Coś musiało się stać, być może coś się zepsuło lub zatkało, ale deszcz przestał padać; po tym jak padał całą noc i większość poranka nastąpił koniec opadów, czyli ewidentnie coś musiało się zatkać, bo nie jest możliwe żeby przestało padać tak samo z siebie albo pod wpływem jakiegoś miłego i ciepłego wyżu. Nie dość, że rano lało jak z cebra to Roch jeszcze brnął w tym deszczu, bo musiał sprawdzić jedną rzecz, a do tego potrzebował kilku rzeczy, które były w zaprzyjaźnionym PWiK.
Ambicja nie pozwalała Rochowi poddać się w walce z opornym Access Pointem, który nie chciał współpracować z routerem. Okazało się, że z każdym problemem trzeba się przespać, bo dziś zadziałało za pierwszym razem i tym samym Roch uratował swój informatyczny honor, a i ego jeszcze bardziej spuchło.
Popołudniu Roch siedział w domu i z nudów wziął się za obróbkę zdjęć, które popełnił podczas ostatniego pobytu na lotnisku. Na tapetę dostały się dwa zdjęcia, które zakwalifikowały się do ścisłego finału finałów i zasługiwały na chwilę uwagi. Jak można się domyślić dziś, podobnie jak wczoraj, Roch w statystykach wpisuje zero, bo nie było okazji pojeździć, ale wszystkie prognozy mówią o znacznej poprawie pogody. Oby.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz