Wieje strasznie, a to oznacza, że z wiatrem coś przyjdzie. Według wszelkich prognoz będzie to deszcz, na pasku jego wypasionej przeglądarki już pojawiają się chmurki, a to nic dobrego nie wróży. Być może jest to ostatnia rowerowa notka, jaką Roch popełnia, a więc trzeba się przyłożyć, bo później będzie tylko o tym, że "ciągle pada, alejkami już strumienie wody płyną".
Na początku wypadu Roch słownie starł się z kierowcą swojego wspaniałego i drogiego samochodu, który to samochód wyłącza myślenie u kierowcy, który o mały włos nie zahaczył o Rocha. Na propozycję "zatrzymaj się, to cię ku**a nauczę jeździć" dumny kierowca już nie odpowiedział tylko dodał gazu, a szkoda, bo może pompka przekonała by go, że rower to też pojazd i w pewnych sytuacjach trzeba jechać jezdnią. Cóż, polscy kierowcy nadal są przekonani, że w swoich wspaniałych maszynach sprowadzonych od naszych zachodnich sąsiadów są bogami i pewnie dlatego najczęściej zajmują lewy pas ruchu.
Później, nie chcąc już angażować się w ustne potyczki wjechał w krzaki i tam jeździł. W sumie krzakami i leśnymi duktami Roch pokonał 35 km po czym wrócił do domu. Zasiadłszy (podobno geniusze używają imiesłowów przysłówkowych) przed monitorem Roch postanowił, że jeszcze raz rzuci okiem na pierwszy elektroniczny projekt w tym roku. Okazało się, że Roch zapomniał o bezpieczniku, a jego dodanie pociągnie za sobą trochę pracy. Roch myśli, czy warto.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz