poniedziałek, 31 maja 2010

Ciemne chmury

Po raz kolejny nad Rochem pojawił się front atmosferyczny, który sprowadził chmury, deszcze, a wczoraj nawet burze. Jakiś dziwny jest tegoroczny maj; deszczowy, zimny i burzowy miesiąc wcale nie zachęcał do jazdy na rowerze szczególnie, że nie wiadomo było kiedy spadnie deszcz. Na szczęście miesiąc już się i pora na podsumowanie.

Jeśli chodzi o kilometry to w maju wyszło ich najwięcej, co jest zasługą ostatniego szarpnięcia, po którym Roch dopisał 66km do statystyk i tym rzutem na taśmę maj okazał się najlepszym miesiącem. Pozostałe statystyki leżą i kwiczą, po części za sprawą pogody, ale też Roch się lenił i jak już pedałował to do Świerklańca i z powrotem, a to długich dystansów nie generuje. Statystyki można sobie przejrzeć on-line lub pobrać:

Oby tylko czerwiec okazał się bardziej słoneczny, bo jak jest ładna pogoda to Rochowi chce się jeździć.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 29 maja 2010

Spora regeneracja

Po wczorajszym szaleństwie Roch chciał powtórzyć dystans, ale nogi kompletnie odmówiły posłuszeństwa. Co prawda chciały pedałować, ale wyraźnie dawały znać, że jakikolwiek dystans większy niż 20 kilometrów nie wchodzi w grę. Już wczoraj Roch czuł, że dziś będzie rekreacja, ale nie przypuszczał, że aż taka.

Nie chcąc zmuszać się do jazdy Roch wyskoczył tylko do Pniowca i z powrotem; pedałował spokojnie, nie szalał, ale też nie odpuszczał nogom, bo przynajmniej 24 km/h trzeba było utrzymać. Kiedy już dojechał do Pniowca postanowił, iż wróci przez las, bo kolejna porcja asfaltu już nudziła Rocha.

Kiedy dojechał do TG pokręcił się jeszcze po mieście i pojechał do domu odpoczywać, bo jutro planowany jest wypad z Koyocikiem, z którym to dawno, bardzo dawno, się nie widział.

- Dane wypadu: BikeBrother

I mapka na zakończenie:


Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 28 maja 2010

Jasno określony cel

Na wstępie należą się Wam, Czcigodni, wyjaśnienia, bo to wcale nie jest tak, że Rochowi wczoraj nie chciało się pisać. Była wieczorna burza i Roch nie chciał spłonąć razem z komputerem, gdyby przypadkiem piorun trafił w Rocha blok, a przy jego pechu było to całkiem możliwe. Zresztą wczoraj nie było zbytniego jeżdżenia ponieważ deszcz skutecznie przegonił Rocha i wyszło tylko 20 kilometrów.

Za to dziś Roch odbił sobie za wszystkie krzywdy, jakie w ostatnim czasie wyrządziła mu pogoda. Już na etapie planu nie było mowy o "jakimś wypadzie". Roch dokładnie wiedział gdzie i jak chce jechać, wiedział co chce osiągnąć i wiedział ile kilometrów ma być. A ma ich być jak najwięcej, bo od początku roku Roch czuje niedosyt.

Na początek Roch wybrał "Wewnętrzną drogą PKP" do Miasteczka Śląskiego i stamtąd do Żyglina i do Brynicy. Później Roch chciał jechać na lotnisko i pojechał. Na podejściu 09 Roch widział startujący "Air Italy", ale zbytnio nie zaprzątał sobie tym głowy, bo musiał jechać dalej.

Z podejścia 09 Roch pojechał do Zadzienia (Zadnia?), czyli na drugą stronę lotniska, na podejście 27 i tam widział lądującego Wizz Air (A320). Z Zadnia(?) Roch podjechał do Mierzęcic i stamtąd prosto do Ożarowic, czyli w miejsce wyjazdu. Tym samym Roch objechał lotnisko "wzdłuż płotu" i wyszło mu 20 kilometrów ekstra.

Pozostało wrócić do domu, bo nogi już dawały o sobie znać, ale to nie przeszkadzało Rochowi kręcić średnią prędkość i finalnie wyszło mu 25,80 km/h na odcinku 66 km, co jest całkiem niezłym wynikiem jak na zaawansowany wiek Rocha. Jutro plan jest taki, aby to powtórzyć choć z bardziej rozsądną prędkością.

- Dane wypadu: BikeBrother

I mapka na koniec:


Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 26 maja 2010

Pogoda zaczyna Rocha rozpieszczać

Kolejny dzień ładnej - a nawet bardzo ładnej - pogody, co Rocha bardzo cieszy, bo w końcu może rozwinąć skrzydła i jeździć tyle ile chce bez obaw, że z nieba zaraz coś spadnie. Na początek Roch wybrał się "wewnętrzną drogą kolejową" do Miasteczka Śląskiego, a stamtąd lasem na Chechło, aby sprawdzić, czy tam woda wezbrała. Okazało się, że nic takiego nie się nie stało i Roch nadal nie widział wezbranego zbiornika wodnego.

Z Chechła Roch wybrał się do Nowego Chechła, a stamtąd do domu, bo godzina robiła się późna, a poza tym Roch miał dosyć błota i wilgoci. Jutro trzeba będzie wyczyścić rower, bo dziś trochę zbędnego błota na nim osiadło i trzeba się go pozbyć, bo zbyt brudny rower nie jest atrakcyjny. Trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć sobie dość.

Jeśli chodzi o dystans, to jest on zbliżony do wczorajszego, ale niedługo już będzie weekend i może uda się przejechać jakiś dłuższy dystans tak, żeby całkowity dystans przekroczył 1 400 kilometrów, bo do takiej liczby Roch właśnie się zbliża.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 25 maja 2010

Dobre wieści z rowerowego podwórka

Wczoraj Rochowi nie chciało się pisać, bo w sumie nie było o czym. Deszcz padał - przelotny, bo przelotny - ale skutecznie uziemił Rocha, który chciał iść na rower, ale nie było mu to dane. Dziś natomiast pogoda zapowiadała się całkiem znośnie i Roch zdecydował się wyskoczyć na rower. Miał też w tym pewien interes, o którym będzie za chwilę.

Początkowo Roch chciał skoczyć tylko do zaprzyjaźnionego Adventure (bo czerwiec za pasem i niedługo będzie lokalne święto rowerowe) po plakaty zawodów rowerowych "Repty 2010" żeby rozkleić je u siebie w okolicy, bo to zwiększa szanse na to, iż frekwencja będzie spora, a może zarażą się rowerem nowe osoby. Wprawne oko obserwatora na pewno zauważy(ło), że pojawiła się na blogu nowa strona "Repty 2010", na której są wszystkie szczegóły XIV Mistrzostw w Kolarstwie Górskim. Każdy chętny może się zapisać i wystartować, wpisowe to raptem 5 zł, więc nie majątek, a zabawa jest przednia. Roch też tam będzie, choć raczej zamiast roweru będzie miał aparat.

Jeśli chodzi o dzisiejszy wypad, to Roch początkowo chciał tylko podskoczyć po plakaty, ale pogoda zaczęła się robić całkiem znośna i tak, od jednego sms`a do drugiego, Roch umówił się na wspólne pedałowanie. Celem owego pedałowania były Dolomity, na których błota było po piasty. Później Roch przeniósł się do Radzionkowa i stamtąd prosta droga do Świerklańca i do domu.

Dystans udał się ładny, bo 37 kilometrów - po dwóch dniach przerwy - to wynik całkiem akceptowalny, choć nie tak okrągły jak 40 km, ale to na następny raz. Na koniec dnia Roch odnowił jeszcze starą znajomość i dzieki temu ma kolejnego rowerowgo towarzysza, co Rocha cieszy niezmiernie, bo w grupie raźniej.

Na zakończenie dzisiejszego wpisu Roch jeszcze raz zaprasza na zawody, bo to doskonała okazja spędzić kilka chwil na świeżym powietrzu, pouprawiać bierne i aktywne kolarstwo, a ten kto nie jeździ ma niepowtarzalną okazję zarazić się rowerem, bo to nałóg w 100% bezpieczny, zdrowy i przyjemny. Roch wie, co pisze.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 23 maja 2010

Lotniskowa majówka

W końcu udało się wyskoczyć na lotnisko, choć Roch woził się samochodem, bo pogoda początkowo nie była zbyt pewna. Jednak wraz z upływem dnia pogoda robiła się coraz ładniejsza, aż w końcu niebo rozbłysnęło błękitem i promieniami słonecznymi. Jednak Roch dojechał już autem na lotnisko i nie było sensu rozwodzić się na temat "a co by było gdyby...".

Na lotnisku, jak to w niedziele, ludzi masa, a każdy to ekspert światowej klasy jeśli chodzi o samoloty. Co prawda Roch za takiego się nie uważa i nigdy nie zacznie się uważać. Roch zajął się sobą, a właściwie wyczekiwaniem na jakiś samolot, najlepiej taki podchodzący do lądowania, bo wtedy jest niżej i wolniej leci. Niestety, Roch załapał się tylko na jeden start i wrócił do domu, bo następny lot był za godzinę dopiero.

Może, jak pogoda się ustabilizuje, to Roch rowerem podskoczy na lotnisko i może uda się złapać coś lądującego, a nie ciągle tylko startującego.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 22 maja 2010

Kolejna porcja deszczu

Jeszcze ziemia nie zdążyła wyschnąć po ostatnich opadach deszczu, a już nadeszła kolejna jego porcja. Deszcz, według prognoz, konwekcyjny spadł akurat wtedy, kiedy Roch chciał iść na rower i to pokrzyżowało jego plany. Potem jeszcze Roch chciał jechać na lotnisko, ale to też się nie udało, bo chmury nie chciały odsłonić słońca i dzięki temu Roch spędził popołudnie w domu.

Jutro, o ile pogoda znowu nie zagra na Rochowym nosie, postara się on powtórzyć dzisiejszy plan, a może nawet pojedzie na lotnisko albo pójdzie na stację. Oczywiście wszystko zależy od pogody, bo ostatnio ona rozdaje karty. Dzisiaj notka z serii "zapychających", ale czasem tak trzeba. Na pocieszenie będzie zdjęcie pogody:

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 21 maja 2010

Prawie pod lotniskiem

Pogoda zaczyna się poprawić, o ile wczoraj jeszcze słońca nie było widać, o tyle dziś już można było je podziwiać w pełnej krasie, choć często chowało się za chmurkami. Według prognoz, mogło coś popadać, ale nie jakieś duże deszcze, a lokalne opady. Choć wieszczone były też burze. Jako, że Roch nadal ma złe wspomnienia związane z ostatnim opadem, który złapał Rocha w Nowym Chechle trochę bał się oddalać od domu, ale im dalej tym była ładniejsza pogoda.

Na początek Roch pojechał do Miasteczka Śląskiego, gdzie spojrzał w niebo i pojechał do Żyglina. Tam kolejna kontrola nieba i Roch jedzie do Brynicy, gdzie dopadają go chwile zwątpienia w pogodę, ale w końcu daje się przekonać i jedzie na lotnisko. W połowie drogi Roch mimowolnie spogląda w niebo i okazuje się, że jest granatowe. Tego Roch nie wytrzymał i zawrócił.

W drodze powrotnej Roch zahaczył jeszcze o Świerklaniec i wrócił do domu przez Nowe Chechło. Pod domem okazało się, że troszkę popadało, ale nic specjalnego. Może na lotnisku padało, ale tego Roch nie wie, bo nie dojechał. Może jutro uda się dojechać do lotniska.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 20 maja 2010

Ponownie w siodle

W końcu, po czterech dniach, Roch wsiadł na rower i popedałował na jakąś skromną przejażdżkę. Pierwszego dnia Roch nie chciał szaleć ponieważ pogoda jeszcze nie jest pewna i lepiej nie oddalać się zbytnio od TG, bo po co wzywać wóz serwisowy szczególnie, że dziś byłby problem z wytłumaczeniem jak dojechać i gdzie Rocha szukać.

Na początek Roch wybrał się do Świerklańca żeby sprawdzić jak wygląda zbiornik wodny, który Roch zwykł nazywać tamą, bo jakoś nie chce mu się szukać tej poprawnej nazwy. Jakoś szczególnie dużo wody nie było, pewnie w międzyczasie zrobili zrzut lub wcale tak mocno nie padało. Niemniej jednak Rocha ciekawiło co (i gdzie) zalało, ale jakoś wszędzie w miarę sucho. Ze Świerklańca Roch podskoczył do Kozłowej Góry i stamtąd pozostało pojechać do Radzionkowa.

Jak na pierwszy rowerowy dzień, po czterech dnia postoju, to wyszło całkiem dużo kilometrów, bo 28 i to pod presją zapowiadanego deszczu. Jutro, o ile pogoda się nie zmieni, Roch planuje kolejny wypad, ale dalszy. Może nawet na lotnisko.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 19 maja 2010

Idzie ku dobremu

Według najświeższych informacji, pochodzących zza Rochowego okna, pogoda opamiętała się i idzie ku dobremu. Przed południem przestało padać i zaczęło schnąć, choć temperatura wciąż jest dużo za niska jak na maj. Jednak nie ma co narzekać, najważniejsze, że przestało padać, bo ostatni tydzień to była deszczowa masakra. Wyposzczony Roch już planuje najbliższy wypad, a także najbliższy kolejowy spotting, bo dawno go na stacji nie było.

Być może uda się połączyć rower z aparatem i wyskoczyć gdzieś na szlak, choć pilnowanie roweru i aparatu przed amatorami cudzej własności nie należy do najprzyjemniejszych zajęć i Roch pewnie wybierze się na przejażdżkę rowerową, a potem założy wygodne buty, może zainwestuje w bilet i wyskoczy gdzieś poza Tarnowskie Góry.

Jednak tydzień bezproduktywnego siedzenia w domu powoduje u Rocha wzrost ochoty na rower i zdjęcia, a więc i blog powinien być żywszy.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 18 maja 2010

Notka muzyczna

Czerwone Gitary & Alibabki - Ciągle pada (1975)

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 17 maja 2010

To wszystko przez topniejące lodowce

Każdy, kto śledzi prognozy pogody - a nawet same "wiadomości" - wie, że na Śląsku leje od soboty i wcale nie zanosi się na to, że szybko przejdzie. Optymistyczne prognozy wieszczą, że przestanie padać w środę, ale do tego czasu jeszcze wiele może się zmienić. Jak co roku słyszymy o podtopieniach, workach z piaskiem, ewakuacjach i o tym, że powinno regulować się koryta rzek i budować zbiorniki retencyjne, które powinny przyjmować nadwyżkę wody. Na planach się kończy i nic jeszcze nie zostało wcielone w życie.

Rochowi to nie przeszkadza, bo jedną z nielicznych zalet mieszkania na czwartym piętrze jest fakt, iż żadna powódź mu nie straszna. Pogoda widząc to postanowiła się nie zalewać Rocha tylko jego samochód. Przed wielką ulewą Roch zabezpieczył dach, tak żeby uniknąć jeżdżenia w akwalungu, do czasu aż Roch nie wysuszy samochodu. Na szczęście Roch w miarę szybko wykrył awarię i skutki są minimalne, choć są i to Rocha smuci, bo trzeba opracować technologię wysuszenia gąbki, która przyjęła większość wody.

Rower, z przyczyn oczywistych, nie wchodzi w grę, lutowanie też, bo Roch cierpi - niczym Grecja - kryzys, a żadna instytucja nie chce wesprzeć go zastrzykiem świeżutkich i pachnących Euro. Pozostaje więc Rochowi siedzieć w domu i podlewać swoje dwa pomidorki, takie o:


Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 15 maja 2010

Dzień odpoczynku od deszczu

Wszystko wskazywało na to, iż dziś pogoda trochę się opamięta i - przynajmniej na moment - przestanie padać. Od rana Roch patrzył raz w okno, a raz w prognozę pogody żeby wiedzieć dokładnie co się święci i czy warto w ogóle myśleć o rowerze. Najpierw jednak Roch musiał jakoś zabezpieczyć dach przed deszczem, który jutro ma padać. Według wszystkich prognoz jutro ma być ulewa dochodząca nawet do 6 mm/h, co jest niezłym wynikiem. W końcu Roch okleił dach taśmą i ma nadzieję, że tak wytrzyma do przyszłego tygodnia, kiedy to Roch oddaje samochód do magika, który ma się tym zająć.

Popołudniu Roch wyskoczył na jakąś przejażdżkę, bo nie mógł już w domu wysiedzieć. Pojechał do Kamieńca i wrócił przez Wilkowice i Miedary. Niebo cały czas nad Rochem zasnute jest ciemnymi i ciężkimi chmurami, z których w każdej chwili może spaść deszcz spowodowało to, że licznik pokazywał średnią prędkość, na dystansie 37,01 km, 24 km/h, co jest całkiem niezłym wyczynem, ale to pogoda "motywowała" Rocha.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 13 maja 2010

Dziura w wiadrze z deszczem

Ktoś chyba zapomniał zgłosić obsłudze technicznej wiadra z deszczem faktu, że owo wiadro jest dziurawe i leje się z niego trzeci dzień niemalże bez przerwy. Rocha szczególnie to boli, bo Megi zaczyna być zalewana przez padający deszcz, a magik od szyberdachu dopiero w przyszłym tygodniu się tym zajmie i do tej pory auta nie ma gdzie schować. Co więcej na rowerze też nie można jeździć, bo nie wiadomo kiedy spadnie deszcz, a jak już spadnie to jest ulewny i żadna kurtka go nie zatrzyma.

Roch, wszelkimi możliwymi sposobami usiłuje wymóc na pogodzie aby się poprawiła, ale on coś go nie słucha. O weekendzie nawet Roch nie myśli, bo pewnie będzie szary i nudny, oby tylko nie padało, bo trzeba będzie przerejestrować samochód na amfibię, a tego Roch by nie chciał, bo obecny wpis w dowodzie rejestracyjnym bardzo mu odpowiada.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 12 maja 2010

Burzowe szczęście

Powoli zaczyna Roch rozgryzać pogodę, która nie chce się poprawić, choć mamy już połowę maja i teoretycznie powinna być ładna, słoneczna aura, która powinna zachęcać do wypadów rowerowych. Tymczasem pogoda zachęca, ale do siedzenia w domu, bo jak tu wyjść na rower kiedy nie wiadomo, czy będzie padać, czy nie, a może będzie burza, a może tylko deszcz?

Jednak dziś Rochowi udało się oszukać pogodę i pojeździć przed tym jak rozpadało się. Co prawda Roch pojechał tylko do Miasteczka Śląskiego i z powrotem, ale w tych okolicznościach to i tak wiele. W drodze powrotnej już goniły go deszczowe chmury, ale na szczęście nie miał daleko do domu. Tuż po wejściu do domu zaczął padać deszcz, a chwilę później nadeszła burza, ale Rochowi już to nie przeszkadza, wszak pojeździł na rowerze.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 11 maja 2010

Całkiem bezpiecznie

W końcu Roch znalazł prognozę pogody, która sprawdza się w 100%. Według tejże prognozy miało padać w okolicach godziny 1700 i tak też było, choć z ilością opadów nie trafili, bo według strony miał być "light rain", a była przelotna burza z oberwaniem chmury. Jednak godzina się zgadzała, a to dla Rocha liczy się najbardziej, bo trzeba wiedzieć kiedy zjeżdżać do domu. Pogodę można sobie sprawdzić na stronie: yr.no.

Dziś Roch wybrał wariant terenowy trasy i pojechał na Dolomity, żeby trochę pojeździć po korzeniach ponieważ dawno tam nie jeździł. Z Dolomitów Roch podskoczył do Świerklańca, bo kilometrów było mało, a trzeba było dopedałować do 1 100 km, bo tyle aktualnie wskazuje Rochowy licznik.

Być może do weekendu Roch dokręci do 1 200 km, a potem do kolejnej okrągłej liczby i tak do końca sezonu. Kilometrów nadal jest mało, ale taki miesiąc deszczowy, niestety.

- Dane wypad: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 10 maja 2010

Ten zły i niedobry deszcz

Po ostatnich przygodach, w których przyszło Rochowi uczestniczyć, zrobił się on strachliwy i przezorny, bo przed każdym wyjazdem sprawdza prognozę pogody żeby nie da się zaskoczyć pogodzie. Na dziś pogodowy przekaz był jasny: popołudniu może popadać przelotnie, ale nic specjalnego nie powinno się dziać.

W związku z tym Roch postanowił, że przewiezie gdzieś swoje jestestwo, ale niezbyt daleko, bo zasada ograniczonego zaufania nakazywała Rochowi powstrzymanie się przed wypadem gdzieś pod lotnisko, albo jeszcze dalej. Celem był Świerklaniec, ale w połowie drogi niebo zaszło chmurami i prognoza - ta, o przelotnych opadach - zaczęła się sprawdzać. Roch szybko wrócił do domu i już nie planował z niego wychodzić szczególnie, że doprowadzenie roweru do stanu używalności po ulewie to ciężka robota.

Wszędzie był piach, a najwięcej zebrało się na łańcuchu, co w połączeniu ze smarem zrobił idealną pastę ścierną. Roch musiał wyczyścić łańcuch, a udało się to dopiero za pomocą benzyny ekstrakcyjnej, która normalnie służy Rochowi do odtłuszczania płytek. Potem jeszcze przetrzeć obręcze, wyczyścić klocki hamulcowe, pozbyć się resztek piachu z ramy.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 9 maja 2010

Długo, pochmurnie, ulewnie i burzowo

Na wstępie należą się wyjaśnienia, dlaczego Roch wziął się za pisanie dziś, a nie wczoraj i dlaczego notka pojawia się rano, a nie pod wieczór. Otóż wczoraj przyszło Rochowi wzywać wóz serwisowy, pod postacią Megi i jadącego w niej Taty Rocha, ponieważ pogoda w ciągu dosłownie paru chwil załamała się i nadeszła ogromna burza z piorunami i nie było jak dojechać do domu, ale zacznijmy od początku.

Wszystko zaczęło się od wypadu do Kalet, gdzie Roch zwiedzał ruiny fabryki produkującej papier, potem pojechał przez las do Bibieli i tam zwiedzał zatopioną kopalnię, a później sobie tylko znanym sposobem dojechał do Brynicy i podskoczył na lotnisko, bo przecież takiej okazji nie mógł zmarnować.

Na lotnisku zaczęło się odrobinę chmurzyć, ale Roch zdążył jeszcze pojechać do Sączowa i objechać cały Świerklaniec dookoła i dopiero w samym parku zaczęło padać, ale Roch nie poddawał się i wracał do domu. Poddał się dopiero w Nowych Chechle, po tym jak temperatura spadła, wiatr zaczął wiać, a niebo co chwilę rozbłyskało się od piorunów. Roch powiedział "dość" i wezwał wóz serwisowy.

Całe szczęście, że ktoś był w domu, a Roch stał w miejscu dobrze znanym, a na jakiś Dolomitach, gdzie dojazd graniczy z cudem, a i wytłumaczenie jak tam dojechać byłoby znacznie utrudnione, bo "pojedziesz wzdłuż nasypu, na końcu skręcisz w prawo, a potem pierwsza w lewo". Pierwsze pytanie byłoby o nasyp, a drugie jak dojechać do nasypu. Przy tym hasło "Nowe Chechło" było jak współrzędne GPS z dokładnością do sekund.

Całe szczęście Roch dojechał do domu samochodem, a sprzętowi nic nie jest, ale dziś następuje regeneracja i choćby się waliło i palił to Roch i rower odpoczywają. Za dużo wrażeń jak na jeden weekend. Na zakończenie dane wypadu (niedokończonego).

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 7 maja 2010

Trochę zabrakło do pełni szczęścia

Wczoraj Roch zapowiadał, że pierwszy tysiąc kilometrów jest już tuż tuż i tylko patrzeć jak licznik przeskoczy, a Roch podskoczy z radości. Plan na dziś był więc prosty, bo zostało 40 km do pełni szczęścia i tyle też Roch chciał przejechać. Żeby być w miarę pewnym tego, że ów dystans zostanie dokonany wybrał się aż do Piekar Śląskich.

W drodze powrotnej Roch nie spoglądał na licznik, bo nie chciał stracić ochoty do jeżdżenia, ale podświadomie czuł, że zbliża się do dzisiejszego minimum. W końcu dojechał do Świerklańca, pokręcił się chwilę i wrócił do domu. Cały czas nie patrzył na licznik, ale czuł, że 40 km zbliża się.

Pod domem okazało się, że do pełni szczęścia zabrakło 9 km, ale Rochowi już nie chciało się jeździć i z lekkim mankiem wrócił do domu. Jutro też jest dzień, oby tylko pogodny, bo dziś było nawet znośnie.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 6 maja 2010

Wszystkie drogi prowadzą na lotnisko

Według aktualnej pogody, która wyświetla się Rochowi na dolnym pasku, jest pogodnie i ciepło, bo aż 17°C, ale nie było wcale tak kolorowo. Roch postanowił, że pójdzie na rower, bo kilometrów wcale nie jest dużo, a patrzeć tylko jak Rochowi skończy się rok i ogłosi, że licznik pokazuje wynik trzycyfrowy, zamiast czterocyfrowego.

Planu specjalnego nie było, choć była chęć jazdy; na rozgrzewkę Roch przejechał się wewnętrzną drogą PKP do Miasteczka Śląskiego, a stamtąd prosto do Żyglina i dalej do Brynicy. Chcąc już wracać do domu Roch stwierdził, że "skoro już jestem w Brynicy, to do lotniska mam rzut beretem" i postanowił, że podskoczy na lotnisko, popatrzy, poobserwuje, odpocznie i wróci do domu.

Kulki w piastach jeszcze nie zdążyły przestać się kręcić, a pod bramę podjechał Airport security, który prześwietlił Rocha, czy aby nie jest terrorystą chcącym zestrzelić samolot. Pewnie Rochowy zarost wzbudził podejrzenia, a i kask z daleka może przypominać turban więc czujność specsłużb lotniskowych była jak najbardziej uzasadniona. Po chwili samochód odjechał, a Roch dalej stał i patrzył w niebo.

