sobota, 30 kwietnia 2011

Oberwanie chmury. Wielokrotne.

Po raz pierwszy Roch musi skrytykować serwis pogodowy YR.no, bo dał ciała na całej izobarze. Po pierwsze od rana były słoneczka, nawet po "next update around 10:00" były słoneczka, a więc Roch był przekonany, że dziś będzie rowerował. Jednak po obiedzie zaczął padać grad (lub krupy lansowane przez jednego z Czytelników). Później był deszcz, a jeszcze później oberwanie chmury. Wielokrotne i dopiero teraz, w momencie kiedy Roch stuka w klawisze, zrobiło się jako tako, ale asfalt mokry więc rower odpada albowiem Roch byłby cały mokry.

Siedzi więc przed komputerem i myśli co ze sobą począć; jak tak dalej pójdzie to Roch pójdzie spać i odeśpi cały tydzień (bez jednego dnia) wstawiania z kurami. Według wcześniej linkowanego YR jutro ma być ładnie, ale czy to się sprawdzi to okaże się dopiero w momencie kiedy spadnie deszcz (lub nie). Okazuje się, że nawet najlepszym zdarzają się wpadki, choć na dużo mniejszą skalę niż naszym lokalnym szamanom od pogody.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Popołudniowe lotnisko

Kiedy Roch kończył pracę myślał już tylko o jednym, żeby pojeździć na rowerze, bo na rowerze najlepiej mu się myśli, a dziś miał wiele do myślenia i bynajmniej nie chodzi o troski w pracy, a raczej o jego prywatne sprawy, ale nie o tym będzie. Szczęście mu sprzyjało, przez Katowice przeleciał na "zielonej fali", tak samo było z resztą trasy i w domu był o 1550. Szybko coś zjadł i wskoczył na rower. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym dokąd pojechać, ale rower sam poniósł go na lotnisko to też Roch nie protestował.

Oczywiście GPS w telefonie rejestrował każdy metr Rocha i dzięki temu dziś też będzie mapka. Tym razem dla tych osób, które chciałyby się wybrać na lotnisko i nie wiedzą jak, a z Rochem nie chcą jechać. Można dojechać "w punkt", a więc problemów nie powinno być. O kilometrach Roch nie będzie się rozpisywał, a GPS oszukuje, bo na lotnisko jest równe 40 kilometrów (sprawdzone rowerem i samochodem). Roch skutecznie przemyślał swoje sprawy, bo na rowerze najlepiej mu to idzie; serce szybciej pompuje krew, ta lepiej dotlenia mózg i neurony szybciej krążą, a tym samym na wiele spraw można spojrzeć z innego, przedzawałowego, punktu widzenia, ale na te problemy nie ma rozwiązania.

Tak jak Roch obiecał, mapka z trasą na lotnisko:

środa, 27 kwietnia 2011

Powoli do przodu

Znowu zapadła cisza na łączach, bo Roch wyjeżdża rano, a wraca popołudniu, ale narzekał nie będzie bo nie ma powodu do narzekania. Choć przepisy o ruchu drogowym mogłyby pozwalać na wjazd rowerem na autostradę (wystarczyłoby na odcinek kilometra), ale nie można mieć wszystkiego. Po powrocie Rochowi nie chce się i trzeba czekać do weekendu, bo tylko wtedy jest luźniej i można trochę popedałować.

Najbliższy weekend zapowiada się w sposób przerywany; sobota i niedziela wolna (oby pogoda była), poniedziałek pracujący (może padać) i wtorek wolny (oby pogoda była). Tak więc plany rowerowe są raczej standardowe. Może uda się podjechać na lotnisko, trochę pojeździć i odespać cały tydzień porannego wstawania. Nic więcej Rochowi nie potrzeba do szczęścia.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Bez licznika, ale z GPSem

Od jakiegoś czasu Roch podróżuje bez licznika, ale nie mówił, że nie będzie zapisywał przejechanej trasy. Trochę zeszło zanim znalazł coś sensownego (czyt.: bezpłatnego) do zapisywania śladu GPS działającego z Androidem. W końcu Roch trafił na GPS Essentials, który nie dość, że zapisuje ślad do pliku KML to jeszcze bez problemu można go eksportować z poziomu programu. Gdyby ktoś potrzebował zapisywać ślad za pomocą telefonu to GPS Essentials jest strzałem w dziesiątkę.

A skoro już Roch jeździł to wypada napisać gdzie i z kim jeździł. A jeździł z Koyocikiem. Plan był taki, żeby pojechać na lotnisko, ale w międzyczasie Roch się rozleniwił jak kluski i pojechali tylko do Świerklańca i lasem do Chechła gdzie każdy rozjechał się w swoją stronę. Roch zapomniał o działającym GPS w telefonie, ale baterii ubyło tyle, że można to uznać za błąd statystyczny. Gdyby ktoś chciał zobaczyć trasę to jest ona poniżej na mapce:


Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Wielkanocne rowerowanie

ChechłoOd rana pogoda wcale nie zachęcała do jeżdżenia na rowerze; było pochmurno i deszczowo, ale wraz z upływem dnia robiło się coraz pogodniej i popołudniu dało się trochę pojeździć. Niestety nie było z kim, więc Roch zaliczył na szybko Chechło i wrócił do domu. Pokręcił się jeszcze trochę po mieście, ale jakoś nie chciało mu się dalej odjeżdżać, a na lotnisko nie chciał jechać, bo nie wiadomo było, czy w połowie drogi nie będzie się wracał. Być może jutro uda się podjechać i zrobić parę zdjęć, a jeśli nie to Roch zabiera mp3grajka i jedzie gdzieś w las żeby trochę poruszać się.

Po powrocie do domu wyszło słońce, ale Rochowi już nie chce się znosić roweru; zajmie się okupacją lodówki, bo są święta i można trochę podjeść. Potem będzie przerywana majówka to nadmiar kalorii spali się na rowerze. Według forów internetowych załoga Cargojet'a świętuje i nie planuje przylecieć do Katowic, co Rocha w sumie cieszy, bo i on świętuje i nie planuje przyjechać do Katowic.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 23 kwietnia 2011

W poszukiwaniu zajączka

I nastał weekend, czyli czas kiedy można -- a nawet trzeba -- jeździć na rowerze. Ten weekend jest jednak wyjątkowy bowiem przed nami Święta, a więc okres obżarstwa. Rocha naszło na jeżdżenie po górkach, na co Koyocik wyraził pozytywną opinię i Roch został mianowany kierownikiem wycieczki. Na początek Świerklaniec, później Piekary Śląskie i Radzionków, wszędzie było pod górkę co Rocha zaczynało irytować, ale przed świętami trzeba było się zmęczyć.

OdpoczynekW końcu nastąpiła przerwa gdzieś na Dolomitach, Rochowi przestało kołatać serce, mroczki zniknęły i Roch wrócił do żywych. Potem pozostało wrócić do Tarnowskich Gór i znaleźć jakieś miejsce gdzie można odpocząć. Roch odkrył, dzięki Koyocikowi, Szwejkową Gospodę, czyli czeskie klimaty, które Rochowi bardzo pasują. Nasi południowi sąsiedzi mają dużo dobrych rzeczy, a sam Roch jest zafascynowany Czechami.

Szwejkowa gospoda zyskała stałego bywalca, bo jest tam fajnie. Kilometrów wyszło koło 30, bo jak wiadomo Roch nie posiada licznika, ale na szczęście towarzysz rowerowy był w niego wyposażony i można było z oszacować ile Roch przejechał, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo kilometry się nie liczą. Teraz można się obżerać, w końcu Roch spalił prawie 2000 kalorii.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 22 kwietnia 2011

Pierwsza przerwa na drugie śniadanie

Zapadła cisza, ale nie oznacza ona, że Roch porzucił blog tak jak zrobił to z licznikiem; Z blogiem jest tak jak z pulsometrem -- zbyt wiele Roch w niego zainwestował żeby teraz go porzucić. Okres przedświąteczny wymógł na Rochu porzucenie wszelkiej internetowej aktywności to też przyjeżdża do domu i już ma jakieś zajęcie, ale na szczęście Święta są coraz bliżej, a tym samym obowiązków ubywa. Pogoda przez te kilka dni rozpieszcza, Roch zainaugurował sezon krótkich spodenek i koszulek, bo nie ma co się gotować, a "najlepsza praca pod słońcem" nie wymaga od Rocha stroju formalnego.

Dziś może uda się wyskoczyć na rower, bo w dłuższy weekend Roch na pewno jeździ, więc jeśli byłaby jakaś chętna dusza na wspólne poszukiwania zajączka to Roch chętnie umówi się na wspólne pedałowanie. Długo Roch nie pisał, a byłoby o czym; na przykład o tym, że został podwójnym wujkiem bowiem jednemu z Rochowych Przyjaciół urodziły się bliźniaki. "Jeden strzał, podwójna radość" chciałoby się powiedzieć. Teraz wypadałoby Rochowi poszukać jakiegoś wolnego bociana, ale na to jest jeszcze czas (i nie ma drugiego składnika do wspólnego ciasta).

Na koniec ogłoszenie, a w zasadzie dwa: pierwsze z nich to obowiązkowe lotnisko i zdjęcia, jeśli ktoś jest chętny to pisać, prawdopodobnie będzie to niedziela i poniedziałek (trzeba korzystać z pogody), a drugie ogłoszenie to "tydzień rowerowy" w Lidlu. Jeśli ktoś ma ochotę na całkiem zgrabne ciuszki to Roch zaprasza do najbliższego Lidla.

Pora wracać do pracy.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.Wybaczcie, że takie ciche dni panują na blogu.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Niedzielne odpoczywanie

Po wczorajszym jeżdżeniu dziś szykowała się powtórka; schemat podobny do wczorajszego, czyli dzwoni Koyocik, umawiają się i pedałują jednak ostatni element trochę zgrzytał. Oboje doszli do wniosku, że wczoraj było za dużo jeżdżenia i dziś tylko regeneracja połączona z podziwianiem "rolkarek" na Świerklańcu. Po krótkim posiedzeniu ruszyli dalej w kierunku Tarnowskich Gór, gdzie każdy rozjechał się w swoim kierunku.

Nawet bez licznika Roch odczuł trudy wczorajszego jeżdżenia, choć dopiero dzisiaj, czyli cyferki jednak działają szybciej. Nie zmienia to faktu, że weekend należy do udanych, a następny będzie jeszcze lepszy, bo trzydniowy więc jeden dzień więcej odpoczynku na rowerze. Zachmurzenie i zmęczenie skutecznie uniemożliwiły wypad na lotnisko, ale nic straconego, bo za tydzień będzie świąteczny Cargojet.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 16 kwietnia 2011

Sobotnie wojaże

Wbrew temu co w TV szamani od pogody wieszczyli sobota była ładna, słoneczna choć lekko zimna i nie do końca bezwietrzna, ale to nie przeszkadzało w jeżdżeniu na rowerze. Całkiem miłym zaskoczeniem był telefon od Koyota, których też miał ochotę pojeździć i Rocha wcale długo nie musiał namawiać. Umówili się u Koyocika i stamtąd ruszyli w bezkresną otchłań lasu, którym dojechali do Zendka. A z Zendka tylko rzut beretem na lotnisko i to był kolejny cel.

Po drodze załapał się jeden odważny, który chciał wozić się na tylnym kole, ale Koyot wraz z Rochem zajechali ów odważnego, który nie wiedział na co się porywa. Sami też dostali w kość, ale w końcu on pierwszy odpadł. Pulsometr Rocha wskazał 192 uderzenia na minutę, ale odpoczynek był tuż za zakrętem na słynnych podkładach, na których Roch czeka na starty i lądowania. Po dojściu do siebie pojechali do Świerklańca, tam załapali się na wystawę psów, ale bardziej liczyła się jakaś ławka niż psy upodobnione do swoich właścicieli.

Ze Świerklańca pozostało wrócić do domu, a z Koyotem rozjechali się w okolicach "wewnętrznej drogi PKP". Według szacunków Roch przejechał jakieś 50 km, co nawet czuje w nogach, ale warto było, bo pogoda nawet nie była zła, tylko ten wiatr czasem spowalniał. Jutro powtórka, o ile pogoda pozwoli, a nic nie wskazuje na to, żeby było inaczej.

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Korzystając z chwili przerwy

Poranna notka, ale Rochowi popołudniami nie uśmiecha się siedzenie przed komputerem, bo ośmiogodzinne napromieniowanie jest już zupełnie wystarczające. Porzucił on także wszelkie dodatkowe zajęcia, czyli sąsiedzkie serwisowanie komputerów, bo i to mu się nudzi (nie licząc wąskiego grona ludzi, których komputery są mu nadal bliskie). W pracy Roch pracuje (naprawdę), a przerwach wygląda przez okno. Wczoraj za oknem był grad, co Roch skrzętnie odnotował za pomocą telefonu i wbudowanego weń aparatu.

Wczoraj był "pechowy" trzynasty, który dla Rocha okazał się szczęśliwy albowiem otrzymał on superową wiadomość od zaprzyjaźnionej "ładniejszej połówki Koyocika", że w maju ma wejście na lotnisko z okazji dnia spottera. Sześć godzin na płycie lotniska, samoloty, które można dotknąć, lądowania na wyciągnięcie ręki i cała ta samolotowa otoczka. Roch poczuł się jakby za życia trafił do raju. Teraz pozostaje wyczekiwać maja i informacji od Organizatorów, kiedy stawić się na lotnisku, bo to, że Roch pojedzie jest więcej niż pewne. Miał zrobić sobie długi weekend, ale 2 maja idzie do pracy, żeby mieć -- ewentualny -- urlop na dzień spottera.

Na zakończenie "gradowy" film:


Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Niedziela, czyli Cargojet

Boeing 767-200Jeśli niedziela, to tylko na lotnisku bowiem w niedzielę pojawia się Cargojet, którego Roch lubi fotografować. Tak też było i dziś, a w dodatku Roch miał dwóch kompanów, z którymi jechał pokonując wiejący wiatr. Na samym lotnisku wiało jeszcze gorzej, otwarta przestrzeń w połączeniu z "położeniem na górce" spowodowało to, że głów mało im nie urwało, ale długo nie musieli czekać i już po chwili opasły 767 leniwie wytoczył się i pojechał na koniec pasa. Roch dobył aparatu i czekał na to, aż wzniesie się w powietrze.

Wiatr był taki, że ciężki Boeing 767 też został poruszony, ale tylko trochę. Słońce na szczęście schowało się za chmurką i zdjęcia nawet się udały. Jedno z nich powędrowało na Airliners.net i już za 8 - 9 dni, jak screenerzy je dopuszczą, będzie można je oglądać. Co do samego pedałowania to nie można powiedzieć nic złego -- poza tym, że wiało jak "10 w skali Beauforta" -- towarzystwo doborowe, droga równa, pedałować się chciało no i pogoda w miarę ładna, choć droga powrotna była już z ciemnymi chmurami za plecami, ale jak do tej pory nic z nich nie pada.

Jutro start w nowy tydzień, więc -- o ile w ogóle -- Roch wyskoczy na rower popołudniu, ale to nic pewnego nie jest. Musi być pogoda i nie może być wiatru, bo po dzisiejszym powrocie Roch ma dość pedałowania i stania w miejscu. A przyszła niedziela to kolejny wypad na Cargojeta. Na Rochowym Flickr zachodzą zmiany; Roch postanowił, że posegreguje zdjęcia według linii lotniczych, żeby zapanował jakiś względny porządek. Na razie jest chaos, ale na początku zawsze jest, nawet w Mitologii.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 9 kwietnia 2011

Ze łzami w oczach

PodjazdPoczątkowo Roch przestraszył się wiatru, który -- według szamanów pogodowych -- osiąga nawet 100 km/h i nie chciał iść na rower, ale w końcu ma dwa wolne dni, które trzeba wykorzystać. Zapakował więc pompkę do plecaka, mp3grajka i ruszył przed siebie. Nie chciał odjeżdżać za daleko dlatego za cel obrał Dolomity, na których nie było go już dobry rok. Wiele się nie zmieniło, bo też nie miało co się zmieniać. Fajne podjazdy, jeszcze lepsze zjazdy, a to wszystko w krzakach, w których mniej wiało. Poza Rochem nikt na rowerze nie jeździł stąd mp3grajek był jak woda na pustyni. Z muzyką jeździ się lepiej niż w martwej ciszy szczególnie, że grało Horkýže Slíže (Motorkářská).

Z Dolomitów Roch wrócił do domu; przejechał jeszcze przez miasto, ale tam też cisza (nie licząc hulającego wiatru). Oczywiście nie ma żadnych cyferek, bo Roch ich już nie liczy. Statystyki też będą okrojone, pod warunkiem, że Rochowi będzie chciało się przerobić obecny arkusz. Od pewnego czasu Roch jeździ dla (jeszcze większej) przyjemności.

Jutro pogoda ma być jeszcze lepsza, a przynajmniej bezwietrzna więc jakiś dłuższy wypad się uskuteczni; Koyocik już się zapowiedział więc dobre towarzystwo jest, ochota na pedałowanie jest, a pogoda ma być, czyli wszystkie warunki są spełnione do tego żeby spędzić miłą niedzielę. Na zakończenie, tradycyjnie Rower Rocha (i niech Błażej ze swoim rowerem się schowa).

Dolomity

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Samowyzwalacz

Roch wszedł w drugi miesiąc pracy programisty; wciąż się wdraża, poznaje elektronikę, coś już większego pisze. Głowi się i poci, bo problemy mnożą się jak króliki w klatce, ale ma nadzieję, że w końcu ogarnie wszystko i jakoś nad tym chaosem zapanuje. Dzisiaj doszło mu pisanie triggerów, czyli procedur, które automagicznie reagują na zdarzenia. Ostatni raz z SQLem Roch miał do czynienia na studiach i miał prawo zapomnieć.

Niedługo już weekend i Roch odpocznie trochę od wyzwalaczy siedząc na siodełku rowerowym. Pogoda ma być w miarę ładna, deszczu ma nie być więc rower jest całkiem możliwy. Obowiązkowym punktem, o ile pogoda pozwoli, będzie wyjazd na lotnisko, chociażby "tam i z powrotem". Wszyscy chętni mogą się wpisywać na listę.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Po weekendzie zepsuła się pogoda

Weekend był w pełni wiosenny, o czym Roch z dokładnością Gala Anonima informował Czytelników; dziś od rana zapowiadało się, że będzie powtórka z rowerowania, ale gdy tylko Roch wyszedł z budynku zaczął padać deszcz. I padał całą drogę powrotną, a przy końcu już nie tylko lało, ale i wiało. Z wiosny zrobiło się tylko wspomnienie, ale lepiej żeby padało w tygodniu niż w weekend, kiedy to Roch ma wolne.

Poniedziałek już się kończy, jutro wtorek i z górki, do weekendu i kolejnego rowerowania. W międzyczasie Roch zaopatrzył się w nowe akumulatorki do mp3grajka gdyby trzeba było jeździć samemu. Na lotnisko z mp3grajkiem też można jechać lecz Roch żywi nadzieję, że ktoś chętny się znajdzie.

Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Niedziela w siodle

Niedzielny wypadWeekend w pełni wiosenny; ludzie wybyli na rowery, kijki bez nart, w ostateczności na spacery. Na ramieniu każdego z nich wisiała lustrzanka, zdjęcia robił każdy, nawet telefonami komórkowymi, czyli wiosna w pełni. Roch też chciał wybrać się z aparatem na lotnisko, ale znalazł się towarzysz, z którym Roch mógł spędził miło czas. Lotnisko więc musi poczekać pięć dni na Rocha bowiem przyszły weekend należy właśnie do samolotów i zdjęć, a dziś Roch zrobił tylko jedno zdjęcie na potwierdzenie tego, że rower jest w użyciu, a nie stoi i zbiera kurz.

Jest to też pierwszy dzień bez licznika; instynktownie Roch spoglądał w miejsce, w którym do wczoraj jeszcze był licznik, ale nic tam nie znalazł. I bardzo dobrze, bo mógł się skupić na filozoficznych rozważaniach, które prowadził z niezastąpionym towarzyszem wycieczki. Za cel obrali sobie Świerklaniec, ale tak ich poniosło, że skończyli w Piekarach Śląskich, z których wrócili do Świerklańca i dalej do Tarnowskich Gór. Gdy ktoś zapyta Rocha "ile przejechałeś kilometrów" on odpowie "nie wiem, a konkretnie to nie interesuje mnie to, bo liczy się przyjemność i towarzystwo ulubionych Przyjaciół, a nie suche cyfry, które nic nie mówią". I tak oto zrodziła się nowa, świecka, tradycja nieliczenia kilometrów.

Pogoda dopisała, weekend należy do bardzo udanych, bo Roch nie jeździł sam, a każdego dnia znalazła się osoba, która wraz z nim dźwigała trudy braku kondycji, co bardzo go cieszy. Teraz pozostaje poczekać pięć dni na kolejny weekend i ponowne spotkanie z towarzyszami rowerowymi, a może poznanie nowych, dotąd nie odkrytych talentów rowerowych. W tygodniu Roch postara się wyskoczyć na szybki wypad; na odwiedzenie czekają Repty i Dolomity, a także zaprzyjaźniony sklep Adventure. Oby tylko wiosna stanęła na wysokości zadania, a Roch nie zmarnuje dobrej pogody. Nawet bez licznika.

Roch pozdrawia Czytelników.

sobota, 2 kwietnia 2011

Bez licznika jest lepiej

Roch powoli zaczął się przepraszać z różnymi serwisami zbierającymi statystyki rowerowe, aż tu dziś bateria w Rochowym liczniku padła.

- "To jest znak" -- Pomyślał Roch.

I postanowił, że dzień padniętej baterii będzie pierwszym dniem bez licznika rowerowego, który i tak już Rochowi nie było potrzebny od dłuższego czasu. Pomiar kilometrów jest fajny, ale też nie ma co popadać w paranoje, a Roch zrozumiał to pedałując z Koyocikiem i nie patrząc ile aktualnie jest kilometrów. Pedałowało się długo i w miarę szybko i od dziś to będzie wyznacznik tego, czy Roch jest wyjeżdżony, czy nie. Z elektronicznych gadżetów Roch zostawi pulsometr; raz, że trochę na niego wydał, a dwa, że serducho trzeba monitorować.

Zgodnie z obietnicą weekend jest rowerowy; początkowo YR.no straszyło deszczem, ale w końcu pokazało tylko chmurkę i Roch poszedł jeździć. O kilometrach pisać nie ma co, bo zwyczajnie Roch nie wie ile ich było, ale zaliczył Świerklaniec, Chechło i Miasteczko Śląskie. Na zakończenie przejechał się "Wewnętrzną drogą PKP" i wrócił z powrotem do Tarnowskich Gór. Nogi bolą, zadyszka była, czyli Roch wyjeździł się, a jutro ostatni dzień laby i też wypadałoby iść na rower szczególnie, że pogoda ma być jeszcze lepsza niż dziś. Być może jakieś lotnisko się zaliczy, ale o tym dopiero jutro.

Roch pozdrawia Czytelników.

piątek, 1 kwietnia 2011

Kolejny weekend

Dzień jest już na tyle długi, że po pracy można trochę pojeździć i tak też zrobił Roch wczoraj. Po pracy wskoczył w rowerowe ciuszki i pojechał do Miasteczka Śląskiego i z powrotem. Z tego wszystkiego Rochowi nie chciało się już uruchamiać komputera żeby pochwalić się tym faktem. Dwadzieścia kilometrów to niezły wynik, a dzięki temu w tym roku już jest 200 kilometrów. Nie ma co, kilometrów nie będzie dużo, chyba, że Roch zacznie jeździć do pracy rowerem, ale póki nie wolno wjechać rowerem na autostradę, póty Roch tego nie zrobi.

Oficjalnie nastał weekend, pogoda dopisuje i jutro na pewno Roch będzie jeździł, bo już umówił się z Koyocikiem na 1300, bo rano pewnie Roch będzie nadrabiał zaległości, jakaś faktura jeszcze leży, trzeba zatankować Megi i odrobinę pobyczyć się. Jutro -- i w niedzielę -- pojawią się dłuższe notki, pewnie ze zdjęciami, bo może w niedzielę znowu lotnisko zostanie odwiedzone (gdyby ktoś chciał się zabrać z Rochem).

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Statystyki za marzec: Google Docs.