DA 42 Twin Star, którego Roch nie ma jeszcze w swojej kolekcji.

Powrót do domu odbył się wraz z Koyocikiem i nawet wiatr wiał w plecy, czyli Rochowi było łatwiej pedałować. Trochę było chłodno, ale nie aż tak żeby nie jeździć na rowerze. Dzisiaj przybyło 44 kilometry i Roch zbliża się do magicznej granicy 200 kilometrów, do której brakuje mu 6km. Jeśli jutro pogoda dopisze, a Rochowi będzie się chciało to dokręci je gdzieś na Dolomitach.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 26 marca 2011

Ogłoszenie - dwa patszki w jednym czasie

Roch ograniczy się tylko do ogłoszenia, bo pogoda wybitnie nie wiosenna, były momenty, w których padał nawet śnieg, a więc rower stał w domu, chociaż Roch ma wolne i chętnie by pojeździł. Ogłoszenie tyczy się kolejnego spottingu, a Roch z komentarzy wie, że jedna Anonimowa osoba chciała jechać na lotnisko. Jutro ku temu jest doskonała okazja bowiem jednego dnia, na jednym lotnisku i nawet z jednego kierunku nadlecą dwa rarytasy.

Pierwszy z nich to dobrze już znany CargoJet (Boeing 767), a drugi to McDonnell Douglas MD-11(F) linii lotniczej World Airways Cargo. Czas przylotu jest w miarę dobrze określony, nawet osoby "blisko związane z lotniskiem" go potwierdziły i jest to godzina 1700, a odlot tego samego dnia o godzinie 1900. Więc jeśli ktoś chciałby się zabrać to można się wpisywać w komentarze. Roch planuje wyjechać w okolicach godziny 1500, czyli będą dwie godziny na spokojne toczenie się na podejście 27.

Czas już będzie letni, więc dzień będzie dłuższy i powrót będzie jeszcze za dnia. Co z tych planów wyjdzie to się okaże, ale jeśli pogoda dopisze to Roch spróbuje się wybrać na lotnisko, choćby na podejście 09 zobaczyć tego ptaszka.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 25 marca 2011

Się jedzie

Koniec miesiąca się zbliża, a w pracy Rochowi jest coraz lepiej; pierwszy projekt już na ukończeniu, dziś Roch zamęczał sterownik, aż go zawiesił, wykrył kilka błędów, poprawił, udoskonalił, czyli proces tworzenia oprogramowania w pełni. Być może od poniedziałku dostanie własne biurko, bo komputer już został do Rocha przypisany, a więc migracja tuż tuż.

Dojazdy nie są taką ciężką sprawą jak Roch myślał, paliwo spala się umiarkowanie, korków wielkich nie ma, a jeśli są to parę chwil i się znowu jedzie, czego dowód Roch prezentuje poniżej. Notki pisane są rzadziej, ale Roch wraca do domu, to chce odpocząć od komputera i albo go nie włącza, albo sprawdza pocztę i wyłącza, ale weekend za pasem więc może pojeździ się na rowerze.


Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 20 marca 2011

Mamy wiosnę - w teorii i w praktyce

Klucz żurawiPo weekendowych opadach śniegu Roch stracił nadzieję na to, że wiosna nadejdzie jeszcze w marcu, ale od połowy niedzieli, czyli od dziś, odzyskał on nadzieję, bo pogoda w drugiej połowie dnia zrobiła się wybitnie wiosenna i nie ma czemu się dziwić skoro dziś mamy pierwszy dzień wiosny. Roch śmie twierdzić, że sprowadziły ją lecące żurawie zarejestrowane na Rochowym fotoradarze kiedy przelatywały przed oknem, za pomocą którego Roch ogląda przelatujące samoloty. Można powiedzieć, że wiosna została oficjalnie przyprowadzona przez żurawie.

Jednak z racji wcześniejszego ochłodzenia Roch nie jeździł na rowerze, bo nie było z kim, a poza tym trzeba było trochę nadrobić zaległości, których w tygodniu nie można zrobić z wiadomych już powodów. W międzyczasie nastąpił malutki zgrzyt, który Roch szybko wyjaśnił i ma nadzieję, że rowerowy (i nie tylko) Przyjaciel nie żywi do niego urazy, czasem źle złożone zdanie bywa powodem nieporozumień.

Przyszły weekend należy do roweru i nie ma takiej siły, która by Rocha odwiodła od tego pomysłu (nie licząc śniegu z deszczem) i ma on nadzieję, że będzie miał z kim pedałować.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 17 marca 2011

Cisza na łączach

Odkąd Roch rozpoczął przygodę z pracą to nie ma zbytnio czasu, a może nie ma siły, na to, żeby przed komputerem siedzieć. Wejdzie tylko na chwilę, sprawdzi, czy to co w pracy napisał działa na innym komputerze i wyłącza maszynę. Stąd też taka przerwa w blogowaniu, ale to wcale nie oznacza, że Roch zaczął się nudzić blogiem. Po prostu trzeba odpocząć od komputera, ale weekend będzie rowerowy to i grubsze notki się pojawią.

Jeśli chodzi o to, co Roch pisze w pracy, to dziś przekroczył dumne 1000 linii kodu, a tym samym zaczął komunikować się ze sterownikiem, a nawet coś już zapisuje do niego. Być może jutro uda się dobrać do sterownika na dłużej i Roch będzie mógł sprawdzić, czy faktycznie wszystko działa. W przyszłym tygodniu przeprowadzka do docelowej lokalizacji i Roch będzie mógł przyrosnąć do krzesła, bo póki co podsiaduje inną osobę, która ma urlop.

Na jutro jest zapowiedziany audyt więc poruszenie wśród konstruktorów, sprzątanie biurek, chowanie niepotrzebnych rzeczy, wycieranie kurzu i poprawianie dokumentacji. Roch ma nadzieję, że jego ten audyt nie obejmie, bo przecież nie siedzi na swoim stanowisku. W każdym razie jest poruszenie i "świąteczna" atmosfera.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 13 marca 2011

Lotniskowo-rowerowa oficjalna inauguracja sezonu

Zgodnie z wczorajszymi zapowiedziami Roch dokonał dłuższego wyjazdu, bo aż na lotnisko. Wraz z Rochem pedałował jego serdeczny Przyjaciel Koyocik, z którym umówił się w Tarnowskich Górach i to był punkt startowy do niniejszego wypadu. Na początek uderzyli do Świerklańca, tam chwilkę posiedzieli i zapuścili się na lotnisko, bo z lotniska Koyot ma blisko do domu, a Roch chciał popatrzeć na samoloty, bo trochę mu się ckni za nimi. Po drodze spotkali kolejnego towarzysza rowerowego, który jechał samochodem do pracy na lotnisko (ehhh, szczęściarz) i przez chwilę zablokowali jeden pas ruchu.

Na lotnisku było kilku spotterów, pojawiła się nawet drabina, ale niedzielnego CargoJet'a jeszcze lub już nie było, a szkoda bowiem Boeing 767 to całkiem niezłe cacko i można patrzeć na niego cały czas. Pod terminalem stał WizzAir i Enter Air, a wypychał się Antonov AN-26B co było donośnie sygnalizowane hukiem silników. Jako, że Roch nie miał aparatu pod ręką złapał za telefon i skręcił film(ik) więc można posłuchać jak cacko ryczy. Przyszła pora na powrót do domu; wraz z Koyocikiem dojechali do Brynicy i tam pojechał każdy w swoją stronę.

