Pogoda zrewanżowała się Rochowi, który przez ostatnie dwa dni walczył z przeciwnościami losu skrytymi pod postacią deszczu, a czasem nawet wiatru. Dziś wszystkie “anse” przeszły do historii, bo pogoda w końcu zrobiła się wiosenna, czyli słoneczko świeciło, było ciepło i bezwietrznie. Dzięki temu Roch zrzucił kolejną warstwę ubrań i czuł się o wiele swobodniej, choć i tak dopiero w samej koszulce będzie mu dobrze, ale do tego jeszcze trochę czasu zostało.
Dziś był wyjątkowy dzień; mianowicie Roch wybył na swój pierwszy wypad z pulsometrem. Początkowo nie potrafił się przyzwyczaić do tego, że coś ma na ręce, ale w końcu zapomniał o tym. Te chwile zapomnienia przerywało tylko piszczenie, gdy Roch zaczynał się męczyć. Kiedy już osiągnął trzy piknięcia, co według instrukcji oznacza “Power Zone”, popadł w samouwielbienie, bo czuł, że ma ten “power”. Ogólnie fajny bajer, można śledzić swój puls, co daje dużo frajdy, szczególnie gdy przejeżdża jakaś rowerzystka i zaczyna się piszczenie, no i w końcu Roch wie jaki ma średni puls. Na odcinku 22 km okazało sie, że średnia Rocha to 156 uderzeń na minutę.
Coraz bardziej Rochowi podoba się jeżdżenie i monitorowanie się, a informacja, że Roch spalił 1145 kcal spowodowała u niego nagły rozrost ego. Pozostaje tylko rozszerzyć statystyki i zacząć gromadzić kolejne dane. Niedługo Roch będzie musiał się zgłosić do GIODO, bo przetwarza on coraz większą bazę danych.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Pierwsze 100 kilometrów w tym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz