poniedziałek, 30 listopada 2009

Na początku był gotowiec

W ramach odkurzania i wietrzenia szafek z gratami Roch natknął się na trochę zapomniany układ elektroniczny, który spłodził był dla Koyocika dawno temu, a celem tego było obeznanie się z lutownicą, a przede wszystkim pretekst do spotkania. Niestety nie jest to, już mityczny, termometr, który Roch produkuje circa od czerwca tego roku, ale i on zostanie zrobiony, co Roch uroczyście obiecuje pod groźbą przeciągnięcia pod kilem.

Chodzi o układ zwany Arduino, a będący przyczynkiem do prawdziwego, jeżdżącego i grającego robota, który na nowo odżył w Rochu. Mając płytkę w ręce stwierdził, że teraz tylko jakieś koła, jakaś obudowa i można próbować zmusić oporną materię do jakiegoś, choć najmniejszego, ruchu. Później będzie z górki, coraz ładniejsza obudowa, może inna platforma, a kto wie – może Roch zacznie konstruować całą platformę od zera.

Jutro pozostaje kupić parę gratów i można będzie sprawdzić, czy jeden silnik zareaguje pozytywnie, czy stwierdzi, że Roch błądzi. Poza tym, że Roch chce, a mu się nie chce to same nudy. Koniec roku zbliża się szaleńczymi krokami i niedługo trzeba będzie się chwalić tymi gigantycznymi ilościami kilometrów, które popełnił w tym roku.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 29 listopada 2009

Z nosem w Google

Już na początku zaczęły się schody z robotem. Roch ma silników pod dostatkiem, ale wszystkie jakieś dziwne, bo wychodzi z nich sześć kabelków, w dodatku nie są oznaczone. Z wrodzonej dociekliwości Roch postanowił o nich trochę poczytać. Okazuje się, że są to silniki bezszczotkowe i – cokolwiek to znaczy – są raczej trudne do uruchomienia. Dlatego Roch musi wykombinować coś innego.

Weekend upłynął Rochowi na leżeniu i lenieniu się. Między leżeniem i lenieniem się Roch spał, albo robił bliżej nie wyjaśnione czynności, które miały na celu zabicie ciągnącego się czasu. Z aparatem Roch nie biegał, bo nie miał natchnienia na zdjęcia.

Popołudniu Roch chciał wybrać się na CARGO, ale okazało się, że już dawno wylądował, a i na start Roch by się nie załapał. Kolejna niedziela bez CARGO, ale Roch solennie obiecuje, że następny weekend – o ile śniegu nie będzie – będzie spędzony na lotnisku.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 27 listopada 2009

Konstruktor-destruktor

Roch postanowił powalczyć trochę z robotem, a do tej walki zainspirował go grudniowy numer Elektroniki dla Wszystkich, w którym to numerze użytkownicy chwalili się swoimi robotami. Roch spojrzał z zazdrością na dumnych konstruktorów i ich dumnie prężące się roboty i natychmiast dostał solidną dawkę mobilizacji, przystępując do realizacji swojej, bardzo amatorskiej, konstrukcji, która już zaistniała na laminacie.

Aby coś zbudować to trzeba coś zniszczyć i dlatego Roch zniszczył dwa napędy DVD, żeby wyciągnąć z nich silniczki, które posłużą jako baza napędowa dla pojazdu. Na szczęście napędy, z których Roch pozyskał silniczki, były przeznaczone na złom, więc nie było ich aż tak szkoda.

Po kilku chwilach Roch, z lekko rozciętym palcem, dumnie wkładał zdobyczne silniczki do woreczka, żeby jutro je sprawdzić, czy w ogóle ofiara z palca była sensowna. Chińczycy, którzy projektowali napędy, nie przewidzieli tego, że ktoś będzie coś z nich odzyskiwał i krawędzie blachy bywają ostre, o czym Roch przekonał był się. Jutro relacja z uruchomienia silników, o ile nic nie wybuchnie.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 25 listopada 2009

Z okazji Dnia Kolejarza

Nadszedł ten, w którym kolejarze obchodzą swoje święto. Gdyby Roch pracował jako kolejarz pewnie świętowałby, a tak pozostaje mu złożyć życzenia wszystkim kolejarzom, oby górki rozrządowe były nadal pochyłe, a wagony toczyły się lekko.

Roch postanowił, że w końcu pójdzie na dworzec i poczeka na jakieś pociągi. Akurat tak się złożyło, że co chwilę coś przejeżdżało i nie było problemu z tym, że Roch siedzi i umiera z nudów. Dodatkowo wzbudzał zainteresowanie innych, bo kto normalny nie wsiada do pociągu tylko go fotografuje. Z tego całego fotografowania powstała skromna galeria, która z czasem będzie się rozrastać, bo to nie ostatnia wizyta na dworcu, czy w pobliżu górki rozrządowej.



Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 24 listopada 2009

Ni to jesień, ni to wiosna

Po pogodnym weekendzie i w miarę pogodnym poniedziałku nadeszła jesienna plucha, która skutecznie zabiła w Roch resztki ochoty do robienia czegokolwiek. Na domiar złego przyniesiono Rochowi jakiś zasilacz żeby kabel przelutować. Na pytanie, czy nie można obciąć Roch usłyszał, że nie no i musiał siąść do lutownicy i wylutować nieszczęsny kabel pomimo wewnętrznego “nie chce mi się”.

Za usługę w dniu, w którym Roch miał leniwca skasował podwójnie, bo trzeba było zwlec się z łóżka i wykazywać się jakąś aktywnością i uwagą, żeby nie poparzyć się grotem. Po tej niewolniczej pracy Roch zaległ na łóżku i zasnął. Kiedy wstał, nadal nie chciało mu się nic robić i zasiadł przed komputerem, żeby przynajmniej nie zasnąć. Choć i to jest trudne.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 23 listopada 2009

Kto pamięta Rochowego robota ręka do góry

Jakiś czas temu Roch zarzekał się, że zrobi swojego pierwszego robota, który miał jeździć, śpiewać i tańczyć. Jednak wraz z upływem czasu pomysł zdawał się umierać śmiercią naturalną, a i zapału i mobilizacji nie było. W końcu Roch przypomniał sobie o tym, że coś z tym fantem trzeba zrobić. Dziś powstała płytka, która będzie – po podłączeniu silniczków – jeździła, a przynajmniej taki jest zamysł.

Roch zrobił płytkę, która udała się za pierwszym razem, co jest wielkim sukcesem szczególnie, że żelazko od czasów pracy dyplomowej trochę w szafie przeleżało. Po skonstruowaniu uchwytu na żelazko, Roch przyciął resztkę laminatu, który gdzieś tam się ostał i zaczął przenoszenie tonera z papieru na miedź. Kiedy już wszystko było gotowe Roch chciał wywiercić otwory, ale robiło się ciemno i precyzyjna robota nie była możliwa. O ile chęci ponownie Rocha nie opuszczą to może uda się skończyć to, co od dawna planuje.

Poza tymi elektronicznymi “zajawkami” Roch nie robił nic, co warto by przekształcić w ciąg zero-jedynkowy i umieścić to gdzieś w przepastnych głębinach Internetu. Aparat leży w plecaku, bo poniedziałkowa pogoda nie zachęcała do wyjścia, a jutro podobno ma być jeszcze gorzej. Oby tylko następna niedziela była ładna, to może jakieś cargo się trafi na lotnisku.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 22 listopada 2009

Kolejny “plener” za Rochem

Świat fotografii pochłania Rocha – i jego skromne finanse – coraz bardziej. O ile o rowerze Roch nadal pamięta i odczuwa tęsknotę do całkiem przyjemnego ucisku jego czterech liter przez siodełko, to mając do wyboru aparat i rower wybiera rower tfu. aparat. Rower Rocha oczekuje na nowy napęd i ogólny przegląd, który Roch zamierza przeprowadzić w zaprzyjaźnionym Adveture.

Początkowo Roch chciał jechać z Koyocikiem na lotnisko żeby zobaczyć lądujące Cargo, ale okazało się, że dziś nie ląduje. Pozostała miła, bo rowerowa, perspektywa spotkania się z Przyjacielem, ale Roch zaczął mieć wątpliwości co do stanu swojej kondycji, a co za tym idzie do możliwości pokonania osiemnastu kilometrów w rozsądnym tempie. W końcu Roch z żalem przyznał, że sezon rowerowy dla niego jest zakończony, co Koyocik przyjął ze zrozumieniem.

Po obiedzie Roch zabrał plecak, aparat i poszedł polować na jakiegoś bażanta, bo w końcu kiedyś muszą się pokazać. Na zachętę wziął trochę ziarenek słoneczka, bo może akurat znajdzie się jakiś amator słonecznika. Długo nie trzeba było czekać i daleko w polu pojawił się pierwszy, którego Roch zaszedł od tyłu i “ustrzelił” z aparatu.

Na zakończenie trafiła się sójka (Garrulus glandarius), co Rocha wybitnie ucieszyło. Na zakończenie skromna galeria:

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 20 listopada 2009

Emocje opadły, a napięcie wzrosło

Po wczorajszych emocjach związanych z długim, grubym i czarnym obiektywem, który Roch sprawił sobie już pod choinkę, przyszła pora na przetestowanie możliwości tego cacuszka. Na razie Roch tylko wyszedł na balkon i pstryknął wieżę kościała oddalonego o jakieś 800 – 900 metrów od miejsca, w którym Roch stał. Zdjęcie oczywiście robione “z ręki”, a i warunki pogodowe nie sprzyjały. Roch będzie postrachem pilotów, którzy już nie ukryją się w małym “okienku” ciasnego kokpitu.

Popołudniu Roch pojechał do Koyota, uskuteczniać drugie podejście do zasilacza, tym razem nowego, ale trzeba było przełożyć starą wtyczkę, gdyż Chińczycy nie znają pojęcia “kompatybilność”. Po krótkim dumaniu, mierzeniu i sprawdzaniu wtyczki został obcięte i rozpoczęła się operacja przeszczepu starego do nowego.

Po skończonej operacji trzeba było sprawdzić, czy pacjent żyje, bo pomimo udanego zabiegu mógł zejść w wyniku powikłań pooperacyjnych. Szybki przelot miernikiem po pinach wykazał, że nowy zasilacz i stara wtyczka działają wyśmienicie. Podłączenie do multipleksera również przebiegło bez problemów i dopiero dziś można ogłosić, że wszystko żyje. Roch połowicznie zrehabilitował się, ale felernego mostka nie zapomni jeszcze przez jakiś czas.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 19 listopada 2009

Jest długi, czarny i gruby

Dziś dla Rocha jest szczególny dzień, czekał długo, marzył i wyobrażał sobie jaki będzie ten pierwszy raz. Jak wiadomo pierwsze razy są zawsze trudne, a czasem nawet bolesne. Roch bał się tego, ale chęć przeżycia tego pierwszego, z pierwszych, razu była silniejsza od nawet najgorszego bólu przeszywającego Rochowe ciało.

Spocone dłonie, suchość w ustach, kompletny brak śliny, mętlik w głowie, nagłe zwątpienie w swoje możliwości, ciało zlane lodowatym potem, szybszy oddech, walące serce, ale Roch odważył się i wziął go w dłoń. Pierwszy kontakt był miły, ale wyczuwalnie niepewny i niezgrabny. Spocone dłonie powodowały, że chwyt nie był pewny i w każdej chwili mógł się on wymsknąć z dłoni Rocha.

Był gruby, długi i czarny, ale Roch chciał więcej; ścisnął go mocniej, poczuł przyjemną szorstkość, ale chciał jeszcze więcej. Delikatnie obrócił dłoń, a on delikatnie się poruszył i zaczął się powiększać. “Dość” – jęknął Roch i postanowił włożyć go do dziurki. Początkowo bał się, jak to będzie, czy zmieści, ale pragnął tego jak niczego innego.

Wszedł z delikatnym oporem, Roch przekręcił go i wszedł cały. Na końcu delikatnie jęknął z zachwytu, bo wszystko pasuje do siebie. Złapał go drugą dłonią i przekręcił – wyszedł cały. Nagle wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, czas jakby zatrzymał się w miejscu, nie liczył się nic, tylko ten czas i ta chwila.

Od dziś Roch jest jest szczęśliwym posiadaczem Nikkora AF-S 70-300VR, takiego o:



Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 18 listopada 2009

Porażka ma zdecydowanie gorzki smak

Nadszedł ten dzień, nadeszła ta chwila, w której wszystkie dotychczasowe osiągnięcia Rocha zostały zweryfikowane. Mowa oczywiście o solidnym obciążeniu zasilacza, z którym Roch walczył od dwóch dni. Po przyjeździe do Koyota, Rocha jeszcze raz wszystko przemierzył, przedzwonił i stwierdził, że można próbować. Ręce mu się trzęsły tak, że wtyczką do gniazdka trafił dopiero za trzecim podejściem. Okazało się, że wszystko działa. Roch zdążył wpić smaczną kawę i tyle co wyjechał za bramę, a zasilacz padł.

Niestety, Roch poległ na polu naprawy zasilacza impulsowego; ponowna naprawa przez Rocha nie ma sensu, bo spali się znowu, a takie kombinowanie na dłuższą metę nie wróży nic dobrego. Plan na jutro jest prosty – przelutować kabel do innego zasilacza i modlić się żeby zadziałało. Rochowi, choć to pokorny młody człowiek, zostało jeszcze wiele do nauki, a każda porażka mobilizuje go do dalszego działania. Jak uprze się, to wypożyczy od Koyota felerny zasilacz i będzie palił go do momentu, aż dojdzie co mu jest.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 17 listopada 2009

Kolejne nacięcie na Rochowym biurku

Ciąg dalszy walki z zasilaczem, o którym Roch wczoraj pisał. Po wykryciu winowajców, czyli przepalonego bezpiecznika i powodującego zwarcie mostka Graetza Roch udał się do miasta kupić nowe zamienniki. Jednak okazało się, że Chińczyk potrafi udziwnić każdy element i nie można było kupić mostka o prądzie 1.5A i trzeba było zacząć kombinować. W końcu Roch kupił mostek 1A i miał nadzieję, że wszystko zadziała.

Po wymianie bezpiecznika przyszła pora na wylutowanie mostka, co wcale nie było takie łatwe. Raz, że siedział głęboko między kablami, a dwa, że na nim "”leżała” druga płytka zlutowana z pierwszą. Wrodzone lenistwo nie pozwoliło Rochowi rozlutować płytek i ułatwić sobie zadania. Pozostało wygrzebać go dwoma pęsetami i małym śrubokrętem. Kolejny problem to wlutowanie nowego w miejsce starego; ponownie z pomocą przyszły pęsety i śrubokręt.

Gdy wszystko siedziało na swoim miejscu przyszła pora na podłączenie prądu, schowanie się w szafce i czekanie kiedy wybuchnie. Jednak nic takiego nie stało się, co więcej układ zaczął działać, czego dowodem było 5,07V na wyjściu. Jeszcze tylko kilka przypadkowych zwarć i można było ogłosić zwycięstwo. Czy układ wytrzyma próbę podłączenia do zasilanego urządzenia? To okaże się jutro.

Roch, nacinając brzeg biurka, pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Dobry start w nowy tydzień

Roch zaczynał każdy poniedziałek od słów “jak ja nie lubię poniedziałków”, po czym szedł do okna sprawdzić, czy spadł już śnieg, czy jeszcze można myśleć o wyjściu na zewnątrz. Później to różnie, jak był zły poniedziałek, to Roch starał się wyładnieć przed lustrem, a jak był bardzo zły poniedziałek to nawet nie podchodził do próby poprawienia natury.

Dziś jednak Roch wstał zmobilizowany i chętny do życia, nawet gdyby przez noc spadło 60 cm śniegu to Roch dostrzegłby pozytywny aspekt odkopywania samochodu spod śniegowej czapy. Dobry humor Rocha spowodowany był tym, że ogarnął zasilacz, który dostał od Koyocika do naprawy. Jeszcze tylko konsultacja u Elektronicznego Guru i Roch mógł ogłosić sukces, choć częściowy i niepewny, bo nie wiadomo, czy zamiennik uszkodzonego elementu jest osiągalny.

Od popołudnia Roch zasiadł przed komputerem i – z przerwami – już tak zostanie. Jednak poniedziałek z uśmiechem na ustach bardzo wymęczył Rocha, ale jutro już wtorek i weekend za pasem. Może uda się wyskoczyć na niedzielne CARGO w Pyrzowicach, kto wie.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 15 listopada 2009

Tu pstryk, tam pstryk

Ładnej pogody ciąg dalszy. Tak jak Roch zapowiadał wczoraj, dziś spędził całe popołudnie z aparatem, gdzieś w polach, ale blisko torów kolejowych. W niedzielę pociągi mają chyba wolne i nic nie jeździło, a Roch kręcił się bez celu po okolicy. Jutro pogoda znowu ma dopisać, a więc szykuje się jeden z dłuższych maratonów z aparatem, ale to dobrze – ruchu Rochowi nigdy za wiele. Kończąc tą skromną notkę Roch pochwali się swoimi pstrykami.



Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 14 listopada 2009

Polowanie na pociągi

Jednym z wielu zainteresowań, którymi Roch został obdarzony są pociągi. Aby realizować się w tym skończył był Technikum Kolejowe, dlatego czytanie semaforów to dla niego pestka, nawet po kilku latach, które już upłynęły od momentu odebrania przez Rocha dyplomu potwierdzającego, że potrafi on odróżnić lokomotywę od łodzi.

Ale nie będzie notki “kolejarskiej”, przynajmniej nie dziś, więc Roch powróci do przewodniego tematu Bloga, jakim są rowery, a przynajmniej niezdarne próby trzymania się linii programowej Bloga. Sobotnia pogoda słodko połechtała Rocha, temperatura przekroczyła magiczną granicę 10°C, słońce nie skąpiło złocistych promieni, a wiatru prawie nie było. Takiej okazji Roch nie mógł zmarnować. Wziął zatem aparat i poszedł polować na sprytne ptactwo, ale skończył na torach polując na pociągi.

Jutro powtórka, bo pogoda ma być nie gorsza niż dziś, a więc nie można nie fotografować i nie można nie wyjść z domu. Nawet nieznajomy, który mijał klęczącego w krzakach Rocha zauważył, że “pogoda jest dobra na fotografowanie”, a Roch nie mógł nie przyznać racji nieznajomemu. Zdjęcia, komplet z weekendu pojawią się jutro.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 13 listopada 2009

Piątek, trzynastego. A miało być tak pięknie.

- “O jaaaa! Dziś trzynasty” – zakrzyknął Roch przechodząc obok kalendarza.

Postanowił, że dziś z domu się nie ruszy, a nawet ograniczy zwykłą “domową” aktywność do niezbędnego minimum żeby odsunąć od siebie ryzyko wystąpienia pecha, ale – patrząc już z perspektywy dnia minionego – sam dążył do tego, że spotkać się z pechem. I wcale nie chodzi o pechową stacyjkę, czy o pęknięty łańcuch w rowerze, na którym Roch i tak już nie jeździ.

W międzyczasie Rocha odwiedził Koyocik, bo dawno się nie widzieli, a akurat był w pobliżu i tak oto zrodził się spontaniczny zlot choć bez rowerów. Roch został zaproszony z rewizytą, z czego z dziką ochotą skorzysta, ale dopiero jak zrobi obiecany termometr dla Koyocika, z którym zalega już jakiś czas.

Później, po miłych chwilach, dopadł Rocha pech, ale fakt ten Roch przemilczy, bo i szkoda męczyć Czcigodnych przygodami Rocha. Jedno, co jest pewne to to, że Roch jutro zabiera aparat i idzie, bo prognozy są optymistyczne, a i temperatura ma przekroczyć magiczną granicę 10°C.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 12 listopada 2009

Kostkowy zawrót głowy

Od rana, czyli od godziny 700 Roch latał po sklepach; dlaczego zaczął tak wcześnie? Bo w lokalnym sklepie na literkę “B” rzucili karty pamięci, a że to towar deficytowy i większość rozeszła się wewnętrznymi kanałami dystrybucji Roch musiał zdążyć i swoją kartę kupić. Na szczęście udało, a przy okazji Roch zjadł świeże rogale na śniadanie, ale to tak na marginesie.

Później musiał jechać, a właściwie to chciał jechać, do mechanika, bo auto nadal stało unieruchomione. Zszedł był na dół i sprawdził, może przez noc ktoś był tak uprzejmy i naprawił samochód żeby Roch nie musiał martwić się o ewentualny hol. Przekręcając kluczyk zaklinał się na wszystko, co tylko do głowy mu przyszło, aż usłyszał znajomy warkot.

To Megi warczała zalotnie, niczym kotka mająca ochotę na kocura Rocha. Roch wyjechał z parkingu i pojechał rozgrzać silnik, po czym zawitał do mechanika. Ten po wstępnych oględzinach i przesłuchaniu Rocha orzekł, że winna jest kostka, która łączy stacyjkę z resztą samochodu, a na potwierdzenie tego “sztucznie” wywołał awarię.

Na wymianę jednak Roch musi poczekać, a na pytanie co robić jak znowu się popsuje usłyszał “poruszać”. Takoż Roch będzie czynił jak tylko kostka zacznie grymasić. Więc gdyby ktoś widział Rocha kręcącego się w samochodzie z zaciśniętymi zębami, mającego ręce schowane to proszę nic sobie nie myśleć – on tylko rusza stacyjką.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 10 listopada 2009

I nastała cisza…

Roch zaliczył najbardziej zakręcony dzień w ostatnim czasie: najpierw siedział w domu i nic nie zapowiadało, że będzie wykonywał jakieś inne czynności poza oddychaniem i podnoszeniem kubka z kawą zbożową. Jednak w połowie kubka musiał zaliczyć wypad w miasto. Pojechał autem, bo deszcz i zimno i nie było sensu jechać na rowerze lub iść “z buta”. Awaria wisiała w powietrzu, jeszcze Roch nie wiedział co się zepsuje, ale sam fakt awarii był dla niego jasny.

Gdy miał wracać do domu samochód odmówił posłuszeństwa, martwy jak świąteczny karp i zimny jak nóżki w galarecie. Pchanie odpada, bo Roch chucherko nie podoła takiemu ciężarowi. Otworzył maskę, podumał nad silnikiem i zamknął ją, bo na studiach nikt nie omawiał budowy silnika. Pokręcił kluczykiem, postukał, popukał i popadł w zadumę.

W końcu, jakiś cudem, samochód odpalił. Roch ucieszył się, bo nie musiał iść do domu i organizować jakiegoś holu. Pod domem znowu kolejny grymas, tym razem bardziej stanowczy. Żadne krzyki i płacze nie przekonały Megi do tego, żeby zacząć działać. Jest nadzieja, że może rano odpali, a jak nie to trzeba poszukać jakiegoś sposobu dojechania do mechanika. Szczęście, że to tylko 500m więc i dopchanie samochodu nie powinno stanowić problemu.

Kobiety to jednak kapryśne bestie; niby lubią czułe słówka, uśmiechy, ale jak się uprą przy swoim to nawet urok Rocha nie jest w stanie przekonać, żeby nie szły tą drogą.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Mleczny krajobraz

Od rana, nad Rocha okolicą grasuje mgła, której mogliby pozazdrościć poddani Królowej angielskiej. Po wyjściu na zewnątrz widoczność dochodzi do 20 metrów, a więc tyle co nic. Roch postanowił, że z domu – poza obowiązkowymi wyjazdami – nie wyjdzie. Prognozy zapowiadały na dziś +10°C, ale życie jak zawsze to zweryfikowało.

Nadeszła również odpowiedź na maila, który Roch wysmarował do “firmy”, która proponowała reklamę bloga oraz wywiad z Panią Prezes. Oczywiście, już więcej nie będzie takich maili, nie ma problemu i w ogóle jest cudnie. Roch trochę żałuje, że naskoczył na nadawczynię, ale cóż poradzić na ADHD, które Roch ma w genach. Tak, czy inaczej maile powinny się skończyć z czego Roch się cieszy.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 8 listopada 2009

Na polach i bezdrożach

Tradycją stało się już, że każdą pogodną niedzielę Roch spędza z aparatem w dłoni. Tak też było i dzisiaj, bo pogoda była zacna, aż chciało się iść gdzieś w pola “zapolować” na jakiegoś egzotycznego ptaka. Jednak żaden nie chciał się dać sfotografować, albo zwyczajnie Roch był za wolny. Nawet sroka była od niego szybsza.

Na zakończenie Roch nie mógł się powstrzymać i zrobił kolejną panoramę. Tym razem “polnych” okolic Tarnowskich Gór, bo niegdzie dalej Rochowi nie chciało się iść.



Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 7 listopada 2009

Wesołych Świąt, czyli notka świąteczna

Było nie było Roch musiał iść do marketu, bo zapas płyt DVD dawno się skończył, a trzeba zrobić kopię danych. Ubrał się więc Roch niechętnie i poszedł do marketu. Na miejscu przeżył wstrząs, bo wyszło na to, że Roch ma jakieś siedmiomilowe buty, które przeniosły go w okolice dwudziestego grudnia i niechybnie zbliżających się Świąt. Wewnątrz świąteczny wystrój, na regałach bombki, świecidełka i inne ozdoby. Po markecie pomykają hostessy w mikołajowych czapkach. Święta pełną gębą, a tu dopiero listopad i do Świąt jeszcze miesiąc z hakiem.

Po powrocie do domu Roch pomyślał, że skoro dostaje oferty promocyjne to nie może być gorszy od jakiegoś tam marketu i też wprowadzi na swoim blogu świąteczny nastrój. Jak co roku, głównym tematem przewodnim każdych Świąt są kolędy, a wśród nich prym wiedzie Last Christmas zespołu Wham!

Tak więc Wesołych Świąt!


Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 6 listopada 2009

Dzisiejszy wpis jest sponsorowany

- “Pałka się przegła” – Zakrzyknął Roch odbierając poranną porcję poczty.

Jakiś czas temu, w notce pt. "Serwis pod wezwaniem Rocha" Roch pisał, że pewna firma złożyła mu oferta dotyczącą sponsorowanego ogłoszenia w zamian za ciepłe słowa o tejże firmie. Roch zignorował mail, bo spam trzeba ignorować, ale firma nie dawała za wygraną. Dziś Roch dostał trzeciego maila, w którym uprzejma Pani oferuje reklamę bloga w zamian za notkę o firmie i – jak Roch zechce – wywiad z Panią Prezes, który to wywiad też mógłby umieścić na blogu, o to kawałek maila:
Byłoby nam bardzo miło, gdyby udało Ci się wspomnieć na Twoim blogu o **** i przesłać mi link do notki. Jeśli chcesz wypróbować ogłoszenie wyróżnione za darmo, daj mi znać. Również z przyjemnością skontaktuję Cię z Managerem ***** na Polskę, Anną ****, jeśli chcesz przeprowadzić z nią wywiad na Twojego bloga.
W związku z tym Roch odpisał uprzejmej Pani, że blog jego nie potrzebuje promocji, a i nie będzie wywiadu z Panią Anią, bo nawet tematyka blogu, choć uwzględnia roboty, karmniki i zdjęcia, nie przewiduje wywiadów z prezesami firm, które z przemysłem rowerowym nie mają nic wspólnego.

Tak więc, Szanowna Pani, jeśli przeczyta Pani ten wpis proszę odfajkować Rocha, bo umieścił on wpis sponsorowany na swoim blogu, ale na wywiad nie ma czasu, trzeba pomalować karmnik, zrobić termometr dla Koyocika, etc.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 5 listopada 2009

I leniwiec złapany

I stało to, co Roch wywróżył we wczorajszym wpisie. Zapał do zbijania karmnika opuścił Rocha i dziś prace nie drgnęły z miejsca. Po części jest to spowodowane tym, że Roch nie znalazł odpowiednio małych gwoździ, a wypad do miasta celem ich zakupu nie wchodził w grę, bo Rochowi nic się nie chciało. Pewnie dlatego, że jutro czeka go maraton i chciał zachować resztki sił na ranne wojaże po okolicach Tarnowskich Gór.

W międzyczasie, to znaczy pomiędzy kolejnymi “nie chce mi się”, do Rocha zagadał dawno niesłyszany Koyocik z rowerową propozycją, bo na weekend zapowiada się ładna pogoda i można by wspólnie porowerować. Roch, o czym już pisał, buty i kask dawno schował, ale dla przyjemności wspólnego pedałowania jest gotów wyjąć buty i iść na rower, bo warto. Lecz o tym napisze jak stosowny wypad się odbędzie.

Roch pozdrawia Czytelników.

środa, 4 listopada 2009

Siłą rozpędu

Po tym jak Roch zorganizował deski na dach nastąpił dalszy ciąg budowania karmnika. Trzeba było przyciąć zdobyczne deski, przelecieć papierem ściernym, poskręcać i cieszyć się nową konstrukcją. Po drodze jeszcze Roch posmarował klejem tu i ówdzie. Z racji tego, że klej musi wyschnąć to dach czeka na swoją kolej. Pewnie jutro, o ile zapał Rocha nie opuści, zostanie zmontowany i skutecznie zamocowany na balkonie.

Po skończonej pracy Roch złapał permanentnego leniwca i nic mu się nie chce szczególnie, że za oknem rozpoczęła się zima. Rano spadł śnieg, potem wyszło słońce, a na koniec zaczął padać deszcz. Zima, a właściwie jesień, pełną gębą, ale Roch się nie boi, bo ma co robić przez zimę.

Roch pozdrawia Czytelników.

wtorek, 3 listopada 2009

Jako można zgubić 200 kilometrów?

Dzięki czujności jednego z Czytelników Roch wykrył pewną niespodziankę, którą sam osobiście wygenerował. Otóż po pobieżnej analizie statystyk Roch zauważył, że zgubił gdzieś dwieście kilometrów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w tym roku taka ilość kilometrów nie może bezkarnie przeciec przez szprychy.

Okazało się, że “autorskie” rozwiązanie liczenia kilometrów jest fajne i ładnie wygląda, ale nie jest do końca poprawne. Przy zaokrąglaniu wyników Roch gubił jakąś część kilometrów i na koniec roku uzbierało się tego aż dwieście kilometrów. Roch rozpoczął poprawkę, ale w tym roku nie ma sensu jej wdrażać, bo 0 + 0 = 0 i jakby nie zaokrąglać tak nie będzie inaczej.

O ile miesięczne dystanse są w porządku, o tyle ich roczna suma już taka dokładna nie jest, ale w przyszłym roku będzie lepiej. Na pocieszenie Roch napisze, że ZUS też generuje straty, a więc Roch nie jest jeszcze taki zły.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Pracowity poniedziałek

Po wczorajszym szaleństwie związanym z głupawym halloween pozostało tylko wspomnienie i fakt, że Roch nie przepuścił nikomu, kto zapukał do jego drzwi i wypowiedział magiczne “cukierek albo psikus”. W odpowiedzi dostawał mięsne “spier***j” i widział zamykające się drzwi.

Dziś Roch, z okazji pierwszego roboczego dnia listopada, musiał załatwić to i owo na mieście, a później jeszcze musiał odwiedzić kilka urzędów. Po powrocie do domu naszła go ochota na sklecenie długo oczekiwanego karmnika, ale okazało się, że nie ma desek na dach. Karmnik, w wersji cabrio, czeka na dach, który Roch skończy jutro, o ile stolarz będzie miał niepotrzebne ścinki.

Na zakończenie Roch sklecił kolejną panoramę z sobotniego wypadu. Tym razem taka nijaka, ale Roch chciał ją złożyć dla sportu, żeby nie wyjść z wprawy. W planach, o ile pogoda i widoczność, pozwoli jest panorama 360°, którą Roch popełni jak tylko uda się wyskoczyć na Kopiec, ale o tym w przyszłości.


Roch pozdrawia Czytelników.