Roch czasem sam siebie potrafi zadziwić; tym razem Roch bezbłędnie przewidział pogodę już w pierwszym akapicie wczorajszej notki. Roch, jako prorok, zaczyna się sobie podobać, jeszcze tylko "wywieszczy" numery w lotka i będzie całkowicie szczęśliwy. Na dowód swoich wybitnych zdolności po lewej stronie zdjęcie z zapowiedzią burzy. Chmura chyba się oberwała, bo przez dziesięć minut Roch nie widział własnego samochodu, a później wyszło słońce, zrobiło się ciepło i po burzy pozostał tylko mokry asfalt, który był doskonałym usprawiedliwieniem dla piątkowego lenistwa.
Z elektroniką też Roch nie ruszył, a to z powodu porannego wyjazdu i po powrocie nie było już czasu na wizytę w zaprzyjaźnionym PWiK, gdzie Roch drukuje mozaiki płytek, które potem prasuje. Weekend zatem upłynie, o ile nie zacznie padać, pod znakiem rowerowo-lotniskowym, czyli rowerem na lotnisko, tam piknik połączony ze spottingiem i powrót do domu. Może przez weekend trafi się jakiś rodzynek, a jeśli nawet nie to i tak 40 kilometrów zostanie dopisane do statystyk.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz