W końcu zrobiło się ciepło, czyli w okolicach 20°C, a nie jak dotychczas 30 i więcej. Kiedy Roch wyszedł na zewnątrz to pierwsze co chciał zrobić to wrócić po jakąś cieplejszą bluzę, bo było mu zimno, ale po chwili organizm Rocha skalibrował się uznał, że temperatura jest całkiem w porządku i można śmiało pojeździć. Początkowo celem były jakieś krzaczaste tereny, ale ostatecznie Roch skomunikował się z towarzyszem od pedałowania i wspólnie pojechali pooglądać pociągi.
Zresztą dziś był dzień regeneracyjny więc jakieś dłuższe wypady nie były wskazane, a na ławeczce w Miasteczku Śląskim Roch relaksował się oglądając pociągi, a trafił się nawet jakiś TLK, który tylko przeleciał przez stację. Potem zabrał się do domu i sprawdził, za pomocą GPS, ile to przejechało mu się kilometrów i wyszło mu, że całe 30, a nawet nie poczuł tego w nogach. To chyba pierwszy znak, że kondycja wraca. Na dniach Roch kupi korbę do nowego roweru i przerzuci resztę części i może uda się jeszcze w tym sezonie pojeździć na nowym rowerze.
Na zakończenie film i wszyscy kibicujemy Mai:
Roch pozdrawia Czytelników.
niedziela, 28 sierpnia 2011
Leniwa niedziela
Labels:
Dolomity,
Miasteczko Śląskie,
Repty
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 27 sierpnia 2011
Ufff jak gorąco!
Od tygodnia Roch przeżywa istne męczarnie, temperatura nie chce zejść poniżej 25°C i Roch nie potrafi normalnie funkcjonować. Klimatyzacja w pracy nie wyrabia, w piątek już zaczęła strajk ostrzegawczy niczym kolejarze z Przewozów Regionalnych. Stan Rocha najlepiej odda fragment wiersza J. Tuwima:
Po powrocie do domu Roch zaczął zajadać się lodami. Jak nie może schłodzić się od zewnątrz to przynajmniej w Rochu będzie zimno. Jutro niedziela, według prognoz ma być o dziesięć stopni mniej, a to już jest bardzo dobrze. Na koniec ślad GPS: Lotnisko i odważny rodzynek:
Roch pozdrawia Czytelników.
"Stoi i sapie, dyszy i dmucha,Wczoraj wieczorem topił smutki w kawie, wracał już prawie po zmroku i nie miał już ochoty na pisanie notki. Niby słońca nie było, a wystarczyło zatrzymać się i już robiło strasznie gorąco. Dzisiaj natomiast Roch postanowił, że pojedzie na lotnisko. Upał jest dalej, ale wiatr trochę pomaga i wydaje się, że jest chłodniej. Na lotnisku pustki, samolotom też chyba jest gorąco. Jedynie Ryanair odważył się wystartować.
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha:
Buch - jak gorąco!
Uch - jak gorąco!
Puff - jak gorąco!
Uff - jak gorąco!
Już ledwo sapie, już ledwo zipie(...)"
Po powrocie do domu Roch zaczął zajadać się lodami. Jak nie może schłodzić się od zewnątrz to przynajmniej w Rochu będzie zimno. Jutro niedziela, według prognoz ma być o dziesięć stopni mniej, a to już jest bardzo dobrze. Na koniec ślad GPS: Lotnisko i odważny rodzynek:
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Lotnisko,
Nowe Chechło,
Ożarowice
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 21 sierpnia 2011
Boli, piecze i szczypie
W końcu Roch porwał się na dłuższy wypad; dłuższy, czyli taki powyżej dwudziestu kilometrów. Motywacją było nowe towarzystwo, które do wspólnego pedałowania zaprosił Koyocik. Motywacja była silna ponieważ towarzystwo było płci przeciwnej, czyli Roch nie mógł wyjść na mięczaka i choć pulsometr co chwilę mu przypominał, że to już nie pora na szaleństwa, to Roch zagryzał wargi i parł do przodu. Celem było lotnisko i dookoła lotniska. Pod każdą górkę Koyot wyrywał, a Roch nie chciał zostawać w tyle, w końcu budził się w nim samczy pierwiastek alfa.
W połowie drogi nadszedł kryzys, ale jedna z towarzyszek mocno naciskała na pedały i Rochowi nie wypadało zostać w tyle. Co chwilę spoglądał w niebo, że niby obserwuje samoloty, a tak naprawdę odchylał głowę żeby tętnice były w stanie doprowadzić krew i tlen do mózgu. Inaczej Roch dawno by zemdlał. Po pierwszym postoju dał o sobie znać tyłek. Bolał, palił i piekł jakby ta część Rocha zeszła do piekielnych czeluści, ale Roch zagryzł wargi i usiadł na siodełko. Przez chwilę myślał, że siedzi na sztycy, a siodełko zostało w domu, ale w końcu przeszło.
Dojechali do Świerklańca, gdzie nastąpił drugi postój. Roch myślał, że siedzi na krześle odwróconym do górny nogami, ale mylił się, Tyłek bolał jakby Roch siedział na jądrze Ziemi. Kawa tylko pobudziła Rocha i ciało chciało, ale nogi już nie mogły. Od Świerklańca do Tarnowskich Gór Roch jechał na stojąco, siedzenie powodowało ból, stanie zresztą też, ale to tylko dwanaście ostatnich kilometrów. Towarzyszki chyba też zaliczyły kryzys co Rochowi było na rękę.
Tarnowskie Góry. Roch widział już miękkie krzesło, zimną butelkę wody, na której siedzi i komputer, ale nie. Jeszcze tu, jeszcze tam. Roch zagryza wargi. Bolą wargi, nogi i tyłek. Najważniejsze, że do domu ma mniej więcej taką samą drogę z każdego punktu. Kierunek jazdy dobry. W końcu pożegnanie, podziękowanie i zapowiedź, że to nie był koniec. Roch jedzie sam, na stojąco, dobrze, że ma z górki to pedałować nie musi. Wargi odpoczywają. W końcu dom, jeszcze tylko wnieść rower na czwarte piętro i można siadać.
Wszystko boli, piecze i szczypie, ale warto było, bo w końcu nowe znajomości rowerowe, choć Rochowi włączyła się aspołeczność, ale Roch pociesza się, że "I’m not antisocial, I’m just not user friendly.". Może, a wręcz na pewno, przy następnym rowerowaniu Roch pokaże, że zna więcej wyrazów niż tylko "boli mnie tyłek" lub "bolą mnie nogi". Na zakończenie katorżnicza trasa w postaci śladu GPS: Dookoła lotniska.
Roch pozdrawia Czytelników.
W połowie drogi nadszedł kryzys, ale jedna z towarzyszek mocno naciskała na pedały i Rochowi nie wypadało zostać w tyle. Co chwilę spoglądał w niebo, że niby obserwuje samoloty, a tak naprawdę odchylał głowę żeby tętnice były w stanie doprowadzić krew i tlen do mózgu. Inaczej Roch dawno by zemdlał. Po pierwszym postoju dał o sobie znać tyłek. Bolał, palił i piekł jakby ta część Rocha zeszła do piekielnych czeluści, ale Roch zagryzł wargi i usiadł na siodełko. Przez chwilę myślał, że siedzi na sztycy, a siodełko zostało w domu, ale w końcu przeszło.
Dojechali do Świerklańca, gdzie nastąpił drugi postój. Roch myślał, że siedzi na krześle odwróconym do górny nogami, ale mylił się, Tyłek bolał jakby Roch siedział na jądrze Ziemi. Kawa tylko pobudziła Rocha i ciało chciało, ale nogi już nie mogły. Od Świerklańca do Tarnowskich Gór Roch jechał na stojąco, siedzenie powodowało ból, stanie zresztą też, ale to tylko dwanaście ostatnich kilometrów. Towarzyszki chyba też zaliczyły kryzys co Rochowi było na rękę.
Tarnowskie Góry. Roch widział już miękkie krzesło, zimną butelkę wody, na której siedzi i komputer, ale nie. Jeszcze tu, jeszcze tam. Roch zagryza wargi. Bolą wargi, nogi i tyłek. Najważniejsze, że do domu ma mniej więcej taką samą drogę z każdego punktu. Kierunek jazdy dobry. W końcu pożegnanie, podziękowanie i zapowiedź, że to nie był koniec. Roch jedzie sam, na stojąco, dobrze, że ma z górki to pedałować nie musi. Wargi odpoczywają. W końcu dom, jeszcze tylko wnieść rower na czwarte piętro i można siadać.
Wszystko boli, piecze i szczypie, ale warto było, bo w końcu nowe znajomości rowerowe, choć Rochowi włączyła się aspołeczność, ale Roch pociesza się, że "I’m not antisocial, I’m just not user friendly.". Może, a wręcz na pewno, przy następnym rowerowaniu Roch pokaże, że zna więcej wyrazów niż tylko "boli mnie tyłek" lub "bolą mnie nogi". Na zakończenie katorżnicza trasa w postaci śladu GPS: Dookoła lotniska.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Lotnisko,
Mierzęcice,
Ożarowice,
Zadzień,
Zendek
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 20 sierpnia 2011
Rozgrzewka przed dłuższym wypadem
I jest długo wyczekiwana sobota; Roch umysłowo odpoczywa od tych wszystkich ramek, modbusów, crc z którymi na co dzień ma do czynienia. Mentalnie Roch nastawiał się na wypad do Lublińca, o którym pisał tu, tu, tu, tu i jeszcze tu. Jednak Koyocik miał inny plan; dziś rekreacyjna jazda, a jutro ostateczny atak na legendarny Lubliniec, o którym Roch pisze i pisze. Rochowi nawet to odpowiadało, bo dziś odpocznie i przygotuje się do jutrzejszego wysiłku, który niechybnie go czeka, ale pogoda ma dopisać wiec jakoś to będzie, oby tylko było z górki.
Skoro dziś była rekreacja to punktami na trasie były miejsca, w których można było wypić kawę, posiedzieć i pogadać o różnych rzeczach. W końcu wyszło na to, że Roch to mściwa bestia albowiem jedzie do Lublińca nie tylko dla przyjemności, ale też dla własnych interesów, żeby komuś zrobić na złość i pokazać, co straciła. Konkluzja całej tej rozmowy była następująca: "nie możesz być cyniczny, musisz się jeszcze rozmnożyć" i coś w tym jest.
Jutro zatem, o ile pogoda dopisze, wielki dzień -- Roch jedzie do Lublińca, albo w innym, alternatywnym, kierunku ponieważ Koyot przygotowuje trasę w kierunku Siewierza, a dodatkowo zobowiązał się do zorganizowania żeńskiego dopingu, który umilałby i uatrakcyjniał wypad.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Dzisiejszy ślad GPS: Sobotnia rekreacja.
Skoro dziś była rekreacja to punktami na trasie były miejsca, w których można było wypić kawę, posiedzieć i pogadać o różnych rzeczach. W końcu wyszło na to, że Roch to mściwa bestia albowiem jedzie do Lublińca nie tylko dla przyjemności, ale też dla własnych interesów, żeby komuś zrobić na złość i pokazać, co straciła. Konkluzja całej tej rozmowy była następująca: "nie możesz być cyniczny, musisz się jeszcze rozmnożyć" i coś w tym jest.
Jutro zatem, o ile pogoda dopisze, wielki dzień -- Roch jedzie do Lublińca, albo w innym, alternatywnym, kierunku ponieważ Koyot przygotowuje trasę w kierunku Siewierza, a dodatkowo zobowiązał się do zorganizowania żeńskiego dopingu, który umilałby i uatrakcyjniał wypad.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Dzisiejszy ślad GPS: Sobotnia rekreacja.
Labels:
Chechło,
Nowe Chechło,
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
piątek, 19 sierpnia 2011
Roch kupuje rower. Część czwarta. Ostatnia.
Od ostatniej części cyklu "Roch kupuje rower" minęło trochę czasu, ale w końcu oficjalnie jest on zakończony. Przynajmniej jeśli chodzi o zakup ramy, bo przed Rochem jeszcze trochę wydatków, ale to za czas jakiś, najpewniej wtedy kiedy spadnie śnieg, czyli koło grudnia. Wczoraj był telefon z zaprzyjaźnionego Adventure, że rama jest. Kiedy Roch przyjechał mógł otworzyć karton i był pierwszą osobom, nie licząc pakowacza, który dotykał swoją ramę. Nikt przed nim nie otworzył kartonu, nikt nie dotykał jego ramy. Był to jeden z tych momentów kiedy słowo "dziewica" nabierało magicznego znaczenia.
Jednak żeby mieć ramę "na już" musiał odkręcić to, co na ramie wisiało, bo nie było mu to potrzebne. Trochę zeszło, ale w końcu w ramie zostały stery i sztyca i taką też Roch powiesił na wadze, która pokazała 1,73 kg co dobrze wróży ponieważ Roch chce mieć lekki rowerek do cross country. W domu zrobił parę testowych zdjęć, oczyścił ramę ze smaru i położył na honorowym miejscu. Dziś będzie musiał ją gdzieś schować, bo trzy miesiące z ramą na łóżku nie będą należały do najprzyjemniejszych. Najważniejsze, że jest, a to, że Rocha odrobinę zaskoczyła cena to inna sprawa. W końcu zarabia to może spełniać swoje mniejsze i większe zachcianki.
Roch pozdrawia Czytelników.
Jednak żeby mieć ramę "na już" musiał odkręcić to, co na ramie wisiało, bo nie było mu to potrzebne. Trochę zeszło, ale w końcu w ramie zostały stery i sztyca i taką też Roch powiesił na wadze, która pokazała 1,73 kg co dobrze wróży ponieważ Roch chce mieć lekki rowerek do cross country. W domu zrobił parę testowych zdjęć, oczyścił ramę ze smaru i położył na honorowym miejscu. Dziś będzie musiał ją gdzieś schować, bo trzy miesiące z ramą na łóżku nie będą należały do najprzyjemniejszych. Najważniejsze, że jest, a to, że Rocha odrobinę zaskoczyła cena to inna sprawa. W końcu zarabia to może spełniać swoje mniejsze i większe zachcianki.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Cube
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
poniedziałek, 15 sierpnia 2011
Świąteczna przejażdżka
Trzeci dzień byczenia się; na szczęście to już ostatni wolny dzień i od jutra znowu będzie działo się trochę więcej niż w takie przedłużone weekendy. Chcąc wykorzystać ten ostatni dzień Roch wskoczył na rower i przewiózł się rekreacyjnie po okolicy. Po wczorajszych i przedwczorajszych wojażach dziś Roch chciał jedynie poczuć wiatr we włosach niekoniecznie męcząc się przy tym.
Jakiegoś konkretnego celu Roch nie miał, objechał dookoła okolicę, wyszło mu jakieś dziewięć kilometrów (według GPS) i wrócił do domu. Zbyt parno jak dla Rocha, poza tym nie było nic do picia, bo Roch nie zabrał plecaka. W końcu miała to być lekka przejażdżka, a nie jakieś "wielkie" pedałowanie. Na zakończenie zapis śladu z przejażdżki: Świąteczna przejażdżka.
Roch pozdrawia Czytelników.
Jakiegoś konkretnego celu Roch nie miał, objechał dookoła okolicę, wyszło mu jakieś dziewięć kilometrów (według GPS) i wrócił do domu. Zbyt parno jak dla Rocha, poza tym nie było nic do picia, bo Roch nie zabrał plecaka. W końcu miała to być lekka przejażdżka, a nie jakieś "wielkie" pedałowanie. Na zakończenie zapis śladu z przejażdżki: Świąteczna przejażdżka.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Przejażdżka
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 14 sierpnia 2011
Lekkie XC
Normalnie niedziela jest ostatnim wolnym dniem, ale tak się akurat złożyło, że ta jest półmetkiem długiego weekendu i Roch postanowił to wykorzystać. Pojechał na Dolomity, żeby trochę pojeździć po krzakach, a że jeździł sam to był sobie panem. Te rejony zna lepiej niż własną kieszeń, ale to co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Jakieś schody, jakieś ścieżki, jakieś drogowskazy w końcu jakieś ławki i jakieś punkty widokowe. W ostatni bastion swobodnego pedałowania wdarła się cywilizacja ze swoimi "udogodnieniami". Ścieżki, kiedyś pokryte błotem i gliną, wysypane zostały jakimś żwirem, w dodatku zostały ubite żeby lepiej się po tym chodziło.
Pora umierać, bo nie ma już gdzie jeździć; ostatnie miejsce, w którym można było rozpędzić się z górki i nie liczyć się z tym, że ktoś na końcu będzie robił zdjęcie kwiatka albo zostawi rower na środku zjazdu, a sam będzie palił papierosa zostało ucywilizowane. Żeby nie publiczny charakter bloga Roch wyraziłby swoje zdanie w bardziej dobitny sposób, ale nie wypada pisać, że to zwykłe sk***o. Jutro Roch pojedzie sprawdzić co zmieniło się na Suchej Górze, ale to już nie są Tarnowskie Góry, więc nie liczy się. Wypad udany, o ile można uznać, że jazda po prawie wyasfaltowanej drodze to cross country. Ślad z dzisiejszego rowerowania: Dolomity (i nie tylko).
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Dobieszowice,
Dolomity,
GPS,
Nowe Chechło,
Świerklaniec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
sobota, 13 sierpnia 2011
Prawie udany wypad do Lublińca
- "Będzie lało" -- pomyślał Roch jadąc na umówione spotkanie z Koyocikiem.
I od tego wszystko się zaczęło. Plan na sobotę był prosty -- dojechać do Lublińca, ale od początku Roch krakał, że będzie burza. Z Miasteczka Śląskiego, gdzie był umówiony z Koyotem pojechali lasem w kierunku Pniowca, aby stamtąd uderzyć do Tworoga i tam zacząć się martwić jak jechać dalej, ale Roch nie mógł wytrzymać bez gadania.
- "O tam" -- pokazywał palcem Roch na chmurę -- "będzie lało, widzisz jaka chmura" -- kontynuował.
- "Nie będzie, a najwyżej nas zmoczy" -- uspokajał Koyot.
Ujechali kawałek, a Roch dalej swoje.
- "A tam to już w ogóle, patrz jak granatowo, zmoczy nas" -- Utyskiwał na trudy jazdy w urojonym deszczu.
- "Bokiem przejdzie" -- Odpierał Koyot.
- "Ale to już bokiem nie przejdzie, będzie padać" -- Nie poddawał się Roch.
I w takiej atmosferze dojechali do Pniowca. Na miejscu zaczęło lekko kropić, ale Roch nawet chciał dalej jechać, jednak po chwili zagrzmiało i to spowodowało wylanie się z Rocha strachu.
- "O zagrzmiało, że nie dość, że nas zmoczy, to jeszcze zabije" -- narzekał Roch.
W końcu zamiast zaatakować Lubliniec zaatakowali Tarnowskie Góry i "U Szwejka" żeby przeczekać. Faktem jest, że grzmiało, a nawet padało, ale nie było jakiegoś gigantycznego oberwania chmury, a i nikogo nie zabiło. W końcu przyszedł solidniejszy opad, zmoczyło Rocha, Koyocik przeczekał i popedałował w swoją stronę.
Tradycyjnie już wypad nie doszedł do skutku przez zbytnią bojaźń Rocha, który w lekkim deszczu widzi ulewę, a w jednym grzmocie koniec swojego żywota. Następnym razem się uda. Na zakończenie zapis szczątkowej trasy: Prawie Lubliniec.
Roch pozdrawia Czytelników.
I od tego wszystko się zaczęło. Plan na sobotę był prosty -- dojechać do Lublińca, ale od początku Roch krakał, że będzie burza. Z Miasteczka Śląskiego, gdzie był umówiony z Koyotem pojechali lasem w kierunku Pniowca, aby stamtąd uderzyć do Tworoga i tam zacząć się martwić jak jechać dalej, ale Roch nie mógł wytrzymać bez gadania.
- "O tam" -- pokazywał palcem Roch na chmurę -- "będzie lało, widzisz jaka chmura" -- kontynuował.
- "Nie będzie, a najwyżej nas zmoczy" -- uspokajał Koyot.
Ujechali kawałek, a Roch dalej swoje.
- "A tam to już w ogóle, patrz jak granatowo, zmoczy nas" -- Utyskiwał na trudy jazdy w urojonym deszczu.
- "Bokiem przejdzie" -- Odpierał Koyot.
- "Ale to już bokiem nie przejdzie, będzie padać" -- Nie poddawał się Roch.
I w takiej atmosferze dojechali do Pniowca. Na miejscu zaczęło lekko kropić, ale Roch nawet chciał dalej jechać, jednak po chwili zagrzmiało i to spowodowało wylanie się z Rocha strachu.
- "O zagrzmiało, że nie dość, że nas zmoczy, to jeszcze zabije" -- narzekał Roch.
W końcu zamiast zaatakować Lubliniec zaatakowali Tarnowskie Góry i "U Szwejka" żeby przeczekać. Faktem jest, że grzmiało, a nawet padało, ale nie było jakiegoś gigantycznego oberwania chmury, a i nikogo nie zabiło. W końcu przyszedł solidniejszy opad, zmoczyło Rocha, Koyocik przeczekał i popedałował w swoją stronę.
Tradycyjnie już wypad nie doszedł do skutku przez zbytnią bojaźń Rocha, który w lekkim deszczu widzi ulewę, a w jednym grzmocie koniec swojego żywota. Następnym razem się uda. Na zakończenie zapis szczątkowej trasy: Prawie Lubliniec.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Pniowiec
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
piątek, 12 sierpnia 2011
Roch kupuje rower. Część trzecia. Nie ostatnia.
Zgodnie z obietnicą Roch relacjonuje dzisiejszą wizytę w zaprzyjaźnionym Adventure. Ostatnie ustalenia były takie, że pod koniec tygodnia rama ma przyjechać, a dziś mamy "pod koniec tygodnia" o czym Roch przekonał się wychodząc o 1500 z pracy i widząc pusty parking. Jednak rama nie dojechała, a że przed nami długi weekend to rama dopiero przyjedzie we wtorek, a jak nie będzie jej to chłopaki ze sklepu zrobią dystrybutorowi haje (link dla goroli).
Tak więc Roch czeka do wtorku lub środy i wtedy jedzie do zaprzyjaźnionego Adventure po swój rowerek. Dziś stał tam Cube LTD Comp, ale biały i Roch przekonał się na własne oczy, że wybór którego dokonał jest słuszny i jedyny. Anodized Black jednak musi wyglądać przewypaśnie, o czym Roch ma nadzieję przekonać się już wkrótce. Na koniec wideo z "Rowerowej tuby", która od jakiegoś czasu straszy w bocznym pasku bloga.
Roch pozdrawia Czytelników.
Tak więc Roch czeka do wtorku lub środy i wtedy jedzie do zaprzyjaźnionego Adventure po swój rowerek. Dziś stał tam Cube LTD Comp, ale biały i Roch przekonał się na własne oczy, że wybór którego dokonał jest słuszny i jedyny. Anodized Black jednak musi wyglądać przewypaśnie, o czym Roch ma nadzieję przekonać się już wkrótce. Na koniec wideo z "Rowerowej tuby", która od jakiegoś czasu straszy w bocznym pasku bloga.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Cube
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
wtorek, 9 sierpnia 2011
Roch kupuje rower. Część druga. Nie ostatnia.
Od ostatniej wizyty w zaprzyjaźnionym Adventure minęło trochę czasu, a telefonicznie Roch dowiedział się, że rama będzie na początku przyszłego, czyli obecnego, tygodnia. Chciał już jechać wczoraj do chłopaków, ale pomyślał, że trzeba im dać czas i podjechał dzisiaj. Co prawda ramy nie ma, ale za to Roch wie co przyjedzie; dokładnie to będzie Cube LTD Pro w kolorze Anodized Black, czyli taki jaki Roch chciał. Do kompletu dostanie stery i może uda się wynegocjować sztycę.
Poza tym Rochowi dostała się premia, od samego prezesa, za "rzetelną realizację projektu", a więc rama w pewnym zakresie (to jeszcze nie ten poziom, że za premię Roch kupi cały rower) zamortyzuje się, a Roch odczuje zakup lżej niż pierwotnie planował. Jednak najbardziej liczy się to, że Roch został dostrzeżony, a to dobrze wróży na przyszłość.
O dalszych losach Rochowego roweru będzie na bieżąco.
Roch pozdrawia Czytelników.
Poza tym Rochowi dostała się premia, od samego prezesa, za "rzetelną realizację projektu", a więc rama w pewnym zakresie (to jeszcze nie ten poziom, że za premię Roch kupi cały rower) zamortyzuje się, a Roch odczuje zakup lżej niż pierwotnie planował. Jednak najbardziej liczy się to, że Roch został dostrzeżony, a to dobrze wróży na przyszłość.
O dalszych losach Rochowego roweru będzie na bieżąco.
Roch pozdrawia Czytelników.
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
poniedziałek, 8 sierpnia 2011
Blog wkracza w XXI wiek
Nie od dziś wiadomo, że człowiek nie istnieje jeśli nie ma konta Facebooku. Roch długo się wzbraniał przed mechanizacją w domu i zagrodzie aż w końcu podjął ryzyko i zrobił fan page bloga, który od jakiegoś czasu przyszło mu prowadzić. Póki co to wersja beta (i pewnie taką zostanie) dopóki Roch w jakiś sposób nie ogarnie tych wszystkich przycisków, opcji i innych pierdolników.
Teraz pozostanie wygenerować jakieś sprzężenie pomiędzy facebookiem, a blogiem żeby posty automagicznie pojawiały się na ścianie. Jeśli zaś chodzi o prywatność to Roch nie zbiera żadnych danych, jeśli cokolwiek jest kolekcjonowane to robi to Facebook, a Roch woli jeździć na rowerze niż patrzeć kto go lubi. I tego życzy wszystkim Czytelnikom.
Roch, z odcinka "XXI wiek", pozdrawia Czytelników.
Teraz pozostanie wygenerować jakieś sprzężenie pomiędzy facebookiem, a blogiem żeby posty automagicznie pojawiały się na ścianie. Jeśli zaś chodzi o prywatność to Roch nie zbiera żadnych danych, jeśli cokolwiek jest kolekcjonowane to robi to Facebook, a Roch woli jeździć na rowerze niż patrzeć kto go lubi. I tego życzy wszystkim Czytelnikom.
Roch, z odcinka "XXI wiek", pozdrawia Czytelników.
Labels:
Oboczności
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
niedziela, 7 sierpnia 2011
Podglądanie pociągów
Dawno Roch nie oglądał pociągów i dziś akurat nadarzyła się ku temu okazja, bo nie było za bardzo gdzie jechać. Koyocik nie mógł pedałować popołudniu, a Rochowi nie pasowało rano. Do Miasteczka Śląskiego Roch pojechał z dawno nie widzianym towarzyszem, z którym kiedyś sporo czasu spędzał na lotnisku, bo w sumie tak się poznali. Na stacji ruch mały, kilka osobowych, kilka węglarek więc szału nie było. To tak jak WizzAir'y a lotnisku. Jednak rower się odbył i jutro w pracy Roch będzie opowiadał, z podnieceniem w głosie, ile to kilometrów przejechał.
Teraz kolej na burzę, która właśnie nadchodzi w okolice Rocha, ale to było do przewidzenia ponieważ od wczoraj jest duszno i zanosiło się na deszcz. I niech pada, przynajmniej powietrze będzie rześkie. Od jutra kolejny pracowity tydzień, ale ten lepszy bowiem Roch będzie miał okazje zamienić kilka słów z blondyneczką, którą poznał w Lidlu przy okazji kupowania śniadania. Tak więc Roch nie może doczekać się poniedziałku podwójnie, ale na wszystko będzie czas.
Na zakończenie zapis śladu GPS: Miasteczko Śląskie -- stacja PKP.
Roch pozdrawia Czytelników.
Teraz kolej na burzę, która właśnie nadchodzi w okolice Rocha, ale to było do przewidzenia ponieważ od wczoraj jest duszno i zanosiło się na deszcz. I niech pada, przynajmniej powietrze będzie rześkie. Od jutra kolejny pracowity tydzień, ale ten lepszy bowiem Roch będzie miał okazje zamienić kilka słów z blondyneczką, którą poznał w Lidlu przy okazji kupowania śniadania. Tak więc Roch nie może doczekać się poniedziałku podwójnie, ale na wszystko będzie czas.
Na zakończenie zapis śladu GPS: Miasteczko Śląskie -- stacja PKP.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Miasteczko Śląskie
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
Kolejne zaległości
Nie jest tak, że Rochowi nie chce się już prowadzić bloga i nie jest też tak, że Rochowi nie chce jeździć się na rowerze; obie te czynności Roch wykonuje z dziką pasją tak, jakby robił to po raz pierwszy, ale nie zawsze wystarcza czasu na napisanie notki po tym jak Roch wróci z roweru. Tak też było wczoraj. Na początku Roch jeździł sam, objechał Chechło, pooglądał co nieco i pojechał do Świerklańca. Tam trochę pojeździł i wrócił do domu, bo samemu jeździ się nie fajnie. I już miał zabierać się za blog, ale zadzwonił Koyocik z propozycją sobotniej kawy w Świerklańcu.
Roch ochoczo przystał na propozycję i ponownie pojechał w kierunku Świerklańca. Wszystko to odbywało się w późnych godzinach i po powrocie Roch nie miał już ani czasu ani ochoty na włączanie komputera. W drodze powrotnej postraszył go jeszcze deszcz, więc Roch podwoił prędkość i tym samym zmęczył się też dwukrotnie. Sobota, wbrew zapowiedziom szamanów od pogody, była (za)ciepła i pogodna, choć parna i duszna, ale póki się pedałuje póty wiatr chłodzi.
Cykl "Roch kupuje ramę" trwa dalej, ale już widać światełko w tunelu. Rower ma przyjechać na początku przyszłego tygodnia i wtedy Roch pozna cenę swojego kaprysu. Doszło też do tego, że Roch z ramą weźmie korbę bo i tak musi przez zimę wymienić napęd. Jednak ta zachcianka będzie na kredyt, bo Roch nie chce wyczyścić konta, a we wrześniu będzie kolejny zastrzyk gotówki.
I na koniec pora pochwalić naszych dzielnych "tourowców". Jeśli idzie ucieczka to zawsze jest jakiś polak, który z nią się zabiera, ale póki co nie ma mocnych na Petera Sagana, Marcela Kittela i ubiegłorocznego zwycięzcę Daniela Martina. Roch proponuje aby -- wzorem naszych "piłkarzy" -- dać im obywatelstwo polskie i niech jeżdżą dla polski.
Roch pozdrawia Czytelników.
Roch ochoczo przystał na propozycję i ponownie pojechał w kierunku Świerklańca. Wszystko to odbywało się w późnych godzinach i po powrocie Roch nie miał już ani czasu ani ochoty na włączanie komputera. W drodze powrotnej postraszył go jeszcze deszcz, więc Roch podwoił prędkość i tym samym zmęczył się też dwukrotnie. Sobota, wbrew zapowiedziom szamanów od pogody, była (za)ciepła i pogodna, choć parna i duszna, ale póki się pedałuje póty wiatr chłodzi.
Cykl "Roch kupuje ramę" trwa dalej, ale już widać światełko w tunelu. Rower ma przyjechać na początku przyszłego tygodnia i wtedy Roch pozna cenę swojego kaprysu. Doszło też do tego, że Roch z ramą weźmie korbę bo i tak musi przez zimę wymienić napęd. Jednak ta zachcianka będzie na kredyt, bo Roch nie chce wyczyścić konta, a we wrześniu będzie kolejny zastrzyk gotówki.
I na koniec pora pochwalić naszych dzielnych "tourowców". Jeśli idzie ucieczka to zawsze jest jakiś polak, który z nią się zabiera, ale póki co nie ma mocnych na Petera Sagana, Marcela Kittela i ubiegłorocznego zwycięzcę Daniela Martina. Roch proponuje aby -- wzorem naszych "piłkarzy" -- dać im obywatelstwo polskie i niech jeżdżą dla polski.
Roch pozdrawia Czytelników.
Labels:
Chechło,
Nowe Chechło,
Świerklaniec,
Tour de Pologne
Everyone must choose one of two pains: the pain of discipline or the pain of regret.
Subskrybuj:
Posty (Atom)