sobota, 22 marca 2008

Poranna aktywność

Tak się jakoś złożyło, że Roch pozwolił sobie spać do późnej godziny. Obudził go dopiero aromat serniczka, który właśnie skończył się piec i rumienił się do Rocha, któremu ślina ciekła na sam widok tego cudu kulinarnego. Później, z serniczkiem, zasiadł przed komputerem i tradycyjnie zaczął odbierać tysiące listów od Fanek, sprawdzał wiadomości na grupach dyskusyjnych i forach, włączył swój wypasiony Komunikator i oczekiwał propozycji spędzenia soboty.

I otrzymał taką od reed'a. Otóż tenże reed zdalnie połechtał ego Rocha pisząc, że właśnie skończył jeździć i popija Stronga. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyż reed, podobnie jak Roch, jest wytrawnym Bikerem (przez duże B) i normalnym jest, że poranne wypady są uskuteczniane. Jednak gdy napisał, że jeździ od godziny 400 rano(!) to w Rochu coś pękło.

Trudno było cofnąć czas i zacząć pedałować późną nocą, ale można było zacząć o godzinie 1130 i przynajmniej udawać, że jest się wytrawnym bikerem, a nie jakimś leniem, który czeka na popołudnie bo serniczek jeszcze bardziej pachnie i kusi.

No więc Roch wybył na rower i pojechał, rekreacyjnie, na Pniowiec. Tam zobaczył jak tłumy stoją pod kościołem z jajami w koszyku i czekają, aż ktoś im te jaja poświęci. Wtedy Roch przypomniał, że jego jaja nadal w koszyku czekają żeby i je pokropić. Cóż, tak wyszło, że rower był pierwszy, a jaja muszą poczekać.

Po powrocie zmęczony Roch oczekiwał jakiegoś sytego obiadu zawierającego porządny kawał mięsa i jakieś dodatki. Niestety. Zamiast obiadu dostał nóż i musiał obierać marchewkę.

- Ale Rochu cieniej bo z tej marchewki nic nie zostało - Krzyczała mama Rocha.
- Masz tu obieraczkę bo jeszcze palce sobie amputujesz - Stwierdziła widząc jak Roch "skrobie" marchewkę.

Okazało się, że Roch jest kompletnym inwalidą jeśli chodzi o prace kuchenne. Stał się persona non grata w kuchni i mógł zagospodarować swój wolny czas jak tylko chciał. Wziął rower i postanowił poszukać zająca z prezentami.

Poszukiwania rozpoczęły się na Reptach i tam też się zakończyły. Zająca nie było, ale byli inni znajomi rowerzyści, którzy również dostali zakaz wstępu do kuchni gdyż wykazują cechy daleko posuniętej ułomności kuchennej. Roch miał już zagospodarowane popołudnie. Wraz z kolegami jeździł po Reptach świetnie się bawiąc.

Zastanowiła go jedna rzecz: czy wszyscy rowerzyści nie potrafią obrać marchewki?

I tak zakończył się kolejny rowerowy dzień Rocha, w którym uskutecznił około 50 kilometrów.

Serniczkowy Roch pozdrawia wszystkich Czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz