Ryk silnika, niepewność co się dzieję, chwile strachu, syreny, niebieskie światła, pędząca karetka. Tak minęło popołudnie Rocha. Nagle nad Rocha blokiem pojawił się śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, co zwiastowało tragedię. Wylądował na pobliskim parkingu co było znakiem, że stało się coś poważnego.
I tak było - na przejściu dla pieszych rozpędzony samochód "zgarnął" dwoje dzieci (8 i 9 lat). Droga hamowania skończyła się około metra za oznakowanym przejściem dla pieszych. To było do przewidzenia jak tylko została oddana do użytku nowa nawierzchnia, równa, szeroka, czarna i szybka. Można wdepnąć gaz w podłogę, od tego są drogi przecież, a im równiej tym szybciej.
Po dziesięciu minutach śmigłowiec LPR był w powietrzu, a Roch poszedł na rower. Jednak lądujący śmigłowiec pozostał w pamięci Rocha. Przecież to on mógł być na tym przejściu albo jechać rowerem tą ulicą.
Szkoda dzieciaków, bo one nie są winne temu, że debil zasiadł za kierownicę. O rowerze nie będzie. Nie dziś.
Widziałam jak sprzątali po wypadku
OdpowiedzUsuń