Nadszedł ten dzień, nadeszła ta chwila, w której wszystkie dotychczasowe osiągnięcia Rocha zostały zweryfikowane. Mowa oczywiście o solidnym obciążeniu zasilacza, z którym Roch walczył od dwóch dni. Po przyjeździe do Koyota, Rocha jeszcze raz wszystko przemierzył, przedzwonił i stwierdził, że można próbować. Ręce mu się trzęsły tak, że wtyczką do gniazdka trafił dopiero za trzecim podejściem. Okazało się, że wszystko działa. Roch zdążył wpić smaczną kawę i tyle co wyjechał za bramę, a zasilacz padł.
Niestety, Roch poległ na polu naprawy zasilacza impulsowego; ponowna naprawa przez Rocha nie ma sensu, bo spali się znowu, a takie kombinowanie na dłuższą metę nie wróży nic dobrego. Plan na jutro jest prosty – przelutować kabel do innego zasilacza i modlić się żeby zadziałało. Rochowi, choć to pokorny młody człowiek, zostało jeszcze wiele do nauki, a każda porażka mobilizuje go do dalszego działania. Jak uprze się, to wypożyczy od Koyota felerny zasilacz i będzie palił go do momentu, aż dojdzie co mu jest.
Roch pozdrawia Czytelników.
no cóż, tak bywa. Jakby Roch znalazł przyczynę padnięcia zasilacza to byłby krok do przodu. Co nie oznaczałoby chyba, że usterkę opłaca się naprawiać we własnym zakresie. (poza wartością szkoleniową takiego naprawiania). Czy taki zasilacz impulsowy to drogi przyrząd? i do czego służy (że zasila to się domyślam, ale co?)
OdpowiedzUsuńPrzyczyna jest znana: burza ;) Koszt to jakieś 90 - 100 zł (w tym kultowość sklepu). To młodszy i lepszy brat starych, dobrych zasilaczy transormatorowych, w których były trzy elementy i nic się nie psuło.
OdpowiedzUsuń