środa, 29 września 2010

Będzie jeszcze słonecznie?

Roch ogranicza swoją działalność blogową ponieważ katar paraliżuje mu ręce, które służą tylko do trzymania chusteczek, które teraz Roch zużywa hurtowo dzięki czemu generuje zyski dla lobby chusteczkowego. Niemniej jednak jest coraz lepiej, a to z tego powodu, że kataru jest coraz mniej, czyli idzie ku dobremu. Korzystając z chwili przerwy -- do której przyczynił się też deszcz -- Roch wywiercił dziurki w płytce i zaczął lutować, do weekendu powinno być gotowe pierwszej próby montażu. Pierwszej, bo pewnie nie będzie to ostatnia próba.

Poza tym wszystkim jest nudno, monotonnie, pochmurno i deszczowo; porobiłby Roch jakieś zdjęcia pociągom, ale nie da się wyjść z domu, bo ciągle pada i końca nie widać, choć pogodynki zapowiadają, że pogoda ma się poprawić i już od przyszłego tygodnia ma być słonecznie. Ile z tych obiecanek-cacanek wyjdzie zobaczymy, ale Roch podchodzi do tego, jak do jeża, czyli ostrożnie, bo może zaboleć.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 27 września 2010

Oficjalne nadejście jesieni

Długo, po oficjalnej premierze pory jesiennej, ładna pogoda nie wytrzymała. Już od wczoraj się psuło, a dziś kompletnie się zepsuło. Deszcz pada, zrobiło się zimno i jesiennie. Liście spadły z drzew, a te które jeszcze się ostały to zżółkły i też niedługo spadną. Jednym słowem nadeszła jesień. Roch nadal walczy z katarem, więc czy jest jesień, czy lato to i tak siedzi w domu.

Teraz będzie więcej czasu na lutowanie, ale ucierpi na tym blog, który z założenia jest sezonowy, a skoro sezon się kończy to i tematyka bloga będzie ciut inna, choć nie do końca bowiem Roch nadal szykuje się do akcji "Wymiana Piasty 2010", a i Bomberka trzeba oddać w fachowe ręce W. z zaprzyjaźnionego Adventure, że o nowym liczniku Roch nie wspomni. Trochę rowerowych tematów jeszcze Roch przerobi.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 25 września 2010

Katar jako zapowiedź pogorszenia pogody

Od ostatniej notki minął jeden dzień, podczas którego Roch walczył z wszechogarniającym katarem, który z całą pewnością zaatakował Rocha podczas ostatniego rowerowania kiedy to jeździł w koszulce, choć pogoda wcale nie była koszulkowa. No cóż, Roch sam jest sobie winien i teraz musi walczyć z cieknącym nosem. Jeśli jednak dokładnie przeanalizować ów atak to Roch dochodzi do wniosku, że jego nos jest lepszy niż wszystkie prognozy pogody razem wzięte.

Już wczoraj, pomiędzy jednym, a drugim kichnięciem, Roch wiedział, że "ten katar coś przyniesie"; i przyniósł zachmurzenie, a jutro pewnie zacznie padać deszcz, bo przecież nie może być tak, że jesienią świeci słońce. Przez wstrętny katar Roch nie jeździł na rowerze; jego zdaniem lepiej odpuścić dwa dni, niż zapaść na jakąś byczą grypę, która znowu napcha kiesy firm farmaceutycznych.

Odpoczynek z całą pewnością przedłuży się ponieważ sprawdzone serwisy pogodowe pokazują ciemne chmurki z kropelkami i wieszczą spadek temperatury, więc zasmarkany Roch będzie mógł spokojnie kurować się. Jeśli uda się popedałować to Roch doniesie o tym czym prędzej, jak tylko przebieżeli z rowerem do domu.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 23 września 2010

Pierwszy jesienny dzień

Kto by pomyślał, że jesień zaskoczy Rocha, a tu w TV podali, że dziś "pierwszy dzień jesieni" jest. Pogoda raczej letnia, ciepło, słonecznie, aż chce się jeździć na rowerze. Roch postanowił, że połączy dwie przyjemności i zabierze aparat na przejażdżkę na lotnisko. Na miejscu ruch raczej słaby więc Roch siedział i patrzył w niebo. I wypatrzył jakiś samolot na wysokości przelotowej. Żeby nie wracać z pustymi rękami Roch szybko go sfotografował i mógł już wracać, ale trafił się jeszcze WizzAir, którego Roch tylko odprowadził wzrokiem.

Kolejny dzień i kolejne 40 km w statystykach; w takim tempie Roch pobije wszystkie dotychczasowe rekordy, a według szamanów od pogody październik też ma być słoneczny, więc Roch będzie pedałował i gromadził kilometry i może zbliży się do granicy 5 tyś. kilometrów. Na zakończenie zdjęcie rzeczonego samolociku, na Rochowe oko jest to Boeing 747, ale nie należy ufać Rochowemu oku.

Boeing 747

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 22 września 2010

Z punktu A do punktu B

Kolejny dzień, w którym Roch utrzymuje się ponad kreską oznaczającą 40 kilometrów. Jednak żeby tego dokonać musiał się nieco nakombinować, jak z jednego miejsca dojechać do drugiego, omijając drogę krajową 78, a właściwie jej lokalny odcinek z Tarnowskich Gór do Siewierza. Oczywiście mógł Roch jechać z Brynicy do Świerklańca rzeczoną drogą, ale w godzinach szczytu TIRy jeżdżą jeden za drugim, a pomiędzy nimi wiecznie spóźnieni przedstawiciele handlowi od jogurtów i cukierków w swoich kolorowych samochodzikach.

W końcu Roch wjechał do lasu, przejechał kawałek lasem i wyjechał bliżej Świerklańca, pozostało przeprawić się przez jezdnię i już Roch -- po dziesięciu minutach -- był na drugiej stronie. Ze Świerklańca Roch pojechał do Kozłowej Góry i pozostało mu pojechać do Radzionkowa. Później mógł już spokojnie wracać do domu, bo licznik pokazał 40 kilometrów. Dawno nie było żadnych śladów GPS więc z dzisiejszego wyjazdu Roch wrzuci zapis, żeby był dowód na to, że Roch jeździ, a nie pisze, że jeździ.


Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 21 września 2010

Energii zabrakło

Kolejna wizyta na lotnisku już za Rochem; jednak tym razem zaliczył logistyczną wpadkę ponieważ nie sprawdził, czy bateria w aparacie jest naładowana. Okazało się, że energii wystarczyło na ustawienie ostrości, po czym spust migawki został zablokowany i Roch mógł sobie posiedzieć i poczekać, aż jego towarzysz objedzie lotnisko dookoła. Rochowi jakoś nie chciało się jechać przez wszystkie wioski, ale nie wykluczone, że jeszcze w tym tygodniu dokona takiego wyczynu.

Jeszcze dziewięć kilometrów, które Roch mógł zrobić dzisiaj, i będzie okrągłe 3800 km w tym roku. Później jeszcze 200km i będzie komplet, czyli 4 tyś. kilometrów. Później już nie będzie parcia na kilometry; ile Roch zrobi ponad kreskę tyle będzie jego, może nawet uda się wyskoczyć na pięć tysięcy kilometrów.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 20 września 2010

Palec i nóżka to Rocha wymówka

W ramach niedzielnej regeneracji Roch wybrał się na lotnisko, bo i tak na rowerze nie jeździłby ponieważ noga coś go bolała, a wiadomo, że "palec i nóżka to Rocha wymówka". Na lotnisku ruch średni, ale lepszy taki niż żaden. W końcu, po wielu miesiącach udało się Rochowi trafić na startującego CargJeta'a; zawsze się z nim mijał, a to przyjeżdżał za wcześnie, a to za późno, a jak już przyjechał punktualnie to samolot nie przyleciał. Wczoraj jednak udało się i Roch ma swojego CargoJet'a.
****
Dziś noga jeszcze bolała, ale Roch nie zrażał się i poszedł pojeździć szczególnie, że pogoda była znośna, bo 19°, czyli w sumie ciepło. Roch wybrał się w kierunku Kamieńca, czyli dzień upłynął pod znakiem podjazdów i to stromych. Roch pedałował swoim tempem, nie nadymał się zbytnio. W końcu większość z 55km wjeżdżał pod górę, odpoczywając na nielicznych zjazdach. Prawie jak na jakiejś Vuelcie.

Po powrocie do domu noga przestała go boleć, ale nie wiadomo, czy dlatego, że boli druga, czy dlatego, że pierwsza się rozruszała. Pewnie jutro się okaże, czy ból przeszedł, czy magicznie rozmnożył się na obydwie nogi. Tak, czy inaczej noga już nie będzie bolała, bo jeśli już to dwie nogi będą bolały. Więc symetria będzie zachowana. Na zakończenie mityczny CargoJet, w ujęciu bardziej artystycznym, a co!

Boeing 767-233F

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 18 września 2010

Boli, oj boli

Tak jak Roch przeczuwał dziś ręce dają znać o sobie, a na domiar złego Roch chciał iść pojeździć, bo jutro pewnie będzie wizytował lotnisko więc rower dostanie dzień wolnego. Największy problem był ze zniesieniem roweru, ale Roch sprytnie toczył rower po schodach, więc wszyscy wiedzieli, że idzie on jeździć. Potem, przez parę kilometrów, Roch nie mógł utrzymać kierownicy w dłoniach, ale koniec końców wszystko wróciło do normy.

Przejażdżka w sumie krótka, bo tylko Świerklaniec i Chechło, ale z "kontuzją" Roch nie chciał jechać nigdzie daleko, bo jeszcze mógłby nie wrócić. W końcu pojechał do domu i znowu wszyscy wiedzieli, że Roch idzie ponieważ wtaczał rower na górę. Jutro, jak już Roch napomknął, pewnie będzie wizytował lotnisko, bo dawno tam się nie pojawił, a trzeba korzystać z pogody i robić zdjęcia. Być może jutro pojawią się jakieś ciekawe okazy (o ile ruch dopisze).

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 17 września 2010

Ręce dłuższe o 20 centymetrów

Tak jak niektóre zwierzęta, tak i Roch zaczyna robić zapasy na zimę. Dziś przyszło mu pracować fizycznie, dla dobra ogółu, a w szczególności dla własnego dobra. Nanosiło się biedaczysko ciężkich worów, a ręce pewnie wydłużyły się o parę(naście) centymetrów dzięki czemu Roch może pewniej trzymać kierownicę, ale już kubka z kawą nie potrafi podnieść. Pewnie jutro nie będzie potrafił stukać w klawisze więc notkę trzeba napisać póki jeszcze Roch ma władzę w rękach.

Później Roch postanowił się zrelaksować na rowerze; pojechał na lotnisko, coby relaks był jeszcze większy i taki był. Co prawda ruch raczej mały, ale za to na wysokości przelotowej widział dwa "grubasy", czyli Boeing 747 i Airbus A380. Szkoda, że nie lądowały, ale nie można mieć wszystkiego i czasem trzeba lizać lizaka przez szybę. W drodze powrotnej Roch zahaczył jeszcze o Brynicę, Żyglin i Miasteczko Śląskie, żeby kilometrów trochę przybyło.

Ale i tak ilość kilometrów nie jest pewna bowiem licznik zaczyna się psuć i czasem pokazuje niestworzone rzeczy, takie jak -- przykładowo -- prędkość maksymalna 84 km/h, choć Roch tyle nie jeździ, bo w mieście obowiązuje 50 km/h, a Roch nie ma środków na mandat za przekroczenie prędkości.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 16 września 2010

Na starych śmieciach

Od jakiegoś czasu Roch wpadł w monotonne odwiedzanie lotniska i Miasteczka Śląskiego, tak jakby innych miejsc nie było; wcale nie oznacza to, że Rochowi nie podobało się, bo zazwyczaj pedałował w doborowym towarzystwie, ale dziś -- korzystając z tego, iż jeździł sam -- postanowił odwiedzić Świerklaniec i pojechać do Piekar Ślaskich. Wszystko się pozmieniało, wybory samorządowe już za pasem, a więc drogi się budują, chodniki się robią, byle tylko nie odrywać się od pełnego koryta.

