W końcu, po dwóch dniach, przestało padać; najwidoczniej przez circa półtorej dnia wypadało się i dzięki temu można było pojechać na jakąś rowerową przejażdżkę. Co prawda przejażdżka skończyła się na stacji PKP, ale w końcu nie można było się oddalać zbytnio ponieważ co rusz padał przelotny deszcz. Na stacji lokomotywy sobie jeździły w te i wewte i tak czas mijał.
Wreszcie wyszło słońce, bo ostatnie dwa dni były mokre, wietrzne i zachmurzone i pewnie tak będzie coraz częściej, bo w końcu jesień już tuż tuż i trzeba będzie się powoli przestawiać na tryb jesienny, czyli lutownica pójdzie w ruch. Póki co jednak, Roch wykorzystuje każdą chwilę żeby móc pojeździć na rowerze zanim piasta kompletnie wyzionie ducha.
Roch pozdrawia Czytelników.
Dobrze, że Roch nawykły do siadania na podkładach, będąc na stacji PKP, tym razem tego nie zrobił -nie mógłby dalej pisać tak fajnego bloga. Poza tym, kto by mu wymienił popsutą piastę w rowerze ?
OdpowiedzUsuń:)
Akurat o podkłady nie ma co się martwić - na lotnisku są one ułożone właśnie do siedzenia (pewnie jakiś spotter-kulturysta to zrobił). Na stacji strasznie niewygodnie się na nich siedzi :)
OdpowiedzUsuńDzięki za słowa uznania :)