Początkowo niedziela, podobnie jak sobota, zapowiadała się smętnie i pochmurno, ale wraz z upływem czasu, który dodatkowo dziś przyśpieszyliśmy, robiło się coraz ładniej. Tuż po obiedzie Roch wyszedł na rower, bo był umówiony na wypad w kierunku Suchej Góry. Kiedy towarzystwo się zjechało zapadła decyzja co do pierwszej części trasy, która obejmowała właśnie wymarzoną Suchą Górę. Na miejscu okazało się, że jest sucho i całkiem miło, więc można było się dobrze bawić nie myśląc o tym, że zaraz straci się przyczepność i grawitacja o sobie przypomni w bardzo bolesny sposób.
Tuż za Rochem i towarzyszami podążała granatowa chmura, która nie wróżyła nic dobrego, ale bez zbędnych obaw, Roch – z Suchej Góry – pojechał do Radzionkowa, a stamtąd w kierunku Księżego Lasu. Zabójczy podjazd spowodował u Rocha “zabójczą” ilość uderzeń serca na minutę, pulsometr wskazał 194 ud/min przy czym piszczał na Rocha, bo ten przekroczył górną skalę, ale czasem zwyczajnie trzeba docisnąć, bo “wygrywa ten, kto zada sobie większy ból”. Z Księżego Lasu Roch pojechał na Kopiec, czyli w okolice Piekar Śląskich.
Tam był pierwszy, i ostatni, postój, na którym Roch doszedł do siebie, a mięśnie przestały palić z bólu. Kolejnym punktem były Piekary Śląskie i Świerklaniec, do którego Roch dojechał lasem. Nie udało się uciec przed deszczem i kilka chwil Roch spędził pod drzewem, czekając aż przestanie padać. Wtedy też doszło do awarii, która była o tyle dziwna, bo nie można zgubić aż trzech śrubek mocujących zębatki korby. Można zgubić jedną, góra dwie, ale trzy to pech. Na jednej nie dało się jechać, więc Roch wykręcił swoją i dał Michałowi, żeby dokończyć ten przewspaniały wypad.
Tak więc Roch, z trzema śrubkami, a Michał z dwoma śrubkami, pojechali dalej, bo akurat deszcz przestał padać. W Świerklańcu było widać skutki opadów, a mokry asfalt spowodował, że Roch też był trochę bardziej mokry. Ze Świerklańca pora było wrócić do domu, oczywiście przez Nowe Chechło, bo inaczej się nie da, a przynajmniej jest to mniej bezpieczne, bo nie wiadomo kto ile wypił niedzielnego wina.
Już pod domem skończyła się energia w GPS, więc ślad jest krótszy o jakieś 7 km, ale to co najważniejsze zapisało się. Roch już dokonał obróbki i wszystko jest online, czyli:
- Ślad GPS trasy: Sucha Góra.
- Dane wypadu: BikeBrother
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Powstały zdjęcia z wypadu, jak tylko dojdą na maila to Roch się pochwali.
A żebyś wiedział z rowerem mam styczność od jakiś 15 lat i nigdy coś takiego mi is enie przytrafiło seriooo!! chyba że ktos sie chciał zemścic na mojej osobie ;)
OdpowiedzUsuń