W drodze powrotnej Roch spotkał dawno -- jakieś dwa albo i trzy lata -- niewidzianą "starą" znajomą, czyli Alinę. Trochę poczatowali i Roch pojechał w swoją stronę, czyli na Dolomity. Tam też się zmieniło, ale na minus; wszystko jest rozjeżdżane przez ciężkie wywrotki, mnóstwo błota i dziur. Roch wyjechał z Dolomitów cały oblepiony błotem pewnie trzeba będzie jechać rowerem na myjnię.

****
Na zakończenie trzeba wspomnieć o tym, iż screenerzy Airliners.net ponownie odrzucili dwa zdjęcia, czyli aktualny wynik to 7:2 dla screenerów. Roch postanowił, że na jakiś czas zapomni o przesyłaniu zdjęć, bo niedługo osiągnie on granicę dziesięciu odrzuconych zdjęć, a to już będzie naprawdę demotywujące. Póki co są dwa zdjęcia, czyli źle nie ma.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Jedno ze zdjęć, które odpadło:

Airbus A321-131

środa, 15 września 2010

Szamanom pogodowym dedykuję - kontynuacja

Z nieukrywanym wstydem Roch przyznaje, że pomylił się pisząc, w notce Szamanom pogodowym dedykuję, że nasi lokalni "zgadywacze" ciągle nie potrafią trafić z prognozą; prawda natomiast jest szokująca, nawet dla Rocha. O ile z przewidzeniem dobrej, słonecznej i ciepłej pogody są spore problemy, o tyle z deszczem, chłodem i wiatrem szamani nie mają problemu i zawsze trafiają w punkt. Tak też jest dziś, wczorajsza -- jeszcze znośna -- pogoda załamała się kompletnie i Roch został zmuszony do siedzenia w domu.

Pozostaje czekać na poprawę aury, bo Rochowi brakuje 6 kilometrów do 3600 km, a później jeszcze trzeba dokręcić do 4000 tyś, żeby wyrównać i przekroczyć zeszłoroczny wynik. Nie może bowiem być tak, że Roch z roku na rok będzie jeździł coraz mniej, bo w końcu okaże się, że Roch wcale nie jeździ. Dlatego plany z początku roku należy zweryfikować i z 10 tysięcy kilometrów zejść na 4000 tyś.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 13 września 2010

Szamanom pogodowym dedykuję

Pewnie najtęższe na Świecie mózgi, w połączeniu z superkomputerami z czołówki listy TOP500 List - June 2010 (1-100) nie miałby problemu z przewidzeniem pogody nad Polską, lecz mamy takich, a nie innych szamanów i przewidują pogodę w taki, a nie inny sposób. Wczoraj, wieczorem wszystkie kanały telewizyjne trąbiły, że od poniedziałku, deszcze, ochłodzenie; tymczasem świeci słońce, jest nawet ciepło, a deszczu nie widać na horyzoncie. Weekend natomiast miał być słoneczny, a w rzeczywistości był deszczowy, o czym Roch przekonał się na własnej skórze, gdy wracał z Miasteczka Śląskiego w deszczu. Ciekawe też dlaczego zagraniczne serwisy pogodowe potrafią wstrzelić się prognozą, choć dane mają pewnie takie same.

****
Korzystając z tego niewytłumaczalnego zjawiska, jakim jest dobra pogoda, Roch wybrał się na dłuższą przejażdżkę, która miała metę na lotnisku; oczywiście Roch jechał przez Miasteczko Śląskiego i Brynicę, bo tak jest ciut dalej, a do wyrównania zeszłorocznego wyniku jeszcze krztynę brakuje. Jednak przed całym wypadem Roch podskoczył do zaprzyjaźnionego Adveture żeby dowiedzieć się, ile przyjdzie mu zapłacić za upragnioną piastę XTR, rozmowa była mniej więcej taka:

- "Ile będę musiał wyłożyć na przednią piastę XTR?" - Zapytał Roch.
- "Zaraz sprawdzę w katalogu" - Odpowiedział W.
- "Nowy model kosztuje od 260 do 380 zł" - Dokończył W. wskazując palcem na pozycję.
- "A mieliście jeszcze starszy model" - Nie dawał za wygraną Roch.
- "Ale on jest na 36 szprych" - Odpowiedział W. licząc dziurki.

Dzięki temu Roch dowiedział się, że albo wyasygnuje jakieś c.a 220 zł, albo złoży nowe koło, czyli wymieni obręcz i szprychy tylko po to, żeby mieć piastę XTR. Po krótkim namyśle i konsultacjach z W. Roch doszedł do wniosku, że to za dużo i trzeba będzie spuścić z tonu. Albo XT, albo polecana przez W. piasta Author ACO-H99-F na łożyskach maszynowych.

Tak, czy inaczej Roch rezygnuje z XTR, bo niewątpliwy wzrostu lansu nie jest wart 220 zł, które musiałby wydać na spełnienie swojego kaprysu.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 12 września 2010

Dwudniowa przerwa

Kolejny raz drogi prognoz pogody i pogody właściwej rozeszły się jak Polonez po trzech latach użytkowania. Według szamanów z telewizorni miało być słonecznie i nawet ciepło, a okazało się, że było pochmurno, wczoraj deszczowo, a dziś zimnawo. Pogoda zdecydowanie nie rowerowa, choć wczoraj Roch zdecydował się na wypad do Miasteczka Śląskiego, za co został ukarany powrotem w lekkiej mżawce.

Dziś cały dzień Roch urzędował w domu, choć początkowo chciał chcieć iść na rower, ale ostatecznie został w domu. Pewnie i tak Roch wracałby w deszczu do domu więc nie chciał nadstawiać swojej Rochowości na pogodowego klapsa. Jutro startuje nowy tydzień, Rochowi mało już brakuje do wyrównania zeszłorocznego wyniku więc nie musi się, zbytnio, nadymać.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 10 września 2010

Szybka przejażdżka

Tydzień się kończy, a Roch nie potrafi przypomnieć sobie ile raz, w tym tygodniu, był na rowerze, a jak nie pamięta to znaczy, że musiał mało jeździć, ale też pogody nie było takiej żeby wypady zapadły w pamięć. Dziś też był szybki wyjazd do Miasteczka Śląskiego i z powrotem. Początkowo Roch miał mieć towarzysza, ale okazał się, że szprychy nie wytrzymały momentu siły i solidarnie pękły. Wprawdzie tylko trzy, ale to wystarczyło żeby koło się "zboczyło".

Jeżdżenie bez towarzystwa Rochowi niezbyt się uśmiecha więc wypad był krótki, a w dodatku pogoda nie dopisała; chmurzyło się i było zimno, a Roch ma już swoje lata i może zacząć kaprysić. Po powrocie do domu Roch zrobił kawę, włączył komputer, a jak dobrze pójdzie to będzie futrował czekoladę.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 9 września 2010

Długi dzień na lotnisku

W ostatniej notatce Roch pisał, że na lotnisku zrobił się spory ruch. W końcu nie mógł się powstrzymać i następnego dnia pojechał do Pyrzowic i liczył na to, że sytuacja się powtórzy. I powtórzyła się. Lądowały jeden za drugim i Roch nie mógł oderwać się od płotu, a dzięki temu siedział tam jakieś trzy albo i cztery godziny, sam już nie wie, bo w pewnym czasie stracił rachubę czasu. Najlepsze zdjęcia trafiły do kolejki na Airliners.net i za osiem dni Roch dowie się, czy zdjęcia przeszły przez sito screenerów-pedantów.

Skoro już Roch poruszył temat Airliners.net to pora się pochwalić kolejnym zdjęciem, które dostało się do bazy danych: Photos: Boeing 737-8Q8 Aircraft Pictures | Airliners.net. Łącznie Roch ma już dwa zdjęcia w bazie, co jest sukcesem o tyle dużym, że pięć innych zdjęć zostało odrzuconych ponieważ "nie spełniały wysokich standardów". Reszta zdjęć, też wcale nie gorszych, trafiła na Flickr, a tutaj trafia pokaz slajdów, ponieważ skromność może być grzechem (jak i przesadna pewność siebie):


Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 7 września 2010

Lincoln Continental i spory ruch

Ma Roch szczęście do amerykańskiej myśli motoryzacyjnej; wpierw trafił mu się rasowy Sheriff, a teraz ustrzelił Lincolna Continentala (1970 - 1979), klasycznego krążownika szos, który buja się na wszystkie strony. Cacko stało w Ożarowicach, a to już wskazuje kierunek, w którym Roch pedałował. A na lotnisku ruch jak w ulu; startowały 2x Ryanair, LOT Charters, Koral Blue i AN-26 Exin, lądowało zaś 2x WizzAir, Lufthansa i jakiś szkoleniowy samolocik. Roch musiał szybko wracać do domu, bo zaczynał żałować, że nie zabrał aparatu.

Jednak nie ma nic straconego, jutro Roch planuje powtórzyć wypad, tym razem z aparatem na plecach i liczy, że ruch będzie zbliżony do dzisiejszego, a i wiatr powinien wiać z jedynie słusznego kierunku, co pozwoli na zdjęcia "z profilu". Dziś był dzień motoryzacyjny, więc dla zachowania równowagi jutro będzie dzień lotniskowy, a później może będzie dzień kolejowy i tak w kółko.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 6 września 2010

Reanimacja trupa

Czasem bywa tak, że wartość sentymentalna jest tak duża, że koszty nie grają większej roli. Jednak w przypadku komputerów wcale tak nie jest i czasem jest lepiej kupić płytę główną niż reanimować ją na siłę. Pal lich koszt kondensatorów, ale czas, nerwy i kolejny dzień bez roweru też ma swoją cenę. A dziś Roch siedział i wymieniał stare kondensatory na nowe. Zanim jednak to zrobił musiał wyjąć płytę główną, rozłączyć setki kabelków, przy okazji wyjąć zasilacz, bo oczywiście obudowa jest mikroskopijnych rozmiarów.

Kiedy już płyta była na zewnątrz trzeba było wylutować kondensatory, wlutować nowe. Zabawa głupiego, w dodatku Roch ma tylko dwie ręce i nie mógł się ogarnąć, bo w jednej lutownica, w drugiej kondensator, a płyta latała na wszystkie strony. W końcu, po wlutowaniu ósmego kondensatora, Roch odetchnął z ulgą, bo to był ostatni. Teraz tylko włożyć płytę, dopasować ją do otworów w obudowie, połączyć setki kabelków, na koniec jeszcze Roch musiał sprawdzać w instrukcji obsługi rozkład pinów ponieważ mamy takich, a nie innych fachowców.

W końcu Roch uporał się diabelską materią, ale stwierdził, że nigdy więcej, bo czas i nerwy są ważniejsze niż zapłata, która notabene nie wystarczy na Flickr PRO, ale to już ryzyko zawodowe. Rower też stał i wczoraj i dziś, ale jutro Roch nie robi nic, tylko jeździ i fotografuje, bo w planach jest kolejny wypad na jakąś stację. Może do Radzionkowa?

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 4 września 2010

Na stacji w Miasteczku Śląskim

Zgodnie z tym, co wczoraj Roch pisał, dziś był dzień regeneracyjny, bo nogi bolały, mięśnie były twarde, a cały Roch jakiś taki sztywny był, ale nie chcąc siedzieć w domu i sztywnieć jeszcze bardziej wybrał się do Miasteczka Śląskiego i na ławeczce patrzył, co tam się po stacji kręci. Trochę ruchu było i Roch przywiózł jakieś zdjęcia, które potem ładnie "wywołał" i wrzucił na Flickr. Jedno ze zdjęć, według Rocha najlepsze, można zobaczyć po lewej stronie, a na nim tarcza karzełkowa Tm668: jazda manewrowa zabroniona (Sygnał M1), ale to taka ciekawostka.

W drodze powrotnej Rocha złapał lekki deszcz, ale dało się jechać i w końcu przestało padać. Później jeszcze Rochowi trafił się zarobek ponieważ sąsiadom znowu padł komputer i trzeba go kolejny raz reanimować, ale tym razem nie będzie zmiłuj się, bo trzeba wymienić kondensatory, a to zajmie trochę czasu. O tym dopiero w poniedziałek, bo Roch nie ma "na stanie" żadnych kondensatorów.

Wszystkie zdjęcia, które Roch przywiózł z Miasteczka Śląskiego można zobaczyć na Flickr (niedługo już PRO):
Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 3 września 2010

Raz na lotnisku, raz na stacji

EPKT. Podejście 27
Powoli nadchodzi pora na ostatnie odwiedzenie ulubionych miejsc bowiem dzień robi się coraz krótszy, jest coraz zimniej i Rochowi przestaje się chcieć uskuteczniać długie przejażdżki. Na początek Roch pojechał dookoła lotniska, najprawdopodobniej ostatni raz w tym roku. Na drugiej stronie, czyli na podejściu 27, Roch pstryknął zdjęcie błyskających lamp, choć jakość pozostawia sporo do życzenia, ale mały aparacik to małe zdjęcie. Później podjechał jeszcze pod terminal, pojeździł po parkingu i skierował się ku domowi. Od Zadnia (Zadzienia?) Roch jechał pod wiatr, ale to przecież nic nowego.

SM-42 w Miasteczku Śląskim.
W drodze powrotnej Roch zahaczył o Miasteczko Śląskie i tam "złapał" stojącą na stacji lokomotywę SM42. I w tym momencie w Rochowej głowie zrodził się pomysł żeby jutro, w dniu regeneracji, podjechać tylko do Miasteczka Śląskiego, posiedzieć na ławeczce i poobserwować co tam jeździ. Co prawda jutro rozpoczyna się legendarna akcja przekierowań lotów z Warszawy do Katowic, ale Roch był dziś na lotnisku i jutro pewnie nie będzie mu się chciało jechać szczególnie, że przylot jest o godzinie 950, czyli dla Rocha jeszcze wcześnie rano.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 2 września 2010

Ciut deszczowo, ale i rowerowo

Niespodziewanie nadszedł wrzesień, czyli najbardziej znienawidzony -- spośród całej dwunastki -- miesiąc w kalendarzu. Nie lubi go jakieś pięćset tysięcy młodych ludzi, którym przyszło założyć tornistry i pomaszerować do szkoły. Jednak dla Rocha wrzesień wcale taki zły nie jest; normalne obowiązki, przyjemności i szara codzienność przed którą Roch broni się rękami i nogami.

O ile wczoraj jeszcze padało, o tyle dziś już zrobiło się ładnie i Roch musiał iść na rower, bo tydzień w domu potrafi z największego mózgu zrobić papkę. Trzeba było przewietrzyć się, zrelaksować i odpocząć w miłym towarzystwie swojego rowerowego druha. Na początek Roch pojechał do Miasteczka Śląskiego, a stamtąd do Brynicy, ale na lotnisko już nie dojechał, bo zaczynał padać deszcz.

Na szczęście jednak był on krótki, fachowcy nazwaliby go konwekcyjnym, ale Roch do nich się nie zalicza, więc deszcz był krótki i nawet przyjemny. Drugi opad, ciut większy, złapał go w Nowym Chechle lecz i tym razem Roch nie poddał się i dalej pedałował. W końcu to już wrzesień i trzeba się przyzwyczajać do niespodziewanych opadów. Drogowcy mogliby wziąć przykład z Rocha i przyzwyczajać się do tego, że grudniu zazwyczaj śnieg już leży.

Roch pozdrawia Czytelników.