Wbrew pozorom z kondycją nie jest źle, powrót zajął niecałe 40 minut, średnia prędkość wyniosła 23 km/h, a kilometrów Roch przejechał całe 47 co jest całkiem dobrym wynikiem jak na pierwszy raz. Sezon rowerowy i lotniskowy można uznać za otwarty, wraz z przypieczętowaniem małym piwkiem żeby łańcuch był cały rok nasmarowany, a sezon udany. Oczywiście Roch nie pochwala pijaństwa, ale jedno małe piwko jeszcze nikogo nie zabiło, a więcej złego na drodze robi bezmyślność i chamstwo niedzielnych kierowców.

Na zakończenie wpisu film ze startu Antonova, nie to samo co zdjęcie, ale jest ruch, dźwięk i dynamizm. Oskara nie będzie.


Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 12 marca 2011

Rozruch rowerowy

Nastała sobota, pogoda zrobiła się iście wiosenna, Roch zostawił czapkę w domu, założył lżejsze buty, cieńszy polar i poszedł w miasto, aby odebrać przesyłkę, której w tygodniu nie mógł odebrać, bo listonoszowi nie chciało się zadzwonić i zostawić u rodziców szczególnie, że to ten sam adres. Popołudniami Rochowi nie chce się, a więc została sobota jako ten dzień, w którym można załatwić sprawy urzędowe. Paczka już rozpakowana, koszulka schowana i w poniedziałek można będzie lansować się z Boeingiem 747 na plecach.

Jeśli natomiast chodzi o rower to Roch był, ale na krótko, bo musiał też odespać tydzień (a także sobotę, bo zegar biologiczny ustawił się i Roch wstaje o 515 nawet w sobotę). Dziś tylko skromna przejażdżka po mieście i okolicach, ale jutro będzie dzień lotniskowy -- Roch planuje wybrać się na lotnisko, choć jeszcze bez aparatu (ten w telefonie będzie dostępny) i popatrzy co się zmieniło w jednym z ulubionych miejsc Rocha. Szamani od pogody przewidują na jutro 14°C tak więc można śmiało wypuścić się na dalszy wypad. O szczegółach będzie jutro.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 9 marca 2011

Na pierwszym piętrze

Wdrażania się w życie firmy ciąg dalszy; obecnie Roch awansował na pierwsze piętro, siedzi już przy komputerze, a nawet coś tam pisze. Idzie mu to póki co ciężko, ale to pewnie wina nowego otoczenia, z którym trzeba się oswoić. Pierwszy krok już poczyniony, Roch zakolegował się z jednym z "współlokatorów" i już było trochę lżej.

Może się uda wdrożyć, bo to tylko dwa tygodnie i Roch znowu zmienia lokalizację, a takie przesadzanie nie jest dla Rocha korzystne, ale to będzie ostatnia przeprowadzka. Natenczas próbuje on poznać wszystkie "zajawki" i nie podpaść za bardzo. Czasu oczywiście brakuje, ale w weekend ma być *naście stopni i można śmiało jeździć na rowerze.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 6 marca 2011

Dalej i dalej

Od wczorajszej notki Roch planował co będzie robił w ostatni wolny dzień (nie licząc tego, że z niecierpliwością wyczekuje poniedziałku); w końcu nadeszła pora żeby podjąć decyzję, czy jechać na lotnisko, czy może darować sobie i pojechać ciut bliżej, ale dalej niż wczoraj. Na zewnątrz okazało się, że jest chłodniej niż na Rochowym balkonie i wypad rowerem na lotnisko należy odłożyć do czasu większego ocieplenia, ale do Świerklańca można, a wręcz należy, pojechać.

Nim się obejrzał był już w Nowym Chechle, tam udokumentował swój wypad, przy okazji rower otarł się o metalowy słupek i powstała dumna rysa na lakierze, czyli trzeba będzie pomalować ramę. Po udokumentowaniu Roch pojechał do Świerklańca, zobaczył park i wrócił do domu. Z powrotem jechało się trochę ciężej, bo pod wiatr, ale i tak było całkiem dobrze. Do pełni szczęścia zabrakło sześciu kilometrów, ale to jutro po pracy Roch zrobi i będzie pełna stówka.

Na zakończenie zdjęcie:

Rowerem w Nowym Chechle

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 5 marca 2011

Marcowy rower

Rowerowe przedwiośnieNadszedł weekend i Roch postanowił, że pójdzie na rower; pogoda iście wiosenna, ciepło i słonecznie, ale trochę wiało. Jednak Roch nie zraził się tym i poszedł pojeździć choć rower nie był do końca przygotowany do sezonu, bo Roch zapomniał nasmarować łańcuch i ten cały czas skrzypiał, co Rocha denerwowało do tego stopnia, że przestało mu się chcieć jeździć, ale zasłużone dwadzieścia kilometrów ma przejechane. O ile pogoda nie zepsuje się to jutro Roch zaatakuje lotnisko*, tylko jazda lasem odpada ze względu na to, że śnieg topnieje i robi się wielkie błoto, które będzie wszędzie. Asfaltem też można jechać szczególnie, że w niedzielę ruch jest znikomy.

Sezon można uznać za zainaugurowany, pierwsze kilometry są zaliczone, szkoda tylko, że nikt nie chciał wykorzystać takiej przaśnej pogody i Roch pedałował sam, ale dla kondycji Roch może jeździć sam; jednak po rowerze człowiek lepiej się czuje, więcej mu się chce, a tyłek nie boli (zasługa tych sześciokilometrowych przebieżek). Jutro kolejny wypad, trzeba iść za ciosem.

*Lotnisko dlatego, że Rochowi narobił smaku ten film. Co prawda Katowice to nie Zürich, ale parę samolotów można pooglądać. O to sprawca całego zamieszania (oglądać koniecznie z dźwiękiem i w jakości HD):

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 3 marca 2011

Przedwiośnie

Co prawda nie to "Przedwiośnie" od Żeromskiego, ale to wynikające z naturalnego biegu pór roku. Już rano Roch nie musiał skrobać szyb, tylko wsiadł i pojechał, później w sweterku biegał z budynku do zalewowni i z powrotem, a na koniec czapka została w plecaku bowiem na zewnątrz było +7°C i w czapce robiło się ciepło. Przez osiem godzin Roch zrobił dużo, zalał zasilacze i inne rzeczy, a przede wszystkim najadł się pączków.

Firma zafundowała ich mnóstwo i każdy brał ile chciał. Roch wziął dwa, bo na więcej nie miał siły, poza tym sezon rowerowy tuż tuż i trzeba jednak chudnąć, a nie grubnąć. Jeśli w weekend pogoda dopisze Roch wyskoczy na rower, bo siedem stopni powyżej zera już pozwala myśleć o rowerze.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 1 marca 2011

Coraz cieplej, coraz więcej zajęć

Od jakiegoś czasu Roch wdraża się w życie firmy, dziś dostał umowę o pracę, a potem dostał lutowanie; pysk śmiał mu się od ucha do ucha, bo w końcu miał zajęcie, które lubił. Lutował płytki z "semaforami" (choć nazwa znajoma, nie były one kolejowe), potem lutował kabelki, a na koniec programował układy, żeby mrugało i świeciło. W międzyczasie Roch zalewał bezpieczniki, żeby nie iskrzyły. Fajna praca, nie trzeba siedzieć za biurkiem i przekładać papiery z lewej na prawą tylko można na własnej skórze przekonać się jak pachnie zalewa i jak się ją robi.

Wracając do domu Roch patrzył na okolicę i czekał kiedy zrobi się cieplej, bo wtedy będzie można jeździć na rowerze. O 1700 Roch już jest pojedzony, wypoczęty i można ze dwie godzinki pojeździć. W sam raz na wypad pod lotnisko i z powrotem. Temperatura już jest trochę normalniejsza, choć rano jest jeszcze zimno, ale przecież Roch rano nie jeździ na rowerze.

Roch pozdrawia Czytelników.