I w końcu się pojawiła, nadeszła wraz z weekendem, który upływa pod znakiem porannych mgieł i popołudniowego ciepła. Roch wyszedł na rower i postanowił, że takiej okazji nie można zmarnować i trzeba wykonać letni plan minimum, czyli 50 kilometrów bo pogoda zacna, a czasu dużo. W osiągnięciu celu przez pewien czas pomagał mu mp3grajek, który jednak nie wytrzymał i się wyłączył z powodu braku energii.
Roch pojechał na Dolomity i tam zapuścił się w dawno nie odwiedzane rewiry, w których na szczęście nie było tłumów. Z zakazanych rewirów Roch udał się na Repty i tam też pojeździł po krzakach. Z Rept ponownie pojechał na Dolomity. Dystans zaczynał się zbliżać do owych 50-u kilometrów, ale trochę jeszcze brakowało.
Roch postanowił, że przejedzie się jeszcze pewną ulicą i wróci do domu, gdzie okazało się, że faktycznie rygor 50 kilometrów został spełniony z delikatnym hakiem. A jutro niedziela, czyli dzień porannego lenistwa i popołudniowej pracy nad wypasionymi łydkami, które Roch czcią otacza bo to jedyny fragment ciała, który wart jest zawieszenia oka.
Roch pozdrawia wytrwałych Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz