I nastał weekend, czyli czas kiedy można -- a nawet trzeba -- jeździć na rowerze. Ten weekend jest jednak wyjątkowy bowiem przed nami Święta, a więc okres obżarstwa. Rocha naszło na jeżdżenie po górkach, na co Koyocik wyraził pozytywną opinię i Roch został mianowany kierownikiem wycieczki. Na początek Świerklaniec, później Piekary Śląskie i Radzionków, wszędzie było pod górkę co Rocha zaczynało irytować, ale przed świętami trzeba było się zmęczyć.
W końcu nastąpiła przerwa gdzieś na Dolomitach, Rochowi przestało kołatać serce, mroczki zniknęły i Roch wrócił do żywych. Potem pozostało wrócić do Tarnowskich Gór i znaleźć jakieś miejsce gdzie można odpocząć. Roch odkrył, dzięki Koyocikowi, Szwejkową Gospodę, czyli czeskie klimaty, które Rochowi bardzo pasują. Nasi południowi sąsiedzi mają dużo dobrych rzeczy, a sam Roch jest zafascynowany Czechami.
Szwejkowa gospoda zyskała stałego bywalca, bo jest tam fajnie. Kilometrów wyszło koło 30, bo jak wiadomo Roch nie posiada licznika, ale na szczęście towarzysz rowerowy był w niego wyposażony i można było z oszacować ile Roch przejechał, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo kilometry się nie liczą. Teraz można się obżerać, w końcu Roch spalił prawie 2000 kalorii.
Roch pozdrawia Czytelników.
Wesołych Świąt i dużego zajączka (czekoladowego :P)
OdpowiedzUsuńNawzajemmnie oczywiście :)
OdpowiedzUsuń