Jako, że nic nie startowało i nie lądowało Roch wsiadł na rower i pomknął w stronę domu, bo robiło się już późno, ale za to coraz bardziej słonecznie i ciepło. Pod domem słońce już ładnie grzało, choć chmury jeszcze straszyły. Oby weekend stał pod znakiem słońca i ciepła.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 5 maja 2010

Byle do tysiąca

Złej pogody ciąg dalszy i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie ten stan rzeczy ulegnie zmianie. Roch, trochę z przymusu, zaczął się już do tego przyzwyczajać i pochmurne niebo przestało na nim robić wrażenie. Do pierwszego tysiąca brakuje Rochowi jeszcze 100 km, a to można nawet w jeden weekend przejechać, a więc dziś Roch odpuścił sobie dalekie pedałowanie.

Aby jeszcze bardziej zmniejszyć ilość potrzebnych kilometrów Roch pojechał na Pniowiec, bo jakoś dalej nie chciało mu się jechać, a i pogoda nie była aż taka pewna. W dodatku padły baterie w mp3grajku i zrobiło się cicho, nie licząc szumu opon i wiatru, która czasem stawiał opór. Oby weekend był znośny, bo w końcu trzeba osiągnąć ten tysiąc.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 4 maja 2010

Zimny powrót do normalności

Można oficjalnie ogłosić, że pochmurna i deszczowa majówka dobiegła końca. Z planów, które Roch snuł zostało zrealizowane nie więcej niż 1%, bo tylko raz był na rowerze i tylko 20 km zrobił, a planował szalone 100 - 150. Pogoda po raz kolejny zagrała na Rochowym nosie, ale na szczęście majówka już jest historią lecz brzydka pogoda wręcz przeciwnie. Nad Rochem zagościł jakiś złośliwy front atmosferyczny, który sprowadził pochmurne niebo i temperaturę w okolicach 10°C.

Początkowo Roch nie planował wsiadać na rower, ale ostatecznie wybrał się i to nie byle gdzie, bo dojechał aż do Księżego Lasu, do którego jechał przez Ptakowice, Zbrosławice i Kamieniec, a w drodze powrotnej zahaczył jeszcze o Wilkowice i ponownie skończył w Ptakowicach. Trasa była zaprzeczeniem praw fizyki, bo gdzie Roch nie jechał tam miał pod górkę i pod wiatr, ale od czasu do czasu należy się zmęczyć i poczuć, że nogi jednak pracują.

Po powrocie Roch stwierdził, że trasę powtórzy, ale z GPS żeby było widać przewyższenia jakie trzeba pokonać i mieć kolejny unikalny ślad jakieś dalszej wycieczki. Jeszcze tylko dane dzisiejszego wypadu:

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 2 maja 2010

Jak to na majówkę przystało

Plany na majówkę Roch miał śmiałe, bo i do Pyskowic chciał jechać i na lotnisko wyskoczyć, ale jak zawsze pogoda szybko je zweryfikowała. Wczoraj Roch siedział w domu, bo deszcz go skutecznie uziemił, choć pod koniec dnia zrobiło się całkiem pogodnie, ale Rochowi już nie było dane wyjść na rower. Liczył, że dziś będzie inaczej, ale się przeliczył. Od rana lało, choć wszelkie wykresy pogodowe usilnie twierdziły, że nie pada.

W końcu, bliżej popołudnia przestało padać i Roch w akcie desperacji, nie czekając na wyschnięcie asfaltu, poszedł na rower. Planu nie było żadnego, bo Roch nie wiedział ile taki bezdeszczowy stan się utrzyma. Chcąc być blisko domu pojechał do... Miasteczka Śląskiego i z powrotem. Pogoda na szczęście wytrzymała i Roch wrócił do domu suchy, nie licząc tylko tego, co spod kół okazjonalnie prysnęło na Rocha.

- Dane wypadu: BikeBrother.

Roch pozdrawia Czytelników.