Weekend, zgodnie z zapowiedziami, upływa pod znakiem "przelotnych opadów deszczu", czyli takimi, które nadchodzą niespodziewanie, są intensywne i równie niespodziewanie ustępują. Początkowo Roch już widział jak ponownie "regeneruje się", bo przecież nie wiadomo kiedy znowu deszcz spadnie i można z czystym sumieniem byczyć się.
Jednak sumienie Rocha -- choć on twierdzi, że go nie posiada -- nie dawało Rochowi spokoju; w końcu zebrał się i poszedł na rower, z planem maksimum w okolicach 20km, żeby się nie przemęczyć, a i krótki dystans gwarantował to, iż deszcz go nie zaskoczy. Jednak po spotkaniu się z rowerowym towarzyszem plan uległ modyfikacji i z dwudziestu kilometrów zrobiło się ich czterdzieści.
I całkiem dobrze, bo to była maksymalna ilość kilometrów, które przejechali bez deszczu. Tuż pod domem zaczął padać deszcz, a w trakcie pisania tej notki zaczęło także grzmieć, choć niebo jest błękitne. Nic by się nie stało gdyby jutro scenariusz się powtórzył ponieważ do pełnych 3 000 km brakuje Rochowi tylko 40 km, czyli jutro może być całkiem okrągła notka.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz