Pogoda ponownie zachęciła Rocha do wdrapania się na rower, co jest utrudnione przez tłuszczyk, którym Roch systematycznie obrasta. Póki nie przekracza limitu wagowego ustalonego dla Bomberka to wszystko jest w porządku, choć Rocha trochę demotywuje fakt brzuszka, który chcąc nie chcąc się pojawił. Żeby trochę się go pozbyć i podtrzymać kondycję Roch wybrał się dookoła lotniska, bo dawno już wioskami nie jechał. Na towarzysza Roch wybrał swojego "guru lotniczego", który też kilometry uskutecznia, a w grupie - jak wiadomo - jest raźniej.
Żeby utrudnić sobie życie Roch jechał pod wiatr praktycznie całą drogę. Jak nie wiało z przodu, to rzucało Rochem na boki, a poruszyć Rocha to nie lada wyczyn. Dopiero w drugiej połowie dystansu przestało wiać i zrobiło się spokojniej, a i Roch zaczął jechać prosto. Za Zadniem (Zadzieniem?) było już z górki i nogi Rocha trochę odpoczęły.
Ponownie doszło do szaleństwa kilometrowego ponieważ 73 km ze średnią prędkością 24 km/h to jest szaleństwo szczególnie, że Roch kilka dni nie jeździł i jutro nogi mogą boleć, ale to dopiero jutro.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz