Wolna sobota więc Roch chciał wyjść na rower, ale od początku było mu pod górkę. Raz, że nikt nie chciał jeździć, a dwa, że trochę zachodziło chmurami, ale Roch planował pojechać na lotnisko. Kiedy wyszedł i spojrzał na drugą połówkę nieba odechciało mu się jazdy na lotnisko, bo pewnie nie dojechałby. Granat nieba zapowiadał burzę, ale skoro już Roch był ubrany, zniósł rower to wypadało przejechać choć parę kilometrów coby nie wyjść na totalnego lenia.
Żeby być blisko domu Roch kręcił się po okolicach Tarnowskich Gór, aż stwierdził, że takie jeżdżenie nie ma sensu i wrócił do domu. Nie minęło więcej niż dwie godzinki i już grzmi. Ktoś powie, że w dwie godzinki Roch mógł pojechać na lotnisko i wrócić, ale Roch temu komuś odpowie, że gdyby pojechał na lotnisko to pewnie teraz towarzyszyły by mu gromy, deszcz i wiatr, bo taki już Rochowy pech.
Zapis dzisiejszej "wycieczki": Burzowa przerwa
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz